Zostawmy na chwilę szlak sułtański i ze sfery marzeń, i planów przejdźmy do tego co tu i teraz. Bo przecież Gruzja Gruzją, Turcja Turcją, ale to dopiero w połowie lipca. Kupa czasu, która może zostać wykorzystana do ruszenia się zza biurka. No to się ruszyłam. Gdzieś gdzie nigdy mnie nie było, do kraju zupełnie mi nieznanego, a oddalonego ode mnie o jakieś 100 km. Pojechałam w końcu na Słowację.
I wiecie co? Przeżyłam mały zachwyt. Po raz kolejny okazało się, że pogarda do ruszania się tam gdzie jest blisko, jest niczym nieuzasadniona. Miłośnicy sztuki nie muszą od razu pędzić do Paryża – po drodze mają Berlin. Wielbiciele gór może marzą o chodzeniu po Alpach, ale gdzieś bliżej są nasze piękne, północne Karpaty. A z kolei winiarze może i mają ochotę zapuścić się w toskańskie tereny, ale czy na pewno zdają sobie sprawę z istnienia wyśmienitych win Słowacji?
Ja przyznaję, że w myśl zasady „cudze chwalicie…” zapominałam o tym co blisko, przez co Europa Środkowa pozostawała dla mnie czarną plamą. Na szczęście trochę zmądrzałam. Dziś o Bratysławie.
Licząca sobie 400 tysięcy mieszkańców Bratysława, to taka mała perełka wrzucona w sam środek natury. A może raczej bursztynek, bo rozwój Bratysławy łączy się z popularnym w starożytności szlakiem bursztynowym. Miasto zostało przecięte na pół przez potężny Dunaj (dolina Dunaju kusi mnie coraz bardziej. Trzeba taką wycieczkę dodać do Pomysłów na Przyszłość), nad którym pieczę sprawuje… UFO.
UFO? Dokładnie! Kosmiczny spodek wylądował na samym szczycie Mostu Słowackiego Powstania Narodowego. I nic nie wskazuje na to, że zamierza się stamtąd ruszyć. Co więcej, rozgościł się tam na tyle, że kosmici postanowili otworzyć w nim restaurację, dzięki czego za nie tak znowu wysoką kwotę na wysokości 84 metrów można wypić „kawę z widokiem na miasto”.
Schodząc na ziemię: architektura Bratysławy ma dla mnie co najmniej cztery oblicza. Pierwsze to pozostałości socrealistyczne. Dorośliśmy już chyba do tego, żeby traktować budynki z czasów komunizmu, jako rewelacyjne dzieła sztuki. Bo pomimo że urodą one nie grzeszą, to jednak czy takie UFO na moście, albo piramida do góry dnem będąca siedzibą radia nie zachwyca? Zachwyca!
Druga Bratysława to Bratysława reprezentacyjna ze swoim głównym deptakiem przed Słowackim Teatrem Narodowym, wznoszącym się nad miastem zamkiem, budynkami uniwersytetu i prezydenckim pałacem. Przeskoczę tę część szybko, bo już nie mogę się doczekać, aż napiszę wam o mojej ulubionej, Bratysławie Trzeciej.
Zaczyna się dwa kroki od deptaku. Stare miasto. Cudeńko! Początkowo nic tego nie zapowiada, ale już po kilku krokach okazuje się, że Bratysława to plątanina malutkich uliczek z uroczymi sklepikami, małymi galeriami i dziesiątkami klimatycznych knajpek w podwórkach kamienic. Gotyk przeplata się z renesansem, a wszystko to pięknie odrestaurowane. To była dla mnie największa niespodzianka. Bratysława, mimo że stolica państwa, ze swoją gęstą zabudową posiada miasteczkowy urok dzielnie wspierając swoje regionalne tradycje.
Więc: Brunch w UFO-spodku, spacer po centrum, kolacja na starówce, potem ewentualnie spacer po romantycznej, jedynej nieodrestaurowanej uliczce z widokiem na zamek, a nocny drink? Tu bym postawiła na Bratysławę Czwartą i jej naddunajski River Park. W tym ultranowoczesnym kompleksie budynków mieszczą się najdroższe apartamenty w mieście, luksusowy hotel Kempinski, bary, galerie i restauracje. Trzeba mu przyznać: prezentuje się wyśmienicie.
Dodatkowo, żeby nie było, że zbytnio odbiegam od ostatniego tematu: Bratysława, leży na trasie Szlaku Sułtańskiego.
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂