Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Podlasie – co zobaczyć, ile wydać, jak się poruszać

Wczoraj wieczorem, siedząc z Piotrem na białostockim Rynku, pomyślałam o tym, że nazajutrz rano trzeba wracać. Co za tym idzie, najpóźniej pojutrze należy włączyć komputer, poodpisywać na maile, napisać nowy tekst na bloga i zabrać się za pisanie książki o Bolonii.

Byłam przerażona. Tydzień bez komputera był dla mnie jak wybawienie. Podlaskie wsie i lasy, wycieczki rowerowe i atmosfera romantyczności, i zajadanie się miejscowymi przysmakami sprawiły, że ten tydzień mógłby się ciągnąć w nieskończoność. Niby nic, a jednak wszystko czego potrzeba. I tylko pieniądze w portfelu kończyły się szybciej, niż zaplanowaliśmy.

Domy w Supraślu

Ale nie! W Warszawie daliśmy sobie buzi i każdy pojechał w swoją stronę (jesteśmy związkiem na odległość). Ledwo opuściłam Warszawę Centralną, przejrzałam co słychać w polskiej blogosferze i sama ochoczo chwyciłam się za klawiaturę.

Wiecie, co to znaczy? To znaczy, że kocham to, co robię! Po pisaniu ośmiu stron dziennie przez dwa tygodnie owszem, nienawidziłam OpenOffice’a, monitora, mailów i Social Media. Owszem, moje oczy nienawidziły mnie, a nienoszone przeze mnie na co dzień okulary stały się naturalnym elementem garderoby. Ale po tygodniu bez tego głowa pęka mi od pomysłów, a paluszki jakby same stukają.

 

Dosyć jednak tej prywaty. Przejdźmy do tego, co właściwe jest tematyce bloga podróżniczego. Pogadajmy o Podlasiu. O Podlasiu dla laików. Dla mnie.

Meczet w Kruszynianach

Niech ta notka pomoże wam w zaplanowaniu waszej własnej tygodniowej podlaskiej wycieczki. My nie wszystko zrobiliśmy dobrze. Nie zawsze byliśmy przygotowani i nie wszędzie dotarliśmy, gdzie dotrzeć było warto. Ale uczmy się na błędach innych. Pierwsza podlaska notka niech będzie sprawozdaniem, planem, radami jak się przygotować. Kolejne będą dokładniejsze, opisujące konkretne miejsca – takie po mojemu.

 

 

PRZYGOTOWANIA

Wydaje mi się, że wcale nieźle mi poszły. Korzystałam ze strony internetowej Ciekawe Podlasie, dzięki której dowiedziałam się o Krainie Otwartych Okiennic. Nabyłam niesamowity przewodnik „Polska egzotyczna” Grzegorza Rąkowskiego, który prowadzi po polskiej granicy wschodniej. Jest dość naukowy, więc nie dla każdego i nie na każdą okazję. Ale wiem, że skorzystam z niego jeszcze nie raz.

Po Podlasiu krąży mapa tras rowerowych, którą bardzo polubiłam i dużo z niej korzystaliśmy. Polecam też rowery z wypożyczalni mobilnej Perko. Dostępne np. w Budach i w Kruszynianach.

Przed wyjazdem przejrzałam też kilka blogów, które i wam polecam. Zajrzyjcie na blogi Znajkraj i Banita.

Cerkiew w Narwi

 

TRASA

Fakty: Wylądowaliśmy w Białymstoku i momentalnie pojechaliśmy dalej do Trześcianki, gdzie rowerami objechaliśmy okolicę, byliśmy w Narwi, odwiedziliśmy Puchły, Ciełuszki i rzeźbiarza w Kaniukach. Po zwiedzeniu tej malowniczej Krainy Otwartych Okiennic pojechaliśmy do Hajnówki i dalej do Pasieczników Dużych, gdzie mieliśmy nocleg. Kolejnego dnia trafiliśmy do Bud i rowerami zjechaliśmy część puszczy, rezerwat pokazowy żubra, oraz Białowieżę. Rankiem z przewodnikiem weszliśmy do rezerwatu ścisłego puszczy, a potem stopowaliśmy na północ do Kruszynian. Tam rowerkami ruszyliśmy nad granicę z Białorusią i wzdłuż niej pojechaliśmy na północ do Krynek. Ostatniego dnia odwiedziliśmy Supraśl i spędziliśmy wieczór w Białymstoku.

—> zarezerwuj hotel na Podlasiu

Ciełuszki

 

Plusy: Moim numerem 1 jest zdecydowanie Supraśl. Każdy kto wybiera się w te strony powinien poświęcić na niego minimum 4 godziny, a najlepiej cały dzień. Klasztor i muzeum ikon to tak zwane must.

Trzeba było zaliczyć puszczę i rezerwat ścisły. W końcu głupio być na Podlasiu, pfu – głupio być Polakiem i nie odwiedzić Puszczy Białowieskiej. Na mnie osobiście zrobiły wrażenie również wioski w Krainie Otwartych Okiennic (zwłaszcza Puchły, Ciełuszki i Kaniuki – dwie ostatnie wioski jeszcze nie na szlaku, ale sama się dziwię czemu. Są znacznie śliczniejsze niż Trześcianka).

Puszcza Białowieska: zwiedzanie pradawnego lasu

No i słynne Kruszyniany. Pan wpuszczający do meczetu daje strawną dawkę wiedzy o polskich Tatarach, a kuchnię po prostu trzeba spróbować. 

Minusy: Rezerwat pokazowy żubra to dla mnie zwykłe zoo regionalne. Serce mi się krajało patrząc na klatki żbika i rysia. Biedny wilk zachowywał się jak żebrzący o chleb kundel. No i żubronie – jak się dowiedzieliśmy dziś są sztucznie hodowane tylko po to by je badać i wsadzać za klatkę. Zoo ma oczywiście funkcję edukacyjną, ale dla mnie nie jest to wystarczający pretekst do jego istnienia.

Nasz przewodnik nazwał Krynki jednym z ładniejszych przygranicznych miasteczek. Ojej. Jeśli one są jednym z ładniejszych, to wolę nie odwiedzać tych brzydszych. Wybraliśmy się tam na wycieczkę rowerową i trochę, szkoda było dnia. Jedyne, co mnie urzekło to tamtejszy kirkut, ale to trzeba lubić odkrywać nieobecność kultury żydowskiej (cmentarz wygląda jak zwykłe chaszcze).

Niepotrzebnie też zatrzymaliśmy się w Pasiecznikach Dużych. Trzeba było szybko przejechać nieciekawą Hajnówkę i być jeden dzień dłużej w okolicach Białowieży.

Minusy to też (przede wszystkim) miejsca, których nie widzieliśmy: Tykocin, Bohoniki, zalew Siemianówka. Zabrakło mi też spływu tratwą po Narwi i jakichś kajaczków. I czasu, czasu, czasu. No ale piszę o wycieczce tygodniowej.

 

Optymalnie: Trasa była niezła. Zabrakło całego dnia w Białymstoku i Tykocina. Za długo bawiliśmy w okolicy Hajnówki, no i ta wycieczka do Narwi była dziwnym widzimisię 😉 Podobało mi się, ale żadna z niej MUST SEE.

Puszcza Białowieska

 

TRANSPORT

Fakty: Pojechaliśmy na Podlasie autobusem. Polski Bus zawiózł nas z Warszawy prosto do Białegostoku. Dalej przemieszczaliśmy się autobusami regionalnymi, raz zapłaciliśmy przewodnikowi by podwiózł nas do kolejnej wioski, kilkakrotnie przyszło nam złapać stopa, a lądując w upragnionej bazie wypożyczaliśmy rowery i jeździliśmy po okolicy.

 

Plusy: Dojazd do Białegostoku i większości miejscowości był wymarzony. Brak samochodu wymógł na nas jazdę rowerami, co zaowocowało gubieniem się w malowniczych zaułkach, wiatrem we włosach i pozytywnym bólem nóg. Każda cerkiewka, ba każda kaplica, stawała się atrakcją, a każdy zatrzymany samochód w czasie stopowania przynosił radość i dodatkowe informacje o okolicy.

 

Minusy: Jednak trzykrotnie mieliśmy problemy. Puchły okazały się być na końcu świata, skończyło się więc na tym, że szliśmy do nich 5 kilometrów na piechotę. Zatrzymując się w wiosce nieopodal Hajnówki, nie mając samochodu okazało się, że jesteśmy bardzo daleko. Najgorszy był jednak dojazd z Białowieży do Kruszynian. Transportem publicznym jechalibyśmy cały dzień. Stopem jakieś cztery godziny, w tym dobre 10 km zrobionych na piechotę. No i minus największy: do wielu miejsc ze względu na brak czasu nie udało się dotrzeć. Chętnie zajrzałabym w inne zakątki puszczy, do których trzeba by podjechać. Nie byliśmy w Bohonikach – bo za daleko. Ominęliśmy Tykocin i Białostockie Muzeum Wsi. Nawet nie wspomnę o atrakcjach przyrodniczych, bo na nie i z samochodem tygodnia by nie starczyło.

 

Optymalnie: Na tego typu objazdowy trip, gdy codziennie śpi się w innym miejscu, jednak sugerowałabym samochód, a na miejscu wzięcie często darmowych rowerów. Nie ma się wtedy uczucia, że coś się traci przez głupią komunikację publiczną.

Droga przy granicy z Białorusią

WYDATKI

Fakty: Wydaliśmy ok. 900 zł na osobę. Dużo? Chyba nie, biorąc pod uwagę fakt, że jadaliśmy jak królowie, a sam dojazd do Białegostoku pochłonął po 200 zł. Dwa razy wypożyczyliśmy rowery po 40 zł za dzień i skorzystaliśmy z usług przewodnika po puszczy (42 zł za godzinę + 20 zł za przyjazd po nas do Bud). Trochę też wydaliśmy w Supraślu za wejście do klasztoru i do muzeum ikon (12 zł za muzeum + co łaska na klasztor)

 

Plusy: Coraz częściej przekonuję się, że aby podróżować naprawdę dobrze, to trzeba wydawać pieniądze. Supraśl nie jest zwiedzony bez muzeum ikon. Białowieży nie można opuścić bez odwiedzenia rezerwatu ścisłego (wstęp tylko z przewodnikiem). Nie żałuję wydatków rowerowych i jedzeniowych – kuchnia podlaska jest atrakcją samą w sobie.

 

Minusy: Przesadziliśmy jednak płacąc za podwiezienie nas z Bud do Narewki (50 zł). Przez przewodnika czuję się trochę oszukana, jako że umówiliśmy się na trzy godziny, a niepostrzeżenie wycieczka trwała 4, czego sami nie zauważyliśmy i dowiedzieliśmy się o tym przy płaceniu. Być może w jakiejś restauracji przesadziliśmy z wielkością dania, szczególnie ja – można było wziąć pół porcji, więc trzeba było brać pół porcji.

Przeczytaj o kuchni Podlasia. Bardzo smaczny wpis! Klik!

Optymalnie: W sumie… było optymalnie.

 

Supraśl

 Informacje praktyczne

W czasie wycieczki spaliśmy codziennie w innym miejscu. Oto niektóre z nich:

Puszcza Białowieska: Sioło Budy. Jeden z najsłynniejszych hoteli w okolicy, w którym śpimy w domkach zrobionych na wzór tych tradycyjnych. Mieści się tu restauracja z tradycyjnym jadłem, a wystrój wnętrz jest po prostu bajeczny! Polecam!!!

Białystok: Villa Margo. Nowy zadbany pensjonat nastawiony na turystów budżetowych. Bardzo przyjemne pokoje, a dużym plusem jest ogólnodostępna kuchnia. W niektórych pokojach kominek w pokojach 🙂

W Białymstoku spędziliśmy też jedną noc w Atelier Częstochowska, gdzie czuliśmy się wyśmienicie! Nowoczesne, estetyczne, z małymi prezentami, jak jabłka czy cukierek na poduszce. Powiedziałam Piotrowi wtedy: moje mieszkanie mogłoby tak wyglądać!

Być może zainteresuje Cię też:

–> 7 powodów, by spędzić na Suwalszczyźnie już najbliższy weekend

–> Kuchnia Podlasia, kuchnia Suwalszczyzny

–> Kraina otwartych okiennic – czyż nie brzmi magicznie?

Podobał Ci się ten tekst? Dołącz do fanów bloga na Facebooku i bierz udział w dyskusjach, konkursach, a przede wszystkim odkrywaj z nami świat.

Exit mobile version