Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Gdzie pawie w Berlinie tańcują, tam król z kochanką się bawią

 

-Gdzie się dzisiaj wybierasz?

-Chodzi za mną Pawia Wyspa.

-Co?!

 

Te kilka słów wymieniłam z dwoma Niemkami, z którymi dzieliłam pokój w hostelu w Berlinie. Pawia Wyspa (Pfaueninsel) to jedno z wielu miejsc tego miasta, które zostały wpisane na listę UNESCO. To piękne ogrody pałacowe w angielskim stylu, kilka pałacyków, olbrzymie przestrzenie. To bajeczna wyspa w Berlinie, która znajduje się na środku Haweli, zaraz przy granicy z Poczdamem. A jednak – to miejsce, o którym nawet Niemcy niekoniecznie wiedzą.

 

Więc, jeśli zastanawiacie się, co zobaczyć w Berlinie, zachęcam byście koniecznie wpisali Pawią Wyspę na swoją listę.

 

Dzień był upalny. Pochłaniałam litry Mate Club, a na obiad nie dałam rady zjeść niczego ponad lekką sałatkę. Wyjazd z miasta był więc pomysłem idealnym. Najpierw zwiedziłam na prędce stadion olimpijski, który był jednym z pierwszych punktów wielkiej przebudowy Berlina przez nazistów, a następnie na pobliskim przystanku autobusowym na Theodor-Heuss-Platz złapałam zabytkowy autobus 118, który przez następną godzinę miał mnie wieźć do promu na Wyspę Pawią.

Fajnie to było zorganizowane. Usiadłam sobie na pięterku i przez okno podziwiałam Grunewald – największą połać zieleni w mieście – swoisty las w jego (prawie)centrum. Grunewald był szczególnie popularny w czasach podziału Berlina. Wtedy znajdował się w otoczonym murami Berlinie Zachodnim. Wyobraźcie sobie, że nagle oddzielają was od świata. Nie ma wypadów na wieś, nie ma zwiedzania pobliskich miasteczek czy szybkiego wypadu w góry. Jedyne miejsce, gdzie możecie wybrać się na weekend za miasto jest las o powierzchni 3000 hektarów. A na te hektary jedzie na weekend co druga rodzina w mieście.

Koszyki piknikowe, koce, rowery i samochody były wtedy wszędzie. W Grunewald ciężko było o miejsce.

Dziś jest trochę spokojniej, choć nadal jest to popularne miejsce wycieczek. Znajdują się tu fajne jeziora, a przy nich plaże i domki letniskowe. Zresztą gdy autobus wyjeżdża z lasu i zatrzymuje się przy stacji metra Wannsee mogę je obserwować. Przez kilkanaście kolejnych minut mam wrażenie, że wyjechałam z Berlina i przez las dostałam się aż nad Bałtyk i oto obserwuję typowo letniskowe okolice.

Wysiadam dopiero na ostatnim przystanku. Stąd odpływa prom na wyspę. Razem z innymi turystami wchodzimy na niego i już po chwili znajdujemy się w idylli Fryderyka Wilhelma II, którą król kazał stworzyć na potrzeby swoje i swojej kochanki Wilhelminy Encke. Na wyspie jest bajkowo. Jej znanym symbolem jest umieszczony zaraz przy przystani neogotycki zamek przypominający średniowieczne ruiny. Został on umieszczony tak, by był widoczny z Poczdamu, gdzie była główna rezydencja królewska.

Gdzieniegdzie widzimy greckie świątynie, fontanny, a także inne pałace, nazwane wdzięcznie mleczarnią i domem rycerskim. Na łące pasą się krowy, a wyspa swoje imię zawdzięcza naturalnie dziesiątkom biegającym tu pawiom. Pawiom z którym zresztą się nie polubiłam, bo wredne ptaszyska zaczęły mnie paskudnie gonić.

Co się robi, jak gonią cię dwa pawie?

Wiecie, jak wiem, że szczerze polecam dane miejsce? Wyobrażam sobie, że przyjeżdżam do danego miasta po kilku latach i biorę właśnie tutaj moją mamę. Pawia wyspa jest romantyczną bajką! Wariacją na temat opowieści o damach, rycerzach i poetach siedzących na skałach. I tylko te cholerne ptaszyska mogłyby mi pozwolić robić zdjęcia!

Jedziesz do Berlina? Napisałam więcej na jego temat. Zajrzyj do spisu treści notek o Niemczech.

Podobał Ci się ten tekst? Kolejne będą tylko lepsze. Dołącz do fanów bloga na Facebooku, żeby zawsze być na bieżąco.

Exit mobile version