Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Wadi Rum i o mojej miłości do pustyni

Wyszłam przed chwilą na spacer z psem i buchnął we mnie żar gorąca. Po 15 minutach skręciliśmy do sklepu by zaopatrzeć się w składniki do dzisiejszych „przeżywaczy”. Przeżyjemy jeśli kupimy mleko do frappe i przeżyjemy jeśli kupimy cytryny do lemoniady. Po południu pójdziemy tam jeszcze raz po to by kupić lokalne piwo Bojan kokosowe na wieczór.

Niedziela. Niestety przeżywać ją muszę przed komputerem. Znajomi są na wyjazdach, chodzą po górach, siedzą na lazurowych wybrzeżach czy chociaż kąpią się w okolicznych jeziorach. Ja niestety siedzę w domu z moją psią pięknością i piszę. Do końca sierpnia mam oddać tekst, a w międzyczasie planuję wyjazd na 5 dni do Berlina i na dwa, może trzy dni na festiwale filmowe Nowe Horyzonty do Wrocławia i Transatlantyk do Poznania. Żeby się udało w pozostałe dni jestem skazana: stół, ekran komputera, książki dookoła i word. No i jeszcze genialne napoje chłodzące, które są moją drobną przyjemnością.

Ale nie narzekam. W końcu mam wymarzoną pracę i w końcu, jak tylko skończę ten projekt, pojadę na tydzień na Podlasie.

Postanowiłam, że zasłużyłam na przerwę w pisaniu i w jej ramach napisać – jakżeby inaczej – tę notkę.

Proponuję wam powrót do Jordanii. W końcu lato w pełni, zbliża się jesień, a jesień i potem zima to najlepsza pora na odwiedziny tego z jednej strony egzotycznego, a z drugiej tak bliskiego, kraju. Czytaliście już o jednej z dwóch jego największych atrakcji – Petrze. Dzisiaj będzie o drugiej: Pustyni Wadi Rum, zwanej również najpiękniejszą pustynią na świecie.

Ile pustyń widziałam? Cóż… Byłam na Saharze. I to kilkukrotnie. Uwielbiam Saharę! Z sentymentem wspominam nasze kilkudniowe safari w Tunezji i moją zabawę w piasku (miałam 12 lat). Jest w pustyniach coś co kocham, co mi się marzy. Kocham pustynny wiatr, gorąc bijący od strony stóp i bajkowe oazy. Kocham mit Beduinów i nomadów, który kojarzy się z wolnością.

W ogóle pustynia – jej ogrom, jej piękno, niemożność jej zdobycia to coś co mnie pociąga. Pustynia jest diabelnie seksowna. Działa na wszystkie zmysły, powoduje gorączkę i zimne dreszcze. Obiecuje i obietnice odbiera. Jest niebezpieczna, nie do życia – jest bezsensownym wyzwaniem. Wyzwaniem którego nie warto podejmować. Bo po pustyni nie podróżuje się po coś. To pustynia jest celem samym w sobie.

Marzy mi się kilkudniowy treking po pustyni. Ba… Marzy mi się przejście całej Sahary od Maroka do Egipt. Ale każdemu wedle rozsądku (to coś co mi się zmieniło przez ostatni rok: rozsądek w podróży jest ważny!) – do Egiptu nie wybieram się jeszcze długo. Za dużo zła tam się dzieje, za dużo zła robią sami turyści.

Wróćmy do Jordanii. Wadi Rum, zwana również Doliną Księżycową, to pustynia leżąca w południowej Jordanii. Obszar niewielki – zaledwie 720 km kwadratowych. Jest wpisana na listę UNESCO i trzeba przyznać – rząd Jordanii dba tutaj o ekologię. Na terenie pustyni mają prawo pracować i mieszkać tylko Beduini, a obszar jest ściśle chroniony.

Jest… piękna. Jej piękność polega na tym, że z pustynnego piasku (na którym jednak rosną jakieś formy życia – Wadi Rum jest zdecydowanie mniej pustynna niż Sahara) wyrastają olbrzymie skały o bajecznych barwach i kształtach. Najpopularniejsze to Siedem Filarów Mądrości zaraz obok centrum turystycznego. Nazwa słusznie kojarzy się z książką T. E. Lawrence’a. Właśnie tutaj przebywał w czasie Arabskiej Rewolty w latach nastych XX wieku.

Lawrence z Arabii to jedna ciekawostka historyczna związana z tym miejscem. Druga jest troszkę starsza – sięga czasów prehistorycznych. Na niektórych skałach zobaczymy (albo raczej: przewodnik nam pokaże) graffiti, prawdopodobnie dzieło Nabatejczyków (na pustyni zachowały się również pozostałości ich świątyni, których niestety nie widziałam).

No i wreszcie: Wadi Rum to raj wspinaczkowy! A jeśli nie wspinaczkowy, to chociaż skałołazowy. Niestety byłam tutaj tylko kilka godzin ze zorganizowaną wycieczką – nie dane mi było odkrywać uroków skalnych kanionów, tak jak bym chciała. Ale jest to jedno z tych miejsc, do których chciałabym wrócić. Wadi Rum jest… bajeczne.

 

Praktycznie: bardzo dobrze opisane Wadi Rum jest w przewodniku Pascala „Bliski Wschód: Jordania, Liban, Syria”. Jest tam lista przewodników, których możemy wynająć (myślę, że to ten wydatek w podróży, na który chętnie bym przeznaczyła nawet kilkaset dolarów), mapka i wcale nieźle opisane zostały miejsca turystyczne.

Na Wadi Rum można przenocować w wiosce Beduinów. Impreza komercyjna, ale zawsze jakaś namiastka życia na pustyni.

Przestrzegam przed jazdą na wielbłądach. Biedactwa są pokaleczone, przemęczone i bezwzględnie poganiane. Na Wadi Rum nie ma już dzikich wielbłądów. Wszystkie zostały udomowione, zazwyczaj bestialsko. Cóż, rząd chroni ten wyjątkowy teren. Jest proekologiczny, prolokalny. Szkoda, że zapomniał, że samym Beduinom też trzeba o tym powiedzieć. Moja rada: nie jeździć na zwierzakach. Albo zrobić research i poszukać takich osób, które o nie dbają (czy istnieją ekologiczne farmy wielbłądów w Jordanii? Jeśli nie teraz, to pewnie w przyszłości będą). Jeśli nie damy Beduinom zarobić na ich bestialstwie, to może dojdzie do nich dlaczego i może to zmienią.

Ps. Zdjęć jest w tej notce o wiele więcej niż zazwyczaj. Kiedyś obiecałam ograniczać się do 10, potem do 15, ostatnio do 20. Tutaj jest ich niemal 30. Ale mam nadzieję, że biorąc pod uwagę moją miłość do pustyń, wybaczycie mi to.

[wp_geo_map]

Podobał Ci się artykuł? Kolejne będą tylko lepsze. Dołącz do fanów bloga na Facebooku, żeby zawsze być na bieżąco. A jeśli chcesz przeczytać więcej o Wadi Rum, to zajrzyj na spis tekstów o Jordanii na blogu.

Exit mobile version