Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

W Rabce nie ma mieszkań!

 

Dom na wzgórzu

Przyjechaliśmy do Rabki pełni nadziei. Jeszcze w busie zadzwoniłam do pana Pawła. Być może naszego przyszłego landlorda. Za pół godziny byliśmy umówieni pod jego domem. Był już na miejscu. Weszliśmy.

Zobaczyliśmy przepiękne przestronne mieszkanie z tarasem wychodzącym na podwórze. Z niego rozpościerał się widok na Kotlinę Rabczańską. Unoszący się nad miasteczkiem smog znajdował się głęboko pod nami. Odetchnęłam głęboko i stwierdziłam: tak! Tu jest idealnie.

Właściciel chciał za mieszkanie 1000 zł. Łącznie z opłatami wyszłoby ok. 1200. Trochę nie podobał mi się pomysł kaucji wynoszącej dwumiesięczny czynsz, ale trudno. Byłam gotowa na to iść.

Porównywałam cenę z moim krakowskim mieszkaniem, które niewątpliwie jest na o wiele gorszym poziomie. Oczyma wyobraźni widziałam siebie pracującą w przestronnym salonie i odpoczywającą na tarasie. Widziałam miejsce dla spania dla couchsurferów, a być może i legowisko dla psa. Widziałam tam siebie na lata.

Niestety, ja miałam perspektywę krakowskiej klitki za 1600 zł (z opłatami). Piotr z kolei miał perspektywę dużego domu z przepięknym ogrodem, w którym – z racji z tego, że mieszkał do tej pory z rodzicami – nie płacił nic.
-Musimy się zmieścić w 1000 zł ze wszystkim – zadecydował.
Na moje marudzenie odparł – całkiem zresztą racjonalnie – „Przecież to pierwsze mieszkanie, jakie oglądamy. Będą lepsze i tańsze”.

Przeczytaj o tym, dlaczego przeprowadzam się do Rabki-Zdrój. I czy się tego nie boję. Klik!

Dwa miesiące później

Minęły dwa miesiące. W międzyczasie byliśmy w Rabce dobre pięć razy. Znamy się z każdym restauratorem, z każdą baristką. Na osiedlach bloków rozwiesiliśmy dziesiątki ogłoszeń
„Młoda para szuka mieszkania od zaraz”.
Przez te dwa miesiące obejrzeliśmy dwa mieszkania. DWA.

Rabka miasteczkiem bez mieszkań

-Nie no, nie słyszałem akurat, ale nie powinno być problemu.
Wchodząc do każdego po kolei sklepu, słyszeliśmy te słowa kilkanaście razy. My też odpowiadaliśmy to samo:
-A jednak problem jest wielki.
-Sprawdzaliście internet? Gorce24? OLX? Gumtree?
-No oczywiście, że tak!
-A na tablicach ogłoszeń?
-Też nic!
-Nie chce mi się wierzyć!
-To może podpowie pan, jak pan by szukał?

Cisza. Czasem ktoś gdzieś zadzwoni, czasem poprosi, byśmy zostawili numer telefonu. My w tym samym czasie idziemy dalej.

***

Zdarzają się też inne odpowiedzi. One są głównie w biurach agencji nieruchomości:
-Oj będzie problem. Na sprzedaż tak, ale nie na wynajem.
-Ale miewają państwo coś?
-No tak raz na pół roku.
Zrezygnowani idziemy dalej przywieszać kolejne ogłoszenia i pytać kolejnych przypadkowych ludzi. Wszyscy są pomocni. Wszyscy obiecują się rozejrzeć. Ostatecznie wszystko zawodzi.

Popyt przewyższa podaż

Znajdujemy ogłoszenie o mieszkaniu w samym centrum miasteczka. Lokalizacja idealna. Blisko autobusu, blisko sklepów, blisko kawiarń i blisko szlaków. Mieszkanie w odpowiednim rozmiarze, wyremontowane – cudowne. Cena to 800 zł. Jadę!

Oglądam przyjemny lokal. Może nie jest tak piękny, jak ten na górce, ale wszystko nowe, świeże, dopiero co po remoncie. Tu płyta indukcyjna, tam jakieś marmury w toalecie. Na początek styknie. Zwłaszcza za tę cenę.

Właściciel też jak się patrzy. Miły, konkretny, widać, że wykształcony. Prawie chcę płacić, ale się wstrzymuję.
-A jak tam z czynszem?
-400 zł dla spółdzielni. Dochodzą opłaty za prąd.

800 zł odstępnego plus 400 zł czynszu to dokładnie tyle, ile płaciłam za mieszkanie w Krakowie, 10 minut na piechotę od rynku. To 200 zł więcej niż idealne mieszkanie na górce. I 200 zł więcej niż mam pozwolenie od Piotra. I 200 zł więcej niż moje poczucie rozsądku.

Wieczorem przy rozmowie z ukochanym byliśmy już przekonani: w Rabce opłaca się kupować mieszkania pod wynajem.

Centrum to blokowisko

Rabka-Zdrój ma 13 tysięcy mieszkańców. Miasto rozkwitło przede wszystkim po wojnie, kiedy stało się państwowym ośrodkiem leczenia gruźlicy, a potem astmy i alergii. Właśnie wtedy masowo zaczęli tu przyjeżdżać lekarze i pielęgniarki. Stawiano kolejne sanatoria, a obok sanatoriów bloki mieszkalne.

Dziś mamy kilka sporych osiedli. Centrum miasta to Orkana – bloki od tych najstarszych, po trochę młodsze, aż w końcu po takie, które dopiero powstają i są marzeniem rabczańskiej śmietanki.

Mamy Chopina, Parkowe czy Słoneczną Skarpę. Podobno gdzieś dalej są bloki „koło szpitala”. Gdzieś kilka się ostało „przy markecie”. Razem kilkadziesiąt bloków:
-Jak już to szukajcie tam. – mówi niemal każdy.

Wielorodzinne domy z pustymi mieszkaniami

-Tak! Moja szwagierka chce wynająć mieszkanie u siebie. Wy na długo szukacie? Bo ona to raczej na krócej.
-Chociażby na 2 miesiące. Żeby się zaaklimatyzować, być na miejscu, niespiesznie szukać dalej.

Godzinę później rozmawialiśmy ze szwagierką. Podobnie jak wielu tutejszych ma duży dom, z którego spora część jest niewykorzystywana. Dawniej tak się budowało z nadzieją, że syn osiądzie. Niestety ten zwykle wolał Kraków lub zagranicę. Mieszkania stoją więc puste.

Umawiamy się na następny dzień na oglądanie mieszkania. Wcześniej dzwonię do kobiety.
-Wie pani, rozmawiałam z mężem i jednak rezygnujemy. Wolimy wynajmować turystom.

Mieszkania są. Dla turystów.

Wściekła odłożyłam słuchawkę. Wściekła, ale przecież świetnie ją rozumiem. Też bym tak zrobiła.

Rabka-Zdrój znajduje się na styku dwóch pasm górskich – Gorców i Beskidu Wyspowego. Z Krakowa tu mamy godzinę. Świetne miejsce na weekend dla lekkich górskich spacerów.

Świetne miejsce dla rodzin z dziećmi. Rabka-Zdrój jest „Miastem Dzieci Świata”. Znajduje się tu park rozrywki Rabkoland, jest teatr lalkowy Rabcio, odbywa się Festiwal Literatury Dziecięcej. Dobra opcja na wakacje z dziećmi.

No i starsi. Nie po to mamy domy uzdrowiskowe i sanatoria, żeby z nich nie korzystać. W tę stronę poszły też hotele, które oferują zabiegi lecznicze i odpowiednie diety.

Wreszcie dzieciaki przyjeżdżają na kilka miesięcy do sanatoriów. A skoro dziecko przyjechało, to rodzic często za nim. Wynajmuje mieszkanie na tydzień, dwa tygodnie, miesiąc.

Zwłaszcza w prywatnych domach stoi dużo umeblowanych mieszkań. Oczywiście, że są dostępne. Oczywiście, że właściciel chętnie wynajmie. Ale oczywiście płacimy za nie minimum 60 zł za noc. Za miesiąc to będzie 2400 zł. Za jeden pokój.

Nic dziwnego. Sama, gdybym miała wolne mieszkanie, dałabym je na AirBnB dla turystów. Zwłaszcza teraz, przed sezonem.

A po co mi ten kłopot

Wreszcie mamy trzecią grupę i też ją rozumiem. Rodzina zarabia w Niemczech czy Austrii. Mieszkanie stoi puste. Teoretycznie można je wynająć.

Ale czy ja znam tych lokatorów? Czy aby będą płacić? Czy to 600 zł miesięcznie (bo reszta idzie na czynsz) na pewno jest mi tak potrzebne? A to remont trzeba zrobić. A to meble dokupić. Czy lokator uczciwy, a kto to wie?

Kilkukrotnie obiłam się o osoby, które „może by i wynajęły, ale w sumie nie są pewne”. Albo „no mam mieszkanie, ale ono jest w bardzo złym stanie, a remontować nie chcę”. I najczęściej „ale dochód stały państwo mają? Ale na pewno?”

Maraton trwa

Zakreślam kolejne kwadraciki dni, w których nie znalazłam mieszkania. Kto by przypuszczał, że przez 2 miesiące nawet nie tyle, że jest się wybrednym. Po prostu nie ma wobec czego być wybrednym! Kto by przypuszczał, że mimo dziesiątek porozwieszanych informacji nie dostaniemy żadnej wiadomości zwrotnej. Że w internetach będą pustki. Że wreszcie, jak coś się pojawi, to będzie na to miejsce 10 chętnych, a ceny mieszkań będą zbliżone do krakowskich.

Jutro idę oglądać kolejne mieszkanie. Po remoncie – dobrze. Nieumeblowane – gorzej, ale trudno. I „wie pani, mi zależy, żeby trafić na kogoś uczciwego”. Jestem uczciwa! Obiecuję!

Trzymajcie za mnie kciuki!

Exit mobile version