Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Recenzja hotelu Principe di Fitalia w Syrakuzach

Nie przypuszczam, żeby tytuł tej notki zachęcił was do lektury. Pewnie będzie raczej omijany i zajrzycie na bloga ponownie dopiero za kilka dni. Nie zamierzam jednak udawać, że piszę o czymś innym niż piszę, a was mimo wszystko zachęcam do zajrzenia, bo mowa tutaj o najwspanialszym hotelu w jakim spałam

Powiem wam, jak to działa. Dość często – właściwie w większości przypadkach – w czasie swoich wyjazdów nocuję w hotelach, gdzie jestem gościem właścicieli. Nie płacę za noclegi, a w zamian oferuję recenzję na blogu. Widzicie je tu cały czas. Znajdują się najczęściej pod właściwą częścią notki.

Tak mogło być i teraz. Niedawno wszak opublikowałam tekst o Syrakuzach, więc aż się prosiło, żeby na samym końcu znalazła się recenzja hotelu Principe di Fitalia. Postanowiłam jednak na wzór amerykańskich blogerów popełnić osobny tekst, bo ten hotel sam w sobie jest atrakcją.

Znajduje się na sycylijskiej wsi, ok. kilometra od morza (transfer na zamówienie gości o dowolnej porze) i 5 km od Syrakuz (transfer kilka razy dziennie). Gdy wjeżdżamy na teren hotelu czujemy się, jakbyśmy odwiedzili księcia czy jakiegoś hrabiego. Zatrzymujemy samochód na dziedzińcu XIX wiecznej śródziemnomorskiej rezydencji. W ogrodzie witają nas palmy i drzewa oliwne. Pani w recepcji daje nam kluczyk i wskazuje pokój. Jak się okazuje, dostaliśmy apartament królewski.

Dwa balkony, w tym jeden na wieży. Olbrzymie drewniane łoże, odpowiadające mu meble, w łazience wielkie jacuzzi. Z balkonu widok na podjazd i najbliższą okolicę czyli piękną i spokojną sycylijską wieś.

Na dachu świetnie zaopatrzona siłownia, przy recepcji sauna i pokój do masażu. Idąc tam jesteście zaopatrywani w wodę, szlafrok i lekturę.

Najlepszy jest jednak dziedziniec. Przechodzimy przez stylową bramę, wyrwaną prosto z marzeń pisarzy o włoskiej prowincji i już jesteśmy w stylowym barze ze świetną kuchnią. Przed nami basen i zielona trawa. Leżaki, kawa, drinki (jak się okazało w cenie mojego zaproszenia) i byłam bliska ogłoszeniu, że nie wybieram się na żadne zwiedzanie miasta! Było mi tu jak w raju. Po cholerę miałam z niego rezygnować i jechać do turystycznych Syrakuz?!

Śniadanie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu o doskonałości tego miejsca. Ok. 50 różnych dań, z których ciężko było zrezygnować. W tym ekologiczne, wyrabiane w okolicy dżemy i wysokiej jakości miody. Do tego cappucino… i drugie… i trzecie. Wspomniałam już, że zwiedzanie, było jakby nie na miejscu?

Hotel Principe di Fitalia, a zwłaszcza jego królewski apartament, nie jest tanią imprezą. Jeśli jednak chcecie spełnić marzenia włoskiej idylii, wybrać się w podróż poślubną, lub po prostu macie takie możliwości: nie wahajcie się. A jak już tam będziecie, to wspomnijcie menagerce, że to ja wam go poleciłam. Nie pogardzę kolejnym zaproszeniem.

Chcesz poczytać więcej o Sycylii? Tutaj znajdziesz listę artykułów, które napisałam na jej temat.

Exit mobile version