Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Opowieści z małopolskiej wsi. Podróżuj do ludzi, którzy pamiętają

Podróżowanie z reporterką jest zupełnie inne niż podróżowanie samej. Trafia się do zupełnie innych miejsc, rozmawia z ludźmi, wchodzi głębiej w ich zwyczaje. Gdybym przyjechała tu sama, to nigdy nie plotłabym lalki, ani nie malowałabym drewnianych ptaszków.

Tak naszą wycieczkę opisywała Natalia, moja przyjaciółka i towarzyszka podróży po małopolskiej wsi. Jednak dość szybko musiałam jej odpowiedzieć, to co krzyczało serce:

Nieprawda! Każdy może tak podróżować! Wszystko co robimy, to oferta turystyczna. To wszystko jest dostępne dla przysłowiowego „Kowalskiego”. Wystarczy wziąć do ręki przewodnik lub folder „Małopolska wieś z tradycją”, umówić się i jechać!


Jak wiecie Małopolska nie jest mi obca. Nie waham się powiedzieć, że po Wielkopolsce jest to moja druga ojczyzna. To Kraków jest moim ukochanym polskim miastem, w którym się zadomowiłam i miałam nadzieję spędzić życie. To w Rabce-Zdrój zamieszkałam na prawie dwa lata i z niej każdego tygodnia poznawałam Podhale i południową Małopolskę. Wreszcie ze Spytkowic, przy historycznej granicy Podhala z Orawą pochodzi mój Piotr i tam mieszkają dziadkowie Kory.

Małopolska to kraina moich miłości. Miłości do miasta, do przyjaciół w tym mieście, do gór, do miasteczek. Wreszcie do mężczyzny i w końcu: do dziecka. Za każdym razem, gdy mknę „A czwórką” serce mi wali szybciej. Tak – są ludzie, którzy nienawidzą tej autostrady i mają ku temu obiektywne powody. Ja jednak kocham ją za to, że pozwala mi dojechać do mojej Drugiej Małej Ojczyzny w zaledwie trzy godziny.

Ostatni tydzień sierpnia spędziłyśmy z Korą i Natalią na małopolskiej wsi, gdzie chciałyśmy przybliżyć sobie okoliczne zwyczaje i tradycje. Poczytajcie sami o przepięknej małopolskiej wsi z tradycją.

Małopolska wieś z tradycją

Małopolska wieś z tradycją to oferta trzynastu gospodarstw agroturystycznych, których gospodarze oferują nie tylko nocleg i wyżywienie, ale również możliwość przybliżenia tradycji i zwyczajów. Podróż do wymienionych miejsc pokazuje, jak bardzo różnorodna i wielokulturowa jest Małopolska. Odwiedzamy babiogórskich zbójów, łemkowskie chyże, podkrakowskie wsie, a nawet zaglądamy na Orawę, której część jest przecież na terenie dzisiejszej Małopolski.

Każde gospodarstwo oferuje warsztaty. Prócz wymienionych w artykule są to: nauka pisania gęsim piórem, warsztaty zielarskie, warsztaty z malowania kwiatów zalipiańskich, warsztaty koronkarskie czy łyżkarstwo.

Autorce projektu – pani Bożenie Srebro – zależało, by na liście gospodarstw znalazły zarówno propozycje budżetowe (od 30-40 zł za noc), jak i oferty dla osób szukających odrobiny luksusu. Ceny, a także legendy do opisanych miejsc noclegowych, są czytelnie umieszczone w folderze, który można traktować jak swoisty przewodnik po małopolskich tradycjach. Folder znajdziecie w informacjach turystycznych w Małopolsce, a także na stronie Małopolskiej Organizacji Turystycznej.

Przytulia: Śpiew ptaszków ze Stryszawy

Pierwszym odwiedzonym przez nas miejscem jest Przytulia – drewniana, ponad stuletnia chata, która stoi tam, gdzie kończy się droga. By tu dojechać minęliśmy wszystkie zabudowania Stryszawy, przejechałyśmy przez las, a w końcu stanęłyśmy na parkingu przed drewnianą kapliczką. Dalej jest już tylko pieszy szlak turystyczny, którym dojdziemy tak do Stryszawy, jak i – w drugą stronę – na Jałowiec, szczyt Beskidu Żywieckiego, który dominuje nad okolicą i na którego widok mamy przy śniadaniu na tarasie.

Właściwie trudno mi nazwać Przytulię agroturystyką. Dla mnie jest to bardziej pensjonat z pokojami na wysokim poziomie, klimatyczną przestrzenią wspólną, placem zabaw i pyszną domową kuchnią pani Barbary. Wszystko wygląda tak, by zachowało klimat sprzed stu lat – w ogrodzie ustawione są dawne sprzęty gospodarcze, wewnątrz dominują drewniane stoły i kredensy.

Jeśli marzycie o wygodnym, super estetycznym weekendzie na końcu świata, to nie szukajcie już nigdzie dalej. Znaleźliście je pod Jałowcem, w krainie Babiej Góry.

Stryszawa to ojczyzna drewnianych zabawek, które strugane są tutaj już od ponad stu lat. Ich historię możecie posłuchać w Beskidzkim Centrum Zabawki Drewnianej. Również w Przytulii na każdym kroku znajdujemy stryszawskie drewniane ptaszki, które przycupnęły na ścianach, oknach i szafkach. Gospodarz Przytulii – pan Wiesław – jest artystą, który prowadzi ze swoimi gośćmi warsztaty malowania ptaszków i opowiada o ich tradycyjnych barwach i wzorach.

 

Atrakcje w okolicy Stryszawy:

Bacówka u Harnasia: Babiogórscy zbóje czuwają nad okolicą

Niedaleko jechałyśmy, by dotrzeć do Marcówki – wioski położonej w bezpośrednim sąsiedztwie Suchej Beskidzkiej, gdzie mieści się druga odwiedzana przez nas agroturystyka. Tu miałyśmy biesiadować z Bractwem Zbójników spod Babiej Góry – ci co niegdyś byli postrachem całej okolicy, dziś strzegą jej tradycji i opowieści.

Gdy przyjeżdżamy do Bacówki u Harnasia, wita nas ubrany w tradycyjny strój harnaś Stanisław – właściciel gospodarstwa, w którym jest agroturystyka, ale przede wszystkim zagroda edukacyjna.

-To nie jest jakiś specjalny strój. Zbój ma na sobie to, co zgrabił – niekoniecznie musi to do siebie pasować. Ja mam kapelusz ze Słowacji, buty po hajduku i pas sądecki.

Ale pasuje! Zresztą pasuje tu do siebie wiele. Prócz pana Stanisława, podchodzi do nas kilkunastu innych mężczyzn i dwie kobiety, które zapowiadają, że na ognisku gotuje się już karpielanka – rewelacyjna zupa ze słodkich brukwi, tak zwanych karpieli.

-Nie jest łatwo znaleźć zbójnickie danie dla wegetarianek, ale karpielanka jest idealna.

Niby to zupa, niby pudding. Wyglądem przypomina zupę z dyni, ale smak jest niepowtarzalny. Zwłaszcza po dodaniu wędzonych śliwek. Oczywiście przegryzałyśmy je moskolami, których ja jestem szczególną fanką.

Kora biega za owcami i królikami, a ja w międzyczasie słucham opowieści o najsłynniejszym babiogórskim zbójniku – Józefie Baczyńskim, który dziś doczekał się swojego własnego szlaku turystycznego i który – zbóje są tego pewni – swoimi czynami przyćmiewa dokonania słynnego Janosika.

Całe popołudnie rozmawiamy o bractwie, działaniu na rzecz pamięci historycznej, ale dowiaduję się też, że pod Suchą Beskidzką zadomowili się Tatarzy, a ich potomkowie do dziś żyją w okolicy. To właśnie dlatego w zagrodzie pana Stanisława stoi tatarska jurta, która tylko czeka na ubranie jej w opowieści.

Wieczorem gramy, śpiewamy i tańczymy przy ognisku. Nagraliśmy nawet film o zbójnickim ataku na harnasia i jego żonę.

Gdy zbóje odjechali do swoich domów, miałyśmy okazję porozmawiać z harnasiem Stanisławem. Przede wszystkim prowadzi w bacówce zajęcia dla dzieci – czy to szkolnych, czy kolonijnych. Ale w Bacówce często mają miejsce imprezy dla grup, docierają tu rowerzyści (i nie chcą wyjechać), odbył się tu niejeden wieczór kawalerski. Wszystko jest na to gotowe: ognisko, sala biesiadna, wieloosobowe pokoje do spania czy topory, którymi rzucamy w tarczę. Jednak przede wszystkim i najlepiej – harnaś zawsze przemyci trochę wiedzy. O dziedzictwie babiogórskich zbójników.

Atrakcje w okolicy Marcówki:

tzw. Mały Wawel w Suchej Beskidzkiej

Poręba Spytkowska: Uprecykling na krakowskich ziemiach

Kierujemy się na północny wschód, by odwiedzić panią Marię – właścicielkę „Artystycznej Zagrody”. Jej dom jest już typową agroturystyką – tak jak w dwóch poprzednich miejscach spałyśmy w specjalnie przygotowanych do tego drewnianych chatach, tak państwo Karaś zapraszają gości do własnego domu.

Pani Maria to prawdziwy człowiek renesansu. Już na początku wita nas kompotem z rabarbarem i ziołami, a także z naparem ziół. Nie bez przyczyny takie napoje pojawiły się na stole. Sama jest zielarką – zioła wykorzystuje w medycynie, w kosmetykach i w kuchni.

A to dopiero początek. Pani Maria prowadzi ekologiczne gospodarstwo rolne, jest członkinią zespołu ludowego „Porębianie”, pracuje w domu kultury, organizuje warsztaty z wyrobów ze sznurka, filcu, decoupage’u, bibułkarstwa i lalek słowiańskich. To z powodu tych dwóch ostatnich umiejętności, złożyłyśmy jej wizytę.

Bibułkarstwo to tradycyjne rzemiosło Małopolski. Zajmowały się nim kobiety, które ozdabiały kwiatami z bibuły swoje domy i kościoły. Kwiaty z bibuły wplatano w wieńce nagrobne, ustrajano nimi obrazy świętych, obdarowywano pannę młodą, a najlepiej możemy je znać z przystrajania palm wielkanocnych.

My zdecydowałyśmy się na warsztaty z motania lalek. Te słowiańskie zabawki, to najstarszy znany nam typ lalek na ziemiach polskich. Robione były (i nadal są) ręcznie, bez użycia igły, nożyczek i kleju. Wykorzystuje się do nich wszystko to, co znajdziemy w szafie – mogą to być stare szmatki, bluzki, których już nie używamy, resztki tasiemek – dla pani Marii ważne jest, by był to całkowity recycling.

Atrakcje w okolicy Poręby Spytkowskiej

Na wsi najlepiej i Małopolska wieś z tradycją

Ukochaną Małopolskę odwiedziłam na prośbę Polskiej Organizacji Turystycznej, która już po raz drugi zorganizowała konkurs „Na wsi najlepiej”, który ma promować turystykę na obszarach wiejskich. Wśród laureatów tegorocznej edycji znalazły się agroturystyki z całego kraju, szlaki kulinarne, szlak rzemiosła czy właśnie projekt Małopolska wieś z Tradycją, która w kategorii „oferta uzupełniająca” otrzymała pierwsze miejsce. Spakowałam do walizki folder Małopolskiej wsi i pojechałam odwiedzić gospodynie i gospodarzy, którzy tworzą ten wspaniały produkt. A was zachęcam, byście zajrzeli na stronę konkursu.

Inne miejsca, które wygrały w tym roku zostały opisane np. na blogach Paragon z Podróży czy ADiHD

Dziubyniłka: Z wizytą u Łemków z Beskidu Niskiego

Najwięcej gospodarstw Małopolskiej wsi z tradycją znaleźć możemy na południowym-wschodzie Województwa Małopolskiego. To tu rozsiadł się uwielbiany przez wielu Beskid Niski – spokojne pasmo górskie, gdzie nie dotarła jeszcze masowa turystyka, ale jednak przyjeżdża coraz więcej osób podobnych do mnie – hipsterscy trzydziestoletni, którzy szukają luksusu samotnego obcowania z naturą i dobrego smaku. Sama zawsze mocno przeżywam wędrówkę po opuszczonych łemkowskich wsiach (jest to wędrówka smutna i bolesna), których mieszkańcy zostali wypędzeni w latach czterdziestych ze swoich domów, a ich cerkwie zostały przejęte przez Kościół Katolicki.

Te czasy już na szczęście za nami. Część Łemków wróciło w Beskid Niski, a ich potomkowie dziś próbują odtworzyć i kultywują łemkowską kulturę.

By je poznać jedziemy do Gładyszowa – pięknie położonej wioski pełnej agroturystyk. Tu mieści się Dziubyniłka – trzecia już odwiedzana przez nas zagroda edukacyjna.

Państwo Dziubyna to Łemkowie, a jednocześnie nauczyciele, którzy za cel postawili sobie szerzenie wiedzy o kulturze Łemkowszczyzny. Własnymi środkami postawili na swojej działce mały skansen, w którym opowiadają o życiu na wsi 100 lat temu.

W czasie oprowadzania zwiedzamy typową łemkowską chyżę, młyny wiatrowe i spichlerze. Pan Jan opowiada nam o organizowanych przez siebie warsztatach. Musiałybyśmy zostać tu dwa dni, by wziąć udział we wszystkich, ale do notatnika wpisałam te o wytwarzaniu zabawek naszych dziadków i robieniu drewnianych łyżek.

Najciekawsze jednak nastąpiło po oprowadzaniu. Gospodarze zaprosili nas na wieczerzę, w czasie której mogłyśmy spróbować łemkowskich potraw. Nie mówię tu jednak o wykwintnych mięsiwach i pierogach. Oni pokazali nam kuchnię zwykłych ludzi. Na stół postawili oplacky – szare kluseczki z mąki razowej, oraz knysza – ale nie tego wielkopolskiego. Łemkowski knysz wyglądem i smakiem przypomina pizzę, na którą położono farsz do pierogów ruskich. Pan Jan sam odgrzebał ten przepis ze wspomnień z dzieciństwa i postarał się go odtworzyć.

Dziś biesiada łemkowska z Dziubyniłce jest jedną z wizytówek miejsca. Jeszcze długie godziny siedziałyśmy przy stole i rozmawiałyśmy tak o Łemkowszczyźnie, jak i Wielkopolsce, i Orawie.

Do Ropy, gdzie spałyśmy tego dnia, wracałyśmy już późną nocą.

Malowane Wierchy: Kawa z widokiem na pastwiska

Można się starać. Gotować, robić warsztaty, oddawać na użytek luksusowe pokoje, a mnie tymczasem na całej wycieczce najbardziej urzekła kawa z widokiem na krowy.

W tej samej wsi co Dziubyniłka znajduje się agroturystyka, w której trudno będzie o wolne miejsce. To Malowane Wierchy – zwycięzca poprzedniej edycji #nawsinajlepiej.

Podjeżdżamy do dużego domu, wchodzimy do ogrodu i właściwie nic nam już nie potrzeba. Na miejscu znajdujemy leżaki, nowoczesne altany, klimatyczną wiatę. Uśmiechnięta Sylwia proponuje nam kawę, a my już czujemy się jak u siebie. Za płotem muczą do nas krowy, kilka metrów dalej galopują konie huculskie ze słynnej stadniny w Regietowie, które tu mają swoje największe pastwisko.

Pod wiatą siadamy z Sylwią i jej mamą, by batikować jajka. Batikowanie to tradycyjna metoda pisania jajek woskiem. Każda z nas dostaje do ręki szpilkę, którą nakładamy wosk na skorupkę, a następnie moczymy jajka w barwnikach.

W rodzinie Sylwii zwyczaj batikowania przechodzi z matki na córkę. Podziwiamy piękne pisanki i trochę ze wstydem zerkamy na nasze brzydkie kaczątka.

Sylwia szczyci się znakomitą kuchnią. Wiedząc, że jestem wegetarianką, dodaje szybko, że mięso na obiad podaje średnio dwa razy w tygodniu. Same zjadłyśmy z nią pyszną zupę dyniową i kotlety warzywne.

Piotr już wie, że wrócimy do Sylwii i Alberta. W roku 2020 planuję dłuższy weekend w Beskidzie Niskim.

Atrakcje w okolicy Gładyszowa:

 

Krzywa: Wspaniałe krywulki od pani Ani

Gdy byłyśmy w Beskidzie Niskim, cztery niepowiązane ze sobą osoby wspomniały panią Anię Dobrowolską. Natalia bardzo żałuje, że do niej nie pojechałyśmy i jestem pewna, że następnym razem, jak będzie w okolicy, to ją odwiedzi. Ja żałuję trochę mniej, bo sama u pani Ani w Krzywej byłam… rok temu.

To była inna, opisana już na blogu historia (tu znajdziecie reportaż). Teraz tylko zaznaczę, że jeśli podążacie po Małopolsce szlakiem tradycji i rękodzielnictwa, to koniecznie odwiedźcie Chyżę Hani. Gospodyni zajmuje się wyrabianiem krywulek – koralikowych kolii, które niegdyś stanowiły element ozdobnego stroju Łemkini.

Pani Ania oczywiście posiada agroturystykę, jest świetną kucharką, a jej drewniany dom dedykowany jest turystom, który chcieliby tu spędzić wakacje. Jej warsztaty krywulczarskie trwają dziesięć godzin. Można więc nastawić się na porządną arteterapię.

Ropa: Odpoczynek w dworze

Stałym elementem polskiej wsi od zawsze były dwory. Cieszy więc jego obecność w Małopolskiej wsi z tradycją.

Gościniec Dworski w Ropie znany jest w okolicy z doskonałej restauracji, która serwuje pyszne potrawy regionalnej kuchni – zarówno łemkowskiej, jak i szerzej – małopolskiej. W części hotelowej znajduje się sala do warsztatów, w których organizowane są zajęcia kulinarne. Wypieczemy tu proziaki, podpłomyki, a nawet chleb.

Ropa to jeden z najpiękniejszych przykładów architektury dworskiej w okolicy. Vis a vis posiadłości znajduje się kościół, który świetnie koresponduje z dworem. Miejscowość znajduje się też na Karpacko-Galicyjskim Szlaku Naftowym – to tu w 1530 roku królewski bankier Seweryn Boner poszukiwał złota, a zamiast niego znalazł ropę, którą została zalana jego kopalnia. Oczywiście przydatność oślizgłej czarnej mazi stwierdzono dopiero w XIX wieku.

Atrakcje w okolicy Ropy:

Rolniku, odgrzeb tradycje, turysto jedź na wieś!

Tygodniowa podróż po małopolskiej wsi była dla mnie niczym bomba inspiracji. Jak wspomniałam – mieszkałam w Małopolsce sześć lat, w tym dwa lata na wsi (w małym miasteczku, ale na wieś miałam kilometr). Ciągle gdzieś jeździłam, ciągle zwiedzałam małopolskie atrakcje. A mimo to tyle jeszcze nie wiedziałam i miałam do odkrycia. Zastanawiam się ile podobnych skarbów, ilu rzemieślników i osób kultywujących slow life jest obok mnie – na ziemi leszczyńskiej. Czy i oni – potomkowie wielkopolskich protestantów, zesłani tu Łemkowie czy mieszkańcy Biskupizny – wkładają tyle serca, by przekazać swoje dziedzictwo przyjeżdżającym tu turystom.

Bo przede wszystkim na małopolskiej wsi zobaczyłam serce. Miłość do zwyczajów, do kuchni i do natury.

Pani Barbaro, Hanno, Anno, Lucyno, Danuto, Sylwio, panie Stanisławie, Janie, Wiesławie i Albercie. Miło mi było was poznać. Teraz drogi czytelniku Twoja kolej!

A wy znacie wyjątkowe agroturystyki? A może sami taką prowadzicie? Podzielcie się w komentarzu waszymi miłościami.

Exit mobile version