Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Błoto z Morza Martwego. O co właściwie chodzi?

 

 

Jedną z najbardziej znanych maseczek świata jest błoto z Morza Martwego. Podobnie zscrubem, kremami, solami do kąpieli i serum.

Morze Martwe znajduje się na granicy Izraela i Jordanii. Zwiedzając tę drugą, naturalnym punktem wyprawy było więc wybranie się nad morze, a zaraz potem do jednego z dziesiątek sklepów, w którym sprzedają kosmetyki.

Ale właściwie dlaczego? A co chodzi z tym Morzem Martwym, że cały świat zna jego nazwę, czego nie można powiedzieć o biednych morzach lawentyńskich, Arafura, celtyckich czy alborańskich. Postaram się wyjaśnić, dlaczego smarujemy się błotem.

Fakt: Morze Martwe to największa depresja świata. 418 m pod poziomem morza i wciąż się obniża.

Fakt: Morze ma konotacje biblijne. To na jego dnie znajduje się Sodoma i Gomora, które surowy, starotestamentowy Bóg zniszczył z powodu zepsucia ich mieszkańców.

Fakt: Jest to jedno z najbardziej zasolonych naturalnych akwenów wodnych na świecie. Średnio 28% płynu to sól. Ma ona dość zabawny wpływ na wodę. Gdy się w niej pływa, ma się wrażenie, że jest to jakiś rodzaj oleju, z którego następnie chce się jak najszybciej obmyć. Co więcej, sól sprawia, że zatonięcie w Morzu Martwym jest praktycznie niemożliwe. Ba, pływanie jest nie możliwe. Woda wypycha na wierzch całe ciało i jakiekolwiek przemieszczanie się w niej wymaga nie lada wysiłku – a ośmielam się nazwać dość dobrą pływaczką.

A więc co my tu mamy? Depresyjne otchłanie świata, biblijna klątwa i stężenie soli, które nigdy nie zaaplikowalibyście swojej zupie. Czy w takie warunki sprzyjają rozwijaniu się bogatej fauny i flory?

Nie. Morze Martwe nie bez kozery nazywa się, jak się nazywa. W jego wodach nie żyje ani jedna rybka, żabka czy meduza. Nie ma w nim nawet bakterii (ostatnio świat co prawda obiegła informacja, że doszukano się 11 gatunków archibakterii, ale przy głębszych badaniach, okazały się pomyłką).

A jednak pozostaje światowym naturalnym SPA. Ludzie całego świata przyjeżdżają tu na kuracje. Powstają luksusowe kurorty i sztuczne plaże. Zaraz za nimi tysiące Jordańczyków rozkłada swoje koce i rozpala grilla. Tak spędzają weekend za miastem. Oddychają… No właśnie czym?

W wodach Morza Martwego znajduje się 26 korzystnych dla zdrowia i urody minerałów, z których ponad połowa nie jest obecna w żadnym innym akwenie. Mamy tu brom (20 razy więcej niż w innych morzach), potas (20 razy więcej), magnez (15 razy więcej), jod (10 razy więcej)… można tak wymieniać jeszcze 22 razy. Do tego depresja sprawia, że w powietrzu znajduje się 10% więcej tlenu niż zazwyczaj, a nieskalana większym przemysłem natura, utrzymuje je w nienagannym stanie.

No i tu zaczyna się wyliczanie, na co te minerały są dobre: włosy, skóra, paznokcie, poprawa krążenia krwi, leczenie alergii, rozluźnienie systemu nerwowego… Nie zależnie od tego czy cierpicie na nadciśnienie, reumatyzm czy bezsennność – przyjechanie nad Morzem Martwym zdaje się być najlepszym pomysłem. Dwa tygodnie w tutejszym SPA i jesteście o kilka lat młodsi.

I mówię to bez ironii. Nasi przodkowie wymyślili leczenie się w wodach. Pobliskich, górskich, ciechocinkowych czy w najlepszym razie alpejskich. W czasach globalizacji poszliśmy o krok naprzód przestaliśmy się tak przeraźliwie bać Bliskiego Wschodu (a przynajmniej tej części) i jeździmy nad Morze Martwe, które bez wątpienia nie ma sobie równych. Większe zastrzeżenie można mieć do kosmetyków, do których nie wiadomo co dodają, ale to kwestia zbadania tematu i jestem pewna, że da się coś dobrego znaleźć (pamiętam, kilka lat temu leczyłam cerę maseczką z błota z Morza Martwego. Była jedyną rzeczą, po której naprawdę widziałam poprawę. Niestety kupiłam ją w Londynie, nie zapamiętałam nazwy i już nigdy potem jej nie znalazłam).

Tylko że jak już przyjedziecie tu, jak zaczniecie się cieszyć na kąpiele (maksymalnie 20 minut na raz!) i błotka na ciele, chcę was ostrzec przed jednym: tu jest brzydko!

Pamiętacie? Brak życia. Pusta, stepowa przestrzeń, biedne wioski. Bałagan pozostawiony przez niemających świadomości ekologicznej i estetycznej mieszkańców. Owszem jest kilka perełek: Wadi al-Mudżib („Wielki Kanion”) czy wypad do pobliskiej Madaby. Ale większości krajobraz jest surowy, w wodzie za długo siedzieć nie wolno, a mieszkańcy, którzy niestety patrzą na was jak na białych panów nieskorzy do bliższej znajomości. Kuracje nad Morzem Martwym to gnicie w resorcie. No ale czego się nie robi dla zdrowia i urody.

Podobał Ci się tekst? Dołącz do mnie na facebooku i czytaj więcej!

Exit mobile version