Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Hebron: mikrokosmos Palestyny

Za 5 dni będę w Maroku. Jedną ręką się pakuję, jednym okiem czytam marokańskie powieści. Druga para jest zaangażowana w załatwianie ostatnich spraw przy komputerze.
Ale przed wyjazdem chcę zrobić jeszcze jedną rzecz. Napisać o Hebronie.
Dlaczego akurat teraz? Bo to ciężki temat, wymagający dużo informacji. Informacji, które miałam 2 miesiące temu na świeżo, a dzisiaj już się zacierają. Podobnie działają emocje. Na początku – zaraz po dwutygodniowej wycieczce po Izraelu – były spore – te krytyczne i te współczujące. Dzisiaj jestem już coraz spokojniejsza. Już nie śledzę z wypiekami na twarzy każdego wydarzenia w Izraelu i na Zachodnim Brzegu. Moją głowę zajmują już inne tematy. To jest więc ostatni moment by wrócić do sprawy Hebronu.

Masz konkretne pytania o Izrael? Być może odpowiedzi znajdziesz w blogowym FAQ-u Klik!

 

Garść faktów

Mówią, że Hebron to Izrael w miniaturze. W nim kumulują się wszystkie problemy na linii Arabowie-Żydzi. Mówimy tu o największym mieście na Zachodnim Brzegu. Mieszka tu ok. 250 000 osób, w tym niecały tysiąc pochodzenia żydowskiego. Miasto wyróżnia się wysokim poziomem edukacji na arabskich uczelniach i rozwiniętym przemysłem. Podzielone zostało nieprzekraczalną przez Palestyńczyków i Izraelitów granicą na dwa miasta: Hebron 1 (18 km2) i Hebron 2 (2 km2 lub według innych źródeł 4,5 km2). H-1 jest pod panowaniem Zachodniego Brzegu. H-2 Izraela.

Hebron jest obok Jerozolimy, Safedu i Tyberiady świętym miastem judaizmu. Tutaj znajduje się Makpela – grób Abrahama, jego żony Sary, a także Izaaka i Jakuba wraz z żonami. Ziemię, na której dziś znajduje się wielka świątynia, wykupił podobno sam Abraham.

 

Historia

Hebron jest jednym z najstarszych miast na świecie. Skoro Abraham wykupił tu ziemie, to znaczy, że już wtedy chodził ulicami miasta. Wykopaliska w Hebronie są w opłakanym stanie, ale potwierdzają, że miasto było zamieszkane już 4000 lat temu.

Już w starożytności Hebron był miejscem wielu waśni. Herod Wielki w czasie wojny żydowskiej wybudował mury, które do dziś otaczają Jaskinię Patriarchów. W końcu ludność Hebronu dostała się do niewoli w 135 roku. Pod panowaniem Bizancjum powstały tu pierwsze kościoły.

W VII wieku miasto zostało zdobyte przez Arabów, którzy pozwolili Żydom wrócić do Hebronu, a Jaskinię Patriarchów przemienili w meczet. Miejsce gdzie został pochowany prorok Ibrahim, bo tak nazywany jest Abraham w Koranie, na kolejne stulecia stało się ważnym centrum arabskiego świata.

Żydzi ponownie zostali wygnani z miasta w czasie krucjat, ale nie na długo. Wkrótce ziemie zostały podbite przez Saladyna, który ponownie pozwolił wybudować w mieście synagogę. W czasach Imperium osmańskiego mieszkało tu kilkadziesiąt żydowskich rodzin i ten stan utrzymał się do początku XX wieku.

Wszystko wskazuje na to, że tak żydzi, jak i garstka chrześcijan, byli dość zasymilowani z dominującymi tu już od 1300 lat muzułmanami. Dniem przełomowym był 24 sierpnia 1929 roku, kiedy 67 Żydów zostało zamordowanych w reakcji na fałszywe doniesienia, jakoby w pobliskiej Jerozolimie miało dojść do masakry Arabów. Prawie 500 ocalałych Żydów wyjechało z miasta. Niektórzy wrócili dwa lata później, inni już nigdy.

Zaczęło się! Zaczęła się trwająca już prawie sto lat „wojna” o Hebron. 1967 roku istniejące od 20 lat państwo Izrael przejęło kontrolę nad Hebronem i rozpoczęło osadnictwo w najstarszej części miasta – zaraz przy świętym Grobowcu Patriarchów. Dziś przejście się tymi ulicami oznacza potykanie się o tablice informujące o morderstwach dokonywanych w tym miejscu. Tutaj zginęła rodzina z niemowlęciem, dwa kroki dalej miała miejsce strzelanina. Wreszcie w 1997 roku Hebron został podzielony. Mieszkańcy części H-1 nie mogą przechodzić do H-2 i vice versa.

 

Musicie mi wybaczyć powyższe przynudzanie. Skróciłam historię tak bardzo, jak tylko się dało. Musiałam jednak zgromadzić fakty, nakreślić wam sytuację – kto tu był kiedy i w jakich proporcjach. Przejdźmy teraz do tego, co może wyraźniej zostać nazwane „relacją podróżniczą”.

 

Spacer po Hebronie

To była w pełni zorganizowana przez Abraham Tours wycieczka. Spotkałam się z moim przewodnikiem – ortodoksyjnym żydem Eliyahem – w Jerozolimie i razem pojechaliśmy publicznym autobusem do Hebronu. Nie mogę powiedzieć, że go pokochałam. Spóźnił się pół godziny, na dworcu zniknął na 10 minut idąc po kawę, a jak potem jeden z nas pobiegł do toalety, to zaczął tupać w miejscu i mówić, że „przecież teraz nie ma na to czasu”.

 

W H-2 (część izraelska)

W Hebronie stanęliśmy przy Jaskini Patriarchów, która była naszym pierwszym miejscem do zwiedzenia. Eliyahu opowiadał nam o mieście. Dokładnie wtedy – topiąc się z gorąca – postanowiłam zdjąć polar i zostać w samej koszulce na ramiączkach.

Spotkało się to z oburzeniem mojego przewodnika. Usłyszałam, że mam się natychmiast ubrać i że „jesteśmy w Hebronie, a nie na plaży w Tel Awiwie”. Posłusznie się ubrałam, gryząc się w język, by nie powiedzieć, że chyba nie widział lasek na telawiwskich plażach. Niesmak pozostał, no ale dobra – miał swoje religijne racje. Jak się potem przekonałam religijne racje w Hebronie mają większą władzę niż gdziekolwiek indziej w Izraelu.

Zwiedziliśmy żydowską część Makpeli, po czym poszliśmy na spacer pustymi ulicami żydowskiego Hebronu. Było to prawdziwe miasto duchów. Ulica Shuhada, na której niegdyś tętniło życie, dziś była zamknięta na cztery spusty. Tutaj dokonano kilka morderstw na żydowskiej ludności w 2000 i 2001 roku. Wreszcie zakazano ludności arabskiej na niej przebywać.

Wdrapaliśmy się na wzgórza miasta, ciągle poganiani przez przewodnika, który zdążył już nas poinformować, że działa na rzecz pokoju – i faktycznie – trzeba przyznać, że opowiadał o Hebronie bardzo „rozsądnie”. Powiedział nam o masakrze w 29 roku, ale wspomniał też, że wielu Arabów ukrywało swoich żydowskich sąsiadów w swoich piwnicach. Opowiedział historię Barucha Goldsteima, który w 1994 roku wszedł do Jaskini Patriarchów i otworzył ogień do Palestyńczyków, w wyniku czego zginęło 28 osób. Dziś są Żydzi, którzy uważają Goldsteima za bohatera, ale nasz przewodnik zdecydowanie potępił jego czyn.

Zdecydowanie, jak na osobę, która miała nam przybliżyć racje Izraela w Hebronie, przedstawiał bieg wydarzeń nad wyraz obiektywnie.

Odwiedziliśmy Davida Wildera. Mężczyznę który mieszka w Hebronie i którego książkę trzymam teraz w ręce. Swoje życie poświęcił „sprawie”. Jest rzecznikiem prasowym. Pisze i przemawia na tematy praw Izraelitów w stosunku do Hebronu. To jego praca – tym się zajmuje od ponad 20 lat.

Czytam jego książkę i sama łapię się na tym, że przede wszystkim ją krytykuję. Ba. Czepiam się. Dzień przed spotkaniem z Davidem, rozmawiałam z działaczem na rzecz pokoju, ale będącym Arabem. Tamer podawał mi liczby i fakty na temat zamordowanych Palestyńczyków w ostatnich latach. Tłumaczył dlaczego Izraelici nie chcą wprowadzić izraelsko-palestyńskiej demokracji w kraju – jego zdaniem władzę szybko przejęliby Arabowie, których jest po prostu więcej. Dziś David mi powiedział, że to nie prawda, że więcej jest Izraelitów. Co więcej oświadczył, że nie ma czegoś takiego, jak Palestyńczyk, bo i nigdy nie było takiego kraju. Powiedział ilu jest Arabów w Hebronie i ile procent powierzchni należy do Izraelitów. Opowiedział też, że w mieście byłoby więcej Żydów, ale nie mają pozwolenia na budowę nowych domów, a stare są w pełni zajęte. Nie mogłam tego zrozumieć. Wszak ulice stoją puste.

 

W H-1 (część palestyńska) 

Spotkaliśmy się z naszą drugą przewodniczką Leeną przy bramkach granicznych i z mętlikiem w głowie przeszliśmy do arabskiej części miasta. Od razu zaprowadziła nas na obiad do biednej palestyńskiej rodziny, po czym szybko zerknęliśmy do muzułmańskiej części Jaskini Patriarchów i przeszliśmy przez arabskie suki. Miasto tylko trochę ożyło. Na ulicach wreszcie pojawili się jacyś ludzie. Jednak przewodniczka co chwilę nam tłumaczyła, że dom do którego idziemy jest dwa kroki stąd, ale niestety musimy iść dookoła, bo ulice zostały zamknięte. Dlaczego? Ze względów bezpieczeństwa. Zamknęło je izraelskie wojsko, ponieważ były za blisko mieszkań izraelskich osadników, którzy tym samym byli narażeni na ataki terrorystów.

 

Wchodziliśmy na dachy palestyńskich domów, a przewodniczka pokazywała nam ślady od kul. Kto strzelał? Izraelskie wojsko. Dlaczego? Tego nie wiedziała. Być może dla zabawy, może by nastraszyć. W H-2 mieszka mniej niż 900 stałych mieszkańców i 3000 żołnierzy. Dlaczego? Smutnie ironiczny głos mi ciągle tkwi w pamięci: „for the security reasons” (ze względów bezpieczeństwa).

 

Leena nie miała takiej wiedzy, jak David czy Eliyahu. Gdy zadawałam jej pytania o liczby i daty, nie potrafiła odpowiedzieć (chciałam je skonfrontować z tym, co usłyszałam godzinę wcześniej). Tak jak ci pierwsi starali się zracjonalizować obecność Izraelitów w Hebronie, tak Leena pokazywał tego skutki w życiu codziennym. Zabrała nas do Abeda. Mężczyzny, którego żona została zamordowana na dachu własnego domu, ponieważ podobno stanowiła zagrożenie. Abed tłumaczył, że poszła tam naprawić antenę.

Różnica między ofiarami izraelskimi i ofiarami arabskimi była wyraźna. Po izraelskiej stronie każdy miał swoją tablicę upamiętniającą w dwóch językach – po hebrajsku i po angielsku. Po stronie arabskiej ofiary pozostawały bezimienne, a izraelskie wojsko oficjalnie oczyszczane z zarzutów. Rodziny ofiar kręciły głowami i wzruszały ramionami – „Nic nie możemy zrobić” mówiły i smutno odwracały wzrok.

Jeszcze jedno miejsce w H-1 mną wstrząsnęło. Podeszliśmy do jednego budynku, który wyglądał, jak zabudowany taras, który znajduje się bezpośrednio nad palestyńską ulicą. Ulicą, która jest zamknięta – poruszanie się po niej mogłoby w końcu zagrażać bezpieczeństwu żydowskiego osadnika. Jednak paskudna rzecz się na niej dzieje – mieszkaniec budynku sukcesywnie zrzuca na nią śmieci. Dlaczego? Palestyńczycy mają jasność „żeby ich wkurzyć”.

By ulica nie była źródłem chorób, Palestyńczycy raz na jakiś czas nielegalnie otwierają bramę i ją sprzątają. Grozi im za to kara.

 

A co ja na to?

Miałam świadomość, że uczestniczę w show. Opowiadano mi te same historie, co wielu osobom wcześniej. Wystarczy, że przejrzymy angielskie blogi podróżnicze, by znaleźć kilkanaście relacji podobnych do mojej. Wszyscy byli w tych samych miejscach, odwiedzali te same arabskie rodziny. Te same osoby robiły smutne oczy, te same zapewniały nas, że apartheid w mieście jest, ale to Żydzi są ofiarami.

Ale to show oczywiście było oparte na faktach. Nie wiem ile jest takich ulic, jak ta przepełniona śmieciami – jedna czy pięćdziesiąt? Nie wiem ile żon zginęło na własnym dachu – jedna czy tysiąc? Każdy podawał mi inne liczby – różnią się one też w Internecie, nawet w tych samych artykułach w Wikipedii są podane dwie różne wersje.

Trudno kłócić się z religią i przekonaniem Izraelitów, że ziemie Hebronu są święte. Trudno też wyrzucać Palestyńczyków, skoro żyją tu od 1400 lat, zwłaszcza argumentując to religią, która nie jest ich. Ale trudno też zgadzać się na to, żeby Żydzi powtarzali historię masakry z 29 roku na nowo i na nowo. Z drugiej strony miała miejsce, podobnie jak miał miejsce zamach w Jaskini Patriarchów. Czy cały naród ma odpowiadać za poczynania zamachowców? Oczywiście, że nie. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba szukanie odpowiedzialności zbiorowej. Ale z drugiej strony… ją tez przecież można wyjaśniać.

Eliyahu powiedział „Wszyscy jesteśmy przestępcami i ofiarami jednocześnie”. Chciałoby się, by oba narody żyły w tym mieście w idealnej zgodzie. Ale na to by uwierzyć w tę historię nawet ja nie jestem wystarczająco naiwna.

 

Wycieczka po Hebronie była najtrudniejszą i jednocześnie jedną z najbardziej pasjonujących wycieczek, w jakich uczestniczyłam w Izraelu. Nazywa się Hebron Dual Narrative Tour i zostałam na nią zaproszona przez Abraham Tours i Tourist Israel. Jak widzicie pozwoliłam sobie w tym poście na krytykę. Celowo ukazałam swoje emocje – chociażby na skutek nakazania mi zasłonięcia ramion (które nota bene, o ironio, odsłoniłam po arabskiej stronie miasta). Ale tego dnia trudno było nie być krytycznym. A emocje były wskazane.

 

Każda narracja o Hebronie jest inna. Zerknijcie na garstkę innych blogów, których autorzy odbyli tę samą wycieczkę 1. 2. 3. 4. 5. Poczytajcie też więcej o mieście na Wikipedii i w końcu posłuchajcie wypowiedzi Davida Wildera.

Aha, w tekście mogą być błędy. Taki temat wymaga długoletnich studiów i sprawdzania źródeł piętnastokrotnie. Ja poświęciłam na niego trzy dni. Jeśli znajdziecie nieścisłości, to proszę, dajcie mi znać.

Jedziesz do Izraela i na Zachodni Brzeg? Napisała więcej tekstów o tych regionach. Znajdziesz je wszystkie tutaj. A jeśli podobał Ci się ten artykuł, to dołącz do fanów bloga na Facebooku. Na nim się inspirujemy, opowiadamy o podróżach i pokazujemy zdjęcia. Jest fajnie 🙂

Exit mobile version