Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Restauracja FUM w Warce

Caaały dzień w Warce, zwiedzanie arcyciekawego muzeum, kreatywne warsztaty na rynku, spacer w małą dzicz w poszukiwaniu judaików. Brzmi jak plan, ale jak usłyszałam, że najlepsza restauracja w mieście znajduje się w starej Fabryce Urządzeń Mechanicznych? Radość szejset. Nie znaleźliśmy tu jednak industrialnego klimatu, ale odkryliśmy coś znacznie ważniejszego. Restauracja FUM to naturalne smaki, slow food, dopieszczone porcje, całkowite pogodzenie wszystkich doskonałych cech tradycyjnego jedzenia, z nowoczesnym podejściem do oczekiwań.

Kiedyś.

Będąc w podróży poślubnej na Islandii zatrzymaliśmy się na klasycznym środku niczego. Stacja samoobsługowa, a przy niej bar. Weszłam do toalety, w tym czasie Eduard zagadał do właściciela. Serio nie spodziewaliśmy się niczego dobrego do zjedzenia. Co się okazało? Że krowy z których pan robi burgery pasą tam na łące, do ciasta dorzuca borówki które żona zebrała podczas porannego spaceru, a jajka, to już wiadomo, własne kury to żadna filozofia. Więc hipster Islandczyk realizował ideę kilometr zero.  Wiadomo, Islandia bogata, postępowa, wyznaczająca trendy, świadoma.

Restauracja FUM w Warce.

Aż tu nagle lądujemy w Warce. Wywiad społeczny wskazuje jedno możliwe miejsce: restauracja FUM. Z zewnątrz jak milion innych lokali na polskiej prowincji. Nic specjalnego. Fasada ocieplona styropianem i pomalowana na jeden z kolorów z palety piasek Sahary. Na parkingu kostka b., przed wejściem mały ogródek na szybko. Zajrzałam do środka – sala ogromna, telewizor, stoliki, duuużo ludzi. Pani z obsługi zaproponowała nam drugi ogródek. Który znajduje się właściwie na placu zabaw. Miejsce idealne dla dzieci, są huśtawki, konstrukcja ze zjeżdżalnią i trampolina. Głębiej jest też trzeci ogródek, bardziej grillowo-romantyczny.

Zabudowania po starej fabryce są ogromne, jest tu sala weselna, hotel, miejsce w którym warczanie mogą zorganizować chrzest, komunię, wieczór panieński. Wrażenie ogólne jest mało spójne, choć dość pospolite. Aż tu nagle, na stół wjeżdża jedzenie. I właścicielka lokalu trafia tym samym w sam środek mojego serca. Przez żołądek. Spróbowaliśmy dość sporo, choć menu jest bardzo rozległe. Oczywiście najbardziej atrakcyjne było dla nas menu oparte na jabłku. Produkcie stąd. Ale nie tylko owoce są tutejsze. Okazuje się, że nie tylko Islandia jest świadoma. Kaczka z własnego chowu, jajka podbierane (szczęśliwym) kurkom na podwórku, nie znajdziecie tu kupnego makaronu w zupie. Wszystkie sosy, wypieki przygotowywane są na miejscu.

Zjedliśmy zupę z białych warzyw i owoców. Ziemniaki, kalafior, jabłka, nuty cynamonu i migdałów. Krem z charakterem, zupełnie nie mdły.

Sania oczywiście testował rosół, w wersji dla dorosłych jest trochę inny makaron, ten zrobiony pod dzieci, mięciutki. Wylizał chłopak talerz.

Kaczka i indyk z jabłkami zdominowały nasze główne dania, do tego pyszne surówki, najlepsze kluski śląski i sos oparty na jabłku i gruszce.

Na deser pierogi z jabłkami i cynamonem i absolutny mój faworyt – jabłka z cieście paryskim. Mogłabym jeść i jeść.

Wiecie już co robić z najbliższy wolny dzień – dawajcie do Warki, głodni nie wyjedziecie!

Restauracja FUM znajduje się w Warce przy ul. Puławskiej 39D.

Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Warkę odwiedziliśmy w ramach akcji Moda na Mazowsze, przy współpracy z Mazowiecką Regionalną Organizacją Turystyczną.

 

Exit mobile version