Kiedy decydowaliśmy się, by przejść zimą część wybrzeża Bałtyku na piechotę, wiedziałam, że najważniejsze jest optymalnie się spakować i wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Udało się to wybornie, właściwie użyliśmy wszystkiego i niczego nam nie zabrakło (poza szamponem, którego zapomniałam). Priorytetem był dla mnie Sania. Ida ma mnóstwo ubrań po bracie, ciepły puchowy kombinezon, wełniany śpiwór w wózku, sweterki z merynosa. Czas organizowaliśmy tak, by przejście wypadało w porze jej drzemki. Wyzwaniem okazała się zimowa wyprawka czterolatka.
Jak ubrać dziecko zimą?
Jesteśmy bardzo nastawieni na outdoor, zarówno podczas większych wypraw, jak i w codzienności. Wyznajemy zasadę, że zła pogoda idzie w parze z dobrym ubraniem, ale mamy pod górkę ze smogiem. Więc jeśli wpadam na szalone pomysły, by trochę pooddychać, muszę dziecku zapewnić komfort. Pocieszające jest to, że wszystko po Sani odziedziczy Ida, oraz hipotetyczne kolejne dzieci, a potem zarobimy na sprzedaży. 🙂 Dzieci muszą mieć sucho, ciepło (ale nie za ciepło) i wygodnie.
Ubrania na zimę przy ciele
Mamy dwie koszulki termoaktywne Reimy, które są MEGA. Mają fajne zimowe wzory, które Sa uwielbia. Są z domieszką poliestru, którego kiedyś byłam przeciwniczką, ale w odzieży aktywnej najlepiej się sprawdza.
Na nogi w tym roku zdecydowaliśmy się kupić zamiast rajtek leginsy Pan Pantaloni. W sztukach dwóch: bawełniana opcja i wełniana. Jeśli chodzi o swetry i bluzy, to nie mamy większej spinki w tym temacie, również kupujemy w Pan Pantaloni, okazjonalnie w innych firmach, teraz Sania ma bluzę którą bardzo lubi z Kids On The Moon.
Ubrania wierzchnie na zimę
Spodnie narciarskie. W tym roku padło na Outburst, ogrodniczki. Mają ściągacz na dole, polarkowe ocieplenie na brzuchu, regulowane szelki. Naszym totalnym hitem tej zimy, przy którym na bank zostaniemy póki rozmiarówka pozwoli są kurtki Reimy. Zimowa wyprawka czterolatka zakłada dwie, obie puchowe. Turkusowa jest mega ciepła, napchana puchem jak kołdra cioci Józi. Ma odpinany kaptur, kieszenie na suwak, idealnie się sprawdziła w marcu gdy były wielkie mrozy, choć gdy temperatura podniosła się do zera było za ciepło.
I wtedy kroczyła wersja żółta. Też puchowa. ale cienka. Można ją zwinąć do maleńkości, ma kaptur (odpinany), kieszenie na zatrzask.
Czapka Sani czarna to mój czarny górski windstoper, w wersji na plusie bawełniana Pan Pantaloni. Szalik zrobiła babcia, rękawiczki z jakiejś sieciówki (schodzą u nas jak parasolki, ciągle się gubią).
Zimę przechodził Sania w śniegowcach Kamik. Łatwe do zapinania na ściągacz, wodoodporne, ciepłe, za kostkę. Żal, że już wyrósł. Na drugim wyjeździe w kwietniu miał takie trochę treki za kostkę niemieckiej firmy Kappa.
Najważniejsze, to dzieci nie przegrzewać, ale zapewnić im komfort i suchość. W maju będziemy iść na kolejny długi spacer wybrzeżem, wtedy wiem, że będzie trzeba mocno postawić na rzeczy wodoodporne. 🙂
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.