Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Rezerwat dello Zingaro i zapowiedź wydania książki :)

Kilka dni temu koleżanka wysłała mi link z ofertą pisania przewodników dla jednego wydawnictwa. Pomailowałam trochę, napisałam próbkę i stało się :). Próbny tekst został przyjęty i piszę przewodnik. Po czym? Oczywiście po Zachodniej Sycylii.

Z tego powodu intensywnie myślę o wybraniu się tam jeszcze raz w maju i przejechaniu tych miejsc, których jeszcze nie widziałam. Być może tak zrobię, a może nie. Póki co morduję klawisze klawiatury i piję litry kawy, a rodzice na mnie krzyczą, że przecież są święta.

Bo wiecie? Od dziecka mówiłam, że jak będę dorosła, to zostanę pisarką. Co prawda zawsze myślałam o fikcji, ale cóż – zacznijmy od użytkowej prozy przewodnikowej.

Tematycznie postanowiłam, że i was uraczę dzisiaj kolejnym sycylijskim tekstem, zwłaszcza że wielu z was do mnie pisze z pytaniami o Sycylię, na którą się tłumnie wybieracie. Opiszę wam pierwszy sycylijski rezerwat przyrody – Rezerwat dello Zingaro. Rezerwat w którym spędziłam cały dzień i który co prawda nie zachwycił mnie tak jak Monte Cofano, ale z pewnością się podobał. No i nie odkryłam wszystkich jego punktów (nie wdrapywałam się na góry), więc czy mam prawo oceniać?

Mowa o słynnym rezerwacie dello Zingaro, czyli po polsku rezerwacie Cyganów. Dlaczego Cyganów? Tego nie wie nikt. Wręcz bym powiedziała, że ta romantyczna (przynajmniej dla mnie, nazwanej kiedyś „modern gypsy”) nazwa nijak do niego nie pasuje. Nie znalazłam żadnych wzmianek, o tym jakoby Romowie znajdywali się na tych terenach. Za to romantycznie pozostaje. Znajdujemy się oto na wolnej od ruchu samochodowego przestrzeni. Po naszej lewej stronie rozpościera się morze z siedmioma pięknymi plażami, po prawej zaś mamy ostre wzniesienia, osiągające nawet 900 metrów. Gdzieniegdzie jakaś opuszczona fabryka tuńczyka czy hiszpańska wieża – trochę za dużo ludzi, w sezonie plaże są przepełnione, na szczęście większość z nich zostaje zaraz przy wejściu i tam grzeje swoje ciałko przez najbliższych osiem godzin. Sycylijczycy uwielbiają się opalać i trzeba im to oddać – są dość rozleniwieni, ale też chyba lubią towarzystwo na plaży. W Zingaro pewnie brakuje im budek z piwem.

Obiecałam sobie, że przejdę całe Zingaro – od północnego wejścia w San Vito Lo Capo, do południowego w Scopello. Tak też zrobiłam, a mój wyczyn nie należał do największych na świecie – zajął zaledwie dwie godziny w jedną stronę. Po drodze jaskinie, jeże, jaszczurki i trzy niewielkie muzea zapoznające turystów z dawnym życiem w okolicy (Zingaro było zamieszkane).

Cudownie się tu pływa! Woda jest rewelacyjnie czysta, można schować się za skałą, albo podpłynąć do maleńkiej plaży, niedostępnej od lądu. Zdaje się, że zwiedzanie Zingaro od morza, a od lądu, to dwa zupełnie różne doznania.

Zauważyłam, że lepiej pisze mi się o miejscach związanych z kulturą, niż z naturą (choć nie zawsze lepiej się po nich podróżuje). Wynika to pewnie z mojego doświadczenia. Więcej potrafię powiedzieć o malarstwie niż o roślinach. Wpatruję się więc w ten monitor i zastanawiam, co tu wam jeszcze napisać. Chyba tylko poradę: Zingaro, tak! Ale jeśli jesteście w okolicy tylko na chwilę i nie zamierzacie pochodzić po rezerwacie całego dnia, to wybierzcie jednak Monte Cofano. Raz że mniej ludzi, dwa że bliżej Trapani, trzy że… no ja po prostu mam do Cofano słabość.

Zostawiam was ze zdjęciami. Mam nadzieję, że święta były smaczne.

Jedziesz do Trapani i na zachodnią Sycylię? Napisałam przewodnik, który może Cię zainteresować. A może najpierw chcesz poczytać więcej o Sycylii? Tutaj znajdziesz listę artykułów, które napisałam na jej temat.

Exit mobile version