Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Dlaczego Słowiński Park Narodowy jest obowiązkowym punktem wycieczek po Polsce?

To takie miejsca są w Polsce?

Ile jeszcze razy przyjdzie mi zadawać to pytanie? Miejmy nadzieję, że jak najwięcej. Choć z drugiej strony cała płonę ze wstydu, że znajomość własnego kraju nie wychodzi poza poziom początkujący. Trudno. Szkoła się skończyła, studia się skończyły, magisterka zaliczona – no! To czas na naukę.

Spędziłam dwa tygodnie w Polsce. Oznaczało to dwa weekendy w czasie których moi znajomi względnie nic nie robili. Postanowiłam wykorzystać je na całego. Jeden nad morzem, drugi w górach.

Kolega Warszawiak ostatnio mi powiedział, że mają w redakcji problem, bo chcą pisać o zachodnim wybrzeżu naszego Bałtyku, a w Wawie wszyscy znają się na wschodnim. Tak się składa, że ja pochodzę z zachodu Polski. I u mnie to było na odwrót. Dopiero złowione w necie zdjęcia przekonały mnie do jednego: trzeba zobaczyć Słowiński Park Narodowy.

Uznawana za jeden z największych cudów Polski, unikalna na skalę światową przestrzeń zajmowana przez jeziora, przymorskie, torfowiska, a przede wszystkim przez unikatowe wydmy ruchome.

W sieci raz na jakiś czas pojawiają się zdjęcia podpisane „to nie Sahara. To Słowiński Park Narodowy”. Coś w tym jest. Po dojechaniu do Słomdzińskiego Lasu ruszyliśmy szlakiem w kierunku morza. Szliśmy chwilę przez mniej lub bardziej niezwykły las, aż tu nagle brunatna ziemia zmieniła się w złocisty piasek, a powierzchnia nakazywała typowe dla plaży zdjęcie butów. Za nami las, przed nami ścieżka, a po lewej i prawej stronie góry piasku, który nie wiadomo jak daleko się ciągnął. Słońce miło przygrzewało, gdzieś w piasku jakiś matoł zostawił puszkę piwa, co spowodowało u mnie westchnięcie typu: „czemu ja o tym nie pomyślałam”. W końcu w oddali pojawiło się nasze piękne morze.

Ciężko jest być Polką i jeździć nad inne morza niż nasz Bałtyk. Dzieciństwo przyzwyczaiło mnie, że morze równa się piaszczysta plaża, która ciągnie się tak długo, jak ciągnie się wybrzeże.. Doświadczenie pokazuje, że jest inaczej. Tak jak w Polsce ewentualnie szukamy miejsc oddalonych od tłumów, tak na południu Europy za tłumami podążamy w to wyjątkowe miejsce, gdzie akurat jest kawałek piasku, zamiast skał i kamieni. SPN nie dość, że nie odbiega od naszych polskich przyzwyczajeń, to jeszcze jest na tyle oddalony od letnisk, że pozostaje pusty. Polecam plecaczki na plecy, piwo i koc do plecaka i w drogę. Nagroda jest warta wysiłku.

Ale ta odrobina lądu między morzem, a dwoma nadmorskimi jeziorami znajdującymi się w parku, to nie tylko wydmy. Właśnie tutaj rozciąga się Kraina w Kratę.

Czort wie o co chodzi z tymi polskimi mniejszościami, że wiem o nich tak niewiele. Czasem jak myślę o brakach w mojej edukacji, pragnę zostać nauczycielką i zmienić polskie szkoły. Na szczęście szybko mi przechodzi i postanawiam ograniczyć się do pisania, względnie nieformalnego udzielania informacji.

Słowińcy to grupa ludności pomorskiej zamieszkująca dawniej obszar między jeziorami Gardno i Łebsko. Mówili gwarą słownińską, będącą mową podobną do języka kaszubskiego. Ich wsie charakteryzowały się nietypową w Polsce architekturą budownictwa szkieletowego, które do dziś można oglądać między innymi we wsi Kluki, w której mieści się również muzeum wsi słowińskiej. W latach powojennych większość Słowińców została przesiedlona do Niemiec, a ich obecność na ziemiach słowińskiej pozostaje wartym poznania reliktem.

Na chwałę wielokulturowości, co nie? 😉

Exit mobile version