Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Jordania, a prawa człowieka – zaobserwowany przypadek

Będzie krótko, bo i piszę to spontanicznie, bez oparcia się na badaniach, lekturach i bez ułożenia sobie w głowie planu notki. Tekst ten nie ma być syntezą i jednoznaczną oceną kraju. Ma być jedynie “zdjęciem” zdarzenia, którego byłam świadkiem.

Dziś na stronie Gazety Wyborczej ukazał się artykuł opowiadający o tym, jak dziewczynki z syryjskich obozów dla uchodźców w Jordanii są sprzedawane dużo starszym mężczynom, by ci mogli wziąć je za żony. 32% nieletnich dziewczynek w taki sposób zostaje żonami. Można by to zwalić na zwyczaje, ale niekoniecznie – jak podaje Wyborcza, przed wojną w Syrii odsetek nieletnich panien młodych stanowił jedynie 13%.

Sprawa ta od razu przypomniała mi o sytuacji, którą zaobserwowałam w Jordanii. I która mną wstrząsnęła, tak że do dziś o niej myślę.

Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale ja – wielka wielbicielka podróżowania na własną rękę – pojechałam do Jordanii na wycieczkę zorganizowaną. Jak na takich wyjazdach zwykle bywa (narzekać na zorganizowane masówki wielkich biur podróży jeszcze będę), nie miałam zbytniego wpływu na to, gdzie chodzę i jadam. Przeciwnie, brano mnie do wielkich restauracji z dala od miasta i sadzano przed typowo europejskim jadłem, za które miałam zapłacić to 15 euro i wtedy mogłam jeść do woli. Restauracje były na odludziu, więc nie było mowy, by iść gdzie indziej.

Kończyło się na tym, że nie jadałam. Pamiętam dobrze, to było w Dżerasz – najlepiej w Jordanii zachowanym mieście rzymskim – zawieziono nas właśnie do takiej restauracji. Zamówiłam bodajże herbatę, tylko po to by usiąść na tarasie z naprawdę pięknym widokiem na miasto. Najpierw mi powiedziano, że miejsca dla naszej grupy są wewnątrz restauracji, więc z herbaty zrezygnowałam. Ostatecznie właściciel kłaniając się w pas przepraszał i tłumaczył się niezrozumieniem, i wręcz wcisnął mi tę herbatę na tarasie. Nic dziwnego – w naszej trzydziestoosobowej grupie z oferty skorzystało może 6 osób. Też bym była zawiedziona taką klientelą.

Ale nie o tym miało być. Siedziałam na tarasie pijąc swojego (niestety) Liptona, gdy mama powiedziała mi, że mam zerknąć za siebie. Przy stoliku obok siedziała rodzina. Dobrze ubrany w arabski strój mężczyzna, małżonka w kolorowym, bogato zdobionym hidżabie, mały chłopiec i… jeszcze jedna dziewczyna karmiąca chłopca widelcem.

A przynajmniej próbująca go karmić. Kilkunastoletnia, może dwudziestoletnia, dziewczyna miała urodę nie przypominają jordańskiej (trochę mi przypominała hinduskę, ale nie wiem czy to może być jakoś uzasadnione obyczajowo – raczej nie) z podbitym okiem, ubrana w biedne szaty, potężnie odbiegające od tych, jakie nosiło małżeństwo, bez jakiegokolwiek okrycia głowy, za to z bardzo roztarganymi włosami. Nic dziwnego. Chłopiec co chwilę ciągnął dziewczynę z całej siły za włosy. Bił ją, gryzł, wchodził na stół i opluwał ją lub rzucał jedzeniem. I tak przez pięć, dziesięć, dwadzieścia minut.

To nie wyglądało jak zabawa. Dziewczyna była upokarzana przez czteroletniego diabła w czasie całego „obiadu”. Ta cały czas nie odezwała się słowem i niczym kopciuszek, któremu rozrzucono groch, pokornie próbowała karmić małego. Przytrzymywała sobie tylko włosy, próbując złagodzić ból, ale ani razu na małego nie krzyknęła, nie wykonała gwałtowniejszego ruchu, nie spojrzała na niego z gniewem. Spojrzała za to na mnie. Nic dziwnego – patrzyłam na nią z pięć minut nie wierząc w to co widzę. Oczy były przepełnione… Ja wiem… Męką niewolnicy. Cały ten czas dziewczyna stała za krzesłem chłopca.

Rodzice chłopca? Jedzą spokojnie europejskie potrawy, nie rozmawiając ze sobą. Nie zwracają uwagi, na to co się dzieje przy stole. Patrząc na zaawansowane metody znęcania się chłopca nad dziewczyną, to raczej nie był jego pierwszy raz. Właściciel restauracji i kelnerzy? Także nie zwracają uwagi i dalej podają rodzinie kolejne potrawy. Dla nich to raczej też nie pierwszyzna.

Turyści polscy? Co najwyżej taka reakcja jak moja – patrzenie z niedowierzaniem. Zresztą co mogliśmy zrobić? Jakakolwiek obrona dziewczyny poskutkowałaby jej ukaraniem w domu. Nikt z nas nie był na tyle odważny by ją kupić czy odbić i pomóc.

Taka Jordania. Z jednej strony Petra i Wadi Rum. Z drugiej, jak podaje Jordan Times – 12,843 niewolników. Czy dziewczyna była niewolnicą? Nie wiem. Ale wiem, że była w takiej sytuacji, że nie mogła powiedzieć “mam tego dość” i odejść.

Nie chcę rozstrzygać tu czy Jordanię bojkotować czy właśnie tłumnie przyjeżdżać i dawać europejski przykład. Ale świadectwo takiego obiadu myślę, że warto dać.

Napiszę nawet, że miało to miejsce w restauracji Artemis w Dżeraszu, na Tripadvisorze ocenionej jako trzecia najlepsza restauracja w mieście. Biura podróży proszę o niebranie tam turystów lub postawienie właścicielowi ultimatum. Z jednej strony droga restauracja z europejską kuchnią i znakomitym widokiem. Z drugiej…brak reakcji.

[wp_geo_map]

Chcesz poczytać więcej o Jordanii? Zajrzyj na spis tekstów, które napisałam na jej temat na blogu.

Exit mobile version