Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Kiszyniów – atrakcje najbardziej zielonej stolicy Europy

Spotkaliśmy się z Jurą przy dworcu autobusowym, czyli ulicy zapchanej straganami, między którymi przepychają się marszrutki, tak dobrze mi znane z Krymu, że wcale mnie nie dziwiły. W ogóle mało mnie w Mołdawii zdziwiło. Po miesiącach na Krymie byłam zupełnie oswojona z realiami krajów postradzieckich, w których czuję się najlepiej. Dobrze mi w Europie Zachodniej czy Skandynawii, ale tam zawsze mam wrażenie, że jestem kimś z zewnątrz. W WNP i byłej Jugosławii czuję się u siebie.
Zobacz też nasz hotel w Kiszyniowie – Jolly Alon

Kiszyniów – atrakcje najbardziej zielonej stolicy Europy.

Więc spotkaliśmy się z Jurą przy dworcu. Było południe, za 24 godziny mieliśmy samolot powrotny. Jura musiał dokonać trudnego wyboru, co w takim krótkim chce nam pokazać w swoim rodzinnym mieście. Poniżej short lista, czyli to gdzie nas zawiózł.

Najpierw pojechaliśmy do parku Valea Trandafirilor czyli Doliny Róż czyli Miasta kultury i wypoczynku im. Lenina. 145 hektarów drzew, krzaków i trawy, no prawie bo z tego 9 zajmują jeziora. Park powstał w miejscu słowiańskiego miejsca kultu, które prężnie działało do XI w. kiedy zostało skutecznie zlikwidowane przez Chrześcijan. W latach 50. ubiegłego wieku został wytyczony tu park, z pełną infrastrukturą sportowo-rekreacyjną, obecnie mocno podupadłą. Antykizująca część- schody prowadzące do altanki to uchowane pozostałości po pogańskich obyczajach.

Muzeum Przyrody i Etnografii

Z oferty muzealnej Kiszyniowa Jura wybrał bardzo reprezentatywny orientalny budynek Muzeum Przyrody i Etnografii. Jest się czym chwalić! Dziś szkielet mamuta i makieta Mołdawii pozostaje w mej pamięci pewnie tylko dlatego, że jestem archeologiem i muzealnikiem, szklana mozaika dachowa na zawsze pozostanie we wspomnieniach każdego kto tu był. Gmach muzeum został ukończony w 1905r. jako Muzeum Rolnictwa i Rzemiosła, jest projektu V. Cyganko. Jest to najstarsze, ale jednocześnie najbardziej nowoczesny muzeum w Mołdawii.

Park Stefana Wielkiego.

Najbardziej znaną, a może jedyną ważną, znaną i wymienianą postacią historyczną w Mołdawii jest Stefan Wielki.  Dlatego w najbardziej usianej zielenią stolicy w jakiej byłam, najbardziej centralny park nosi jego imię. My byliśmy w Kiszyniowie ostatniego dnia sierpnia, w przededniu rozpoczęcia szkoły. Centrum było jedną wielką kwiaciarnią, każdy chodził z wiązanką, bukietem, naręczem kwiatów. Tak tu się zaczyna rok szkolny, by dobrze się żyło, nauczyciele 1 września dostają pachnące latem rośliny. Jura ma dorastającą córkę, więc i my kupiliśmy pęczek. Park Stefana Wielkiego tego dnia to były ostatnie wakacyjne lody z dziadkami, miejsce spotkań stęsknionych za sobą nastolatków. Do tego godzina popołudniowa, więc wszyscy wyszli z pracy, i choć lato będzie tu trwało jeszcze co najmniej dwa miesiące to każdy chce spędzić miłe chwile w słońcu.

Synagoga w Kiszynowie

Na podjechanie do synagogi oczywiście ja się uparłam. Jeszcze w Warszawie zapisałam sobie na karteczce adres i uparcie pokazywałam ją co kwadrans Jurze. W końcu podjechaliśmy. Miała być stara i piękna. Była ocieplona styropianem i pomalowana na morelowo. Żydzi w Mołdawii nie mieli łatwo. Byli tu już w okresie rzymskim, potem przybywali tu falami migracyjnymi- w średniowieczu po wygnaniu z Węgier (1367r.), po handel z Konstantynopola, po Powstaniu Chmielnickiego (1648-165r.) kiedy rozprawiali się z nimi Kozacy. W 1897r. Żydzi stanowili 12% mieszkańców całej Basarabii. Gdy Mołdawia po 1918r. została włączona w granice Rumunii nastały gorsze czasy izolacji i zastopowania rozwoju. W 1940r. zaczęły się deportacje w głąb ZSRR, co mogło się wydawać tragedią, ale pewnie Ci którzy zostali wywiezieni dziękowali potem Bogu, że nie dostali się do faszystowskiego gazu Niemiec i Rumunii. Ci którzy przeżyli wojnę albo wyjechali do Izraela, albo zostali tworząc obecnie niewielką diasporę. Budynek synagogi nie ma nic ze starego klimatu, a w środku mile widziani są tylko współwyznawcy. Moja chęć po prostu zwiedzenia nie spotkała się ze zrozumieniem obecnych mężczyzn w domu modlitw. Biorąc pod uwagę jak często ściany budynku są ozdabiane swastykami i eseskami w kolorach czarnym i żółtym jestem w stanie to zrozumieć.

Zachód słońca oglądaliśmy z karuzeli widokowej, którą przejechaliśmy się dwa razy. Mimo swego przemysłowego charakteru Kiszyniów z góry okazał się cudownie zielony.
Po zmroku pojechaliśmy do mieszkania Jury, który nas gościł. Mołdawskie blokowiska to dzieła sztuki. Pierwsze dwa piętra strzelistych białych wież widokowych otulone są drzewami i krzewami, okna to ramki kadrów z lekko falującymi wzgórzami i kolejnymi miastami dzielnicami budowanymi w górę.
Następnego dnia rano przed odlotem spacerowaliśmy po Ogrodzie Botanicznym, znowu zielonym, pięknym, pachnącym i czystym. Do tego  obecni tam ludzie są dyskretni, nikt nie krzyczy, każdy zajęty jest swoimi cichymi rozmowami. Czasem zastanawiam się czy jeżdżąc do Mołdawii jestem na pewno w tym samym kraju, który opisują Hugo-Bader i Stasiuk.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też inne teksty z Mołdawii
Exit mobile version