W paru towarzystwach mam łatkę osoby, którą łatwo zadowolić, bo wszystko mi się podoba. Kiedyś na przykład spędzałam marcowy tydzień w Trieście, gdzie o nic martwić się nie musiałam, do wszystkich atrakcji byłam wożona, jednego dnia szusowaliśmy na nartach w Pramollo, drugiego jechaliśmy na plażę w Chorwacji popatrzeć jak wariaci suną po falach na deskach. Były to czasy, kiedy moje podróże kręciły się wokół autostopu, a na kolacje zamiast spaghetti con vongole jadałam przeceniona z rana bagietkę z dwoma plasterkami prosciutto san daniele. I kiedy padło pytanie, czy wyjazd mi się podoba, a ja odpowiedziałam zażenowana, że tak, usłyszałam właśnie, iż ciągle mi się wszystko podoba. Dziś u nas na tapecie Park Bajka i Błonie i wreszcie mogę powiedzieć swoje (częściowe) nie.
W artykule:
- Wodny plac zabaw w Parku Bajka
- Tradycyjny plac zabaw
- Błonie: atrakcje poza parkiem
Zobacz też: Park Rozrywki Julinek.
Park Bajka w Błoniu
Pisali już o nim chyba wszyscy blogierzy, którzy dotykają tematyki dzieci w Warszawie, każdy rozpływa się w zachwytach. Moje koleżanki wrzucają na instagrama foty z wodnych szaleństw dziatwy, więc i na nas przyszedł czas. Wsiedliśmy w nasze ulubione Koleje Mazowieckie i dojechaliśmy w pół godziny do Błonia, Park Bajka znajduje się niedaleko stacji. Nie chciałam forsować dzieci długimi spacerami, bo wczoraj zeszliśmy pół Grodziska Mazowieckiego, więc chciałam tym razem zaserwować krótką piłkę. Miejsce tak lubiane przez wszystkich, że spodziewałam się pewniaka. Weszliśmy od strony muzycznego, no i rzeczywiście był efekt WOW. Sania uwielbia bębny, więc poszalał.
Na fotogenicznych iglach były pajęczyny, więc nie odważył się wejść.
Wodny plac zabaw w Błoniu
Poszalał na standardzie,
ale dojrzał kątem oka wodny plac zabaw i już nic nie było ważne. Specjalnie mu nie mówiłam, co go czeka, by spotęgować radość. Prawie w biegu zrzucał z siebie kolejne części garderoby, założył kąpielówki i pobiegł szaleć. Ja dopiero poszukałam miejsca w cieniu na biwak, spodziewając się, że spędzimy tam pół dnia. Nawet myślałam, czy dowiozą nam pizzę do parku. Pierwsze co rzuciło mi się w uszy to nachalne disco polo. To co dotarło do nosa, to smrodek z budek z goframi i hot dogami. No ale rozłożyłam matę pod głośnikiem (cień był) i rozpoczęłyśmy z Idą owocową ucztę. Nagle przybiegł Sania, z zakrwawionym łokciem i potokiem łez na policzkach. Niestety antypoślizgowa nawierzchnia ma dziury w postaci śliskich pomarańczowych plastików. Na górce. Gratulacje dla konstruktora. Choć może to trochę moja wina, że nie zauważyłam kiedy Sania zdjął buty.
Inne obserwacje – teren jest ogromny, ciężko wodzić wzrokiem cały czas za dzieckiem, z kolei szalejący parolatek łatwo może w ferworze zabawy zgubić kierunek i mieć problem z dotarciem do bazy. Rzeczy też nie zostawimy bez nadzoru, więc wyjście jedno – więcej niż jeden dorosły.
Błonie – atrakcje poza parkiem
Szybkie google, co Błonie ma jeszcze do zaoferowania. Kirkut! Wspaniale, idziemy, płacz już trochę mniejszy, macewy na pocieszenie działają. Dwa kilometry spaceru na obrzeże miasta i… obejrzeliśmy cmentarną bramę i napis, że tak, to tu. Dobrze, że napisali, bo spomiędzy krzaków nie wystawał nawet jeden nagrobek. O rozpaczy!
Błonie – rynek.
Sytuacja powoli robiła się dramatyczna. Moja przyjaciółka, rodowita Błonianka, poleciła nam, by zjeść we włoskim przybytku w Rynku. Nie zrezygnowałam dlatego, że przy stolikach na zewnątrz nie była prowadzona obsługa kelnerska, ani dlatego, że do restauracji prowadziły schody, a nikt z obsługi nawet się nie zająknął by nam pomóc z wózkiem. Nie wyszłam też dlatego, że panie kelnerki miały poplamione w sosie od pizzy koszulki i focha w nosie. Z Idą na rękach i Sanią który przez łzy szeptał “gnocchi z karczochami”, ja nie mogłam ich znaleźć w karcie, poprosiłam więc panią o doradztwo. Usłyszałam jedynie, bym się nie spieszyła, tylko spokojnie przejrzała kartę. No kurde, jakoś nie miałam jak. Poszliśmy więc tam, gdzie miała być dobra kawa. Była przepalona i za gorąca, ale pizza dała radę. Hawajska. Bo moje dzieci uwielbiają.
O 13.40 wbiegliśmy na peron, po trzech minutach wyjeżdżając z Błonia. Park Bajka na pewno odwiedzimy, po sezonie wodnym, Błonie spróbujemy docenić przez pryzmat dzieł Marconiego (ratusz) i innych pereł, lub po prostu pospacerujemy.
Mogłam nie pisać tego posta. Albo mogłam trochę ten dzień trochę wybielić. Ale napisałam celowo, byście nie myśleli, że podróże dla nas to bułka z masłem i że zawsze jest super. Dzieci mają różne humory, dziś Sania miał akurat kiepski. Może to ta burza wisząca w powietrzu, może upał, może trzeba było zrobić dzień przerwy od tak dużych atrakcji. Nie zniechęcimy się jednak, nadal będziemy wyruszać na nasze mikrowyprawy, a dzisiejszy dzień, choć mocno nieidealny, nauczył mnie bardzo wiele o relacji, miłości i wsparciu.
Błonie – dojazd z Warszawy.
Błonie to miasteczko położone 30 km od Warszawy. Dojazd samochodem jest łatwy (autostrada) lub pociąg – najprościej. Park Bajka ma całą infrastrukturę – parkingi, toalety, trawniki piknikowe. Może gdzieś da się naprawdę dobrze zjeść. My niestety nie trafiliśmy.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też inne atrakcyjne miejsca dla dzieci w mazowieckim
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.