Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Kutaisi, czyli o tym jak religia zabrania mi pływać z mężczyznami

Po przebojach z dojazdem na lotnisko w Katowicach, w końcu wylądowałyśmy w Kutaisi. Rano. Wcześnie rano. Dla nas czasu polskiego była to godzina czwarta. Wpakowałyśmy się do naszej pierwszej marszturki (3 lari na trasie lotnisko-centrum Kutaisi) i po godzinie błądziłyśmy ulicami miasta.

Sprawiało wrażenie umarłego. Szerokie ulice i place pełne okazałych budowli świeciły pustkami, a jedynymi żywymi istotami były błądzące psy i sprzątający ulice ludzie (których nota bene w porównaniu z polskimi miastami było zadziwiająco dużo – każdy z miotłą wykonaną z suszu). Czułam się trochę jak na Ukrainie. Socrealistyczna zabudowa, walące się kamienice i abstrakcyjne pomniki.

Wrażenie robi zwłaszcza ten na środku głównego placu. Na pierwszy rzut oka nijak nie wpisująca się w ideę miasta fontanna z jakimiś ni to perskimi, ni fenickimi motywami. Odpowiedź na pytanie, co ona tu do cholery robi, jest rewelacyjna! Kutaisi, w starożytności zwane Ai było dokładnie tym miastem gdzie Jazon (ten mitologiczny, ten od Argonautów) wybrał się po złote runo. Informacja, której się tu nie spodziewałam. Jako dziecko byłam maniaczką mitologii greckiej. Spędzałam całe godziny w książkach i porównywałam rozmaite wersje mitów. Na pewno nie sądziłam, że wypad na Kaukaz będzie okazją do przypomnienia sobie tych czasów.

Po kilkugodzinnej drzemce (dla nas odespaniu nocy) poszłyśmy na przepisowe zwiedzanie miasta. Cele były UNESCOwate – katedra Bagrati i monastyr Gelati (update: w 2017 roku miejsca te straciły status zabytków UNESCO.

Jeśli jedziesz do Gruzji, to powinieneś zajrzeć na ten wpis. Tutaj jest najwięcej praktycznych informacji. Klik!

Monastyr Gelati pod Kutaisi

W czasach średniowiecza Kutaisi było centrum życia kulturowego regionu. Monastyr Gelati nazywany był “drugimi Atenami” (choć Lonely Planet mi właśnie powiedział, że “drugą Jerozolimą”). Powiem wam, że tak jak Bagrati (drugi z monastyrów pod Kutaisi) zrobiło na mnie wrażenie bardzo przeciętne (dużo ciekawszy był spacer do niej – zahaczenie o ulice i uliczki miasta i pierwsze zetknięcie z, zupełnie dla mnie egzotyczną, architekturą Gruzji), to Gelati jest rewelacyjne. Monastyr mieści się na wzgórzu za miastem i rozciąga się z niego fantastyczny widok na okolicę. Sam w sobie jest arcydziełem, znakomicie wpisującym się w okoliczny pagórkowaty krajobraz.

W środku jest nie mniej piękny. Nie wiem, jaki macie stosunek do prawosławnych cerkwi, ale dla mnie są to istne, bardzo egzotyczne, arcydzieła. Tak naprawdę pierwsze zetknięcie z nimi miałam dopiero rok temu w Kijowie. Gruzja to moja druga przygoda i szkoda mi opuścić każdą jedną świątynię. Mogłabym w nich po prostu siedzieć i patrzeć na te wszystkie malowidła ścienne, ikony i zdobienia. Cuda! Po prostu cuda!

Targ w Kutaisi, Gruzja

Po powrocie do miasta zostałyśmy wysadzone (wspomniałam już, że w 99% poruszamy się autostopem?) w najbardziej europejskiej części miasta, z której szybko uciekłyśmy w okolice bazaru, gdzie zrobiłyśmy zakupy i w zapyziałej knajpie zjadłyśmy pierwszy gruziński obiad. Ale mniejsza z tym. Wycieczkę na bazar polecam bardzo, a za to następnego dnia…

Nierozsądne przygody

Było wesoło 🙂 Postanowiłyśmy pojechać nad morze, a następnie w kierunku Swanetii. Po drodze spotkałyśmy przyjaznego Gruzina, który zaproponował nam podwiezienie do kolejnej miejscowości. Razem ze swoim kolegą zaprosili nas najpierw do siebie na owocowy poczęstunek i co nieco alkoholu. Niepokojąc się, napomykałyśmy, że to miała być chwila i albo jedziemy, albo my wychodzimy. Niewiele się nami przejmowali i z 15 minut zrobiła się godzinna gościna.

Ale to jeszcze nic. Nasi nowi koledzy stwierdzili nagle, że chętnie sami się przejadą nad morze i nas tam zawiozą. No dobra, niech im będzie. Tylko dlaczego do licha jedziemy drogą, która – jak zdążyłam się już zorientować – nad morze nie prowadzi?

Zatrzymali się nieopodal rzeki i stwierdzili, że oni się wykąpią, bo “żarka”. Tego mi było za wiele. Długo się nie zastanawiając podniosłam tak głos, jak i swój plecak i podeszłam do drogi łapać stopa. Tłumaczyli, prosili. W końcu powiedziałam magiczne zdanie:

Religia zabrania mi się kąpać z mężczyznami!

Powiem wam, że nie podoba mi się fakt, że musiałam się uciec do kłamstwa. W idealnym świecie chciałabym móc powiedzieć po prostu “Nie” i to powinno wystarczyć. Moja feministyczna część cierpiała. Co z tego, że dziewuszka coś mówi? My jej obiecamy morze, ona się zgodzi na wiele. Nieistotne, że będziemy przeciągać.

Religia zabrania mi się kąpać z mężczyznami!

Podziałało. Zdanie kobiety ich nie obchodziło, ale z religią dyskutować nie potrafili.

Gdybym była sama, nigdy nie weszłabym do tego samochodu z powrotem. No ale Paula nalegała, a oni obiecali, że nas zawiozą na drogę główną (nagle już nie nad morze i nie do następnego miasta). No ok.

Wywieźli, Paula się pożegnała, ja nie zamierzając za nic dziękować i nikomu nie podając ręki, obdarowałam ich wzrokiem bazyliszka. NIE-NA-WI-DZĘ! A przecież Turcja przed nami…

INFORMACJE PRAKTYCZNE

NOCLEG: W Kutaisi zatrzymałyśmy się w swojsko brzmiącym miejscu: Kutaisi Hostel. Bardzo przyjemne miejsce blisko centrum. Szybkie wifi, potrzebne informacje o mieście, mapy, kawa, herbata do ciągłej dyspozycji. Fajna, młodzieżowo-hostelowa atmosfera. Polecam! Inne noclegi w Kutaisi znajdziecie tutaj

Lotnisko w Kutaisi: to jedno z najprzyjemniejszych lotnisk, gdzie spokojnie można przenocować (robi to masa osób). Do centrum Kutaisi jest stąd w miarę blisko i bardzo łatwo dojechać marszrutką, których pełno przed lotniskiem. Nie ma szans, byście się zgubili. 🙂

Gdzie dalej:
Zobaczenie atrakcji miasta zajmie nam jeden dzień. Na więcej szkoda waszego czasu. Kutaisi to dobra baza wypadowa na zachód kraju, szczególnie do przepięknej Swanetii, ale też nad morze.

Jedziecie do Gruzji? Tutaj poczytacie o niej więcej. A jeśli podoba wam się mój blog, to zajrzyjcie też na mój fanpage. Lajkując go będziecie już zawsze wiedzieć o nowych wpisach. 🙂 

Exit mobile version