Wyobraźcie sobie, że jedziecie autostradą i w odległości 100 km od waszej trasy znajduje się Paryż.
Ilu z was nadłożyłoby trasy, żeby spędzić w nim kilka godzin? Prawdopodobnie sporo.
A teraz powiedzmy, że to nie Paryż, tylko niewielka restauracja na zabitej dechami wsi. Kto pojedzie do niej? Raczej niewielu.
Ale jeśli to jest restauracja “U Juhasa”, to ja tam jadę na pewno.
“U Juhasa” mieści się w Kosariskiej, malutkiej miejscowości znanej przede wszystkim z tego, że urodził się w niej słowacki bohater narodowy, Milan Rastislav Stefanik. Znajduje się w regionie Pod Bradlom, zaraz na północ od Małych Karpat. Można tu odwiedzić mogiłę Stefanika, pojeździć na rowerach po jednej z pięknie położonych tras, zobaczyć jakiś zamek, no ale jednak przede wszystkim. Zjeść.
Restauracja “U Juhasa” to najbardziej niezwykła restauracja w jakiej w życiu byłam. Już na podwórzu wita nas Ivan J. Kotzig. Właściciel restauracji, znawca i pasjonat jedzenia. Wyznaje jedną zasadę: w jego kuchni wszystko ma być świeże. Wszystko ma być dopiero co upieczone, uwędzone, a nawet dopiero co złowione. Wszystko pochodzi z najbliższej okolicy. Mleko ma być od sąsiada zza płotu, jajka od drugiego sąsiada. Miód z własnej pasieki, a zioła prosto z ogródka. Jedyny wyjątek stanowi imbir i kawa. Ale i te muszą być pierwszej jakości.
Ivan pokazał nam stolik i przyniósł menu. A w nim krem ze szparagów, wieprzowina pieczona przez całą noc z duszonymi ziemniakami, wędzone, a następnie pieczone nóżki kurczaka i grillowany owczy ser. Na deser robiony na miejscu strudel serowy z sosem cytrynowym, czy wyrabiane tu lody cytrynowe z koziej ricotty.
A do picia? Na pewno nie coca-cola. Zamiast niej urabiana tu lemoniada, świeży sok z jabłek czy herbata z ziół prosto z ogrodu.
I to wszystko wcale nie jest takie drogie, jak mogłoby się zdawać. Dania główne raczej nie przekraczają 15 euro, a przystawki i desery to wydatek rzędu 4 eurasków. A przecież wszystko jest na o wiele wyższym poziomie niż w większości luksusowych restauracji.
Ale nie mogę was zapewnić, że jak tu przyjedziecie, to zjecie którąś z wymienionych wyżej potraw. Nigdy bowiem nie wiadomo jakie zwierzę uda się upolować i jaką rybę złowić. A i warzywa i owoce zależą od pory roku. Restauracja co tydzień ma inne menu, a każda jego sztuka jest własnoręcznie podpisywana przez właściciela, który co jakiś czas do nas podchodzi upewniając się czy czegoś nam nie trzeba i gawędząc o swojej pasji.
Ivan J. Kotzig chciał stworzyć restaurację w której połączyłby wszystko, co najlepsze w słowackiej kuchni z wpływami innych światowych potraw. Każdego wieczoru studiuje sztukę kucharską, wyłapując z niej co ciekawsze inspiracje. Jego kuchni przyświeca idea Slow Food, mająca być alternatywą dla kultury fastfoodów rodem z fermy kurcząt i trzydniowego oleju na frytki.
Przy slow food poczekamy na mięso, bo przecież musi się zgrillować. Nie dostaniemy akurat wieprzowiny, bo musi się piec przez dwa dni. I nie ma co liczyć na sok śliwkowy, bo gdzie śliwka w czerwcu? Ale czekanie umili nam pieczony dzisiaj rano chleb z urabianym tu masłem ziołowym i kufel ważonego przez Ivana piwa.
Więc jeśli będziecie przejeżdżać gdzieś w odległości 100 kilometrów od Kosariskiej, zboczcie trochę z drogi i wpadnijcie do Juhasa na obiad. Takie posiłki długo się pamięta.
Restauracja “U Juhasa” mieści się przy Kosariskiej 89.
Adres www: http://ujuhasa.com/
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂