Każda dolina ma swoją górę, która nad nią dominuje, kusi, ozdabia. Siwejka jest patronką Ropek. Dumnie wznosi się nad całą doliną, przez którą ciągnie się nasza ulubiona wieś – bez asfaltu, oświetlenia i kostki bauma. Podczas naszych wakacji w Starej Farmie przez pierwsze trzy dni lał deszcz. Po tym czasie, popołudniu, podczas złotej godziny wyszło słońce, niebo wciąż burzowe, ferie barw zachwyciłaby najbardziej wymagających malarzy. Ida huśtając się i zbierając bosą stópką rosę trawy wskazała palcem i powiedziała – TAM CHCĘ JUTRO IŚĆ. No to poszliśmy. Zobacz też: Myślałaś kiedyś o wakacjach w Beskidzie Niskim? To zaraz zaczniesz!
Siwejka w Beskidzie Niskim
Dla mnie to była wymarzona zachcianka córki. Parę lat wcześniej, gdy Ida dopiero się pojawiła świecie, deszczowym październikiem robiliśmy podchód do dawnej łemkowskiej wsi Czertyżne. Historia długa i smutna, dziś o wsiach nie ma już śladu, pozostał jedynie porośnięty krzakami cmentarz na zboczu. Zaplanowałam więc trasę – najpierw wejdziemy tra grań otaczającą dolinę – zdobędziemy Siwejkę, zejdziemy na cmentarz, i wrócimy dołem. To był bardzo ryzykowny pomysł – nie do końca wierzyłam, że się uda. Trasa na cały dzień, w pełnym słońcu, ale po jeszcze błotnistym szlaku. Byłam ja, dwoje moich dzieci, troje już właściwie dorosłych dzieci ze Starej Farmy i pies.
Zdobywamy Siwejkę
Nie prowadzi tu żaden wyznaczony szlak, a jedynie ścieżka przez las. Jest dość wyraźna w terenie i zaznaczona na mapie z przełęczy Lipka. To ważne miejsce jeśli interesuje Was temat Łemków. Ogromne połacie zalesionych gór jeszcze sto lat temu były gołe i służyły za pastwiska dla trzody oraz pola uprawne. Wspinając się ostrym podejściem na Siwejkę (785 m n.p.m.) zauważymy co jakiś czas murki – to była wzmacnianie granice tarasów, na których mieszkańcy Czertyżnego pracowali. Ścieżka podchodzi miejscami bardzo ostro pod górę, i pewnie gdyby to był klasyczny szlak, odrobinę by trawersował.
Ida generalnie kocha las, a w górach wszystko jest dla niej ciekawe, jednak takie mocno podejście wymagało kilku kabanosów zachęty. Grań jest bardzo widoczna, ścieżka od razu opada na drugą stronę stoku. My odbiliśmy w lewo, i za parę kroków ujrzeliśmy oznakowanie szczytu. Dalej po grani szliśmy póki było to możliwe, by wreszcie zejść do malowniczej doliny Czertyżne. Jest naprawdę przepiękna. Nie wieje tu wiatr (to było zbawienne dla klimatu uprawy zboża), miejscami widać osamotnione dzikie jabłonki – jedyne pozostałości życia. Po paru dniach deszczu przez “główną” drogę (na której przez cały dzień nie spotkaliśmy nikogo) miejscami płynął mały potok.
Na końcu doliny, po prawej stronie na małej skarpie znajduje się cmentarz, o którym pisałam tu. Kawałek dalej – zwalisko pni po wycince i cudowny dostęp do potoku. Moje dzieci nie musiały długo myśleć. Rozebrały się do majtek i hasały po nim przez godzinę. To im wystarczyło do pełnej regeneracji i ruszyliśmy na powrotny spacer.
Co było dnia następnego?
Ruszyliśmy góry :). Ty razem na Ostry Wierch. Sania na nogach, Ida częściowo w plecaku na dzieci. W górach jest absolutnie wszystko co kochamy!
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też: Myślałaś kiedyś o wakacjach w Beskidzie Niskim? To zaraz zaczniesz!
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.