Jaka jest granica między oklepaną Starówką, a hipsterskim Powiślem? Granicą jest Mariensztat. Dla mnie ma urok rzymskiego Zatybrza, z tą różnicą, że nie ma tu wcale turystów. Pomiędzy okazałymi kamienicami, na wielkim placu, przy fontannie, spotkać można co najwyżej staruszkę z siatką z zakupami lub kuriera dhl krążącego nerwowo w poszukiwaniach numeru.
Mariensztat.
Mariensztat to miasto Marii. Od Potockiej, żony Eustachego, mieli oni tu swoją jurydykę, czyli prywatne miasteczko w XVIII w. W drugiej połowie XIX w. Mariensztat tętnił życiem będąc głównym plac targowym Powiśla. Na początku XX w. wybudowano wiele kamienic, a podczas powstania ’44 zrównano okolicę z ziemią. Zaraz po wojnie budowano trasę W-Z, więc mały Mariensztat stracił dogodne połączenie z Krakowskim Przedmieściem. Wybudowano tu pierwsze po wojnie osiedle mieszkaniowe, nad którą to odbudową czuwał Zygmunt Stępiński, dbając by zachowała ona osiemnastowieczny urok. Bardzo się to udało. Starodawne są fasady budynków, o wnętrza zadbano już w zgodzie z XX w. Mariensztat to jedynie 23 kamienice. Jedno z mniejszych osiedli w Warszawie. Jeśli nie liczyć dwudziestopierwszowiecznych plomb.
Spacer po Mariensztat
Najbardziej lubię schodzić Bednarską, dawną Gnojową. Świadomość, że tą ulicą schodziły kiedyś wszystkie ścieki Warszawy, jest poruszająca, przy jej obecnym uroku. Gdyby tylko wymazać gumką do ścierania samochody kadrem mogłaby konkurować z najpiękniejszymi świata. Nie samym brukiem Bednarska zachwyca, ale również (albo przede wszystkim) podwórkami. Ja najczęściej zaglądam do prawego, które graniczy z ogrodem seminarium duchownego. Piętrowy dziedziniec ozłocony kwiatem, ławeczki, trzepaki, bramy ze szczytem łukowym. Po drugiej stronie Bednarskiej wchodząc w bramę natrafimy na wysoki mur z czerwonej cegły. To pozostałości po pałacu Kazanowskich, najbardziej okazałej warszawskiej budowli przed szwedzkim potopem. Tu też jest cudowny skwer Samuela Orgelbranda. Przy nim stoją nowszej konstrukcji bloki z balkonami, tak bardzo znów przypominającymi śródziemnomorze. U dołu skweru perełka – na ścianie przedszkola socrelief z dziećmi. Topornie piękny. W prawo – szkoła muzyczna z również udanymi dekoracjami.
Rynek Mariensztacki jest otwarty na trasę W-Z. Zamknięty z trzech pozostałych stron. To była ważna powojenna inwestycja, więc pewnie nie chciano jej całkiem oddzielać od życia miasta. Odbiegająca od placu ulica Mariensztat w kierunku Wisły jest bajką w pastelowych kolorach. W górę, w kierunku św. Anny biegnie ścieżka z cudownym widokiem, kadrem idealnym. Po drodze pnącej się w górę mijamy rzeźbę przypominającą świetność handlową okolicy – Przekupka na Mariensztacie z kurą pod pachą z 1949r. Jej autorką była Barbara Zbrożyna, ówczesna studentka warszawskiej i krakowskiej ASP, uczennica Xawerego Dunikowskiego.
Mariensztat ma olbrzymi potencjał. Jest urokliwym miejscem na uboczu, które tak bardzo mogłoby tętnić życiem, lub choćby jedną knajpą serwującą śniadania. Kiedyś były tu Ogrody, ale nie przetrwały. W obecnej na rynku Baryłce jest jak na moje gusta zbyt ciemno i spelunkowato. Oby się zmieniło na lepsze. Tymczasem w słoneczny dzień cudownie jest się grzać w tej ciszy i spokoju na ławce. Spróbujcie!
Zobacz też: Osiedle Jazdów. Zagubiona wieś w centrum miasta
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.