Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

8 miejsc na Costa Bravie, które skradły mi serce

Costa Brava

Pewnego majowego dnia Piotr wrócił do domu, a ja z miejsca krzyknęłam:
-Wyjeżdżam! Costa Brava czeka!
Decyzja była spontaniczna. Rainbow zaproponował, bym poleciała zrobić materiał o regionie, a ja stwierdziłam, że super chętnie!

Po pierwsze Costa Brava ciągnęła mnie już od dawna. Po drugie, po skróconej wycieczce #doorvieto, miałam niedosyt Morza Śródziemnego. Spakowałam więc torby, wzięłam mamę i córkę i poleciałyśmy z Wrocławia na lotnisko w Gironie.

Czy warto i gdzie najlepiej jechać na Costa Brava? Internetowe opinie

Szybko pochwaliłam się też na Facebooku. I tu spotkała mnie niespodzianka. Bo nagle przeczytałam, że wybrzeże jest zabetonowane hotelami. Że spotkać tu można tylko dzikich imprezowiczów i nie warto jechać tu z dzieckiem.

Piotr stwierdził, że Costa Brava to chyba sama komercha i plażowa nuda.

Ale ja wiedziałam swoje. Obserwowałam Costa Bravę już od dawna. Tamtejsza organizacja turystyczna wyjątkowo lubi blogerów i często zaprasza ich do siebie. W wyniku tych spotkań powstało dziesiątki i setki artykułów blogowych, które wychwalały zróżnicowane wybrzeże, dzikie plaże, małe miasteczka i rewelacyjną kuchnię.

Na Costa Bravie byli i pisali o niej moi dobrzy znajomi. I trzeba im to oddać – przedstawili ją jako wspaniałe miejsce pełne super atrakcji. Stwierdziłam, że to nie może być tak, że Costa Brava jest nieciekawa. Po prostu trzeba wiedzieć, gdzie warto na Costa Brava jechać.

Ja dodatkowo koniecznie chciałam zobaczyć słynne muzeum Salvadora Dali w Figueres – drugie najczęściej odwiedzane muzeum w Hiszpanii.

Nie miałam więc wątpliwości – ja słucham znajomych blogerów. Wierzę, że Costa Brava warto zobaczyć. Poleciałam!

wejście do Muzeum Daliego w Figueres

Gdzie leży Costa Brava?

Costa Brava, czyli po hiszpańsku „dzikie wybrzeże” mieści się na północ od Barcelony. To ta najdalej wysunięta na północny-wschód część Hiszpanii. W przybliżeniu jest to cały nadmorski fragment ciągnący się od stolicy Katalonii do Pirenejów. Jej najważniejsze miasto i lotnisko, na które warto lecieć, gdy chce się zobaczyć CB to Girona, do której znajdziecie loty niemal ze wszystkich dużych miast Polski.

A teraz przejdźmy do meritum. Chcę wam opowiedzieć o 8 miejscach na Costa Bravie, które skradły mi serce. Kolejność jak zwykle przypadkowa.

  1. Girona – brama do Costa Bravy

Wielokrotnie słyszałam, że mimo iż większość turystów do Girony przylatuje po to, by ją od razu opuścić, to jednak warto zatrzymać się w niej na dzień lub dwa. Nic tylko potwierdzam!

Girona to piękne, nieduże miasto, którego ulice tętnią życiem i pachną wspaniałą kuchnią. Nie wiem czy wiecie, tu znajduje się druga najlepsza restauracja na świecie – El cellar de can roca o której Netflix zrobił odcinek The Chef’s Table. Jeśli zastanawiacie się, gdzie zjeść w Gironie i macie na to budżet, to od razu róbcie rezerwację!

Przewodniki polecają przede wszystkim zobaczyć girońską katedrę i dzielnicę żydowską. Potwierdzam – katedra w Gironie jest warta obejrzenia, a żydowską dzielnicą po prostu trzeba się przejść. Jednak mnie w mieście urzekło nie zwiedzanie, ale przede wszystkim życie ulicy. Dużo tu różnorodnych knajpek, w której spróbujecie kuchni wszystkich narodowości świata. Dużo urokliwych placyków zapełnionych krzesłami i stołami. Dużo ciekawych sklepów – z bibelotami, książkami dla dzieci czy regionalnymi produktami. Atrakcje Girony wyrastają przed nami, jak grzyby po deszczu!
Wreszcie mam poczucie, że w mieście bije młoda energia, której często brakuje mi w moich ukochanych Włoszech. Dużo tu festiwali, niesztampowych rozwiązań, hipsterskich miejsc. Zdecydowanie warto wracać.

2. Figueres – niezwykłe muzeum Salvadora Dali

Figueres to drugie największe miasto Costa Bravy, ale w przeciwieństwie do Girony, raczej nie zachwyca obiektywnym pięknem. Zjeżdżają tu jednak wycieczki z całego świata. Powód? Oczywiście niezwykłe muzeum Salvadora Dali.

Dali, który pochodził z Figueres postanowił odbudować stary miejski teatr i urządzić tutaj – nie inaczej – muzeum poświęcone sobie samemu.

Cóż, Dali nigdy nie należał do osób skromnych, a że w latach sześćdziesiątych był już znanym artystą, burmistrz Figueres chętnie przystał na ten pomysł, słusznie domyślając się, że przyniesie on miastu fontannę złota.

Tak też się stało. Muzeum jest rewelacyjne, a jego zwiedzanie to jazda bez trzymanki. Sam Dali chciał, by było swego rodzaju surrealistycznym teatrem i tak też się stało. Kolejne sale przypominają sceny teatru, na których porozkładano abstrakcyjne (pardon! surrealistyczne) rekwizyty. Tu też znajduje się jedno z najsłynniejszych dzieł Daliego, czyli „Twarz Mae West” – pokój, który przypomina twarz kobiety. Wreszcie tutaj – wbrew woli artysty – znajduje się grób Salvadora Dali (ten wolał spocząć ze swoją ukochaną żoną w Pubel).

3. Tossa de Mar – najsłynniejsze miasteczko Costa Bravy

To prawdopodobnie najpopularniejsza nadmorska miejscowość na Costa Bravie. Tossa de Mar to przepiękne, położone nad samym morzem, miasteczko. Jego wizytówką jest średniowieczna twierdza, która została wybudowana na nadmorskim klifie, a w której wnętrzu znajduje się stare miasto Tossy.

Nasze pierwsze zetknięcie z Tossą nie było przyjemne. Miasteczko okazało się być turystyczną pułapką – wszystko piekielnie drogie, a plaże, knajpy i uliczki zapchane turystami.
Jednak, gdy założyłyśmy na oczy filtr antykomercyjny, doceniłyśmy, jak pięknym miejcem jest Tossa de Mar. Wielka szkoda, że wiedzą o tym też budowniczowie hoteli.

Vila Vella, czyli dzielnica w zamku w Tossa de Mar, jest jedynym pozostałym obwarowanym miasteczkiem Katalonii. Jego bezpieczeństwa strzegło 7 wież. Dziś można tu odpocząć od tłumu turystów na plaży, pospacerować wąskimi uliczkami i zobaczyć nowoczesne rzeźby. Znajduje się tu również kilka lepszych restauracji.

Koniecznie wybierzcie się na poszukiwanie małych plaż. Mimo że w starym mieście jest duża, żwirowa i bardzo oblegana Platja Gran, to trochę dalej od centrum znajdują się śliczne malutkie plaże, np. Platja d’es Codolar.

4. Begur i Platja Sa Tuna – moja ulubiona plaża na Costa Bravie

A skoro o plażach mowa, to pokażę wam najpiękniejszą, jaką widziałam na Costa Bravie. To plaża Sa Tuna (Platja Sa Tuna), która administracyjnie należy do miasteczka Begur.

Sa Tuna od miejskich zabudowań oddalona jest jednak o kilka kilometrów. Możecie je zrobić na piechotę (stromo! Pod górkę, potem z górki), lub tak jak my – samochodem. Na miejscu znajduje się nieduży parking (4 euro za dzień).

Jeśli miałabym opisać Sa Tunę, to musiałabym stwierdzić że to osada – znajduje się tu zaledwie kilka – kilkanaście domów. Malownicza zatoczka i śliczne śnieżnobiałe domki tworzą słodki klimat, który przyniósł popularność plaży. Powstały tu trzy restauracje i jeden czy dwa niewielkie hotele.
I urok Sa Tuny polega na tym, że… to wszystko! Nawet jeśli jest tu tłoczno, to ten tłok w niczym nie przypomina tego z większych nadmorskich miejscowości. Przez miejscowość przechodzi kilka pieszych szlaków turystycznych, które wręcz zapraszają do przechadzki. Niestety z dzieckiem w pełnym słońcu się nie zdecydowałyśmy.
Plaża żwirowo-kamienista.

Co na to Kora? (7 miesięcy)
Niestety, okazało się, że złoty okres podróżowania z niemowlakiem minął. Kora zdecydowanie mniej śpi i ma większą potrzebę pełzania, raczkowania, siadania i stawania. Co za tym idzie, trzeba było ograniczyć wielogodzinne spacery z wózkiem i gwarantować dziecku inne atrakcje. Skończyły się też czasy, gdy dziecko bawiło się na kanapie w kawiarni. Teraz już zawsze potrzebna jest podłoga, kocyk lub trawka. Dobrze że mamy koc piknikowy, który wszędzie rozkładałyśmy.
Świetnie przygotowane na to były liczne restauracje, które odwiedzałyśmy. Niemal wszędzie było krzesełko dla dziecka, przy którym Kora szamotała pyszności z mojego talerza. A miała co! Spróbowała guacamole, małże, rybkę czy salsę.
Dwa razy spróbowałyśmy plażę. Niestety Kora boi się morza. Próby pływania skończyły się więc płaczem.
By młoda mogła się wylatać, zjeżdżałyśmy codziennie ok. 18.00 do wynajętego mieszkania.
Mimo późnych godzin nocnych, Kora na lotnisku nie zasnęła. Z ciekawością patrzyła na wszystko i wszystkich dookoła. W samolocie spała za to jak kamień.
W samochodzie Korcia jest na medal! Na zmianę bawi się i śpi.

5. Peratallada – baśniowe miasteczko z kamienia

Jeśli poszukacie na Costa Bravie ślicznych miasteczek nie nad samym morzem, a bardziej w głąb lądu, to szybko przeczytacie o Pals. Słynnej miejscowości z kamienia, oddalonej o pół godziny drogi od Girony.
Ja się Pals zawiodłam.

O ile miasteczko niewątpliwie jest urokliwie, to brakuje mu duszy. Jest kilka nieciekawych barów, sklepiki z pamiątkami made in China. Nic, co wywołało by u mnie kołatanie serca.

Zupełnie inna jest położona kilka kilometrów od Pals Peratallada i to do niej powinniście się udać!
Peratallada, podobnie jak Pals, to kamienne średniowieczne miasteczko, która przypomina miejscowości Lazurowego Wybrzeża czy piękne sycylijskie Erice. Wąskie uliczki ozdobione są kwiatami. Na placykach znajdują się kawiarenki i designerskie sklepiki. Mieści się tu również kilka kameralnych B&B i znanych restauracji.

Podczas gdy Pals śmierdziało mi tanią komerchą, Peratallada to dla mnie kwintesencja dobrego smaku i baśniowego uroku. Koniecznie polecam wybrać się tu na wieczorną kolację!

6. Przylądek Cap de Creus – tu kończy się Hiszpania

Wreszcie trzy ostatnie miejsca położone są bardzo blisko siebie -na półwyspie Cap de Creus, który według mitologii stworzył sam Herkules.

Ten wystający punkt na mapie znajduje się już kilkanaście kilometrów od granicy z Francją. Nic dziwnego, że francuski słyszy się tu równie często, jak hiszpański.

Cap de Creus to nazwa zarówno półwyspu, ale też przylądku – najdalej na wschód wysuniętego punktu Hiszpanii. Dziś znajduje się tutaj rezerwat przyrody – i nic dziwnego. Matka natura znowu pokazała na co ją stać i zafundowała nam ucztę dla oczu.

Droga na przylądek jest niezwykle malownicza. Co kilkaset metrów przecinają ją szlaki i ścieżki, które prowadzą na niewielkie dzikie plaże, na których zmieści się zaledwie jedna rodzina czy grupa znajomych.
Na samym przylądku znajduje się latarnia morska i restauracja. Wieje tu ostry wiatr . Miejsce magiczne, które mi przypominało bardziej norweskie fiordy niż suchą Hiszpanię!

Książki o Katalonii i Costa Bravie

Jeśli tak jak ja uwielbiacie czytać o odwiedzanych miejscach, to mam dla was kilka propozycji lektury. Będzie mi miło, jeśli kupicie je przez podane tu linki. Dzięki temu dostanę drobną prowizję, co pomoże mi dalej prowadzić blog.

  • N. Lewis – Głosy starego morza; świetny reportaż o tym, jak w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zmieniło się wybrzeże Costa Brava. Z zapomnianych przez świat rybackich wiosek zrobiły się wielkie kurorty. Nie mogę sobie wyobrazić lepszej pozycji na ten wyjazd. Książka obecnie tylko w bibliotekach lub z drugiej ręki
  • A. Lipczak – Ludzie z placu słońca – bardzo dobry reportaż o Hiszpanii, która próbuje wstać z kolan
  • M. Bernatowicz – Hiszpania. Fiesta dobra na wszystko; pozycja pełna ciekawostek o kraju.
  • S. Dali – Dziennik geniusza; jeśli jeszcze nie czytałaś, to trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na lekturę
  • Jeśli masz ochotę na beletrystykę, to ja bym postawiła na Jaume Cabre. Wybitny pisarz!
  • No i oczywiście przewodnik. Mnie prowadził po regionie ten.

7. Port Lligat – dom i natchnienie Daliego

Kilka kilometrów od przylądka Cap de Creus znajduje się osada, trochę przypominająca opisaną wcześniej Sa Tunę. Tutaj pewnego dnia przyjechał wspomniany już wcześniej mieszkaniec Figueres – Salvador Dali. Kupił kilka budynków i połączył je w rezydencję, w której zamieszkał – najpierw sam, potem ze swoją ukochaną żoną Galą.

Dziś dom Dalich jest niewielkim muzeum, w którym wszystkie meble i sprzęty zostały oryginalnie zachowane. Kilkadziesiąt minut zwiedzania świetnie pokazuje, jak Dali potrafił zręcznie manewrować na granicy kiczu i dobrego smaku, jednak zawsze pozostawał po stronie tego drugiego.
Prócz muzeum w miejscowości znajduje się bar rybny, niewielki port, kawiarnia i plaża. Spokojnie można tu spędzić cały dzień na słodkim nicnierobieniu. Polecam krewetki w barze!

8. Cadaques – najpiękniejsze miejsce na Costa Bravie!

Wreszcie na koniec zostawiłam ukochane miasteczko Daliego i dla mnie numer jeden wśród atrakcji, jakie warto zobaczyć na Costa Bravie. Cadaques to śnieżnobiałe miasto położone nad samym morzem. A jednak w przeciwieństwie do Tossa de Mar, uchroniło się przed dzikim bumem hotelarskim.

Zastanawiam się dlaczego, skoro jest równie piękne? Może dlatego, że trudniej tu dojechać? Jest dalej od Barcelony? Czy może to kwestia gorszych plaż?
Niezależnie od odpowiedzi, uważam, że jest to najładniejsze miejsce, jakie widziałam na Costa Bravie. Po wąskich białych uliczkach spacerują koty. Na nadmorskich chodnikach rozstawiły się kafejki serwujące sangrię i tapas. A raz na jakiś czas zobaczymy imponującą modernistyczną posiadłość, którą wybudował jeden z bogacących się w Nowym Świecie Hiszpanów.
Cadaques to ulubione miasteczko wielu artystów. Prócz Daliego bywali tu P. Picasso, J. Miro, M. Duchamp czy… Walt Disney.

To co? Kiedy jedziecie? A może już byliście i odkryliście miejsca, które ja ominęłam? Podzielcie się w komentarzach.

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Lot na Costa Bravę
Do Girony leciałam samolotem czarterowym Enter Air z Wrocławia. Cena last minute wynosiła ok. 700 zł w dwie strony z bagażem kabinowym

Samochód w Gironie
Samochód jak zwykle wynajęłam przez portal Rentalcars i odebrałam na lotnisku w Gironie. Niestety wypożyczalnia była zamknięta w godzinach nocnych. Zdecydowałam się spędzić 2 pierwsze dni w Gironie bez samochodu, a trzeciego dnia przyjechać autobusem na lotnisko po auto.

 

Tekst napisany we współpracy z Rainbow, które oferuje wczasy na Costa Bravie.

Exit mobile version