Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Sycylijczyk oczyma Polki

Pożegnałyśmy Bolognettę, a z nią pożegnałyśmy Psa i starając się nie oglądać ruszyłyśmy w dalszą drogę. Ten dzień niemal w całości spędziłyśmy na jezdni. Zobaczyłyśmy kawał pięknej Sycylii, wypiłyśmy po kilka filiżanek espresso i poznałyśmy kilkanaście osób, o każdej z nich wyrabiając sobie jakieś – często mocno zmitologizowane – zdanie.

Długo zastanawiałam się, jak tę notkę ugryźć. Przejechałyśmy tego dnia całą wyspę i minęłyśmy dziesiątki miejsc, o których dałoby się wiele opowiedzieć – owszem. Ale prawda jest taka, że wyspę zobaczyłyśmy z okien samochodów. Poznałyśmy wiele osób, każda z nich nosi w sobie przeciekawe historie – też prawda. Ale co z tego, skoro z większością nie dane nam było się porozumieć na głębszym poziomie wymiany myśli. Jedyne co potrafię z tego dnia stworzyć, to tekst o tym, jak Sycylijczyk widziany jest oczyma Polki. To i stworzę!

Stop na autostradzie surowo zakazany

 

Sycylijczyk oczyma Polki w punktach:

 

1. Sycylijczyk zawsze bezinteresownie pomoże

I to jak pomoże. Nie chodzi o to, że podniesie bluzę, która ci wypadła z plecaka czy włoży bagaż na wyższą półkę. To by było zbyt banalne. Pracujący na stacji benzynowej Sycylijczyk zacznie energicznie pytać każdego kierowcę czy czasem nie jedzie w naszą stronę, żeby nas zabrać i zadzwoni do swojego kuzyna, by po nas przyjechał. Sycylijczyk zobaczy nas na drodze, spyta gdzie jedziemy, po czym, mimo że nie jedzie w naszą stronę, specjalnie nadrobi 70 km, żeby wysadzić nas na najbardziej dla nas dogodnej stacji benzynowej.

 

Z autostrady

 

2. Sycylijczyk nie mówi po angielsku 

Bo i po co, skoro tak świetnie może się z nami dogadać po sycylijsku (w głębiej położonych na lądzie wioskach włoski nie wchodzi w grę). Będzie nam opowiadał historię swojej rodziny, mówił o dzieciach i o tym, że właśnie mu się urodził wnuk. Będzie nas wypytywał skąd jesteśmy, jak sypiamy, gdzie jedziemy. A my przy tym będziemy miały najlepszą lekcję włoskiego (ten sycylijski to jednak zdażył się tylko kilka razy), o jakiej możemy zamarzyć. Doszło do tego, że dziś wchodząc do sklepu czy baru, rozmawiam przede wszystkim po włosku i dopiero, gdy nie potrafię czegoś powiedzieć, uciekam się do francuskich lub angielskich słów (w tej kolejności).

 

z taksówkarzem (wiozącym za darmo – “taksówkarze nie są tacy źli”)

 

3. Sycylijczyk jest dżentelmenem

O tak! Na Sycylii czułam się traktowana tak, jak prawdopodobnie traktowano kobiety sto lat temu (oczywiście w sytuacjach oficjalnych). Jestem pewna, że to, iż tak swobodnie nam się łapało stopa i tyle osób podwoziło nas dokładnie tam, gdzie poprosiłyśmy, wynikało z naszej płci. Przed wyjazdem spotkałyśmy się z licznymi opiniami, że każdy nas weźmie, ale każdy będzie chciał czegoś w zamian. Nieprawda. Każdy nas zabierał, bo każdy czuł się w obowiązku pomóc dwóm kobietom, do tego turystkom, więc oczywiście gościom. Zaraz potem każdy proponował kawę lub piwo, których nie wypadało odmówić. Po szybkim szocie espresso przy barze następowały przyjazne pocałunki w oba policzki i każdy ruszał w dalszą drogę. NIKT nie był nachalny, NIKT nie chciał wziąć niczego, czego nie chciałyśmy mu dać.

 

4. Sycylijczyk ma kontakty mafijne, a nawet jeśli nie ma, to chce za takiego uchodzić

Sycylia i jej mafia. Coś jest na rzeczy. Coś wisi w powietrzu i jest widoczne nawet w tak pobieżnym kontakcie jak nasz. Najpierw spytałyśmy o mafię Gianniego. Zbył nas słowami, że pierwsze słyszy. Potem weszłyśmy w Palermo, gdzie na co drugim budynku była informacja, że “został odebrany mafii”. W końcu, jadąc dalej, spotykałyśmy mężczyzn wyglądających jak żywcem wyciągnięci z Ojca Chrzestnego.

Dwa przypadki były szczególne. Pierwszy to stacja benzynowa w Termini Imerese. Gdy A. była w toalecie, podszedł do mnie mężczyzna w wieku pewnie ok. 55 lat. I to jaki mężczyzna. Wielki jak trzydrzwiowa szafa, dumnie wyprostowany, w ciemnych okularach, z charakterystycznym wąsikiem, a czarne włosy zaczesane miał do tyłu w dwu-centymetrową kitkę i dokładnie ułożone na żel. W dłoni trzymał cygaro. Zapytał kim jesteśmy, co tu robimy. Zachwycił się, zdziwił, poopowiadał o swojej rodzinie, pstryknął palcem na pracującego tu chłopaka: “Kawę dla tych pań! I wodę do tego!” i przedstawił nas wszystkim swoim znajomym, z ojcem włącznie.

Nasza “Mafia”

Drugi przypadek to “mafia pokolenie 2.0”. Tym razem mamy do czynienia z ok. 35 letnimi mężczyznami, którzy podwieźli nas z Termini na autostradę (jechali do Palermo, więc dokładnie w przeciwną stronę). Przyjechali swoją wystrzałową bryką, w radiu rozbrzmiewała muzyka na cały regulator w stylu “I know you want it”, ubrani byli w najlepsze ciuchy, na nadgarstku świecił rolex. Dłonie pokrywały charakterystyczne przestępcze tatuaże. I off the record: jakie on miał hipnotyzujące błękitne oczy!

 

5. Sycylijczyk będzie próbował Cię poderwać na niewybredne teksty

Kolejny raz poczułam się, jak nie z tej bajki. Wspomniałam już, że nikt od nas niczego nie chciał – to prawda. Każdy zachowywał się w zgodzie z kodeksem dobrego wychowania i wykazywał największą uprzejmość. Nie znaczy to jednak, że nie można nas podrywać. Teksty o tym, jaka jesteś piękna, można usłyszeć wszędzie – nic w nich nowego. Ale jeden z mężczyzn wykazał się większą kreatywnością. Pytał o czym marzę, czego pragnę. Zasugerował, że jest to dom i rodzina. Czy chciałabym dziecko i że on może mi to wszystko dać. Wszystko to wypowiedziane przyciszonym romantycznym głosem. I cały czas z tym świdrującym wzrokiem, któremu naprawdę trudno było się oprzeć. Przyjęłam taktykę “nie rozumiem, co do mnie mówisz”, ale zapewniam – on naprawdę mówił to tak, że chciało się z nim jechać tym samochodem do gwiazd (nawet mimo świadomości, że dzieci i dom na sycylijskiej ziemi powinny się kojarzyć bardziej z siedzeniem w tym domu i wychowywaniem tych dzieci, gdy mąż będzie kontynuował podwożenie przygodnych Polek “do gwiazd”).

 

z drogi

 

Pod wieczór dojechałyśmy pod Etnę. Żałujemy dwóch miejsc. Jeden z podwożących nas mężczyzn jechał do Corleone – mogłyśmy jechać z nim.

Na autostradzie z kolei mijałyśmy miasto Ennę, która z drogi wyglądała olśniewająco, a podobno i okoliczne zabytki były jedyne w swoim rodzaju.

Trochę za bardzo trzymałyśmy się tego dnia drogi. Trochę za bardzo byłyśmy nastawione: musimy dojechać pod Etnę. Trochę zbyt przejęłyśmy się niepowodzeniami dnia poprzedniego i byłyśmy za mało elastyczne. Lekcja na przyszłość: jeszcze ciągle, wciąż trzeba się bardziej wyluzować w drodze.

Chcesz poczytać więcej o Sycylii? Tutaj znajdziesz listę artykułów, które napisałam na jej temat.

Exit mobile version