Jednym z najważniejszych elementów kultury Lwowa są kawiarnie i związane z nimi zwyczaje. To tutaj rozwinęła się jedna z najznakomitszych kultur kawiarnianych w Europie. Tu nieprzerwanie od XVIII wieku intelektualiści spotykają się w licznych lokalach i nad kawą debatują o polityce, literaturze i nauce. Stąd w końcu pochodzi twórca pierwszej europejskiej kawiarni – Jerzy Kulczycki.
-A bzdura, to zupełnie nie tak!
Tymi słowami zgasił mnie Ihor – historyk i właściciel firmy organizującej wycieczki po Lwowie Kumpel Tours.
-Kawiarnia Kulczyckiego wcale nie była pierwszą w Europie. A kultura kawiarniana we Lwowie, nawet jeśli kiedyś coś tam znaczyła, to od dawna nie znaczy. Zresztą wcale nie była tak wyjątkowa, jak się mówi.
Przytrzymałam mocniej swój litrowy kufel kwasu chlebowego, by nie wyleciał mi z dłoni. Jak to?! To ja specjalnie pojechałam do Lwowa, specjalnie się szkoliłam, przygotowywałam, układałam swój plan pobytu, by odkrywać kawiarnianą kulturę, a teraz słyszę od znawcy tematu, że ta kultura nie istnieje?! I że spokojnie mogę sobie wracać do Krakowa z przekonaniem, że porównując Kraków i Lwów, to Kraków w kwestii kawowej ma więcej do powiedzenia? Ba, nawet Cieszyn wygląda przy tym lepiej. Naprawdę? Temat się rypnął, Lwów pokazał figę?!
Kawiarnie na każdym rogu
Spacerując po ścisłym centrum Lwowa trudno uwierzyć w to, że galicyjskie miasto i kawiarnie to dwa różne tematy. Na każdym rogu atakują cię co ciekawsze kawowe propozycje. Niektóre z nich to zwykłe, znane nam z polskich miast, kawiarnie. Inne to prawdziwe parki rozrywki, z kawą w roli głównej. Niesamowite wrażenie robi na mnie mieszcząca się na Rynku Kopalnia Kawy – jedna z największych kawiarń w mieście. Wchodzę do środka, a tam pomieszczenie faktycznie przypomina kawową produkcję. Z jednej strony są mieszane ziarna, z drugiej można kupić kawę na wagę. W piwnicach pomieszczenia zostały tak zaprojektowane, że przypominają – a jakże – właśnie kopalnię.
Co do samej kawy – zamówiłam jedną przy stoliku, w pokoju, którego atmosfera przypomina mi stary dobry Kraków. Dostałam kawę ze śmietanką, upiłam łyk i… zrozumiałam słowa Mickiewicza.
„Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana.”
Chyba pierwszy raz w życiu piłam kawę z DOBRĄ śmietaną. Pierwszy raz, upijając łyk białej pianki, nie myślałam o tym czy kawa jest gorzka, czy raczej kwaśna, ale o tym jak fantastycznie kremowy jest kożuszek. Dla tej kawy poszłabym do Kopalni Kawy jeszcze raz.
Ale to tylko jedna z dziesiątek, może nawet setek kawiarń. Tak jak powiedziałam, są na każdym rogu. Lwowska Manufaktura Kawy, Świt Kawy, Veronika, Złoty Dukat (tu kawa jest podobno najlepsza). Przechodząc się ulicami trudno się zdecydować, do którego lokalu wejść, a i wchodzić nigdzie nie trzeba, bo kawa sprzedawana jest też w barach na kółkach. Skąd w takim razie ten bum, skoro nie z odwiecznego zwyczaju?
Szukasz opinii o lwowskich restauracjach. Swoje recenzje spisałam tutaj. Klik!
Ormianka i lwowskie kawiarnie w czasach USRR
Ihor: Pierwsza tego typu komercyjna kawiarnia powstała w 1995 roku. To Błękitna butelka, o tu zaraz, na Ruskiej.
Nazwa wybrana nieprzypadkowo. „Pid synioju plaszkoju” w sposób bezpośredni nawiązuje do wiedeńskiej „Hof zur Blauen Flasche” – obie tłumaczy się jako „Pod błękitną butelką”. Tak właśnie nazywała się słynna, założona przez Kulczyckiego kawiarnia.
A co w Lwowie było wcześniej? Smutne, puste ulice, na których trudno znaleźć było miejsce do wypicia kawy. Istniała kawiarnia George, w czasach sowieckich bardzo dobrze prowadzona, dziś podupadła. A przede wszystkim istniała Ormianka, bodajże najsłynniejsza lwowska kawiarnia.
Ormianka, jak sama nazwa wskazuje, znajduje się w dzielnicy ormiańskiej, na północ od Rynku. Ta maleńka kawiarenka nijak nie przypomina znanych nam amerykańskich sieciówek, wiedeńskich eleganckich kawiarń czy nawet włoskich barów. Ormianka wygląda jak kawiarnia… z Armenii. Albo nawet bardziej z Turcji. Kawę parzy się tutaj na piasku na sposób turecki. Kawiarka niestety czasem oszukuje i do miedzianego tygielka wlewa wrzątek z elektrycznego czajnika. Ale nie o ceremonię parzenia tu chodzi.
Ormianka była jedną z niewielu kawiarń, które istniały we Lwowie czasów komunizmu. Tutaj przesiadywali literaci, którzy jako jedyni mieli możliwość bujania się po mieście w godzinach pracy. W kawiarni pokazywali swoje legitymacje i tłumaczyli się przed milicjantami „hej, to jest moje miejsce pracy!”. I taki milicjant odchodził przekonany.
Widzicie to oczyma wyobraźni? Mocna kawa, papierosowy dym, dyskusje o sztuce, polityce, ale i o seksie. Wymiana książek trzeciego obiegu pod stolikami, sprzedaż narkotyków i masa ciemnych spraw. Więcej! Średnio co drugi klient był tu z KGB i pilnie zapamiętywał, co też tam mówią artyści. Ależ z tego jest temat na powieść!
Edit: odwiedziłam ulicę Ormiańską w 2016 roku i z żalem muszę napisać, że Ormianka przestała istnieć. Serce mi się kraje.
A jeszcze wcześniej? Kawiarnie przedwojennego Lwowa
Po zaborach Rzeczpospolitej i przyłączeniu Lwowa do Cesarstwa Austriackiego miasto momentalnie zaadoptowało wiedeńską kulturę kawiarnianą. Historyczne relacje podają, że była ona żywsza i bardziej rozbudowana niż w jakimkolwiek mieście w Niemczech. Kilkadziesiąt kawiarń było domem dla wielu lwowian, a do najznakomitszych należały Centralna, Europejska, Grand, Warszawa, Wiedeńska czy Szkocka.
Na próżno ich dzisiaj szukać. Z pochodzącego z 1934 roku artykułu wypisałam nazwy kilkunastu kawiarń – 90% z nich na stałe zniknęło z mapy Lwowa. I to niekoniecznie przez komunizm. Autor artykułu już wtedy bolał nad tym, że na 300 000 mieszkańców Lwów ma tylko 16 kawiarń. Faktycznie, nijak nie można tego porównywać do jakiegokolwiek współczesnego miasta w Polsce.
Kawiarnia Atlas ostatnim bastionem przeszłości
Kawiarnia, która oddaje blask dawnych lat, znajduje się na samym Rynku i miałam okazję tego upalnego dnia do niej przyjść na śniadanie (bo na śniadania się we Lwowie chadzało zawsze!). Założone w XVIII wieku Cafe Atlas początkowo było sklepem z przyprawami, ale szybko jego właściciel zdecydował się przekształcić lokal na śniadaniarnię i restaurację. Produkowano tu własne alkohole, między innymi wódkę Śmietanówka i nalewkę Atlasówka, które do dziś dostępne są w menu.
O menu zresztą muszę powiedzieć. Wygląda dokładnie tak, jak przed wojną! Polski tekst ozdobiony rysunkami mnie osobiście zachwycił, zwłaszcza, że pozwolono mi poczytać oryginalne menu sprzed stu lat. Na ścianach restauracji wiszą obrazy i rysunki gości, przy drzwiach do toalety figura babci klozetowej przypomina, że było to pierwsze miejsce we Lwowie, gdzie pobierano opłaty za skorzystanie z kibelka. Klimat trochę jak w Jamie Michalika, ale – przepraszam mój Krakowie – lepszy.
Kawa a życie codzienne
Zapytałam znajomych lwowian, jak to wygląda na co dzień. Czy kultura picia kawy istnieje w ich domach?
-Ukraińcy nie pijali kawy. Kawa należała raczej do kultury polskiej. U Ukraińców królowała herbata – odpowiedział nieoceniony Ihor.
Sytuacja zmieniła się w czasach UZRR. Do Lwowa importowane były duże ilości kawy pochodzącej od „bratnich narodów” – z Indii, Nikaragui, Etiopii. I to była DOBRA kawa! Bardzo dobra! Coraz częściej pijało się ją w domach i pija do tej pory. Nie tak jak w większości polskich mieszkań, rozpuszczalną czy zalewaną sypaną. We Lwowie kawę w domu parzy się po turecku, jak wschodnia kultura nakazuje. Kawa z ekspresu w stylu włoskim owszem jest popularna, ale króluje kawiarniach.
Jakby chcieć zadziwić turystów i zaserwować typową tutejszą kawę, byłaby to kawa z zakarpackim koniakiem. My w Polsce chętnie pijamy herbatę z prądem. Kawę? Chyba rzadziej.
A gdzie iść kupować kawę? Ha! Tego też się dla was dowiedziałam. Turyści chodzą do wspomnianej wyżej Kopalni Kawy, a lwowianie uśmiechają się pod nosem, na to ile nieświadome naiwniaczki zostawiają tam kasy. Pamiętajcie, że najlepsza kawa jest do kupienia w Galce! Powie wam to każdy lwowianin!
Czy we Lwowie jest kultura kawy?
We Lwowie co roku we wrześniu odbywa się Lwowski festiwal kawy (Lviv Coffee Fest). Odbywa się głosowanie na najlepsze kawiarnie, Kulczycki ma tu swój własny posąg. W końcu – jak niejednokrotnie napisałam – o kawiarnie potykamy się na każdym kroku. To istnieje ta kultura kawy czy nie?
Moim zdaniem tak. Jest to kultura komercyjna. Popkultura, powiedziałabym nawet. I nie trwa długo, ot kilka, kilkanaście lat. Ale coś jest na rzeczy. W ostatecznym rozrachunku warto przyjechać tu na kawę.
Na deser mam dla was przypominajkę. Obczajcie mój kawiarniano-zdjęciowy fioł. Rozwija się cały czas 😉
A wy jesteście kawiarzami? Lubicie chodzić kawiarnianym szlakiem? W zanadrzu mam materiał na artykuł o kawiarniach w Wiedniu. Zainteresowani?
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂