Wróciliśmy! Cali, zdrowi i niepokłóceni, po miesiącu poza domem, weszliśmy do krakowskiego mieszkania po to, by rzucić się do łóżka i odespać podróż.
Kazachstan uznajemy za zwiedzony przynajmniej w części. Było wiele świetnych momentów, trochę miejsc, które zapamiętamy na zawsze, trochę też zawodów. Kraj jest olbrzymi, a my przez niecały miesiąc liznęliśmy jego małą część. Jak powiedział mi współtowarzysz lotu samolotem, a jednocześnie były pracownik tamtejszego ministerstwa turystyki – „zobaczyliście mniej więcej połowę turystycznych atrakcji Kazachstanu”. Dlatego nie ośmielam się pisać tekstu „Turystyka w Kazachstanie i największe atrakcje”. Nie. Ja napiszę o najwspanialszych momentach naszej wycieczki. Miejscach i doświadczeniach, które my mieliśmy okazję zaznać i które wszystkim polecamy.
Jedziesz do Kazachstanu? W planowaniu wyjazdu na pewno pomoże Ci trasa naszej wycieczki. Klik!
1. Czy to dziki zachód? Nie! To Kanion Szaryński (Charyn Canyon)
Kanion Szaryński jest zdecydowanie największą atrakcją Kazachstanu i miejscem, które odebrało nam dech w piersiach. My go sobie dawkowaliśmy. Najpierw mieliśmy okazję podjechać pod tzw. „czarny kanion”, czyli mniej znaną i trochę mniej widowiskową część kanionu. Już wtedy byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Następnego dnia rano dojechaliśmy do doliny zamków, czyli najbardziej znanej części. I tu uśmiech nie schodził nam z twarzy. Kanion Szaryński porównywany jest do Wielkiego Kanionu w USA, a mieszkańcy Kazachstanu chwalą się, że takie rzeczy to tylko w Stanach i u nich. Wiemy, że to nieprawda. Że równie piękne kaniony są w Turkmenistanie czy w Namibii. Ale to nie umniejsza przecież wspaniałości Szaryńskiego Kanionu. Wspinaliśmy się na półki skalne, skakaliśmy po skałach, moczyliśmy stopy w rzece. Kanion Szaryński jest wyśmienity. Niech wszyscy pamiętają, że Kazachstan ma takie cudo!
2. Podwodny las w jeziorze Kajyngdy (Kaindy)
Nie tak daleko od kanionu znajduje się wioska Saty. Jest świetnym miejscem na bazę wypadową w góry. Stąd blisko do słynnych jezior Kolsay i jeziora Kajyngdy. Skupię się na tym drugim, bo to ono nas powaliło.
Jezioro Kajyngdy jest młode. Zaledwie sto lat temu w okolicy miało miejsce trzęsienie ziemi, w wyniku którego woda zalała las w dolinie i uformowało się oczko wodne. Nie byłoby w tym nic zachwycającego, gdyby nie to, że las… do tej pory stoi. Samo słowo „Kajyngdy” oznacza „pełen brzozowych drzew”. Miejsce jest dość turystyczne – miejscowi obwożą turystów na koniach, obiecując zabrać w miejsca, które zwykle się nie ogląda. Przyjeżdżają tu też fani nurkowania i jestem pewna, że tego nie żałują.
Zobacz też 25 zdjęć, które udowadniają, że Kazachstan to nie tylko step
3. Bektau Ata (Bektauata) – sucha góra na stepie
W przeciwieństwie do dwóch pierwszych punktów, Bektau Aty nie znajdziecie w programach wycieczek i listach największych atrakcji kraju. Mi udało się trafić na to miejsce, dzięki grupie społecznościowej na Facebooku Guidebook Kazakhstan (polecam!). Zobaczyłam zdjęcia i od razu podjęliśmy decyzję – jedziemy. Decyzję jak najbardziej trafną, bo Bektau Ata okazała się być atrakcją znakomitą.
Bektau Ata to góry znajdujące się ok. 80 km na północ od miasta Bałchasz. Widać je z odległości kilkudziesięciu kilometrów, wcale nie dlatego, że są bardzo wysokie. Po prostu otacza je płaski step, na tle którego Bektau Ata się wyróżnia. Przez miejscowych uważana jest za miejsce magiczne – tutaj przychodzą kobiety, które nie mogą zajść w ciążę i piją wodę z cudownego źródła. My do wody nie dotarliśmy, ale spędziliśmy kilka godzin na wspinaniu się po kolejnych półkach skalnych. Krajobraz zmieniał się co kilka metrów, a my żałowaliśmy, że jesteśmy tam tylko jeden dzień. Polecam nawet na kilkudniowy treking!
Bektau Atę tak uwielbiam, że napisałam o niej osobny artykuł. Klik!
4. Droga do Narynkola
Uwielbiam road tripy! Przepadam za siedzeniem w samochodzie i obserwowaniem krajobrazów wokoło. W Kazachstanie jeździliśmy sporo autostopem, a najpiękniejszą trasą okazała się droga z Kanionu Szaryńskiego do Narynkola przy granicy z Chinami.
Narynkol położony jest na wysokości 1800 metrów. Nasza droga więc dość szybko wspinała się na wschód, a krajobrazy zmieniały się co kilka minut. Z niej było widać łagodne fałdowanie wzgórz, zielone płaskowyże, dalej na południu góry Tien Szanu, łącznie z jego najwyższymi szczytami i majestatycznym Chan Tengri. Nos miałam przyklejony do szyby i żałowałam tylko, że kierowca nie był skory do robienia przystanków na sesje fotograficzne.
5. Absurdalna Astana (Nur-Sułtan) – stolica Kazachstanu
W czasie naszego pobytu w Kazachstanie odwiedziliśmy 6 większych miast i zdecydowanie żadnego z nich nie można nazwać ładnym. A jednak i tak polecam wybrać się do Astany (Nur-Sułtan) – miasta absurdów. Astana powstaje zaledwie od kilkunastu lat. W 1997 roku prezydent ogłosił ją stolicą Kazachstanu i od tego momentu rozpoczęła się wielka rozbudowa miasta. Docierały do nas słowa, że to tygrys środkowej Azji i Dubaj regionu.
A bzdura! Architektura Astany oszałamia – fakt. Ale przede wszystkim swoją śmiesznością. Astana zdaje się być budowana przez starszych architektów, którzy wychowali się na przekonaniu, że budynek Uniwersytetu Łomonosowa w Moskwie, to najwspanialszy gmach świata.
Szerokie aleje, imponujące pałace, olbrzymie pomniki i sztucznie tworzone monumentalne symbole – tak w skrócie da się opisać Astanę. Do tego muzeum pierwszego (i jedynego) prezydenta i muzeum mapy Kazachstanu. Śmialiśmy się z niej przez cały dzień. 😉
W 2019 roku Astana zmieniła nazwę na Nur-Sułtan.
Osobny tekst o Nur-Sułtanie (Astanie) znajdziecie tutaj.
6. Ekologiczne śniadania
Astana bawiła, owszem. Nie zatrzymała nas jednak na długo. Woleliśmy powrócić na wieś i raczyć się naturą i tamtejszym jadłem. Pokochaliśmy zwłaszcza śniadania.
Kiedy ostatni raz jedliście świeże masło? Kiedy świeżą śmietanę, tak gęstą, że można kłaść ją na chleb? Być może bliższe wam są domowe twarogi i dżemy. Takie rzeczy towarzyszyły naszym śniadaniom, przy których ładowaliśmy energię na cały dzień.
W czasie pobytu w Kazachstanie kilka nocy spędziliśmy w prywatnych domach, gdzie wynajmowaliśmy pokój. Jadaliśmy z gospodarzami produkty, które w większości wytwarzali sami. Posiłki były skromne – ot lepioszka (świeży chleb), masło i śmietana. One jednak wystarczały, byśmy się zachwycali. Nigdzie powiem nie jedliśmy TAKIEGO masła. Nigdy wcześniej nie kładliśmy na chleb śmietany. I nigdy nie sądziliśmy, że to nam wystarczy. Że gęsta jak ser śmietana, którą smarowałam chleb, jest prawdziwym majstersztykiem. Po powrocie do Krakowa poszłam do sklepu i było mi tak potwornie smutno, że muszę kupować jakieś przetworzone paskudztwa w kartonikach.
Na zdjęciu jedna z rodzin, u których się zatrzymaliśmy.
7. Słone jezioro – Tuzkol
To miejsce, o którym nie słyszał nawet pracownik ministerstwa turystyki. Jezioro Tuzkol znajduje się w południowo-wschodnim narożniku kraju, jakieś 330 kilometrów od Ałmaty. Atrakcją jest sama jazda tutaj. Przepiękne fałdowane zbocza, złociste kolory, a dalej w tle wspomniane już wyżej góry Tien Szanu. Samo jezioro leży na płaskowyżu i wyróżnia się tym, że jest słone. Kąpiel w nim ma moc leczniczą, a nakładanie na skórę tutejszego błota ma podobne właściwości, co maseczki z Morza Martwego. Ze zdziwieniem patrzyłam na okolicę – nie zobaczyłam niczego. Ani jednego uzdrowiska, hotelu, firmy kosmetycznej. Z jednej strony dobrze – jeszcze tego brakuje, by Tuzkol spotkał los Morza Martwego. Z drugiej strony – potencjał turystyczny olbrzymi, a miejscowi niczym ślepcy marudzą, że wody nie da się pić.
8. Bazary na jedwabnym szlaku
Jestem wychowana na micie jedwabnego szlaku. W moich snach przez pustynię kroczą karawany wielbłądów, po to by docierać do cudnych chińskich pałaców. Niestety – zabytki jedwabnego szlaku w Kazachstanie mnie zawiodły. Nie wiem czego się spodziewałam. Niezwykłe mauzolea nie były tak olśniewające, jak chciałam by były, a starożytne miasta już dawno należą do przeszłości, a ich miejsce zajęły sowieckie bloki. Tylko jeden punkt jedwabnej kultury pozostał zauważalny i warty zagubienia się w nim – bazary.
Zielony bazar w Ałmaty, bazar w Turkiestanie, aż trzy olbrzymie bazary w Tarazie (jeden z nich obecnie w remoncie, będzie pewnie najważniejszym obiektem miasta) to wizytówka południowego Kazachstanu. Bazary tętnią życiem. Sprzedające winogrona gospodynie nie mówią nawet po rosyjsku. Handlarze suszonymi owocami wkładają ci na dłonie kolejne przysmaki. Bazar to również królestwo kobiet. Tak jak przez większość podróży wszyscy zwracali się do Piotra, tak tu było odwrotnie – wyraźnie to ja byłam w centrum zainteresowania i to mi proponowano masło, twaróg, jajka i ryby. Szczególne wrażenie zrobiło górne piętro zielonego bazaru i dział z ziołami i nalewkami. Te sprzedawane były przez prawdziwe czarownice, których receptury pozostają w rodzinie z babci, prababci. Nie zdecydowałam się niczego kupić, a szkoda.
9. Jarmark w pociągach
Można by narzekać na kilkunastogodzinne przejazdy pociągami. Ale po co, skoro są tak kolorowe.
Śpi się w nich całkiem nieźle – niemal doba w pociągu kosztuje mniej niż 20 zł, a w tej cenie ma się wygodne łóżko, ręcznik i wrzątek. Po przedziałach chodzą sprzedawczynie. Piwo? Wódka? Pierogi? A może biżuteria czy obuwie? W pociągu kupicie niemal wszystko! Dosłownie co dziesięć minut będzie was odwiedzała pani zachwalająca swoje produkty.
A co dopiero jak staniecie na stacji. Z pozostałymi pasażerami z radością wyskakujecie na peron, by przez najbliższe 20 minut rozprostować nogi i pooglądać: melony, arbuzy, naleśniki, pieczone ryby i świeże lepioszki.
W pociągu z kolei podzielicie się swoimi skarbami ze współpasażerami, pogracie z nimi w karty, poopowiadacie, gdzie byliście w Kazachstanie i jak się żyje w Polsce. A jak będziecie mieli dosyć, to po prostu przeczytacie książkę. Jedną, drugą – ja przeczytałam trzy. Jest coś w tym jarmarku na kółkach takiego, że 17 godzin w pociągu to przyjemność, a nie przykry obowiązek.
10. Te cudne wieczory w bani!
I wreszcie ta wspaniała rzecz, jaką przyniosła na tereny Kazachstanu rosyjska kolonizacja – bania.
Bania, czyli rosyjska sauna, znajduje się niemal w każdym domu na wsi. Chcąc się umyć właściwie nie masz wyjścia – prysznica tu nie znajdziesz, bieżącej wody ze świecą szukać – trzeba iść do bani. Ta się nagrzewa dwie lub trzy godziny, w tym czasie gospodarz przygotowuje lodowatą wodę, którą stawia w przedsionku. Na oknie gotowe są witki do biczowania spoconego ciała. My po całodniowym trekingu wchodzimy do bani, by przez następną godzinę pocić się i polewać lodowatą wodą na zmianę. Wierzymy, że uchroni nas to przed przeziębieniem, wierzymy, że po takim rytuale jesteśmy czyści, niż kiedykolwiek byliśmy po wyjściu z bardziej europejskiej wanny. Po nas do bani wchodzi gospodarz, gospodyni, dzieci i czasem jeszcze sąsiedzi – bo przecież nie przygotowuje się jej codziennie, więc jak już jest, to należy skorzystać. Zaraz potem tradycyjna kazachska herbata z mlekiem i można iść spać. Dobranoc.
Książki o Kazachstanie
Jeśli podobnie jak ja lubisz czytać o odwiedzanych miejscach, to mam dla Ciebie kilka propozycji lektur. Jeśli zdecydujesz się na zakup którejś z nich, to będzie mi miło, jeśli zrobisz to przez podane linki. Dzięki temu dostanę małą prowizję, a ty w fajny sposób podziękujesz mi za moją pracę.
- L. Włodek – Wystarczy przejść przez rzekę; świetna literatura podróżnicza, w której opowieść z backpackerskiej drogi przeplata wiedza znawczyni regionu (Włodek zajmuje się regionem w swojej naukowej pracy na uniwersytecie). Bardzo lekko i przyjemnie się czyta. Obecnie w formie ebooka
- C. Thubron – Utracone serce Azji; pozycja dziennikarza, który przemierza azjatyckie stany na początku lat 90-tych, czyli chwilę po zmianie ustroju
- E. Fatland – Sowietstany; reporterska podróż po regionie. Sowietstany to najnowsza z proponowanych pozycji. Spotkała się ze znakomitymi ocenami recenzentów
- A przewodnik proponuję ten. Po polsku nie znalazłam nic dobrego
Lecisz do Kazachstanu? Być może zainteresują Cię inne teksty, które napisałam o tym kraju. Znajdziesz je tutaj.
A jeśli podobał Ci się ten tekst i pomógł Ci w przygotowaniu wyjazdu, to możesz mi podziękować i kupić mi wirtualną kawę. Dzięki niej będę pisać jeszcze więcej!
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂