Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Porady (prawie) miejscowych – Turcja (Rodzynki Sułtańskie)

Dzisiejszą notką rozpoczynamy nowy cykl. Zauważyłam, że wielu z was wchodzi na bloga po to by poczytać o danym miejscu nie jeden, nie dwa teksty, ale cały cykl. Niewątpliwie jedziecie w tamte strony i chcecie wiedzieć jak najwięcej.

Dlatego zaprosiłam do współpracy najlepszych blogerów, którzy emigrowali z naszego pięknego kraju i mieszkają (bądź mieszkali) w którymś z opisywanych przeze mnie miejsc. Oni z pewnością najwięcej wiedzą o danym regionie i przekażą nam wszystkim najlepsze porady. Pierwszy tekst napisała dla nas Gosia ze znakomitego bloga Rodzynki Sułtańskie. Sama nie przepuszczam żadnego z rodzynkowych tekstów i was również zachęcam do stałego śledzenia przygód i doświadczeń Gosi w Turcji.

………………………………………..

Co zjeść w Turcji?

Co zjeść w Turcji? Za ile? Gdzie zjeść, żeby nie zostać oskubanym i z rewelacjami żołądkowymi? – pytania, które przewijają się na niezliczonych turystycznych forach i blogach turystycznych. Hmm. Jeśli jest działka, w której w Turcji mogę nazwać się prawie-ekspertką, jest to właśnie jedzenie (nie mylić w gotowaniem!). Jedzenie po turecku: ot, dla dobrego nastroju wystarczy zupa, chleb i malutki improwizowany stoliczek. Bo w cyklu “prawie miejscowi” nie opowiem Wam o tureckich lokantach, restauracjach, czy ciastkarniach. Tak, w każdej małej lokancie mogę przesiadywać godzinami, ale zwykle taniej i smaczniej zjemy po prostu… na ulicy.

Turecki street food może kojarzyć się przede wszystkim z kebabem w bułce. Döner kebap (w chlebie albo lavaşu – tortilli) owszem, bywa sprzedawany w malutkich punktach gastronomicznych. Ale Turcy nie zjedzą go, jak my, w drodze, w jednej ręce trzymając ociekającą sosem bułę, a w drugiej – komórkę. Zresztą, w taki sposób w ogóle jedzą bardzo rzadko – nawet kupując kanapkę, raczej zorganizują mini-piknik na ławce, niż zaryzykują upaskudzenie się okruchami. Śniadanie przy komputerze? Kanapka w samochodzie, przeżuwana tuż przed pracą? Zapomnij. Owszem, możesz jeść w pracy. Ale wtedy zamieniasz biurko albo sklepową ladę na swoją jadalnię. A klienci? Poczekają. Przecież nikt nie każe Ci jeść w pośpiechu!

I właśnie tak należy podejść do tematu tureckiego ulicznego jedzenia. Owszem, kupisz je szybko, możesz zjeść w biegu. Ale po co? Czy zwykła ryba w bułce nie smakuje lepiej, kiedy rozkoszujesz się widokiem na Bosfor? Tak, możesz wziąć szklankę soku z granatów i szybko się ulotnić. Ale możesz też przystanąć i pogawędzić ze sprzedawcą. Jeśli jesteś w Turcji, koniecznie spróbuj choć kilku z wymienionych potraw. Część z nich wydaje się banalna – ot, zwykły sok, ot, smażona ryba! I oto, dlaczego street food to zupełnie inna kulinarna podróż: bo te proste dania nigdzie nie smakują tak, jak na tureckiej ulicy.

1. Midye dolma

Małże nadziewane ryżem z przyprawami. Moje ulubione tureckie danie z ulicy, zanim przeszłam na wegetarianizm. Małże łowi się wcześnie rano, a już w południe na ulicę wychodzą setki sprzedawców. Turcy uważają, że wielu z nich to tajni funkcjonariusze policji. Drugą część ma stanowić mafia. Tak czy inaczej, midye są pyszne. Zwykle kosztują około 35 – 50 kuruşy za sztukę (50-80 groszy) ale można je kupić o wiele taniej hurtem. Mój chłopak na kolację zjada 150 – kto da więcej? Jemy je, polewając obficie sokiem z cytryny.

Gdzie (i jak) kupić: w każdym nadmorskim mieście. Późną nocą są o wiele tańsze – sprzedawcy chcą się ich pozbyć, następnego dnia są już niedobre. Warto się targować przy kupowaniu większej ilości. To też ulubiony przysmak stambulskich imprezowiczów (przyznam – po nocnej zabawie i alkoholu nic nie smakuje tak dobrze).

Nie kupujcie ich w miastach w Centrum Anatolii – są drogie (1 tl za sztukę! Rozbój w biały dzień!) i nieświeże. Trudno na pierwszy rzut oka rozpoznać, czy midye od danego sprzedawcy są smaczne i czyste, ale… No risk, no fun.

2. Kokoreç

Przysmak kontrowersyjny. Kokoreç to owcze (rzadziej kozie) jelita, pieczone na rożnie. Pocięte na drobne kawałeczki, serwuje się w połowie chleba. Warto obficie posypać je ostrą papryką, kuminem i oczywiście polać sokiem z cytryny.

Gdzie kupić? Kokoreç można dostać praktycznie wszędzie… poza miejscami wybitnie turystycznymi, gdzie kręci się straż miejska. Danie jest też serwowane w lokantach, ale najlepsze jest właśnie z “kokoreçowych” samochodów. A te często zmieniają swoje miejsce. Kieruj się nosem. Charakterystyczny zapach pieczonych podrobów zaprowadzi Cię do właściwej budki.

3. Kumpir: przysmak Stambułu i Ankary

Kumpir, czyli pieczony (ogromny!) ziemniak z dodatkami, to specjalność Stambułu i Ankary. Sami wybieramy dodatki – od pokrojonej tureckiej kiełbasy, przez warzywa, aż po różne sałatki. Ja sama często robię kumpir w domu, ale przyznam – na tureckiej ulicy, przy małym stoliczku, ma swój klimat. (klik- przepis na kumpir)

4. Balık ekmek, czyli rybka w chlebie

Balık ekmek to kultowe danie Stambułu, a przecież to tylko smażona ryba w połowie białego chleba! W czym tkwi sekret? Po pierwsze: ryba serwowana jest wprost z łodzi, chwilkę po złowieniu. Szybkie oczyszczenie, smażenie lub grillowanie jeszcze na łódce i… za 5 TL mamy niezłą kolację. Najwięcej łódek znajdziemy przy moście Galata. Zjadamy je przy malutkim stoliczku lub na schodach, w otoczeniu licznych bezdomnych kotów, dopraszających się o resztki.

I teraz coś z kulinarnych ciekawostek lub przygód. Pewnego razu wybrałam się na rybę w bułce ze znajomymi, którzy mają dzieci. Zwykle zamawialiśmy rybę wprost z łodzi i konsumowaliśmy ją na miejscu, ale ze względu na maluchy postanowiliśmy wybrać bardziej higieniczną i wygodniejszą opcję – jedną z restauracji przy moście. Przy stoliku obok siedziała para Azjatek. Już zamówiliśmy nasze kanapki, kiedy jedna z nich zaczęła piszczeć – w swojej rybce znalazła ogromnego robala. Co zrobił kelner? Zabrał kanapkę, po czym przyniósł… tę samą bułkę, podobno z wymienioną rybą. Podobno już bez robaka. I rachunek. Smacznego! Punkt dla jedzenia ryby na ulicy.

Balık ekmek przy moście Galata kosztuje 5 TL. Najlepiej smakuje popijany şalgamem, czyli sokiem z czarnej marchwi (cykl tureckie napoje: klik!)

5. Drobiazgi, czyli simity i cała reszta

Siiiimiiiit! Sicaaaak simiiiit! – nawoływania sprzedawców simitów, czyli tureckich obwarzanków w sezamie słychać każdego dnia, na prawie każdej ulicy i deptaku. Za mniej, niż 1 TL możemy dostać pyszną, chrupiącą przekąskę – tak kojarzoną z Turcją! W Izmirze warto też spróbować kumru – miękkiej bułki z białym serem, ostrą papryką i pomidorem.

W Turcji spotkamy sprzedawców kiszonych ogórków, pomidorów, moreli (tak! Turcy kiszą morele ze świetnym rezultatem) i kapusty. Możemy kupić kiszonki lub sam sok, przyprawiony ostrym sosem. Nad morzem na pewno napotkamy sprzedawcę herbaty, słonecznika, pestek dyni. Popularną uliczną przekąską jest też kukurydza (gotowana kolba lub serwowana w kubeczku). Przy drodze spotkałam nawet sprzedawców… pokrojonych, posolonych ogórków, zanurzanych w soku z cytryny. Do tego wyciskany sok z granatów albo pomarańczy, a po wszystkim – szklaneczka tureckiej herbaty. Zostało Wam jeszcze trochę miejsca? W takim razie może kawałek baklawy?

 

[wp_geo_map]

Podobał wam się tekst? Rewelacyjny, prawda? Myślę, że jest wystarczającą zachętą do tego by czytać Gosię częściej. Jeszcze raz polecam jej bloga i podsyłam link do śledzenia na fb.

A jeśli jedziecie do Turcji, to oprócz bloga Gosi polecam poczytanie więcej moich postów o tym fascynującym kraju. Wszystkie znajdziecie tutaj.

 

Exit mobile version