Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać… na Podkarpacie?

Zgasiłam silnik.

Podeszłam do bagażnika, wyciągnęłam torby i zarzuciłam je sobie na plecy. Na brzuch założyłam nosidełko. Otworzyłam tylne drzwi samochodu, odpięłam fotelik Kory i włożyłam młodą do nosidła, po to by za 2 minuty, już w mieszkaniu, zrzucić z siebie: Korę, nosidełko, torby.

Nadstawiłam Korze pierś. Przygotowałam nam kolację. Umyłam młodą po kolacji i usiadłam z nią na macie piankowej. Przez kolejną godzinę podsuwałyśmy sobie zabawki, książeczki, chusteczki i pieluszki.

O dwudziestej pierwszej Kora łaskawie stwierdziła, że ma dość. Nalałam wodę do wanny, wykąpałam dziecko, przebrałam płaczącą już teraz córę, nadstawiłam pierś.

Dziecko nagle uznało, że nie jest zmęczone. Kolejne pół godziny próbowałam czytać bajkę na dobranoc.

Korcia usnęła. Sprzątam w kuchni, robię sobie kawę i o 22.30 otwieram komputer. Zanim padnę na twarz mam jakieś dwie godziny na pracę.

Dość! Ile można!

Dzwonię do mamy i mówię, że jest interes: uciekamy! Uciekamy od miasta, od obowiązków, od zamknięcia w mieszkaniu. Uciekamy tam, gdzie czas płynie wolniej. Gdzie lato zagląda w okna, ptaki ćwierkają, a pod domem spacerują zwierzęta.

Gdzie jakość życia jest lepsza – powietrze czystsze, czas płynie spokojniej, na drogach nie ma korków.

Uciekamy na Podkarpacie. Rzucamy to wszystko i wyjeżdżamy… W Bieszczady?

Ale przecież tam wszyscy uciekają!! Pewnie tłoczno musi być, jak pół takiej Warszawy ucieka w Bieszczady.

Dobrze więc, uciekamy na Podkarpacie! Bo ONI jeszcze nie wiedzą, że poza Bieszczadami też jest pięknie!

Kilka dni później wjeżdżamy na autostradę, która prowadzi nas do samego Rzeszowa. Stamtąd malownicza szeroka droga wiedzie do urokliwej wioski – Kombornii. Cieszymy oczy widokami, które coraz bardziej przechodzą w pagórkowaty, toskański krajobraz.

Wjeżdżamy przez mityczną wpół otwartą bramę dworu. Nasza Kia w magiczny sposób zamienia się nagle w ciągnięty końmi powóz, a czas gwałtownie zwalnia bieg. Dama w recepcji wręcza mi klucze. Spacerem idę do swojej oficyny, przed którą Kora z babcią już bawią się na kocyku. Ja biorę laptopa. Idę nad staw do pałacowego parku, zamawiam lemoniadę, otwieram edytor. I słowa płyną.

 DWÓR KOMBORNIA – WYMARZONE SPA W POLSCE

Rankiem podchodzi do mnie letnio ubrany mężczyzna. Przy nodze prowadzi swojego psa – widziałam ich tu wcześniej – całymi dniami spacerują niespiesznie po parku. Wygląda na to, że to jest właśnie ich sens istnienia – te spokojne spacery po posesji. Dumanie nad stawem, obserwacja drzew i zrywanie owoców z sadu.

Pan Ryszard jest właścicielem dworu w Komborni. Z pochodzenia krakowiak, kilkanaście lat temu jeździł po Polsce, poszukując idealnego miejsca na otwarcie SPA – miejsca, do którego ludzie by przyjeżdżali, by odpocząć od codzienności. Znalazł je w Kombornii – niewielkiej wiosce, nieopodal Krosna.

Noclegi: gdzie spać w Komborni?

W czasie wycieczki spałyśmy na terenie przepięknego Dworu Kombornia. Znajdują się tam dwa hotele. Czterogwiazdkowy Dwór Kombornia ze stylowymi pokojami w głównym budynku i trzygwiazdkowy Wine Garden Hotel, który mieści się w dawnej oficynie i stajni. Ten drugi urządzony został nowocześnie. Goście obu hoteli mogą korzystać z restauracji, parku czy strefy SPA.

Historia dworu sięga XVIII wieku. Wtedy ówczesny właściciel wsi postanowił wyburzyć zamek, a w jego miejsce wybudował polski dworek. W kolejnych dziesięcioleciach dodano do niego klasycystyczne skrzydło, kaplicę, a w końcu – w czasach PRL-u – dobudówkę, dziś zaadoptowaną na basen.

W głębi parku – wspaniałego parku, w którym wiele drzew zasługuje na tytuł pomnika przyrody – znajdziemy oficynę, w której piwnicy urządzono Salon Win Karpackich, dawną stajnię – dziś hotel i sale kongresowe – i ruiny spichlerza, który wkrótce ma być zaadoptowany na browar. Za oficyną znajduje się spora grządka – to z niej pochodzą wykorzystywane w dworskiej kuchni warzywa. Przy stajni spokojnie trwa niewielka winnica, a wokół drzewa zrzucają na ziemię dojrzałe już jabłka.

Salon Win Karpackich

Dwór Kombornia i urządzony tutaj Salon Win Karpackich to najlepsze miejsce w regionie, w którym można spróbować win z całego obszaru Karpat.

Choć ze względu na położenie okolic Jasła i Krosna przy szlaku węgiersko-polskim, wino było tu znane od wieków, to dopiero ostatnie lata i ocieplenie klimatu sprawiły, że w województwie podkarpackim powstała prawdziwa moda na uprawę winorośli. Dzisiaj istnieje już Podkarpacki Szlak Winnic, który liczy 39 winnic, a te zapraszają turystów i mieszkańców Podkarpacia na smakowanie boskiego trunku.

KROSNO – ATRAKCJE W OKOLICY

Przyjechałyśmy na przysłowiowy koniec świata, gdzie wokół nas miały być łąki, lasy i wzgórza. Taki od początku był pomysł. Wyjazd miał być słodkim nieróbstwem spod znaku luksusowego Slow Travel. Sącząc lemoniadę (ja) i podkarpackie wina (to mama) niespiesznie planowałyśmy jeździć od miasteczka do miasteczka i kosztować prawdziwie podkarpackiego dolce vita. Bo po co jeździć po nie do zatłoczonej Toskanii, gdy piękne polskie miasteczka tylko czekają na to, bym usiadła w nich z dobrą książką.

Choć oczywiście coś zobaczyć trzeba było – zwiedzanie jest naszą pasją i nawet na najbardziej leniwych wyjazdach, muszę pożywić moją intelektualną stronę nową wiedzą. Ale miało być tego niewiele. Ot jedno czy dwa muzea i kościół z listy UNESCO. Miałam też podjechać do Mielca zobaczyć słynne Podkarpackie Pokazy Lotnicze.

Oczywiście życie zweryfikowało plany, a ten wspaniały polski region okazał się być przesiąknięty skarbami, które tylko czekały na odkrycie. Ostatecznie nie zobaczyłyśmy nawet połowy tego, co byśmy chciały. A każdego dnia chciałyśmy więcej.

MIELEC – ŚNIADANIE MISTRZÓW

Wcześnie rano weszłyśmy w samochód i pojechałyśmy do Mielca na IV Podkarpackie Pokazy Lotnicze.To coroczna impreza, która w tym roku zbiegła się z osiemdziesięcioleciem lotnictwa w Mielcu.

Dotarłyśmy do miasta na brunch. Pojechałyśmy na tutejsze bulwary i postanowiłyśmy zjeść, jak na wakacje przystało.

Weszłyśmy do przepięknej restauracji Manuka.

Manuka, czyli najzdrowszy na świecie, nowozelandzki miód. Nazwa tylko zapowiada to, co znajdziemy w środku! Całe wnętrze wypełnione jest motywami kojarzącymi się z plastrami miodów. W kącie kusił Korcię kącik dla dzieci, a na półkach stały dobre wina i piękne książki.

Sezonowe menu zachęciło nas do długiego biesiadowania. Po drugiej kawie ruszyłyśmy na lotnisko.

IV PODKARPACKIE POKAZY LOTNICZE

Impreza jest ogromna! Na wielkim obszarze ustawiono stoiska z lotniczymi gadżetami, namiot ze stołami i ławami, budki ze street foodem i świetną strefę dla dzieci. Na odwiedzających czeka też scena, na której mają się odbyć koncerty polskich gwiazd – Dawida Kwiatkowskiego, Mr Pollack i Maryli Rodowicz.

Na trawie rozsiadło się tysiące osób – niektórzy z lornetkami, inni z profesjonalnymi aparatami z zoomem – to spotterzy, który cały rok czekali na kolejne święto fanów lotnictwa.

Ja sama, jeszcze w samochodzie, w drodze na lotnisko, sięgnęłam po aparat. Powietrzne akrobacje zachwyciłyby nawet największego sceptyka.

W imprezie wzięło udział ponad 20 załóg akrobacyjnych. Niektórzy malowali serca, inni zdobili niebo w wielokolorowe wzory. Na ziemi tymczasem spacerowałam obok historycznych maszyn, które latały w powietrzu na długo przed urodzeniem moich rodziców.

Łańcut, Baranów Sandomierski i Przecław – pałace na Podkarpaciu

Kilka lat temu przemierzałam województwo podkarpackie na rowerze. Jechałam wówczas znakomitym szlakiem Greenvelo – pierwszym polskim długodystansowym szlakiem rowerowym. Po drodze zwiedzałam przepiękny pałac w Łańcucie.

Odwiedziny rezydencji Potockich na tyle zapadły mi w pamięć, że koniecznie chciałam zobaczyć kolejne podkarpackie pałace.

A Korcia? Korcia chciała tym bardziej! Od jakiegoś czasu naszymi ulubionymi momentami w podróży jest baraszkowanie na kocyku w przypałacowych parkach, najlepiej przy przyjemnej kawiarni, w której mogę zamówić kawę. To był znakomity pretekst, by odwiedzić Baranów Sandomierski, a w drodze do Kombornii zatrzymać się jeszcze w nieznanym, ale pięknie zadbanym parku pałacowym w Przecławiu.

RYMANÓW I IWONICZ – ZDROJE BESKIDU NISKIEGO

Sercu bliski Beskid Niski! Tak powtarza internet. Skuszona tym hasłem, pierwszy raz w Beskid Niski trafiłam kilka lat temu.

Wtedy się zachwyciłam. Beskid Niski okazał się oazą spokoju, którą poszukuje tak wielu zabieganych mieszczan. Tu można znaleźć pensjonat w środku gór i godzinami spacerować po dziewiczych okolicach.

Gdy tysiące Amerykanów przybywa do włoskich klasztorów, by przy religijnych szlakach zrobić detoks od korków drogowych, korporacyjnego pędu i otaczającej nas elektroniki, my mamy tę możliwość na wyciągnięciu ręki – w Beskidzie Niskim.

Wtedy obiecałam sobie, że będę tu wracała wielokrotnie. Ludzie nazywają Beskid Niski nowymi Bieszczadami. Miejscem, gdzie nadal znajdzie się dzikie, nieskażone komercją góry. Tylko pamiętajcie, nikomu nie mówcie. Niech tak zostanie jak najdłużej.

Choć wyszłyśmy na szlak, nie dane nam było na nim spędzić wiele czasu. Przegoniły nas deszczowe chmury. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo wylądowałyśmy w tutejszych zdrojach – w Rymanowie i Iwoniczu. W tym drugim zdrojowa restauracja cofnęła nas w czasie do lat austriackiej Galicji. Przy dźwiękach knajpianego gwaru, dwa metry od grającego pianina przeczekałyśmy deszcz, by powrócić do naszego SPA, gdzie już na nas czekało ogrzanie się w strefie saun.

Spokojnie, to tylko książki – książki o Beskidzie Niskim

Dla ułatwienia mam dla Ciebie listę moich ulubionych pozycji o Beskidzie Niskim. Nazwy są klikalne – jeśli zamówisz je przez te linki, to dostanę drobną prowizję. W ten sposób możesz docenić moją pracę. Z góry Ci dziękuję. 🙂

  • M. Sznajderman – Pusty las; o życiu w Beskidzie Niskim i historii najbliższej okolicy
  • P. Smoleński – Syrop z piołunu; o akcji “Wisła”
  • M. Strzelecka – Beskid bez kitu; historia dziewczyny z beskidzkiej wsi i jej przyjaźni ze starszą łemkinią. Boskie ilustracje!
  • A. Stasiuk – Dukla; miasteczko oddalone jest o 20 km od Krosna. Jeśli jeszcze nie czytaliście “Dukli”, to koniecznie nadróbcie. ARCYDZIEŁO!
  • Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty – mój ulubiony przewodnik po okolicy

KROSNO – SLOW LIFE W PIĘKNYM MIASTECZKU!

Gdy mieszka się w Kombornii i chce się jechać do miasta, jedzie się do oddalonej o dziesięć minut stolicy szkła – do Krosna.

Jego położone na wzgórzu stare miasto zaprasza nas na przechadzkę i obiad. Szukamy atrakcje, które warto zobaczyć w Krośnie. Wchodzimy do dwóch czy trzech kościołów, choć wiemy, że ich nie zapamiętamy. To nie kościoły są tu najważniejsze. Bowiem po raz kolejny odnajdujemy piękne miasteczko, które równa się tym najwspanialszym w Europie.

Na Rynku wita nas plaża z leżakami. Wokół placu czekają na nas ogródki restauracyjne, z których każdy kusi inną kuchnią. Pod filarami znajdujemy wspaniały antykwariat, w którym przeglądamy historyczne przewodniki po regionie.

Znakomicie, że istnieją miasta kultury, w których kameralne księgarnie z duszą wciąż znajdują się w jednym z najważniejszych punktów miasta.

Wchodzimy do pięknej galerii szła artystycznego Macieja Habrata.

Ojciec Macieja był dmuchaczem szkła. Chłopak od dziecka miał więc styczność z rzemiosłem, co zaowocowało wybraniem Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu i pójściem w kierunku tworzenia szkła artystycznego.

Dziś jego prace należą do najpiękniejszych w Krośnie, a on sam jest być może najpopularniejszym artystą okolicy. Wyszłyśmy obładowane zakupami. Od dzisiaj pokój Korci będzie zdobiła szklana Pipi Lansztrung.

POSMAKUJ KROSNO, POSMAKUJ PODKARPACKIE – KUCHNIA W FILOZOFII ZEROWEGO KILOMETRA

Z torbami usiadłyśmy w ogródku restauracji Posmakuj Krosno. Co za odkrycie! Ta niepozorna knajpa, która tylko trochę wyróżniała się od innych na Rynku, okazała się najsmaczniejszym miejscem na wycieczce. Jej twórcy postawili na lokalne, sezonowe smaki i tym samym realizują wspaniałą filozofię kuchni zerowego kilometra – w swojej karcie proponują produkty „od sąsiadów”.

Na wieczór planowałyśmy kolację w Kombornii. W Krośnie zamówiłyśmy więc tylko przekąski: ja ślimaki z gospodarstwa pod Tarnowem w maślano-winnym sosie, moja mama wybitną sałatkę ze szpinakiem, cukinią, wędzoną rukolą podkarpacką w wyśmienitym dressingu. To była prawdopodobnie najlepsza sałatka, jaką jadłam.

 

Gdybyśmy wiedziały, że ta restauracja to takie odkrycie, z pewnością skusiłybyśmy się na większy obiad. Gdybyśmy były w okolicy dłużej, wracałybyśmy tu codziennie.

CENTRUM DZIEDZICTWA SZKŁA – NAJWIĘKSZA ATRAKCJA KROSNA

Wreszcie następnego dnia przyjechałyśmy do Krosna do Centrum Dziedzictwa Szkła. Choć dwugodzinne zwiedzanie ze względu na Korę było dla nas zdecydowanie za długie, duże wrażenie zrobił pokaz dmuchania szkła, a także zajęcia animacyjne, jakie centrum prowadzi dla dzieci. Spytałam moją małą artystkę, czy będzie chciała tu wrócić na szklane kolonie. Nie powiedziała nie.

Rozmawiając potem o wycieczce, przede wszystkim wspominałyśmy Krosno – spokojne niewielkie miasto, w którym wszędzie jest blisko, a natura jest na wyciągnięcie ręki, a które jednocześnie oferuje wszystkie luksusy metropolii – nowoczesną i zdrową kuchnię, kulturę, piękną starówkę. Czyżbym miała się przeprowadzić?

KOŚCIOŁY I DWORKI PODKARPACIA – ATRAKCJE W OKOLICY KROSNA

Niespiesznie jedziemy dalej. Tu robimy przerwę na kawę, tam rozkładamy koc piknikowy, gdzie indziej stajemy na zdjęcia czy lody. Omijamy! Chcemy zobaczyć dwa z drewnianych kościołów z listy UNESCO – w Haczowie i Bliznem. Widzimy tylko w Haczowie.

Chcemy jechać do skansenu Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce – nie docieramy – zbyt pochłania nas dworek Marii Konopnickiej, w którym pisarka mieszkała ze swoją partnerką, Marią Dulębianką. Zakochane w sobie kobiety zamieszkały tutaj w Żarnowcu, gdzie spacerowały po parku i odpoczywały od miejskiego zgiełku.

W przymuzealnej księgarni kupujemy biografię „Konopnicka nieznana” i wyrywając ją sobie z rąk, siadamy w parku. Chcemy jechać do skansenu w Sanoku. Chcemy zobaczyć zamek Fredry w Kamieńcu. Zajrzeć do Jasła, zobaczyć Zyndarową.

To wszystko pozostało w planach. Bo jak zwykle – okazało się, że tam gdzie „nic nie ma”, jest za dużo. Jak zwykle polska prowincja zaczarowała bogactwem wrażeń. I udowodniła, że od niedawna potrafi też czarować kuchnią i dobrym snem.

PODKARPACKA JAKOŚĆ ŻYCIA

Siedzę z Korą i mamą na śniadaniowym tarasie w Kombornii. To nasze ostatnie śniadanie– za godzinę wracamy do Leszna. Dokładam sobie lokalne warzywa, dolewam kawę. Korcia wcina ogórki, które tu jej szczególnie zasmakowały. Następnie bawi się restauracyjnym labiryntem-przeplatanką.

Czy cykl dnia się zmienił? Czy mam tu w Komborni i na Podkarpaciu więcej czasu dla siebie? Teoretycznie nie. Nadal zabawiałam dziecko, próbowałam połączyć matkowanie z pracą, biegałam po zabytkach i klepałam w Wordzie.

Ale było inaczej! Podkarpackie promuje u siebie jakość życia. Ta jakość towarzyszyła nam na wakacjach. Świeże powietrze odświeżyło mi umysł, godzinne spacery po parku poprawiły uważność. Obserwacja życia parkowych ptaków uspokoiła.

A może to dzięki estetycznym doznaniom i po prostu byciu w pięknym miejscu?

Tak. To na pewno. Bo byłyśmy tam w raju!

Tekst powstał we współpracy z Podkarpackim Urzędem Marszałkowskim

Exit mobile version