Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Blue Cactus. Restauracja meksykańska na Mokotowie

Zawsze w tą jedną niedzielę w roku, kiedy czas się zmienia na zimowy, czujemy tak bardzo zmianę. Dzień leci niesamowicie szybko, godziny uciekają przez palce i bardzo szybko robi się ciemno. Do tego aura nie pomaga – deszcz, zimno i właściwie już listopad się skrada. Dlatego właśnie dziś zrobiliśmy sobie słoneczną wycieczkę do Meksyku. Spędziliśmy przemiłe dwie i pół godziny w restauracji Blue Cactus na Mokotowie. Tak, z dziećmi, tak, wszyscy byli zadowoleni. Jakim cudem?

Blue Cactus – Kawałek Meksyku w Warszawie.

Zanim zdradzę klucz wytrwałości dzieci, dwa słowa o samym obiekcie. Bo to jest dla mnie fascynujące. Jest olbrzymi, mieści się tu spokojnie ponad sto osób. Na rynku istnieje od 1996 r., pod tą samą nazwą, wciąż trzymając poziom i poszerzając grono zadowolonych klientów. To jest fenomen, bo zwykle obiekty gastro osiągają swój szczyt i po paru latach muszą coś zmienić, by przetrwać. A w Blue Cactus nie które dania się nie zmieniają od 20 lat.

Kuchnię Tex-Mex cechuje spora zawartość papryczki chilli i wyrazistych smaków. Karta w Blue Cactus jest zróżnicowana i delikatnie dostosowana do polskiego konsumenta. Jednak zachowane są najważniejsze rytuały smaków. Jest parę opcji specjalnie dla dzieci – łagodniejszych w smaku.

Menu w Blue Cactus

Przystawki – chipsy kukurydziane z guacamole i salsa fresca. No i fenomenalny Cactus Combo Plate, które spokojnie mogę służyć za danie główne, jeśli dużego głoda nie ma. Bo są tam: wings of fire, pierożki filo, chicken taquitos, pepper poppers, quesadillas, potato skins, plus dwa sosy – salsa fresca i łagodny ranch.

Na główne poszły wędzone żeberka z sosem BBQ, olbrzymia porcja, na szczęście coś czułam i zamówiłam tylko z colesławem.

Drugie duże – Ribey Steak, grillowany na wolnym ogniu, dla nas medium. Z refired beans i fenomenalnym masłem pieprzowym.

Z dzieciakami nie kombinowaliśmy – zupa pomidorowa i filet kurczaka w panierce z frytami w ramach Free Kids Menu. I tak podjadali od nas.

Na deser zjedliśmy jedną porcję churros do podziału. Byliśmy tak najedzeni, że większych prób nie byliśmy w stanie podjąć.

Dzieci w Blue Cactus.

W soboty i niedzielę w dużej sali zabaw są dwie animatorki, które robią z dziećmi małe DIY z kolorowymi bristolami, klejami i nożyczkami. Jest też telewizor z bajkami, który skupia uwagę dzieci (szczególnie takich jak Sania, które takich atrakcji w domu nie mają).

Bardzo się cieszę, że trafiliśmy do Blue Cactus, z Żola wydawało mi się to daleko, a jest blisko. Do tego mnóstwo tam miejsc parkingowych. Na naszej mapie się plasuje już na stałe.

www.bluecactus.pl ul. Zajączkowska 11.

Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też inne propozycje, gdzie zjeść w Warszawie.

Exit mobile version