Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Kazachstan: trasa naszej wycieczki

Ostatnimi dniami moje teksty o Kazachstanie zyskują na popularności. Nie dziwi mnie to. Kazachstan w polskim (światowym zresztą też) internecie to ciągle terra incognita. Niewielu blogerów i dziennikarzy odwiedziło ten kraj, jeszcze mniej napisało o nim praktyczne artykuły, które mogłyby być przydatne dla zwiedzających.

A tymczasem wy tych artykułów coraz bardziej potrzebujecie. Po pierwsze, od stycznia 2017 roku w końcu nie musimy mieć wizy do Kazachstanu. Po drugie, linie lotnicze ciągle rzucają tanimi lotami, jak ostatnio Lot z okazji uruchomienia nowej trasy – właśnie do Astany – dziś Nur-Sułtan (dokładnie opisałam Astanę i lot tutaj). Po trzecie wreszcie – w tym roku w Astanie jest wystawa Expo (rok 2017). No super pretekst, by odwiedzić Kazachstan.

Jedziesz do Kazachstanu? Na bank masz pytania! Zadaj je na grupie na Facebooku, którą prowadzi Piotr. Tam znajdziesz samych znawców!

Już wcześniej przekonywałam was, że Kazachstan to niezwykle ciekawy (choć męczący) kraj. Dlatego dzisiaj bez zbędnego rozwodzenia się nad jego urokami, przedstawię wam, jaką trasę ja z moim Piotrem zrobiliśmy w Kazachstanie. Niech wam posłuży za inspirację. Być może dzięki niej nie popełnicie kilku naszych błędów.

Czas: 20 dni + 4 dni podróży (w tym dwa dni w Kijowie)

Środek transportu: samolot, pociąg, autostop i zorganizowana wycieczka

Noclegi: couchsurfing, hotele, wynajmowanie pokojów u ludzi (tzw. homestay)

Dzień 1 – Cześć Kazachstan! Lot do Ałmaty

Przylecieliśmy do Ałmaty** i swój pierwszy dzień poświęciliśmy na poznanie miasta i kupienie karty telefonicznej. Ałmaty to największe i najciekawsze miasto Kazachstanu. Pomimo, że stolicą przestało być jakiś czas temu, nadal się ją za taką uważa. Tego dnia chwilę włóczyliśmy się po mieście i poszliśmy do informacji turystycznej, gdzie kupiliśmy zorganizowaną dwudniową wycieczkę nad jeziora Kolsay i Kaindy.

Dzień 2: Kazachstan i jego miasta. Zwiedzanie Ałmaty

Zwiedzanie Ałmaty. Zgodnie z zaleceniami przewodnika wybraliśmy się zwiedzić najważniejsze atrakcje turystyczne miasta: śniadanie zjedliśmy przy Placu Republiki, a następnie główną sklepową ulicą poszliśmy do Soboru Wniebowstąpienia Pańskiego** i obejrzeliśmy park, w którym się znajduje (tu między innymi memoriał wojenny*).

GDZIE SPAĆ W AŁMATY?

Hostel Loco
Od 80 zł za pokój
Parasat Hotel
Od 120 zł za pokój
Keremet Mini Hotel
Od 160 zł za pokój
 

Po zrobieniu zakupów na drogę na Zielonym Bazarze** – jednym z największych bazarów w Kazachstanie – poszliśmy na miejsce zbiórki i autobus zabrał nas do Saty – miejscowości, która jest bazą wypadową do jezior Kolsay** i Kaindy***.

Dzień 3: Jeziora Kolsay – najpiękniejsze jeziora Kazachstanu

Przyjechaliśmy w nocy do Saty i po kilku godzinach snu autobus zabrał nas do pierwszego z jezior Kolsay**. Jezior Kolsay są trzy – to drugie, do którego trzeba odbyć dwugodzinny trekking, podobno najpiękniejsze. Mówię podobno, bo pogoda była tak deszczowa, a chmury tak nisko, że niestety nic nie widzieliśmy.

Po całym mokrym dniu wróciliśmy do Sat, gdzie spaliśmy u naszych gospodarzy i gdzie zażyliśmy typowej ruskiej bani. Tu też pierwszy raz na tej wycieczce mieliśmy wychodek, do czego tydzień później już w pełni się przyzwyczailiśmy.

Zobacz też moje top 10 Kazachstanu. Niech już nikt nie mówi, że w tym kraju nic nie ma! Klik!

Dzień 4: jezioro Kaindy – cud natury

Jeepami podjechaliśmy nad jezioro Kaindy*** jedno z najbardziej malowniczych miejsc w Kazachstanie. Panowała tam iście piknikowa atmosfera. Miejscowi nomadzi byli przygotowani na nasz przyjazd i przywitali nas tak, jak się wita turystów przy atrakcji turystycznej: z pamiątkami, jedzeniem, piciem i ofertą przejazdu na koniach. Po kilku godzinach wróciliśmy do Sat na obiad i pojechaliśmy dalej. Wycieczka wracała do Ałmaty, ale my poprosiliśmy, by nas wysadzili przy Kanionie Szaryńskim.

Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę przy tzw. Czarnym Kanionie**. Już tam było przepięknie, a to dopiero przedsmak Doliny Królów.

Wysadzono nas przy skręcie do najbardziej widowiskowej części kanionu i po kilkuset metrach rozbiliśmy na stepie namiot.

Dzień 4: Kanion Szaryński! Największa atrakcja Kazachstanu

Wstaliśmy wcześnie rano, by od razu łapać stopa. Uwaga! Jeśli chcecie mnie naśladować, to uważajcie na skorpiony. To on był naszym porannym gościem i czekał na mnie przed namiotem.

Ok. 8.30, czyli po godzinie marszu, przejechała rodzina, która wzięła nas do kanionu i z którą spędziliśmy cały dzień.

Kanion Szaryński*** był rewelacyjny! To zdecydowanie numer jeden całego wyjazdu i nie wyobrażam sobie, byście byli w Ałmaty i go nie widzieli. Jeśli jesteście stałymi czytelnikami bloga, to wiecie, że uwielbiam pustynie. Okolica Kanionu Szaryńskiego to właśnie bardziej pustynia czy półpustynia niż step i czułam się w nim, jak ryba w wodzie. Niestety Piotr nie chciał zostać tu na drugą noc, a szkoda, bo szalałabym po tych skałach bez końca.

W Kanionie Szaryńskim mieści się resort, w którym można zostać na noc.

UWAGA z głównej drogi, do najpiękniejszej części kanionu jest ok. 10-15 km i jest możliwe, że nikt nią nie przejedzie. Jest ryzyko.

Nasza rodzinka odwiozła nas na drogę główną i tam złapaliśmy autostop pod granicę chińską. Do Narynkola*.

Droga od Kanionu Szaryńskiego do okropnie biednego i brzydkiego miasteczka Narynkol jest najpiękniejszą drogą, jaką w życiu widziałam. Jedziemy na coraz większą wysokość, a po prawej cały czas widzimy sześcio i siedmiotysięczniki. Przepięknie! (zdjęć brak :/ baliśmy się naszego kierowcy)

Z tej drogi zdjęć nie mamy. Ale z całego Kazachstanu trochę się nazbierało. Kliknij, by zobaczyć te najpiękniejsze.

Dzień 5: Czy to jeszcze Kazachstan? Pod chińską granicą

W Narynkolu popytaliśmy, gdzie w okolicy jest fajne miejsce, by pochodzić po górach. Zdaliśmy się na opinię miejscowych i niestety popełniliśmy błąd. Wysłali nas do domków na wynajem w Shogan Sai*. Zaufaliśmy im i niestety się przejechaliśmy na tym. Nie dość, że pogoda była do bani, to jeszcze – przede wszystkim – okazało się, że to miejsce to nic specjalnego i równie dobrze moglibyśmy wyjść w Beskidy. Właścicielka domków wyjątkowo nieprzyjemna. Ostatecznie spaliśmy w namiocie.

Dzień 6: Jezioro Tuzkol. Ukryta perła

Umówiliśmy się z poznanym w Narynkolu facetem, że przyjedzie po nas do Shogan Sai i zawiezie na Tuzkol*** – słone jezioro, które przed wyjazdem znaleźliśmy w internecie i które wiedzieliśmy, że chcemy zobaczyć na żywo. Nie zawiedliśmy się! Tuzkol to fantastyczne miejsce, nie tylko ze względu na samo jezioro i błoto, które ma dokładnie te same właściwości, co błoto z Morza Martwego. Tuzkol przy okazji leży we wspaniałej okolicy. Dookoła malownicze góry, a przy samym jeziorze biegają konie i pasą się krowy. Przy okazji – miejsca nie znają nawet specjaliści od kazachskiej turystyki. Prawdziwa perła spoza szlaku!

Nasz kierowca wysadził nas w miejscowości Tekez i pojechaliśmy dalej stopem. Dojechaliśmy do Szonży, gdzie spaliśmy w najgorszym hotelu na tej wycieczce. Paskudnie cuchnęło w pokoju. Ale cóż – taki Kazachstan.

Dzień 7 – droga do Ałtyn Emel

Zatrzymaliśmy się w Szonży w jednym celu – chcieliśmy zobaczyć pobliski las, w całości złożony z drzew, które po angielsku romantycznie się nazywają „ash tree” (rodzaj jesionów). Już kilkukrotnie słyszeliśmy w Kazachstanie, że to jedno z dwóch miejsc na ziemi, gdzie rosną te drzewa. A że nasz przewodnik też poświęcił im dwa akapity, to stwierdziliśmy – jedziemy. Wzięliśmy taksówkę z Szonży i… niestety okazało się, że wtopa. Być może dla biologów ten nędznie wyglądający, ogrodzony płotem, lasek byłby atrakcją, ale na pewno nie dla nas.

A więc pojechaliśmy dalej stopem. Naszym dzisiejszym celem był Altyn Emel*** czyli stepowo-pustynny park narodowy, słynący ze znakomitych kolorów i przepięknej śpiewającej wydmy.
Tu po raz drugi wypada wspomnieć o drodze. Droga z Koktalu do Basshi (wioska, w której zaczynają się wycieczki po parku i gdzie można kupić przepustkę) przypomina nam dziki zachód i kaniony zachodnich Stanów. Do dziś żałuję, że nie sięgnęłam po aparat.

Praktykalia: droga bardzo mało uczęszczana. Łapaliśmy stopa ponad godzinę. Na miejscu, jak się okazało, większość powozów było wojskowych. Na pytanie po co się tak zbroją, odpowiedź była jedna: Ukraina.
Tylko nie dowiedzieliśmy się czy Kazachstan chce Ukrainę napadać czy ją bronić.

Stopowanie i rozmowy z ludźmi to najlepsza z kazachskich przygód. Autostopowe przygody opisałam tutaj. Klik!

Wieczorem przy piwie poznaliśmy grupę Duńczyków – pierwszą zorganizowaną wycieczkę, jaką spotkaliśmy w Kazachstanie i w ogóle pierwszych zachodnio-europejskich turystów. Dogadaliśmy się, że następnego dnia możemy z nimi jechać autobusem do śpiewającej wydmy.
Tego dnia spaliśmy w przygotowanej pod turystów jurcie.

Dzień 8: Ałtyn Emel

Śpiewająca wydma okazała się przebojem dla tych, którzy nigdy nie byli na piaskowej pustyni i zawodem dla tych, którzy odwiedzili piaski Sahary, jak na przykład Merzougę w Maroku. Ja należałam do tych drugich, więc Ałtyn Emel mnie nie zachwycił. Niestety nie zobaczyliśmy wzgórz Aktau i Katutau, które być może zrobiłyby na nas większe wrażenie.

Stopem (złapaliśmy doktora biologii – było super) wróciliśmy do Ałmaty i wsiedliśmy do nocnego pociągu do Astany. Czas zobaczyć stolicę Kazachstanu!

Dzień 9: zwiedzanie Astany (Nur-Sułtan). Stolica Kazachstanu

Nocleg w pociągu okazał się być jednym z najwygodniejszych na trasie. Rano przybyliśmy do Astany*** i cały dzień poświęciliśmy na zwiedzanie. Pochodziliśmy po nowym mieście. Posiedzieliśmy w kawiarniach, sprawdziliśmy jak wyglądają tutejsze centra handlowe. W końcu poszliśmy obejrzeć park miniatur „Mapa Kazachstanu”**. Świetne miejsce, które (jeśli lądujecie w Astanie, a że mamy nowe loty Lotu, to jest to prawdopodobne) powinniście odwiedzić na początku waszej wycieczki. Na olbrzymiej mapie zostały umieszczone miniatury największych atrakcji kraju.

Wieczór spędziliśmy w irlandzkim pubie na piwie. Największym minusem Astany było to, że to sztuczne, położone na stepie miasto jest piekielnie zimne. Jednak jest tak absurdalne, że trzeba je zobaczyć!

Osobny tekst o Astanie, dziś zwanej już Nur-Sułtan, znajdziecie tutaj.

Dzień 10: Karaganda i muzeum gułagu

W nocy pojechaliśmy pociągiem do Karagandy*, gdzie zależało nam zobaczeniu KarLagu***, czyli muzeum Gułagu. Było niesamowicie! Czułam się w nim, jak w Polsce w obozie w Oświęcimiu. Co prawda teren obozu jest nieudostępniony zwiedzającym, ale można zobaczyć kwaterę główną, gdzie zorganizowano muzeum.

Przeszliśmy się po tym smutnym i nieciekawym mieście, zjedliśmy w lokalnej stołówce, kupiliśmy rzemieślnicze (sic!) piwo w sklepie z piwami i poszliśmy do naszego obskurnego hotelu spać.

Dzień 11: Droga do Bektau Aty

Z samego rana pojechaliśmy pociągiem nad jezioro Bałchasz, gdzie planowaliśmy spędzić noc. Jednak w przypadkowej rozmowie z taksówkarzem, okazało się, że jego rodzina mieszka przy Bektau Acie, czyli w miejscu, gdzie planowaliśmy znaleźć się następnego dnia. Pojechaliśmy z nim 70 km na północ i wieczór już spędziliśmy z typową wiejską rodziną. Umówiliśmy się co do ceny i spędziliśmy z nimi 2 noce.

Dzień 12: Bektau Ata

Jeden z najlepszych dni na wycieczce! Wyszliśmy na cały dzień na teren Bektau Aty*** – prawdziwego skarbu poza szlakiem. Góry na stepie o niesamowitym ukształtowaniu płyt skalnych. Oboje się w Bektau Acie zakochaliśmy, o czym przeczytacie w osobnym artykule. Na wieczór wróciliśmy do gospodarstwa, weszliśmy na godzinę do bani i poszliśmy spać.

Dzień 13: Droga do miast Jedwabnego Szlaku

Ten dzień spędziliśmy w całości na trasie. Jechaliśmy do miasta Taraz – 800 km. Kilkukrotnie łapaliśmy stopa, w czasie którego gadaliśmy o Islamie, polityce i w końcu – o zwykłym życiu. Po drodze przejeżdżaliśmy przez słynną Rajską Dolinę czyli największe skupisko dziko rosnącej marihuany… na świecie?

Wieczorem weszliśmy do Hotelu Zhambyl, w którym zostaliśmy na noc.

Dzień 14: zwiedzanie miasta Taraz

Kolejny dzień w pełni poświęciliśmy na Taraz**. To duże miasto, które znane jest ze swoich rozległych targów. Bycie na jedwabnym szlaku zobowiązuje. Odwiedziliśmy też taksówką mauzoleum Aisha Bibi**, uznane za jedne z najpiękniejszych mauzoleów na Jedwabnym Szlaku. Faktycznie, z zaciekawieniem się mu przyglądałam, jednak jest to „przy okazji” jeśli będziecie w Tarazie. Absolutnie nie jedźcie przez pół kraju specjalnie do mauzoleum.

Dzień 15: Turkiestan – miasto UNESCO

Jeszcze w nocy weszliśmy do pociągu i pojechaliśmy do Turkistanu – miasta, w którym znajduje się umieszczone na UNESCO Mauzoleum Ahmeda Chodży Jesewi**. To zdecydowanie najbardziej okazałe mauzoleum w Kazachstanie, porównywane do tych w Uzbekistanie (zresztą do granicy jest stąd 20 km w linii prostej). To też drugie miejsce podczas całej wycieczki, gdzie spotkaliśmy zagranicznych turystów. Poświęciliśmy kilka godzin na zwiedzanie i uciekliśmy na lokalny targ, gdzie czuliśmy się zdecydowanie lepiej.

Niestety mauzoleum, po Ałtyn Emel, to drugi zawód tej wycieczki. Miał mnie wbić w ziemię, a pozostawił błąkającą po chmurkach.

Dzień 16: pociąg w Kazachstanie

Późno wieczorem weszliśmy do pociągu do Ałmaty, do której mieliśmy 18 godzin. Była to najdłuższa podróż pociągiem w moim życiu i mogę śmiało powiedzieć – nadaję się do tego. Bardzo mi się podobało życie pociągu – babuszki sprzedające jedzenie, handlarze ubrań i biżuterii. No i przede wszystkim: przeczytałam półtora książki ;). Genialnie było!

Jedziesz też do Kirgistanu? Zajrzyj tutaj. Z tego kraju też mamy kilka tekstów. 😉 

Dzień 17: Odpoczynek w Ałmaty

Noc spędziliśmy już z powrotem w Ałmaty u naszego hosta z couchsurfingu. W ciągu dnia łaziliśmy po Ałmaty, stołowaliśmy się w coraz to lepszych restauracjach (wydaliśmy do tej pory mniej niż się spodziewaliśmy i mieliśmy serdecznie dosyć kazachskiej kuchni), rozmawialiśmy na targu z ludźmi i zwyczajnie odpoczywaliśmy po tych dwóch – wcale nie łatwych tygodniach.

Dzień 18: Chimbulak

Jedziemy w góry! Zaszaleliśmy na bogato i wynajęliśmy pokój w hotelu w Szymbulaku** – resorcie narciarskim na europejską skalę i miejscu, z którego wielu zaczyna trekking w Tien Szanie. Taki był też nasz plan. Niestety udaremniła nam to pogoda. Końcówka września okazała się być w górach Ałmaty zaawansowaną jesienią i przez większość dnia padało, a my się chowaliśmy w szalenie drogich, jak na Kazachstan, restauracjach (ceny porównywalne do austriackich).

Dzień 19: trekking w Tien Szanie

Rano niespodzianka – mamy dobrą pogodę. Plecaki na plecy i w drogę – idziemy w góry! Ubitą drogą doszliśmy na wysokość 3000 metrów. Wokół nas rozpościerały się wspaniałe góry i wędrówka chmur, która zapowiadała ostrą zmianę pogody. Z jesieni wkroczyliśmy też w prawie-wieczną zimę.

Wieczorem wróciliśmy do Ałmaty.

Dzień 20: Zakupy w Ałmaty

Ostatni dzień w Kazachstanie spędziliśmy na zakupach: pamiątki, zioła, naturalne syropy, których nie dostaniemy w Polsce i owoce. To był szalenie wyczerpujący wyjazd. Wyjazd, który z perspektywy czasu – był absolutnie genialny.

Pomogłam? Mam nadzieję. Kazachstan był ciężkim krajem do zwiedzania i sama chętnie przeczytałabym relację dzień po dniu kogoś, kto już po nim podróżował. Przy okazji polecam wam przewodnik po Kazachstanie wydawnictwa Bradt (po angielsku).
Kazachstan jest jednak krajem pasjonującym, w którym natura przechodzi samą siebie. Jedźcie więc! Zwłaszcza że loty do Astany mamy już z Warszawy i są przepięknie tanie.



Ściągnij darmowy ebook!

Szukasz informacji o wakacyjnych miejscach, w tym o Kazachstanie? Ściągnij za darmo moją książkę. Tam zabrałam wszystkie opisane w 2016 roku przez blogerów podróżniczych miejsca. Bo oprócz mnie o Kz napisało kilka innych osób. To kilkanaście punktów widzenia i porad. 🙂 

Jedziesz do Kazachstanu? Tutaj znajdziesz wszystkie teksty, które napisałam po powrocie z tego kraju. A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy to dołącz do jego czytelników na Facebooku. Mamy konkursy, dyskutujemy, dzielimy się zdjęciami. Jest super!

Exit mobile version