Nikt się nie będzie dziwił, że w Gruzji wybrałyśmy się do Stepancminda, w Polsce znanego lepiej jako Kazbegi. Przy Tbilisi i Batumi to być może najczęściej odwiedzane przez polskich turystów miejsce. Znajdująca się nad miasteczkiem Cerkiew Świętej Trójcy (Cminda Sameba) to największa atrakcja Gruzji, swego rodzaju gruzińska Wieża Eiffle’a. Rozpoznawana przez wszystkich, którzy choć przez moment zainteresowali się Zakaukaziem.
Dojazd do Kazbegi: Gruzińska Droga Wojenna
Jeśli tylko wybieracie się do Kazbegi, to niemal na pewno przejedziecie najpierw Gruzińską Drogą Wojenną, prowadzącą z Tbilisi do granicy rosyjskiej. My miałyśmy szczęście. Już w Mcchecie złapałyśmy na stopa trzech uroczych dżentelmenów, którzy zawieźli nas aż do miasteczka, a po drodze zatrzymywali się we wszystkich ważniejszych miejscach, wliczając w to restaurację, w której jadłam swoje pierwsze chinkali i piłam pierwszą chachę. W wesołych humorach jechaliśmy dalej, zwiedzając piękną twierdzę Ananuri i punk widokowy będący wariacką sowiecką budowlą.
Co wybrać: Swanetia czy Kazbegi?
W Gruzji w górach byłyśmy w dwóch miejscach. Cały czas je do siebie porównuję: co jest lepsze, Swanetia czy Kazbegi?
Która droga dojazdowa jest ciekawsza: zdecydowanie ta do Kazbegi! Przejeżdżając tamtędy czułam się, jak w raju. Do Mestii jedzie się wąskim, zalesionym kanionem ze skałami o stromych zboczach. Kazbegi to z kolei rozległe łąki i pastwiska z intensywnie dominującą zielenią.
Która miejscowość jest ładniejsza: Mestia czy Stepancminda?
Zdecydowanie Mestia! Zdziwiło mnie jakie to słynne Kazbegi jest paskudne! Dwudziestowieczne brzydkie budynki, odznaczające się intensywnym radzieckim wpływem, na tle przepięknych, kąpiących się w chmurach gór, pasowały do siebie jak wół do karety. Po Mestii spodziewałam się rozwiniętej bazy turystycznej, której nie powstydziłoby się żadne europejskie państwo. Zastałam małe ohydztwo z którego po prostu trzeba było uciec. Oby jak najszybciej w góry!
Zajrzyj też na mój tekst o Swanetii. Klik!
Muszę się do tego przyznać: spędziłam w Kazbegi dwa dni i mimo wybrania się na punkt widokowy pod lodowcem, Kazbeku nie widziałam. Chmury znajdowały się ledwie co nad naszymi głowami, a potem i lekka mżawka Ciężko mi to było zaakceptować. Kazbek miał być takim mitycznym punktem do odznaczenia – nawet jeśli nie jako zdobyty, to chociaż jako widziany. Wybiegając w przód zdradzę, że klątwa pięciotysięczników trwała i w czasie naszego pobytu w Armenii Ararat również pozostał niewidoczny. No jak pech, to pech.
Jedziecie do Gruzji? Tutaj poczytacie o niej więcej. A jeśli jesteście na blogu pierwszy raz, to dołączcie do jego fanów na Facebooku. Dzięki temu będziecie na bieżąco z nowościami. 🙂
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂