Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Żywieckie podróże w czasie

W artykule:
-Żywiec: atrakcje okolicy
-Etnopark czyli skansen Żywiecczyzny
-Sopotnia Wielka, astro-turystyka i ciemne niebo


Jechałam tego dnia do Żywca. Plany miałam ambitne – chciałam zwiedzić miasteczko, porobić zdjęcia, może przejść się nad jeziorem i – przede wszystkim pochodzić po górach. Już po raz któryś w życiu odwiedzić żywieckie szlaki i znowu w swoim górskim zeszyciku dodać kolejne przebyte ścieżki.

Ale jak człowiek planuje, to Pan Bóg się cieszy. Żywiecczyzna przywitała mnie deszczem.

Niektórzy uważają, że w górach nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie się. Nie jestem z tych, co się zgadzają. Mimo, że chodzić uwielbiam, to jednak robię to, by złapać słońce, by zobaczyć przepiękne widoki, by doznania atmosferyczne były miłe i bym nie czuła się jak zmokła kura. Chyba jestem nawet dość wybredna pogodowo. Nie ma być deszczu, ma być słońce.

Czyli co? Mam zrezygnować z całego dnia i siedzieć w pubie popijając piwko i być może nadganiając pracę na kompie? Mogłabym. Żywiec oczywiście słynie z piwa, a ostatnio jego mieszkańcy rozpływają się nie tyle z powodu słynnego browaru, ile z małego browaru restauracyjnego Krajcara. Zresztą w końcu i tam trafiłam.

Ale to był dopiero koniec dnia. Bo skoro nie można skakać po górach, to trzeba pozwiedzać inne atrakcje. Opowiedziano mi już wcześniej, że Żywiecczyzna ma kilka nieoczywistych punktów. Dlatego tę deszczową sobotę w końcu spędziłam w kapsule czasu. Przeniosłam się w Etnoparku w przeszłość. A potem w planetarium w przyszłość. Zobaczcie jak było.

Skansen Żywiecczyzny, czyli Etnopark, Żywiecki Park Etnograficzny

Wjechałam do Ślemienia z poczuciem, że dojechałam na koniec świata. To właśnie tutaj znajduje się najmłodszy skansen w Polsce – Żywiecki Park Etnograficzny, nazwany modnie Etnoparkiem. Na jego terenie znajduje się 17 obiektów, które zostały tak umieszczone, by jak najlepiej odwzorowywały układ tradycyjnej wsi Żywiecczyzny.

Pod opieką przewodnika odwiedzam szkołę z przełomu wieków, domy biedniejszych i bogatszych chłopów, chatę zielarki, spichlerz czy aptekę. Niespełna miesiąc wcześniej zwiedzałam skansen prezentujący wieś Orawy. Przechadzam się więc z termosem gorącej herbaty i w myślach porównuję oba muzea.

Zachwyca mnie samo zachowanie wierności ziemi. I tu i tu skanseny dotyczą konkretnych okolic, krain, które zdają się być osobnym wszechświatem. Gdzie bardzo silnie zachowana jest świadomość swojej odrębności. Żywiecczyzna znajduje się na pograniczu Śląska i Małopolski, ale cały czas mam wrażenie, że w przypadku okolic górskich takie informacje nie mają sensu. Na pograniczu to znajduje się moja Ziemia Leszczyńska. Tak – z jednej strony mamy Wielkopolskę, z drugiej Dolny Śląsk i to się zgadza. Przez Leszno przebiegał trakt handlowy z Wrocławia do Poznania, przenikały się tu gwary, mody, rozwiązania architektoniczne.

Ale tu na Żywiecczyźnie? W krainie otoczonej przez góry wszystko przebiega wolniej. Wszystko trwa dłużej i jakby dokładniej. Żywiecczyzny nie można nazwać mieszanką wpływów. I chociaż w skansenie widzę domy, które – niemal identyczne – widuję na Podhalu i wiem, że kolejne kotliny nie były – nie mogły być – oderwane do końca, to jest to bardziej powolne przenikanie się trendów, a nie jej gwałtowne miksowanie.

W Etnoparku ujęło mnie coś, na co nie zwróciłam uwagi w innych placówkach tego typu. To dbałość o szczegóły. Zwiedzałam kolejne izby i z zachwytem fotografowałam detale, które dla bardziej wprawnego fotografa byłyby prawdziwą ucztą. Nic nie trzeba przestawiać, nic poruszać. Nie trzeba ustawiać światła. Wszystko – przecież ułożone na potrzeby muzeum – było idealnie melancholijne. Jakby zaledwie przed tygodniem mieszkańcy opuścili tę – sztuczną bądź co bądź – wieś.

Stacja kosmiczna POLARIS w Sopotni Wielkiej i jej najważniejsza lekcja

Jadę 20 kilometrów, by znaleźć się na jeszcze większym końcu świata. Przez chwilę zdawało się, że deszcz ustaje, ale tylko sobie żartował – po pięciu minutach dudnił o szybę samochodu ze zdwojoną siłą. Wjechaliśmy do Sopotni Wielkiej. Prawdopodobnie największej “dziury” w województwie.

[wp_geo_map]

Patrzę na ulicę w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przypominać stację kosmiczną. To o niej właśnie wyczytałam w programie wycieczki po Żywiecczyźnie i to ona mnie tutaj przywiodła. Jest! Na jednym z wielu domków jednorodzinnych widzę informację o mieszczącym się tutaj stowarzyszeniu POLARIS. Na przeciwko jest niewielki parking, na którym zmieści się jeden samochód.

Zdziwiona wchodzę do budynku. Wita mnie Piotr – sprawca całego zamieszania. Moje oczy mówią chyba wszystko. Pytają „o co tu do licha chodzi?”
-O zainteresowanie dzieciaków – na moje pytanie padła najlepsza z możliwych odpowiedzi. No oczywiście, że o to!

Piotr Nawalkowski, prezes POLARIS-u, zaczyna oprowadzanie. Najpierw schodzimy do piwnicy, gdzie widzę olbrzymią makietę miejscowości – tej samej, w której się znajduję. Są na niej budynki, kościoły, pieski, latarnie uliczne i otaczające to wszystko pociąg. To nie jest Sopotnia przez którą przed chwilą przejeżdżałam. To Sopotnia przyszłości. Taka, jaką wymarzyły sobie tutejsze dzieciaki, które – chapeaux bas – zbudowały makietę.

W pomieszczeniu gasną światła. Zaczyna się dziesięciominutowy wykład o świetle. Na makiecie zaświecane są kolejne lampki, a Piotr słowami znawcy opowiada o zanieczyszczeniu światłem i o sposobach na radzenie sobie z nim.

Ciemne niebo i ekologia światła

Czy kiedykolwiek myśleliście o świetle? Nie w kategoriach tego, że jest za słabe, by przeczytać książkę, ale by spojrzeć na nie pod kątem zdrowia i ekologii? Ja się przyznaję – nieczęsto. Owszem kłócę się codziennie z Piotrem o to czy zasłaniać żaluzje na noc czy nie, ale chęć posiadania w nocy ciemnego pokoju przepisywałam raczej swojemu przyzwyczajeniu niż jakiejś wyższej zasadzie. Dzięki odwiedzinach w Sopotni mam rzeczowe argumenty.

Nienaturalne światło szkodzi. Człowiek powinien mieć jasny podział swojego dnia na godziny ciemne i jasne. Dzięki temu będziemy lepiej wypoczęci, uchronimy się od depresji czy złych snów. Wiecie, że Finlandia ma jedną z największych na świecie liczbę samobójców? Zwykło się mówić, że to przez noc polarną. Otóż nie! Depresje i targanie na swoje życie zdarza się przede wszystkim w dzień polarny! Wtedy kiedy nasz organizm dostaje za dużo światła i prawidłowo się nie wysypiamy.

Więcej – Piotr przestrzega przed białymi ledami. W uszach dudnią mi jego słowa:
Za kilkadziesiąt lat ludzie będą wymieniać ledy z takim przerażeniem, jak dziś wymieniają azbest.
Białe ledy mogą wywoływać raka mózgu -wali z grubej rury Piotr.
W ogóle białe światło jest nienaturalne i jak najgorzej wpływa na psychikę człowieka. Podobnie jak uliczne lampy o wypukłych szkłach, które zamiast oświetlać teren bezpośrednio pod lampą, wpadają do okien mieszkańców oświetlonych ulic. I tu niespodzianka!

Sopotnia Wielka to miejscowość, która przoduje w Polsce w ochronie ciemnego nieba.
Od 2011 roku we wsi działa zmodernizowane oświetlenie doskonale dostosowane do wymagań „zdrowego światła”. Prócz zdrowia człowieka, dla propagatorów idei liczy się wpływ oświetlenia na obserwacje astronomiczne. Bo Sopotnia Wielka jest stolicą polskiej astro-turystyki!

Tego zachmurzonego dnia nie miałam okazji wejść do wybudowanego na dachu szkoły obserwatorium. Jednak właśnie po to dziś warto przyjechać do Sopotni Wielkiej – by obserwować niebo. Prócz wizyty w obserwatorium można wybrać się na zorganizowaną wycieczkę w celu obserwacji gwiazd wśród natury (gdzie nie dociera sztuczne nocne światło). Na miejscu organizowane są też pikniki, festiwale i zjazdy astronomiczne.

Wchodzimy wreszcie do miejsca, które najbardziej kręci dzieciaki. Do wybudowanej na tyłach domu stacji kosmicznej. Na wejściu przebieram się w kombinezon i przez następne kilkanaście minut słucham opowieści o tym inspirującym dzieciaki miejscu. Sopotnia Wielka miała być miejscem bez przyszłości. Urodzeni tutaj mieli tu zostać. Bez ambicji, bez możliwości rozwoju, z dala od stolicy województwa, a co dopiero Polski czy Europy.

A tymczasem stało się inaczej. Dzieciaki chcą zostawać astronautami, idą do szkoły lotniczej. O ochronie ciemnego nieba – tej zapomnianej dziedzinie ekologii – mają lepsze pojęcie niż większość z nas. Potrafię sobie wyobrazić wśród nich przyszłych inżynierów, ekologów, działaczy społecznych. Pan Piotr zrobił niesamowitą rzecz i należą mu się za to wielkie oklaski.

To miał być dzień w górach. A tymczasem w Ślemieniu wyruszyłam w przeszłość, w Sopotni w przyszłość. Gdy przyjechałam do domu od razu odkręciłam białe ledy i siadłam do dalszej lektury w temacie światła. Dobrze jak podróże uczą. Niesamowite że uczą tam, gdzie się nie spodziewałam.

Informacje praktyczne

Dalsza lektura: z Żywiecczyzny pojechałam do wspaniałej Trójwsi, o której napisałam tutaj. Jeśli interesuje was tematyka ciemnego nieba i zanieczyszczenia światłem, to zajrzyjcie na stronę stowarzyszenia. A jeśli tam pojedziecie, to gwarantuję – wrócicie odmienieni.

Odwiedzone miejsca:
Etnopark. Żywiecki Park Etnograficzny, Łączna 2a, Ślemień, cena: 6 zł
Stowarzyszenie POLARIS, Sopotnia Wielka 174. Na zwiedzanie czy obserwację nieba umawiajcie się indywidualnie. Kontakt znajdziecie tutaj.

Tekst powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną. Inne teksty o województwie śląskim znajdziecie tutaj. A jeśli zainteresował Cię blog, to dołącz do czytelników na Facebooku. Tam relacje na żywo, konkursy i nowości z bloga. Fajnie jest 🙂

Exit mobile version