Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Podróż kończy się tam, gdzie pojawia się Inny – jak zmienił mnie rok 2018

Kiedy zaczynam pisać to podsumowanie, nie wiem czy je skończę. Nie wiem czy zaraz mi się nie obudzi córka i czy nie będę musiała spędzić reszty dnia na zajmowaniu się nią. Nie wiem też czy jutro, pojutrze, za pięć dni będę miała czas, by ten tekst skończyć.

I tak ostatnio wygląda wszystko, co robię. Gdy mam kilka chwil wolnego, łapię się jakiegoś zajęcia, a potem przerywam i nie mam sił, by do niego wrócić.

Tak wygląda urlop macierzyński.

2018 jako mama

1 stycznia 2018 roku Kora miała półtora miesiąca. Powoli kończył się okres noworodkowy, a zaczęły przeboje z niemowlakowaniem.

Jestem ambitną mamą, która chce, by jej dziecko było jak najzdrowsze i najlepiej rozwinięte. Przeczytałam dziesiątki lektur, które przekonują, że pierwszy rok jest najważniejszy. To właśnie wtedy należy dawać dziecku jak najwięcej wsparcia i miłości. Wiązałam więc małą w chustę, wkładałam w pieluchy wielorazowe, bo tak zdrowiej i dla niej i dla środowiska, chadzałam na dwu-trzygodzinne spacery i z religijną wręcz nadgorliwością karmiłam piersią.

W maju zaczęliśmy rozszerzać dietę. Oczywiście zdecydowałam się na samodzielne gotowanie i BLW. A że chcę Korę wychować na etycznie dobrego człowieka – postanowiłam, że mała będzie wegetarianką.

Dlaczego? Powód jest prosty. Spożywanie mięsa, zwłaszcza mięsa z masowej produkcji jest złem. Jestem co do tego przekonana. Bierzemy udział bezpośrednio w całym procesie znęcania się nad zwierzętami. Nie będę uczyć Kory kradzieży. Nie będę więc też uczyć zabijania.

We wrześniu miałam kryzys. Męczyło mnie wieczne siedzenie w domu, brak kontaktu z przyjaciółmi, nie za częste podróże i rezygnacja z całego mojego dotychczasowego stylu życia, w którym zawsze było dużo kawiarni, pubów, kultury i miejskiego życia. Zdecydowałam się poszukać opiekunki. Ta jest darem od losów.

Dzięki Asi złapałam drugi oddech. Zyskałam kilka godzin tygodniowo, które mogę poświęcić na pracę, a czasem zwykłe wypicie kawy.

Dziś Kora ma ponad rok. Kilka dni temu zaczęła chodzić. Widać, że jest szczęśliwym, pewnym siebie dzieckiem. Gorzej z mamą, która często wkurza się bez powodu i jak najczęściej ucieka w lekturę. Ale jakby na to nie patrzeć – po godzinie wraca stęskniona do dziecka jak na skrzydłach.

2018 w podróży

To nie tak, że nie podróżujemy.

Podróżujemy i to dużo. Jednak w pierwszym roku życia Kory zdecydowaliśmy się tylko na wyjazdy europejskie.

I tak zaczęliśmy w lutym – od wycieczki do Terchowej na Słowacji. Zaledwie tydzień później polecieliśmy na półwysep Sorrento, by zobaczyć jedną z najmodniejszych części Włoch – Wybrzeże Amalfi. Celowo mówię, najmodniejsze, a nie najpiękniejsze, bo moim zdaniem turystyka we Włoszech rozłożona jest bardzo niesprawiedliwie. Takie Amalfi czy Cinque Terre ugina się od turystów, a boskie Apeniny świecą pustkami. Cóż – zdecydowanie lepiej się czuję w tych drugich.

Marzec to czas największych w Europie targów turystycznych. Wzięłam więc rodzinkę pod pachę i pojechałam do Berlina. Mieszkaliśmy wtedy w Poczdamie – idealnym mieście na spacery z wózkiem i na kosztowanie kultury. Wtedy pierwszy raz zostawiłam Korę na więcej niż 5 godzin. Mój Piotr produkował się z rozmrażaniem maminego mleka w woreczkach 😉

Kwiecień był polski – wtedy zaczęliśmy nasze wyzwanie: Robimy Koronę gór Polski! Kupiliśmy Korze książeczkę PTTK i dzielnie zbieramy pieczątki. Zaczęliśmy od Ślęży i Gór Kaczawskich. Tymi drugimi jestem zauroczona.

W maju pojechaliśmy na najdłuższą tegoroczną wycieczkę. Na road trip #doOrvieto. Nasza samochodowa wycieczka miała trwać 3 tygodnie. Niestety wtedy umarła moja babcia. Musieliśmy więc skrócić podróż, którą i tak – do nieszczęśliwego dnia – uważam za bardzo udaną.

Odwiedziliśmy Goerlitz, Bayreuth, Dolomity, okolice Bolzano, region Prosecco i w końcu dotarliśmy do Orvieto. W drodze powrotnej spaliśmy u moich dobrych znajomych spod Modeny, a potem zatrzymaliśmy się na dwa dni w Austrii, gdzie odpoczywaliśmy nad górskim jeziorem.

W czerwcu znowu nadarzyła się okazja do wyjazdu. Tym razem poproszono mnie o napisanie o wybrzeżu Costa Brava w Hiszpanii. Wzięłam więc Korę i moją mamę i przez tydzień zwiedzałyśmy tę wspaniałą część Katalonii.

Lato było polskie. To czas, gdy brałam udział w Mistrzostwach blogerów i odwiedzałam moją rodzinną Wielkopolskę. Celowo pisałam o regionie, w którym się wychowałam – o Pojezierzu Leszczyńskim. Potem weszłam w samochód i jeździłam po ciekawych miejscach południowej Wielkopolski. Nie mogłam uwierzyć, że aż tyle ich tam jest! A przecież to tylko skrawek.

Polecam wam mikropodróże. Są zabójczo ciekawe!

W sierpniu odwiedziłam też – znowu z mamą – zachodnią część Podkarpacia. Zatrzymałyśmy się na kilka dni w okolicach Krosna i zwiedzałyśmy Beskid Niski. Mega ciekawe jest, to że już we wrześniu…

Tam wróciłam! Ale tym razem do Gorlic i okolic. To był mój trzeci raz w Beskidzie Niskim i zdecydowanie nie ostatni. Uwielbiam tę część naszego kraju.

Gdzieś w sierpniu też Piotr powiedział mi przez telefon, że chciałby zobaczyć Brugię. A że marzenia się nie spełniają – marzenia się spełnia, to już we wrześniu polecieliśmy do Belgii na Brugia city break. To prawda – miasto jest przepiękne. Niestety również diabelnie drogie. Wróciliśmy z mocno odchudzonym portfelem.

Na kolejną wycieczkę pozwoliliśmy sobie pod koniec listopada. To Andaluzja i nasz tygodniowy road trip. Miałam co do Andaluzji bardzo duże oczekiwania i z zaskoczona muszę powiedzieć, że nie wygrała z czerwcową Costa Bravą. W 2019 roku zobaczymy, co na to Kanary.

I co? Niby nie było podróżniczo źle. Ba! Było równie dobrze, jak rok wcześniej. Jednak fakt, że z dzieckiem podróżuje się wolniej, inaczej, a także to, że dawno nie byłam poza Europą, powodowało niedosyt. Ten ma zostać nasycony w roku 2019. Już dzisiaj mam w planach Austrię, Kanary, obowiązkowy Berlin, Oman, Prowansję i – w końcu – Islandię. Co z tego wyjdzie – czas pokaże. Austria i Kanary już w tym tygodniu.

2018 w Lesznie

Największą zmianą (oczywiście oprócz bycia matką) okazało się być miejsce zamieszkania. Zawsze mówiłam, że moje serce należy do Krakowa i to w nim chcę ułożyć sobie życie. Cóż – serce swoje, a życie swoje. Gdybym była niezależną singielką, pewnie mieszkałabym w tym moim Krakowie.

Ale nie jestem. Jestem w stałym związku. I mam dziecko. A dziecko ma dziadków.

A dziadkowie pomagają, jak mało kto.

Już w 2017 roku przeprowadziliśmy się z Rabki-Zdrój do Leszna. Wydawało się, że tylko na kilka miesięcy, ale wszystko wskazuje na to, że zostaniemy tu kilka, a może nawet kilkanaście lat. Na razie mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, ale remontujemy odziedziczone mieszkanie, w którym planujemy zamieszkać już w lutym.

Obiektywnie – super! Mamy swoje mieszkanie w fantastycznej lokalizacji w centrum miasta, dwa kroki od parku z placem zabaw. Lokalizacja taka, że wszędzie na piechotę, nawet na tycich nóżkach Kory. Jedyny minus – to nie jest Kraków

I to ten remont pochłonął mnie w ostatnich miesiącach. Jeśli więc ktoś z was pomyślał “czemu ta Ptaszyńska znowu nic nie napisała?”, to tu znajdziecie odpowiedź. Ptaszyńska robi remont! I jak powinna pisać, biega po kafelki, panele i klozety. Ale za to mieszkanie wychodzi niezwykle pięknie. Wręcz wymarzenie.

I jeszcze tylko nie powiesiłam nigdzie mapy.

2018 w polityce

Nie pokazuję tego na blogu, ale prawda jest taka, że jest ze mnie bardzo polityczne zwierzę.

Nie znoszę tego, co się dzieje na obecnej scenie politycznej. Jak ktoś nazywa uchodźcę terrorystą, to dostaję białej gorączki. Jak słyszę, że homoseksualista jest zboczeńcem, to w wszystko mi opada. A jak dodam do tego bzdury związane z mordowaniem zwierząt (piszę to na dzień przed odstrzałem dzików), niszczeniem lasów czy brakiem świadomości związanej z odpadami i smogiem, to nie mogę się pozbierać wiele dni i godzinami o tym dyskutuję z Piotrem.

Chcę żyć w lepszym świecie. I jestem przekonana, że muszę uczestniczyć w jego tworzeniu. Od wielu lat nie widziałam w polskiej polityce opcji dla siebie i z zazdrością patrzyłam na rozwiązania skandynawskie.

Ale półtora roku temu na Woodstocku usłyszałam przemówienie Roberta Biedronia. I wtedy w duszy obiecałam sobie, że jak ten facet wróci do polityki krajowej, to ja mu w tym pomogę.

Wrócił. A ja zamierzałam obietnicę dotrzymać. Dlatego weszłam w struktury ruchu Biedronia i od października pomagam, najpierw w przygotowaniu Burzy mózgów w Lesznie, potem w tworzeniu programu (jak ktoś mi powie, że Biedroń nie ma programu, to ja przepraszam – to na co ja poświęciłam tyle godzin życia? :p). Oczywiście to co robię, to kropla w morzu i takich jak ja w całej Polsce jest setki, a może tysiące. I fajnie. 3 lutego jadę do Warszawy na Torwar na konwencję programową ruchu. Bo wierzę, że coś w naszym kraju zmieni. Robię to dla siebie, dla Kory, dla rodziny i przyjaciół. I chyba przede wszystkim – robię to, bo tak mi każe mój system przekonań.

2018 rokiem literatury

Wiecie pewnie, że z wykształcenia jestem polonistką. Moja mama też. Wychowałam się wśród książek, zawsze chciałam zostać pisarką i zawsze dużo czytałam.

Okazuje się, że pierwsze miesiące macierzyństwa bardzo czytaniu sprzyjają.

Jak wspomniałam wyżej – dużo z Korą chodzimy na spacery. Kiedy ona śpi w wózku, to ja… czytam. A jak nie czytam, to słucham audiobooki. Kiedy Kora wieczorem idzie spać, a ja nie mam siły pisać, to… czytam.

W 2018 roku przeczytałam 32 książki. Kilka z nich to niezłe kobyły – po 800 stron.

W grudniu wpadłyśmy z mamą na pomysł zrobienia programu o książkach dla Telewizji Leszno. Mama była do tego namawiana już od dłuższego czasu. Nie chciała robić tego sama, więc przekonałam ją do zrobienia programu w formie rozmowy. Pierwszy odcinek pojawił się chwilę przed Gwiazdką i spotkał się z super przyjęciem. Obejrzało go… 4200 osób w internecie! A do tego widzowie tradycyjnej telewizji (wiecie, w takim pudle, co to telewizor się nazywa – takim czymś, co nasi rodzice i dziadkowie mają w domach).

 

Program nazywa się “Duży pokój z książką” i jest zapowiedzią większych planów, mianowicie mam…

…jeden plan…

W roku 2019 chcę w Lesznie otworzyć klubokawiarnię! Tak, to kolejne marzenie, które zawsze miałam i które chcę teraz spełnić. Klubokawiarnia ma być moim wymarzonym miejscem, w którym można się napić dobrej kawy, zjeść ciacho, ale przede wszystkim – można tu popracować z laptopem, spotkać się z przyjaciółmi, porozmawiać z inspirującymi ludźmi.

Mają tu być książki. Tak! Kawiarnia ma być też księgarnią. Ale nie byle jaką. Mają tu być tylko dobre książki dla dzieci i dorosłych. Każda dostępna tu pozycja ma być dokładnie wybrana i polecana przeze mnie lub przez moje autorytety. Chcę, by czytelnik miał pewność, że tutaj zawsze wyjdzie z dobrą książką.

Ma tam być miejsce też na inne moje hobby – na planszówki. Kawiarnia ma być też planszówkarnią. Już teraz mam w domu kilkadziesiąt gier planszowych. Wszystkie zostaną przetransportowane do kawiarni. Dokupimy nowe i zaprosimy leszczynian i turystów do grania. Podobno planszówki są passe. Ale podobno książki też są passe, a jakoś moje serce tego nie czuje.

Kawiarnia ma też być przyjazna dzieciom. Sama muszę wam powiedzieć – nie mam gdzie chodzić z Korą. No chyba, że do specjalnie do tego przeznaczonej sali zabaw. W Gorlicach odwiedziłam kawiarnię ze wspaniałą salą dla dzieci. Byłam też w świetnej kawiarni montessori w Zielonej Górze. Chcę, by takie miejsce zaistniało też w Lesznie. Każda mama ma móc tu przyjść, puścić dziecko “w zabawki” i spokojnie napić się kawy. Odpocząć.

I w końcu: klubokawiarnia ma być klubem kultury. Chcę, by miejsce było zaangażowane w tworzenie lokalnej społeczności. Chcę, by było miejscem spotkań, dyskusji światopoglądowych. Chcę by powstawały tu inicjatywy ekologiczne. By przychodzili tu podróżnicy (bo oczywiście ma być duuuuży akcent podróżniczy) i inspirowali do poznawania świata. Chcę, by była prywatnym domem kultury.

Kawiarnia ma być miejscem do odpoczynku, czytania, grania w planszówki, rozmów, kosztowania i tworzenia kultury.

A jak ma się nazywać? Oczywiście “Duży pokój”.

Czyli miejsce, które służy wszystkim tym celom.

Trzymajcie za mnie kciuki! Takie miejsca podobno szybko bankrutują. 😉

Co dalej z blogiem?

Wow, niezłe plany. Pewnie będę jeszcze bardziej zajęta, prawda?

Pewnie tak.

No więc co dalej z blogiem?

Mówiąc szczerze – nie wiem. Już dzisiaj widzicie, że blog ma nowy szablon. Stary mi się zwyczajne zestarzał.

Skoro inwestuję, to znaczy, że chcę, by blog istniał. Tak, nie zamierzam go zamykać. To najlepsza rzecz, która mi się udała w życiu “zawodowym”. Chcę nadal pisać i tworzyć fajne materiały.

Ale nie ukrywajmy – wątpię, że wrócę jeszcze kiedyś do lat, gdy powstawały 2 nowe teksty w tygodniu. Mam inne plany zawodowe. Mam swój program telewizyjny o książkach. Mam swój wolontariat polityczny (odpowiadając na pytania – nie, kariery politycznej robić nie zamierzam).

Mam wreszcie córkę i chłopaka. I to oni są priorytetem numer jeden. Nie pozwolę, by córka miała mamę, która nigdy dla niej nie ma czasu. To nadal jej chcę poświęcać większość swojej energii. A cała reszta – całą resztę robię na rezerwach.

Oby były niewyczerpywalne. 🙂

Exit mobile version