Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Subiektywne top 10 Stambułu

Przyszedł czas na kończenie cyklu o Turcji. Dojechałyśmy do Stambułu, w którym byłam już po raz trzeci. Chyba nie da się tak po prostu pisać o tym mieście w jednej notce. To miasto to olbrzym, którego nie da się ogarnąć. Olbrzym o którym pisze się setki książek, a któremu ja chcę poświęcić dzisiaj jedną stronę tekstu. Bo albo się tak ograniczę, albo nigdy nie skończę.

Najważniejsze miejsca Stambułu? Hagia Sophia, pałac Topkapi, Błękitny Meczet, Grand Bazaar… Więcej informacji na ten temat znajdziecie… gdziekolwiek. Ja pozwolę sobie na inną listę. Listę dziewczyny, która w Stambule jest zakochana, który pewnie nigdy jej się nie znudzi i w którym powoli ma już swoje ulubione miejsca. Zapraszam was do zapoznania się z subiektywnym TOP 10 rzeczy które zrobię ponownie, gdy przylecę do Stambułu

 

1. Zatrzymam się w hostelu na ulicy Akbiyik Cad

Jedna z najbardziej backpackerskich ulic, na których zdarzyło mi się znaleźć. A ja uwielbiam backpackerskie klimaty! Uwielbiam usiąść przed hostelem, zamówić piwo i poznawać innych wariatów ze świata. Uwielbiam mieszczące się tu bary, sklepy, etniczne duperele i pralnie, w których mi wszystko pięknie poprasują. Uwielbiam usiąść netbookiem i tu popisać. Bo backpacker bez iphona przecież nie istnieje. Jak znajdę więcej czasu, to napiszę w końcu coś o subkulturze, z którą czuję się związana najbardziej.

Ostatnio nocowałam w Orient Hostelu. I chyba dokładnie tu wrócę kolejnym razem.

 

2. Będę się żywić na ulicznych stoiskach

Nie licząc Dalekiego Wschodu i -naturalnie – Portland, Stambuł ma najbardziej rozwiniętą kulturę jedzenia na ulicy, jaką zdarzyło mi się spotkać. Zaczynając od kukurydzy na patyku, przez burgery z rybami, a kończąc na zupkach, słodyczach i podejrzanie wyglądających ziemniaczkach. Sęk w tym, że na ulicy żywią się zarówno turyści, jak i miejscowi. A spora część miejscowych nie może sobie pozwolić na droższe potrawy. Podejście do takiego ulicznego sprzedawcy skutkuje więc napełnieniem brzucha za równowartość kilku złotych.

 

3. Napiję się salepu na azjatyckim wybrzeżu, gdy słońce będzie zachodzić

Jak będziecie w Stambule, prawdopodobnie będziecie mieszkać po europejskiej stronie miasta, a zapewne nawet w Sultanahmet. Przepłyńcie się promem przez Bosfor, znajdźcie po azjatyckiej stronie i usiądźcie na schodach przy wodzie. Widok na stronę europejską stanowi jedną z najpiękniejszych panoram, jakie miałam szczęście oglądać. A że Europa od Azji jest na zachodzie, to słońce zachodzi za sylwetkami meczetów, co razem stanowi widok niezapomniany. Ta Turcja to jednak jest krajem zachodzącego słońca (innymi miejscami, gdzie warto się przejść na zachód, są Kapadocja i góra Nemrut).

Jak siedziałam tam ostatnio było bardzo zimno. Mój ukochany salep – słodki, doprawiony orientalnymi przyprawami, mleczny napój – rewelacyjnie ogrzewał.

 

4. Wypiję herbatę jabłkową na Moście Galata

Literatura działa. Działa jak szalona. Swego czasu przeczytałam wydany przez Czarne „Most” Geerta Maka. Nie, powiedzieć „przeczytałam”, to powiedzieć nieprawdę. Ja tę książkę pochłonęłam. Była jednym z najlepszych reportaży, jakie zdarzyło mi się mieć w ręce, a jestem reportażową fanką. Wiecie, co jest najlepszym znakiem dobrego reportażu? Gdy z wypiekami czytacie o czymś, co was zupełnie nie interesowało przed lekturą, a po odłożeniu książki stajecie się wielbicielami tematu. Tak było ze mną i Mostem Galata. Mostem, który Mak ukazał jako miasto w mieście i ja go od teraz tak postrzegam. Mostem na którym lubię po prostu być.

 

5. Pójdę do hammamu

Ale nie wiem do którego. Hammam czyli turecka łaźnia, to moja miłość, od chwili kiedy przewodniczka zabrała mnie raz do do takiego przybytku w okolicach Konyi. Najpierw godzina oblewania się wodą w łaźni, a potem intensywny pilling i masaż wykonany przez tamtejszych masażystów. Na koniec obowiązkowa herbata, bo nie było opcji, że dałabym radę dojść o własnych siłach do hotelu.

Niestety w Stambule do tej pory nie spotkałam równie profesjonalnej obsługi. Trafiałam do miejsc nastawionych na turystów, gdzie owe masaże były pięćdziesiąt razy krótsze i mniej intensywne. Jeśli ktoś z was zna naprawdę dobry hammam w Stambule, proszę o informację. Być może jeszcze w tym roku tam się znajdę, to chętnie się przejdę.

6. Zabaluję na Taksim

W tym Stambule to chyba wszystko jest „naj”. To tutaj byłam też na jednych z najlepszych imprez. Turyści bawią się w Sultanahmet, ale tutejsi zostają w prawdziwym centrum miasta, czyli na Taksim. W odbiegających od bulwaru Tarlabasi uliczkach (raczej na zachód od niego) znajdziecie setki restauracji, kafejek, barów i nocnych klubów w każdym pożądanym przez was stylu. Nigdy nie zdarzyło mi się wrócić stąd po ciemku. Coś zawsze już widniało.

7. Zrobię zakupy w outlecie Mango

Dziewczyny zapiszcie to sobie! Jeśli lecicie do Stambułu na City Break, to koniecznie zostawcie sobie zapas miejsca w bagażu i weźcie kartę kredytową z dużym limitem. A właściwie te walizki niech będą zupełnie puste, bo z łatwością je tu zapełnicie. Sklep Mango mieści się na bulwarze Tarlabasi w pobliżu Taksim. Na parterze mieści się zwykły butik, natomiast na trzech pozostałych piętrach… hulaj dusza diabła nie ma, a ciuchy są 70% tańsze, niż gdziekolwiek indziej. 90% posiadanych przeze mnie ubrań tej marki kupiłam tutaj.

8. Pomedytuję w meczecie

To właściwie mogłabym robić w całej Turcji, ale jakoś najczęściej zdarza mi się w Stambule. UWIELBIAM meczety. Ich ciepła atmosfera, przyćmione światła, dywany i stąpanie na boso, sprawiają, że mogę tam siedzieć przez kilkadziesiąt minut bez ruchu. Najlepiej jak są olbrzymie. Jak mam przez sobą olbrzymią pustą przestrzeń i tylko gdzieniegdzie niczym duch przemieszcza się jeden z modlących. Laski: kolana i włosy obowiązkowo mają zostać zakryte.

Zdaje się, że najpiękniejszym meczetem Stambułu jest Błękitny Meczet. Poczytajcie o nim u Ewy z Daleko niedaleko.

 

9. Odwiedzę jeden z setki zabytków, w których mnie jeszcze nie było

Bo nigdzie prócz Paryża, Rzymu i Stambułu nie ma tylu zabytków na metr kwadratowy. Ba, nie koniecznie zabytków. Nazwijmy to szerzej: atrakcjami turystycznymi. Meczety, kościoły, pałace, muzea. Pozostałości Grecji, Rzymu, Bizancjum. Stambuł na bogato, na biedno, na europejsko, azjatycko. W następnej kolejności na liście mam Muzeum Niewinności Pamuka i Museum of Modern Art.

10. Będę namiętnie fotografować bostońskie domy (Yali)

Pewnie już was denerwuję tymi zachwytami, więc ucieszę was: to jest ostatni punkt. Ostatni, ale nie mniej ważny. Ubóstwiam architekturę z nad Bosforu. Powoływałam się już na „Most” Maka, a teraz warto przywołać „Stambuł. Wspomnienia i miasto” Pamuka. Ci którzy kojarzą to miasto dwóch kontynentów głównie z pocztówek Hagii Sophi pewnie się zdziwią, że takie rzeczy w tym mieście. Jednak jak tylko się tam znajdziecie, szybko do nich przywykniecie. Należą bowiem do typowego krajobrazu Stambułu. I są prze, prze, piękne!

Jedziecie do Turcji? Poczytajcie więcej moich postów o tym fascynującym kraju. Wszystkie znajdziecie tutaj.

Exit mobile version