Druskienniki to typowe uzdrowisko w bujnym lesie i z piękną drewnianą architekturą, przez którą przewijają się socowe bryły z kosmosu. Właśnie te ostatnie narzuciły miastu ton sanatoryjny. Przyjeżdża się tu na kuracje, dni wypełnione są gęsto różnymi basenami i masażami, że łatwo może nie starczyć czasu na spacer. A co dopiero myślenie o tym gdzie zjeść w Druskiennikach. A przecież kochanica Piłsudskiego mówiła już w pierwszej połowie XX w. jak ważne są kąpiele słoneczne i ruch na świeżym powietrzu. Na majówce byliśmy w składzie czteropokoleniowym: Sania, ja, moja mama, i moja babcia. Wyjazd był dla seniorki, całkiem trafiony, bo zaraz po nim okazało się, że babci zbyt wiele czasu nie zostało. Mogłyśmy więc spędzić razem jeszcze trochę czasu. W naszym sanatorium serwowali posiłki trzy razy dziennie, i może nawet bym przełykała je tłumacząc sobie ich styl radzieckim sentymentem, ale miałam cukrzycę ciążową z szalejącymi tabelkami glikemicznymi, więc musiałam szukać alternatywy. I jeden spacer po mieście mi starczył bym znalazła miejsce, do którego się urywała przynajmniej dwa razy dziennie. Toli Toli.
Zobacz też: Historia uzdrowiska w Druskiennikach.
Toli Toli.
Przy głównym deptaku, niedaleko kościoła i muzeum miejskiego jest pawilon, do którego zaprasza piękne proste logo narysowane na szybach. Jak to możliwe by w samym sercu reliktu przeszłości pojawiło się miejsce, gdzie serwują szakszukę i indyka z wolnego wybiegu? Gdzie wiedzą co to slow food, kawa przelewowa i idealna proporcja smaku? Możliwe jak zawsze. Znalazła się dziewczyna, młodsza ode mnie chyba o dekadę, którą znudziło życie w dużym mieście i postanowiła się przenieść do lasu. I chwała jej za to! Moja Babełe mogła na koniec pokochać falafla, prosić o dokładkę baba ganoush i oblizywać palce z idealnie czekoladowego ciasta.
W Toli Toli klimat jest minimalistyczno-ciepły, a karta typowo bliskowschodnia. W Warszawie furorę zrobiłaby dobrych parę lat temu, równolegle do Bejturu i Tel Avivu z Poznańskiej. Dla mnie Toli Toli było wybawieniem, bo cukier był stabilny, a czasem nawet za niski. No i Sania humus wcinał dużo chętniej niż rozgotowany ryż z mlekiem.
Menu jest małe i ciągle się zmienia. My trafiliśmy na mocno bliskowschodnie fascynacje szefowej. Sami zobaczcie jakie smaczne:
Gdzie zjeść w Druskiennikach?
al. Vilniaus 8, Druskienni
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też tekst o atrakcjach dla dzieci w Druskiennikach.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.