To jest Sasza. Sasza jest analogowym dzieckiem. Nie ma telewizora, nigdy nie był w kulkach. Doskonale za to radzi sobie przy ścieraniu marchewki i prosi, by wreszcie pozwolić mu obierać ziemniaki. Umie zrobić naleśniki. Do centrów handlowych chodzi sporadycznie, jest za to stałym bywalcem lasów, zbieraczem patyków, szyszek i przelewaczem wody. Samodzielnie kupuje ciastko. Nikt mu nie zatyka ust ajpadem z bajkami. Ma prawie cztery lata. Jesteśmy w Bielcach. Przyszedł czas, by poznał co to wesołe miasteczko.
Zobacz też: Bielce: atrakcje drugiego miasta Mołdawii
Wesołe miasteczko w Bielcach.
W Bielcach jest prawdziwe wesołe miasteczko. Sowieckie. Tradycyjne karuzele, huśtawki na łańuchach, diabelski młyn. Emocje były ogromne. Chyba większe u mnie, bo Sania pewnym krokiem chciał wejść na największe zabawki. Ale ja, przezorna matka, najpierw posadziłam na najmniejszej. Sania się cieszył jak na dwumetrowej zjeżdżalni, czyli prawie wcale. Cieszył się tylko jak widział wymarzone helikoptery. Na nich wzniósł się już po chwili, obiecując, że nie będzie się wychylał, a jak będzie się bał to zamknie oczy i cierpliwie poczeka na koniec jazdy. Sania okazał się być tak odważny, że wylądowaliśmy na koniec na diabelskim młynie widokowym i chyba bardziej ja to przeżywałam w pewnym momencie niż on.
Wesołe miasteczko w Bielcach znajduje się przy starym kościele ormiańskim, w pobliżu deptaku, nie daleko Domu Polskiego. Jest spore. Przy nim wszystkie atrakcje potrzebne dziecku – stanowiska z lodami, watą cukrową, kolorowymi napojami. My wybraliśmy się w czasie, gdy większość beneficjentów było w szkole lub przedszkolu, celowo, na pierwszy raz. By karuzela ruszyła potrzeba dwóch osób. Nie jestem pewna, czy to był dobry wybór, by mu pokazać to miejsce już czwartego dnia, bo Sania w topografii jest świetny i podejrzewam, że od teraz wesołe miasteczko to w Bielcach jego punkt najbardziej rozpoznawalny.
Diabelski młyn jest super opcją na każdy wiek, bo z góry rozpościera się bardzo szeroki widok na okolice Bielców, gdzie można się wybrać na doskonałe spacery. Podobny znajduje się w Kiszyniowie.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.