Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

A ja bronię pokemony! Albo pokemony w turystyce

To już drugi tydzień cały świat gada o Pokemonach. Większość moich znajomych chociaż na 10 minut zainstalowało aplikację, by zobaczyć, o co biega. Na Facebooku co drugi post traktuje o japońskich stworach, a i na blogach jest to temat nienowy – instruktażowe artykuły o tym, jak grać, jak zarabiać i jak reagować widzę co i rusz.

Oczywiście najczęstsze są teksty prześmiewcze. „Ludzie oszaleli, że w to grają!” „Widzimy nową zbiorową histerię”, „zamiast Pokemon Go zagrajmy w Ludzie go i idźmy z kimś na kawę”. Pukamy się po głowie i ze śmiechem rozmawiamy o tym ze znajomymi. I ja też to robię. Ale czas głośno powiedzieć, że uważam iż:

POKEMON GO JEST SUPER!

Zainstalowałam Pokemony na swoim smartfonie i wyszliśmy z Piotrem na spacer. Mniej więcej już wiedziałam, o co biega: widzę Pokemona – łapię go w pokeballa. Widzę pokestop – podchodzę do niego, by zdobyć przydatne dodatki, takie jak pokeballe i jajka, z których potem wyklują się nowe Pokemony.

Zachwyt nr 1 – Zwiedzanie miasta śladem pokestopów

I właśnie to pokestopy to mój zachwyt numer jeden. Nie łapanie pokemonów (nudy! Ile można?), nie walki na arenie (wszak jestem dziewczynką), ale właśnie pokestopy. Dlaczego?


Pokestopy to kopalnia wiedzy. Wychodzimy z mieszkania w naszej Rabce, gdzie mieszkamy drugi tydzień i idziemy kilkadziesiąt metrów. Dochodzimy do pierwszego pokestopu. Jest nim przydrożna kapliczka. Kapliczka, którą widzę po raz pierwszy, mimo że przechodziłam obok niej już kilkadziesiąt razy. Zauważyłam ją dopiero dzięki głupiej gierce. Jest to miejsce, które do tej pory było niewidoczne, które nie pojawi się w żadnym przewodniku. Ale pokestop sprawił, że przed nią stanęłam i chwilę się przyglądałam.

Idę dalej. Arena pokemonów jest w miejscu fontanny w parku. Super! Dzieciaki starsze i młodsze siedzą dookoła pomiędzy drzewami i zamiast przed kompem są na świeżym powietrzu. Ja za pokestopami idę dalej. Dochodzę do pomnika.

To olbrzymi kamień upamiętniający zlot Kawalerów Orderu Uśmiechu i nadanie Rabce tytułu Miasta Dzieci Świata. Pomnik, którego nigdy wcześniej nie zauważałam. 5 kroków stąd jest przepiękny drewniany budynek, który z Piotrem uwielbiamy i uznajemy za najładniejszy przykład architektury rabczańskiej. I co? Gra Pokemon Go mówi nam, że dawniej mieściła się w nim biblioteka. Informacja, której nie ma nigdzie na budynku i o której nie mieliśmy pojęcia.

Tak weszliśmy do głównej części parku. W nim pewnie ponad 20 pokestopów, które powoli odkrywamy. Przechodzimy obok starej mapy okolicy, cmentarza żołnierzy radzieckich i pomnika Jana Pawła II. Kolejna arena Pokemonów jest w… tężni.

I to jest super. Bo o ile starsi ludzie bez problemu chodzą dookoła tężni i wdychają mgiełkę solankową, o tyle z dziećmi już nie jest tak łatwo. Bo powiedzmy sobie szczerze – chodzenie tak wkoło jest nudne. Teraz jednak mają powód, by tu przebywać. Tutaj walczą z Pokemonami. Nawet nie zauważą, że stają się zdrowsze (negatywne działanie komórki pomijam, bo zakładam, że i tak by przy niej siedziały).

W Rabce jest jeszcze trzecia arena – na placu, przy pomniku św. Mikołaja. To miejsce nie zachwyca mnie już tak, ale usytuowanie dwóch pierwszych to majstersztyk. Brawo dla twórców!

Wczoraj podjechałam do Spytkowic – gminy-wsi na zachodnim Podhalu. Tu znalazłam pokestop przy pięknym drewnianym kościele. Owszem, zatrzymałabym się przy nim i tak, ale gdybym miała dziecko, pewnie by się tu wynudziło. A tymczasem teraz dziecko samo tu ciągnie. I tak, pewnie nie zapamięta z kościoła wiele. Pewnie nie będą go zachwycać malowidła i architektura dzwonnicy. Ale też nie będzie mi narzekać, że chce już wracać do samochodu. Bo po pierwsze uzupełni tu zapas pokeballi, a po drugie poszuka geocachingowej skrytki, która znajduje się tu od kilku tygodni.

Zachwyt nr 2 – Dzieci wychodzą na zewnątrz

Drugi zachwyt to właśnie to, co Pokemony zrobiły z dzieciakami.
Przyjeżdżam do rodziny Piotrka, gdzie podchodzi do mnie dziesięcioletni siostrzeniec. Chwilę nieśmiało wokół mnie chodzi i w końcu pytam:
-Co? Chcesz pograć, prawda?

Kubie zaświeciły się oczy. Nie miał jeszcze Pokemonów na swojej komórce, ale słyszał o nich już niejedno. Ba – pomimo że ja grałam, a on jeszcze nie, to wiedział o nich o wiele więcej niż ja. Chwycił mój smartfon i wybiegł na zewnątrz. Tego dnia biegł do wspomnianego kościoła jakieś 8 razy.

Dodatkową motywacją było jajko. Widzicie, w grze mamy jajka, które wyklują się po przebyciu danej liczby kilometrów. W tym przypadku chodzi o 2 kilometry. Kuba, nie mogąc się doczekać, kiedy się wykluje, przez pół godziny biegał z komórką po ogrodzie, aż nie nabił potrzebnych kilometrów. I mówimy tu o dzieciaku, który poza komputerem nie widzi życia. Gdy mieli wyjeżdżać powiedział na odchodnym:
-Mamo, jak wrócimy do domu, to biorę Twoją starą komórkę i idę na rower szukać pokemonów.

No i bajer! On z własnej woli idzie na rower! W końcu!

I tak, wiem, co pomyślicie. Wy jakoś potrafiliście biegać za piłką i jeździć na rowerze bez komórki w ręce, a z kumplami. Ale cóż. Dzisiaj jakbyście mieli po 10 lat, to biegalibyście za tą piłką sami, a wasi kumple, by się z was śmiali, jak za moich czasów śmialiśmy się z tych, którzy nie mieli kaset Kelly Family. Presja otoczenia sprawia, że chcemy grać w gry komputerowe nie tylko dlatego, że to lubimy. Chcemy też być lubiani. To jest po prostu cool.
I na szczęście Pokemony momentalnie cool się stały. Na szczęście Kuba od razu może o tym gadać z kumplami i zamiast przesiadywać w bibliotece przed kompem, teraz wychodzi z nimi na zewnątrz korzystać z tego pięknego lata. Biega od zabytku do zabytku, bo tam są pokestopy.

Więc jeśli wasze dziecko do tej pory nie chciało z wami zwiedzać świata i płakało, że musi wyjeżdżać na wakacje, zamiast zostać w domu (tak! Ja kiedyś byłam takim dzieckiem), to dzisiaj mamy zachętę. Będzie biegać po zabytkach-pokestopach. A to czy uda wam się przy okazji go tym miejscem zainteresować, to już zależy od was. W każdym razie pomoc dostaliście.

I wreszcie kilka myśli na temat zdziecinniałych dorosłych

Jednym z głównych argumentów przeciw Pokemonom jest to, że dorośli ludzie niczym dzieciaki wybiegli na ulicę i wpatrzeni w komórkę szukają nieistniejących stworów. Śmieszne? No pewnie, że śmieszne.

[wp_geo_map]

Ale ale! Czy jesteśmy pewni, że coś się zmieniło? Czy czasem ci sami dorośli już od 30 lat nie grają w gry – najpierw telewizyjne, potem komputerowe, w końcu na smartfonach. Wcześniej dorośli przez 6 czy 8 godzin dziennie wpatrywali się w telewizor. Oglądali teleturnieje i romansowe seriale. Wreszcie ci sami dorośli godzinami oglądają dwudziestu dwóch facetów w krótkich spodenkach, którzy ganiają za piłką. No jeśli latanie z Pokemonami jest dziecinne, to nikt mi nie powie, że wymienione wyżej rzeczy nie są.

Nic się nie zmienia. Dorośli nie dziecinnieją. My prostu zawsze dziecinni byliśmy. Jedyna różnica jest taka, że teraz wychodzimy z ukrycia i publicznie robimy coś nowego, co jeszcze nie ma powszechnej akceptacji. Ale jeśli Pokemony się przyjmą (a wcale nie jestem pewna czy tak będzie), to za pół roku żadna starsza pani już się nie będzie obracać na dwójkę facetów, którzy przycupnęli na ławce przed fontanną i przeklinają nad komórką, że im Gloom daje łomot. Nikt nie będzie się podśmiewał, że tamta laska od pięciu minut próbuje złapać Scytchera. Podobnie jak nikt się nie śmieje z tego, że cały bar obściskuje się na widok piłki w bramce.

I na zakończenie

Nie, nie chwyciły mnie Pokemony. Nie myślę o tym, by jak najszybciej skończyć ten tekst i wyjść na zewnątrz pograć. Ale za to wiem, że jak wpadnę do nieznanej miejscowości, to włączę Pokemony, by po śladach pokestopów odkryć w okolicy ciekawe pomniki i zabytki. Do tej pory robiłam to z Geocachingiem, ale niestety – Geocachów w Rabce jest 5. Pokestopów 45. Pokemon Go to kolejna ważna aplikacja turystyczna w moim telefonie. I dlatego jej nie usunę.

Exit mobile version