Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Budapeszt: tu chcę swój wieczór panieński!

To był późny wieczór. Przyjechaliśmy do naszego położonego w samym centrum miasta mieszkania i chwilę później poszliśmy na spacer. Zamiast zwiedzania o tej porze, pomyślałam, że wrzuciłabym na ząb jakiegoś streetfooda i wypiła piwo. Właścicielka mieszkania poleciła nam Erzsébetváros – dawną dzielnicę żydowską. Miejsce, które w Budapeszcie musicie zobaczyć!

Minęliśmy olbrzymią synagogę i Weszliśmy w losową ulicę. Było tam kilka knajp – nieźle jak na początek. Była też brama do pasażu, a w nim… setki ludzi. I tylko trochę mniej barów i restauracji.

Otworzyliśmy oczy ze zdumienia. Wszędzie gra muzyka, wszędzie bawią się ludzie. Nad nami są hostele, a wokół nas restauracje od meksykańskiej, przez chińską po włoską. Obok leją się drinki każdego koloru i smaku. Ktoś gdzieś tańczy na stole, gdzie indziej wznoszą toast.

Spojrzeliśmy z Piotrem na siebie. Czy to być może? Trafiliśmy do europejskiej stolicy imprezowania!


Booking.com

Gozsdu Udvar – podwórze w Budapeszcie, które trzeba zobaczyć!

Jak się potem dowiedzieliśmy, nasz instynkt włóczenia się po mieście od razu zaprowadził nas do jednej z najciekawszych atrakcji Budapesztu. Gozsdu Udvar, czyli podwórze Gozsdu, to znajdujące się pomiędzy kamienicami, połączone ze sobą pasaże i podwórka. Jeszcze przed wojną, a potem w czasach, gdy zrobiono tu żydowskie getto, miejsce to tętniło życiem. Na wąskiej dwustumetrowej uliczce tłoczyły się liczne sklepy i punkty usługowe.

Tak jest też dzisiaj. Gdy ktoś mnie spyta, gdzie koniecznie ma się przejść w Budapeszcie, podkreślę to miejsce 5 razy. A żeby wam uzmysłowić, jak bardzo ta ulica żyje, pozwolę sobie porównać ją do krakowskiego Kazimierza.

Czy chcę przez to powiedzieć, że Gozsdu Udvar jest równie żywe co Kazimierz? Nie! Chcę powiedzieć, że Kazimierz przy niej to jakiś żart, który przy imprezie nawet nie stał. Poważnie!

Prócz restauracji i kawiarń znajdują się tutaj centra kultury i sklepy indywidualnych projektantów. W niedzielę rano przyszliśmy tu ponownie. Co się okazało? Po nocnej imprezie nie było śladu. Zamiast niej na ulicy rozstawiły się liczne stragany ze starymi płytami, książkami, znaczkami czy nietypowymi pamiątkami. Coś, co przypomniało mi trochę targ w Notting Hill w Londynie. Z tym że oczywiście tu było dużo taniej.

Dzielnica żydowska – moja ulubiona część Budapesztu

W Budapeszcie byłam już trzeci raz. Jednak pierwszy raz miałam możliwość włóczenia się po nim samodzielnie. I tak jak wcześniej miasto mnie nie ujęło, a jedyne co z niego pamiętałam, to wzgórze zamkowe, tak teraz wyjechaliśmy oczarowani.

Przyjechaliśmy tu na weekend. Ot, z domu wyjechaliśmy w piątek po pracy, a wróciliśmy w nocy z niedzieli na poniedziałek. Przez dwa dni zrobiliśmy piechotką kilkadziesiąt kilometrów i żałowaliśmy, że jesteśmy tak krótko.

Oczywiście na nastrój miała wpływ pogoda. Byliśmy tu na przełomie marca i kwietnia, kiedy w Polsce spóźniała się wiosna. W Budapeszcie z kolei… było wczesne lato. Kwiaty kwitły, słońce rozpieszczało, a ja godzinami siedziałam w ulicznych ogródkach i sącząc lemoniadę żegnałam się z zimą.

A ze wszystkich odwiedzonych miejsc. Z parków, zamków i pięknych alei, ze wszystkich turystycznych dzielnic, najbardziej pokochaliśmy właśnie Erzsébetváros, a w niej dzielnicę żydowską. Zaufajcie: to jest to, co trzeba zobaczyć!

Uważasz, że ten tekst jest przydatny? Możesz się odwdzięczyć 🙂 Zarezerwuj swój nocleg w Budapeszcie przez ten link. Ty więcej nie zapłacisz, a ja dostanę drobną prowizję.

Erzsébetváros znaczy tyle co Miasto Elżbiety. Dzielnica będąca częścią Pesztu została tak nazwana na cześć słynnej cesarzowej Sisi. W centrum dzielnicy znajduje się właśnie dawna dzielnica żydowska.

Można do niej podejść dokładnie tak, jak do krakowskiego Kazimierza. Czyli na dwa sposoby. Albo przyjść tu rano i odbyć spacer po żydowskich zabytkach okolicy (na przykład dołączając do jednej z zorganizowanych wycieczek), albo skupić się raczej na wieczorze, iść na imprezę, hamburgera i popatrzeć na rewelacyjny street art.

Albo tak jak my – połączyć je w jedno.

Co zjeść w Budapeszcie: Szakszuka na śniadanie

Zaczynamy tak jak się zaczyna szczęśliwy dzień. Od śniadania w hipsterskiej ekologicznej knajpie Fekete (Múzeum krt. 5). Knajpa była nowoczesna, ale ja zaczęłam dzień po żydowsku, czyli od bardzo przeze mnie lubianej szakszuki – zapiekanych jajek z warzywami, typowego dania kuchni żydowskiej. To był najlepszy sygnał, co dzisiaj będziemy zwiedzać. Fekete wychwalana jest w internetach za swoją kawę. Była bardzo smaczna, ale na prawdziwy majstersztyk zaprowadzę was w dalszej części tekstu.

Poważne zwiedzanie atrakcji: Wielka Synagoga Budapesztu

Jeszcze przed wyjazdem przeczytałam u Osmóla, że w Budapeszcie znajduje się największa synagoga w Europie (trzecia na świecie). Już w pierwszy wieczór przechodziliśmy obok kilkukrotnie. Teraz zdecydowaliśmy się wejść do tej atrakcji.

Pomimo wczesnej wiosny było tu dość tłumnie. Na ławkach siedziało kilka grup, każda z przewodnikiem w innym języku. Dołączyliśmy do tej angielskiej i przez kilkanaście minut przyglądaliśmy się olbrzymowi. W jej wnętrzu może zmieścić się nawet 3000 osób.

Oryginalna synagoga pochodzi z połowy XIX wieku i została wybudowana w orientalistycznym stylu mauretańskim. Ja sama miałam skojarzenie z marokańskimi medresami (szkołami Koranu). Jak to się stało, że synagoga przetrwała okupację nazistowską?

Oczywiście nie przetrwała. Została wysadzona już w lutym 1939 roku. Odbudowano ją dopiero w 1996.

Prócz synagogi zwiedzić tu można niewielkie muzeum zawierające zwoje Tory i modlitewne stroje. Nie jest jakieś wybitnie wspaniałe, ale nasz bilet i tak je obowiązuje. Wrażenie za to robi park pamięci ofiar Holokaustu (Raoul Wallenberg Emlékpark). Tu znajduje się rzeźba przedstawiająca wierzbę płaczącą, na której liściach zostały umieszczone nazwiska ofiar. Razem w wyniku Holokaustu zostało zamordowanych 400 000 węgierskich Żydów.

Ruin pubs: Tam gdzie wieczorem imprezy, w dzień targi

Nie byliśmy jednak merytorycznie przygotowani na zwiedzanie dzielnicy śladami żydowskimi. I chyba też nie o to nam chodziło w tym wyjeździe. Od początku najbardziej pasjonująca wydała nam się budapesztańska ulica i jej życie. Zawędrowaliśmy na ulicę Kazinczy 14 do jednego z najsłynniejszych ruin pubów – Szimpla Kert. Tu w niedzielne poranki odbywa się targ rolników.

Miejsce było pełne turystów, ale też rodzin z dziećmi i młodych robiących zakupy kobiet. Mogliśmy tu kupić świeże warzywa, sery i miody. W tle grała muzyka, a spragnieni raczyli się lemoniadą lub piwem. Sami poszliśmy dalej do opisanego przez nas już wcześniej Gozsdu Udvar, gdzie kupiłam sobie nowy pasek do aparatu :).

Ale co to w ogóle są ruin pubs? Drodzy, to jest dokładnie to, co w Budapeszcie zachwyciło nas najbardziej. Ruin pubs, jak sama nazwa wskazuje, to kilkadziesiąt porozrzucanych po mieście pubów, które znajdują się w rozpadających się kamienicach. Odwiedzany przez nas Szimpla Kert jest najstarszy (powstał 31 lat temu) i jeden z największych. Na kilku piętrach znajduje się kilka(naście?) barów, sale do siedzenia i parkiety do tańca. Jest też sklepik z pamiątkami i giełda rowerów. Szimpla Kert to już nie pub. To instytucja kulturalna, do której koniecznie wpadnijcie chociaż na jedno piwo.

Odwiedziliśmy też kilka innych ruin pubów w okolicy i choć tętniły życiem, to właśnie Szimpla Kert zrobił największe wrażenie. Mapka, która poprowadzi was po pubach to Use-it Map. Znajdziecie ją w kilku punktach w mieście. U nas była w wynajmowanym mieszkaniu.

Co zjeść w Budapeszcie – Kulinarne smaki Erzsébetváros

Po zwiedzaniu jarmarków zamarzyła mi się kawa. Już wcześniej sprawdziłam, które miejsca w Budapeszcie szczycą się najlepszymi przysmakami i mając zaznaczone kilka punktów, poszliśmy tam, gdzie mieliśmy najbliżej. Wybór padł na My Little Melbourne (Madách Imre út 3), bardzo międzynarodowe miejsce (obok nas siedziała grupa Amerykanów, którzy już od kilku miesięcy mieszkali w Budapeszcie), zainspirowane australijską kulturą kawową.

 

Pomimo moich ciągłych podróży do Włoch, już kiedyś przyznałam, że bardzo trudno we Włoszech o dobrą kawę. Dlaczego? A no w barach podchodzą do niej tradycyjnie – kupują worek kawy z masowej produkcji, mielą w młynku i buch do ekspresu.

My Little Melbourne i inne europejskie kawiarnie trzeciej fali (third wave coffee) mają to do siebie, że dokładnie wybierają producentów kawy i przykładają szczególną uwagę do jakości swoich produktów.

Smakowało mi? Powiem wprost. To było najlepsze cappucino, jakie w życiu piłam!

A jedzenie w dzielnicy? Długo się zastanawiałam: stawiam na kuchnię żydowską czy street food? Zarówno pierwszy, jak i drugi typ ma w okolicy sporo fajnych możliwości. Ostatecznie wróciłam na ulicę Kazinczą, by w streetfoodowym ogródku ułożyć sobie kolację doskonałą.

Street art w Budapeszcie – to dopiero atrakcje

Wreszcie ostatni punkt spaceru, to coś, co widzieliśmy na każdym rogu. Street art! Świetne murale, których w dzielnicy żydowskiej Budapesztu jest po kilka na ulicy. Najsłynniejszy to umieszczony na ulicy Rumbach Sebestyén „Mecz stulecia”, który upamiętnia mecz, w którym Węgry zwyciężyły z Anglią 6:3. Mural jest autorstwa Neopaint, którego prac w Budapeszcie znajdziecie całkiem sporo.

Dopiero dzisiaj, kiedy czytam o street arcie w Budapeszcie, widzę, że przegapiłam mural poświęcony przyjaźni polsko-węgierskiej. Szkoda! Jeśli wybieracie się do Budapesztu, koniecznie go dla mnie sfotografujcie. Znajdziecie go na ulicy Klauzál .

Jeśli macie ochotę na profesjonalną wycieczkę po alternatywnym Budapeszcie, to są biura, które je oferują. Znajdziecie je tutaj. Sama brałam udział w czymś podobnym w Berlinie i uwierzcie, było ekstra.

Konkluzja? Krakowski Kazimierz i jego rozwój kultury alternatywnej to kopia budapesztańskiej VII dzielnicy. Byłej dzielnicy żydowskiej. I nie zrozumcie mnie źle – kocham Kazimierz! Kocham całym sercem. Ale jednak jest to kopia gorsza od oryginału.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Gdzie spać w Budapeszcie:

Spałam w fantastycznym mieszkaniu Katona Apartments dwa kroki od Dunaju i równie blisko dzielnicy żydowskiej. Mieszkania są nowoczesne i wygodne. Właściciele chętnie pomagają w zaplanowaniu pobytu w mieście. Sami prowadzą bloga o Budapeszcie.

Jak dojechać do Budapesztu:

My na wycieczkę zdecydowaliśmy się spontanicznie, gdy zobaczyliśmy, że z Rabki pojedziemy tam samochodem… 5 godzin. Po drodze potrzebowaliśmy winietkę na Słowację (10 euro na 10 dni). Winietka mogłaby się przydać też na Węgrzech (równowartość 70 zł na 10 dni), ale by zaoszczędzić pojechaliśmy bocznymi drogami bezpłatnymi.



Ściągnij darmowy ebook!

Szukasz informacji o wakacyjnych miejscach, w tym o Budapeszcie? Ściągnij za darmo moją książkę. Tam zabrałam wszystkie opisane w 2016 roku przez blogerów podróżniczych miejsca. Bo oprócz mnie o Węgrzech napisało kilkanaście innych osób. To kilkanaście punktów widzenia i porad. 🙂 

Podobał Ci się tekst? Następne też będą fajne! Dołącz do czytelników bloga na Facebooku, by ich nie przegapić!

Exit mobile version