Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Jak rzucić to wszystko i schować się przed światem nie wyjeżdżając z Polski

Przyszedł kolejny weekend. Akurat ładna pogoda się zdarzyła, Kraków trochę śmierdział, jak to jesienią na początku okresu grzewczego. Korki dawały się we znaki, było głośno, ciasno, tłumnie. A słoneczko jak grzało, tak grzało.

A do tego jeszcze praca. Do tego pisanie magisterki, oczy przestawały dobrze funkcjonować, a komputer stał się wrogiem numer 1. Trzeba było się odciąć. Trzeba było wyjechać w góry.

Wybór padł na miejsce, w którym mnie jeszcze nie było. Na Wołowiec w Beskidzie Niskim, wioskę gdzieś daleko w górach znaną przede wszystkim z tego, że mieszka w niej jeden z najlepszych polskich pisarzy współczesnych, Andrzej Stasiuk.

Autobusem do Gorlic, w Gorlicach zapłaciliśmy miejscowemu chłopakowi, by podwiózł nas na miejsce. Znaleźliśmy się na końcu świata. Droga zmieniła się drastycznie, samochodem zdaje się byliśmy tego dnia jedynym, a zasięg w telefonie robił się coraz słabszy, a ostatecznie wygasł zupełnie, pozostawiając nas na kolejne dwa dni bez kontaktu ze światem. Dookoła drewniane domy, kapliczki, pasące się krowy i ja uśmiechająca się do siebie, że tak jeszcze jest możliwe. Sklepu nie ma, samochodów nie ma, nawet za bardzo ludzi nie ma. Ot kilkanaście chat i jedna cerkiew.

Zatrzymaliśmy się w Chacie Kasi, drewnianym domu w stylu łemkowskim, w którym na parterze króluje kuchnia, a góra została podzielona na pokoje. Wieczorami przy gitarze przygrywają tutaj łemkowskie pieśni, a na rożnie piecze się baran. Atmosfera była wspaniała. Kasia jest wesoła, pełna życia i wyśmienicie gotuje. Będąc tam zamarzył mi się sylwester w tym miejscu. Okazało się to jednak niemożliwe, ale jestem pewna, że tu jeszcze wrócę.

W wiosce żyją przede wszystkim Łemkowie, grupa etniczna, która zamieszkuje tutejsze rejony. W Polsce mieszka ich podobno 10 000 osób, a tylko 10% do teraz na obszarze Łemkowszczyzny, czyli ziemiach od Bieszczad po Beskid Sądecki.

Łemkowie mają swój własny język, posługują się cyrylicą i tradycyjnie wyznawali religię grekokatolicką. Dziś w rejonie mieści się wiele uroczych cerkwi, w tym jedna w samym Wołowcu.

Po kilku kilometrach spaceru po Magurskim Parku Narodowym dochodzimy do Nieznajowej, wymarłej wioski liczącej niegdyś 250 mieszkańców, wysiedlonej w wyniku akcji „Wisła”. Dziś ostał się zaledwie cmentarz i kilka chat, a na miejscu dawnej cerkwi dziś na pamiątkę postawiono drzwi, mające przypominać o dawnej historii miejsca.

Beskid Niski jest niski. Nieistotne jest tu zdobywanie szczytów, bo te wielkim wyzwaniem nie są. Jest za to Beskidem cichym i spokojnym. Jest Beskidem dzikim – podobno najdzikszym pasmem górskim w Polsce. Są przyjaźni mieszkańcy, których czasem trudno zrozumieć, gdy odezwą się do nas w nieznanym języku, są słynne konie huculskie gdyby ktoś życzył sobie spędzić wakacje w siodle. Jest wreszcie bogata tradycja rękodzieła i kuchnia, o jaką trudno dziś w jakimkolwiek polskim mieście. Polecam wszystkim wielbicielom gór, a także tym, którym obrzydło miejskie życie i chcą się na chwilę zaszyć na końcu świata. To w końcu z Krakowa godzinka drogi. A jak inaczej.

Dziś w Wołowcu pewnie już hula zima. W kominku pali się ogień, zwierzęta podchodząc do chat szukają pożywienia, a sanie są przygotowywane na zimowe kuligi. Ostatnio były wędrówki na grzyby, dziś to raczej narty biegowe.

Wybierając się w Beskid Niski warto jak nigdzie indziej zaopatrzyć się w przewodnik. Na miejscu nie znajdziemy bowiem wiele informacji. A warto poznać historię regionu, warto spróbować zrozumieć trochę tutejszą kulturę, tak inną od tej z którą obcujemy na co dzień. Warto poczytać o bogactwie tutejszej natury i wybrać szlak na którym harmonijnie połączymy wycieczkę etnologiczną z przyrodniczą. Gorąco polecam wydany przez Sklep Podróżnika przewodnik „Beskid Niski. Od Komańczy do Wysowej”. Jej pierwsza część to opis tras z bogatą informacją historyczną na temat każdej mijanej miejscowości. Część druga to ponad sto stron na temat kultury łemkowskiej i tutejszej przyrody. Razem 500 stron rzetelnych informacji. Muszę powiedzieć, że po codziennym obcowaniu z Lonely Planet, miło w końcu wziąć do ręki przewodnik, który gruntownie wyczerpie tematykę opisując niemal każdy kamień, każdy pomnik, każdy cmentarz i cerkiew. Gorąco polecam!

Exit mobile version