Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

5 lat bloga! List do początkującej blogerki

Agnieszko,

Jak prowadzić blog podróżniczy?

Piszę do Ciebie z niedalekiej przyszłości. Mamy rok 2017 i jesteśmy w Rabce-Zdrój. Tak! W tym małym miasteczku, niejakiej bramie na Podhale. Nie, nie przyjechałaś tu na wakacje. Ty tu zamieszkałaś. Tak czasem śmiesznie toczy się los.

Nie o tym jednak jest ten list. Nie muszę Ci mówić, że skończyłaś studia. Nie było to zbyt trudne, wszak został ci tylko rok nauki. Dzisiaj jesteś 4 lata po magisterce i masz zdalną pracę, która przynosi Ci średnio 4000 zł miesięcznych zysków. Dużo? Mogłoby być więcej, ale z pewnością wielu Ci zazdrości. Zwłaszcza, że Twoja praca jest rewelacyjna! Zarabiasz na pisaniu!

Tak! Widzę, jak Ci się zaświeciły oczy. Udało się! Twoje marzenie, które pierwszy raz pojawiło się, gdy miałaś 10 lat, spełniło się. Twoja praca polega na tym, że siedzisz z kawą przed laptopem i radośnie klepiesz literki. Jest jedna różnica w stosunku do marzenia. Ty zawsze chciałaś być powieściopisarką. Tymczasem zostałaś pisarką podróżniczą. A prościej i mniej górnolotnie: blogerką.

A dlaczego piszę Ci to właśnie dzisiaj? Bo wiem, że dzisiaj, 5 lat temu w stosunku do daty wysłania listu, zakładasz bloga. Masz ambitny plan spisywać na bieżąco przeżycia ze swojej wycieczki po Chinach, Malezji i Tajlandii.

Dobrze! Bardzo dobrze. Dzięki tej decyzji pięć lat później będziesz robić to, co robię. Powiem Ci więcej: będziesz miała jeden z najczęściej odwiedzanych blogów podróżniczych w Polsce! Tylko w lipcu 2017 roku zostanie odwiedzony 150 000 razy! To więcej niż mieszkańców Zielonej Góry! W Kanałach Social Media obserwuje Cię ok. 25 000 osób, a tysiące kupiły napisane przez Ciebie przewodniki.

Jednak Agnieszko nie piszę Ci tego, byś uniosła się pychą. Wręcz przeciwnie. W międzyczasie popełniłaś dziesiątki, setki błędów. Niektóre z nich były przerażająco głupie. Gdyby nie one, doszłabyś do obecnego miejsca dużo szybciej.
Dlatego w dalszej części listu pozwól, że polecę ci, byś pamiętała o kilku ważnych punktach, które pomogą Ci odnieść blogowy sukces. Opowiem o tym, jak prowadzić blog podróżniczy. Niech służą one Tobie i innym początkującym blogerom.

Dlaczego zależna? Dlaczego pozornie? Przeczytaj tekst o tym, jak wybrałam nazwę dla bloga. Klik!

Zanim zacznę, to zadam Ci najważniejsze pytanie: czy chciałabyś odnieść blogowy sukces? Niekoniecznie zbijać na blogu kokosy, ale czy chciałabyś być popularną i chętnie czytaną blogerką? Znam Cię. Pewnie, że byś chciała! No więc od początku. Od bardzo pierwszego dnia podchodź do niego profesjonalnie! Nie ma wymówki, że piszesz dla znajomych. Nie! Ty piszesz dla milionów. Jeśli nie przeczytają Cię dzisiaj, to przeczytają za trzy lata. I będzie siara.

1. Wybierz chwytliwą nazwę.

Nazwijmy sprawę po imieniu. Poszłaś na łatwiznę. Stwierdziłaś – nazwa bloga? Przecież nie o to chodzi. Może być byle co. Wpisałaś więc tekst swojego tatuażu i… tak już zostało. Powstała pozornie-zalezna.blogspot.com.
Logicznie rzecz ujmując, miałaś rację. Liczy się treść, a nie tytuł. Tylko niestety większość osób najpierw zobaczy tytuł. I to on zdecyduje czy będą chcieli zajrzeć do tekstu.
Więc póki nie jest za późno – zrób research. Poszukaj chwytliwych nazw, które Ci się podobają – polskich, ale i angielskich. Daj sobie kilka dni na decyzję. Przejrzyj słowniki, synonimy. Znajdź coś, co pasuje do Ciebie i do tego, o czym będziesz chciała pisać. Popytaj znajomych czy im się podoba. Może oni wymyślą coś lepszego. Niech nazwa sprawi, że ludzie będą chcieli Cię poznać.
Aha, przy okazji – zakładaj blog na WordPressie, a nie na Blogspocie. I nie rób nazwabloga.wordpress.com. Rób nazwabloga.pl

2. Naucz się robić dobre zdjęcia. Zainwestuj w dobry program do obróbki zdjęć. 

Znowu wiem, co mi powiesz. “Jestem pisarką, zdjęcia są mniej ważne”. Srutututu. Powiem Ci, że dość szybko olejesz na blogu ambicje pisarskie (nie wiem czy słusznie) i postawisz na bycie praktyczną. Zdecydujesz, że chcesz docierać do masowego czytelnika, a nie do tego szukającego literackich podniet (od tego są wydane przez Czarne reportaże). A żeby dotrzeć do masowego czytelnika i żeby sprawić, by ten czytelnik chciał do Ciebie wrócić, potrzebujesz dobrych zdjęć. Najlepiej bardzo dobrych.

Tak, wiem – nie lubisz focić. Zwykle jeździsz bez aparatu, a jeśli z nim, to z wyjazdu przywozisz maks 100 zdjęć na tydzień. Otóż za pięć lat będziesz przywozić tysiąc. A im szybciej nauczysz się zasad kompozycji, ustawień aparatu i jakiegoś programu do obróbki zdjęć, tym lepiej (zdecydujesz się w końcu na Lightrooma).
Jak się uczyć? Najlepiej metodą prób i błędów. Siedź nad tym codziennie, co najmniej godzinę. I oglądaj tutoriale na Youtubie. Na chwilę obecną polecę Ci filmiki Anthony’ego Morgantiego. Sumiennie krok po kroku wykonuj z nim zadanie za zadaniem.
Aha – i wybierz sobie swój styl obróbki zdjęć. W 2012 roku pewnie w modzie są mocne HDR-y – czyli mocno kontrastowe, mocno kolorowe zdjęcia. To wkrótce minie i światu zaczną się podobać foty bardziej stonowane. Pomyśl, z czym chcesz się utożsamiać i trzymaj się tego. Zdradzę Ci coś – za pięć lat nadal nie będziesz do końca zdecydowana.

3. Dbaj o styl bloga. Ortografię, interpunkcję, ale i wygląd!

Już na początku mama będzie Ci mówiła, że masz błędy: ortograficzne, interpunkcyjne, składniowe. Ty będziesz jej buracko odpowiadała, że to co. Przecież to tylko blog.
No to wracamy do głównego pytania: czy chcesz odnieść blogowy sukces? Chcesz! A jeśli chcesz, to do diaska nie ma, że boli. Nie ma, że interpunkcja jest nudna i że nie chce Ci się czytać tekstu przed opublikowaniem, bo jesteś kąpana w gorącej wodzie. Ty dzisiaj opublikujesz tekst, a za cztery lata dostaniesz komentarz, że jak na polonistkę, to na języku polskim się nie znasz. Ty odpiszesz, że no tak, ale to tekst sprzed czterech lat – nowe teksty są lepsze. Ale to co. To on ma rację. Raz opublikowany w internecie tekst, zostaje tam na zawsze.
Dziś, po pięciu latach blogowania, uważam, że blogi roszczące sobie prawo do tytułu czołowych blogów w Polsce, powinny inwestować w korektora. Zwłaszcza jeśli blogerzy wiedzą, że bezbłędna polszczyzna nie jest ich mocną stroną.

To w kwestii tekstu. Jest jeszcze kwestia wyglądu bloga. Pogadałyśmy już o zdjęciach, ale to nie wszystko. Liczy się też szablon!
I znowu – nie idź na łatwiznę. Kilka dni temu przeglądałam młode blogi (takie które mają mniej niż rok). 90% odrzuciła mnie ze względu na swój wygląd. Są za to takie, które – mimo że nie znam treści – zachwycają od razu, właśnie ze względu na grafikę.
Więc poświęć trochę czasu na znalezienie dobrego szablonu. Za kilka lat zainwestujesz też w grafikę – banner i logo bloga. Może warto zrobić to już od razu?
Wiem, że nie stać Cię na zapłacenie grafikowi za zrobienie szablonu tylko pod Ciebie. Ale ty wiesz, że są bazy, gdzie znajdziesz szablony za darmo, lub za kilkadziesiąt dolarów. Wybierz najpiękniejszy!

4. Nie lekceważ mniej znaczących wyjazdów.

Chcesz na blogu pisać o wyjeździe do Azji. I super. Ale ale – czy ty czasem nie jedziesz właśnie do Holandii? I czy nie byłaś przed chwilą we włoskich Alpach? Dlaczego o nich nie piszesz?
Wiem dlaczego – bo uważasz, że to żadne przygody. Te wyjazdy są tak powszechne, że nie warto się o nich rozwodzić. Nieprawda! Powszechne to one są dla Ciebie, bo jeździsz tak od dziecka. Ale wiele osób chętnie poczyta o tym, jak zorganizowałaś swojej kuzynce z okazji komunii wyjazd do parku rozrywki w Holandii. Albo jak transportem publicznym dotarłaś do Livigno i przez tydzień chodziłaś po górach. Nie wstydź się tego, że zapłaciłaś za samolot i spałaś w dobrych hotelowych warunkach. Wiem, że na tym etapie chcesz się bardziej kojarzyć z przygodą, autostopem i couchsurfingiem. Ale niedługo Ci się to skończy i ludzie będą Cię pytali, o to jakie noclegi na Sycylii polecasz. Więc bierz się za pisanie i nie lekceważ nawet pół-dniowej wycieczki po najbliższej okolicy!

5. Niekoniecznie pisz z podróży. Zajmij się tym po powrocie.

Jak dziś pamiętam, jak siedziałaś w Tajlandii i w kafejce internetowej walczyłaś z internetem, by opublikować post na blogu. Wkurzałaś się – internet nie ładował zdjęć, klawiatura nie miała polskich liter, a ty marzyłaś, by szybko skończyć i ruszyć skuterkiem na wycieczkę po wyspie (przy okazji – gratuluję! Nauczyłaś się jeździć skuterem!).
Olej! Nie pisz z podróży. Napiszesz wszystko dopiero po powrocie. I wiesz co? Zrobisz to dużo lepiej! Swoją wiedzę uzupełnisz dodatkową lekturą, obrobisz zdjęcia, zedytujesz ładnie tekst i będziesz miała czas na jego promocję. A zaoszczędzony w Azji czas poświęć na nowe doznania. Wszystkim to wyjdzie na dobre.
Aha, ale to nie znaczy, że masz zapomnieć o pisaniu. Prowadź notatki! Zapisuj ceny, czasy przejazdu, nazwy atrakcji – te rzeczy szybko wylatują z głowy, a potem przy pisaniu się przydadzą.

6. Bądź praktyczna! Nikogo nie interesuje, o której wstałaś. Za to cena biletu na pociąg już tak.

A przy okazji, skoro już mówimy o pisaniu z wyjazdu – zastanów się, w jakim stylu to piszesz. Zastanów się czy chciałabyś to czytać.
Możesz zdecydować się na literacką opowieść o swoich przygodach. Jasne! Być może zdobędziesz wtedy stałych czytelników, którzy będą śledzili każdy Twój krok.
Ale możesz się zdecydować na reportaż. Nie piszesz o sobie, tylko o tym co Cię zainteresowało w danym miejscu. Np. o moralnych aspektach jazdy na słoniach. Albo o mieszance kultur w Singapurze.

Możesz też być praktyczna. Sama męczyłaś się, jak z Tamar Nagary dotrzeć do Cameron Highlands – napisz o tym, by inni męczyć się nie musieli. Po latach Twój blog będzie się kojarzył właśnie z praktycznością. Będziesz opisywać polecane atrakcje w danym miejscu, trasy wycieczki na tydzień, dania które warto spróbować.
Spędzisz wkrótce tydzień w Pekinie. I co? I z Twoich tekstów na blogu czytelnik nie dowie się prawie nic. Tzn. usłyszy, że byłaś w tym i tym pałacu, ale to za mało. Pisz o świecie, nie o sobie. I pisz dla ludzi, nie dla siebie! Dla siebie, to ty masz pamiętnik.

7. Zainwestuj w reklamę! Tak, od początku!

Ok. Napisałaś tekst. Zrobiłaś fajne zdjęcia. Nie sądziłaś, że to blogowanie, to taka praca, ale teraz jesteś dumna! Wrzucasz materiał online i… czekasz.
Zakładam, że już masz statystyki bloga. Jeśli nie, to natychmiast zainstaluj Google Analytics. Nie! Nie jutro! Natychmiast!
No więc: słupki na żywo pokazują Ci, że ktoś wszedł na Twój tekst. Potem trzecia, piąta osoba. Razem kilkanaście. I na tym koniec.
A przecież napracowałaś się kilkanaście godzin i jesteś pewna, że stworzyłaś dobry materiał. Po co, skoro nikt tego nie czyta?

Żeby to zmienić, trzeba zainwestować. Albo czas, albo pieniądze. Pewnie masz już fanpage’a na Facebooku, prawda? A ilu masz na nim fanów? Czy zaprosiłaś wszystkich swoich znajomych? Dobrze. To idziemy dalej.
Fanpage promuj na blogu, ale też w grupach na Facebooku (napisałaś o Chorwacji? Pochwal się w grupie o Chorwacji). Są też grupy pomocy młodym blogerom, takie jak Grupa wzajemnej promocji dla blogerów czy Social media dla blogerów podróżniczych.

No i kasa. Facebook pozwala nam reklamować tak swoje wpisy, jak i fanpage’a. Być może warto trochę zainwestować, by zdobyć przynajmniej tych kilkaset fanów? Ale uwaga! Rób to mądrze. Najpierw dużo poczytaj o marketingu dedykowanym, by wydana kasa nie poszła w błoto. Ja na dobre kasę wrzuciłam w Fejsa dopiero po czterech latach. Nie żałuję żadnej złotówki. 

Blogerzy budują też społeczność w innych miejscach: mają newsletter, Instagram, Snapchata. Pomyśl też o nich, choć tego trzeciego w 2012 roku jeszcze nie było.
Dzisiaj, 5 lat po założeniu bloga, każdego miesiąca 15% zarobków idzie na jego rozwój. Gdybym miała Ci polecić, to pierwsze dochody z blogowania (będziesz je miała po roku) poświęciłabym w całości na rozkręcenie blogaska.

8. Wygugluj, co to jest SEO. I traktuj je jak boga.

Ruch z Facebooka czy newslettera to jedno, ale ruch z Google’a to drugie.
Wygugluj coś. Obojętnie co. Niech będzie „jak prowadzić blog podróżniczy”.
Na trzecim miejscu zobaczysz blog podróżniczy. I o to chodzi! Ty też ze swoimi tekstami masz się tam znaleźć. Żeby tego dokonać, musisz znać przynajmniej podstawy SEO. Czyli co?
Pisząc tekst musisz myśleć, jak osoba guglująca. Jacy ludzie mają do Ciebie trafić? Tacy, którzy szukają informacji o miejscu, o którym piszesz. Więc pomyśl, co byś wpisywała w Google, gdybyś czegoś szukała.
Te frazy muszą się znaleźć w treści Twojego tekstu. Dobrze jeśli są w tytule i adresie http. Źeby ludzie Cię znaleźli, musisz im pomóc!
W internecie dostępne są liczne poradniki SEO dla blogerów. Na żywo są robione warsztaty i konferencje w tej tematyce. Zainteresuj się, bo to jest naprawdę, naprawdę ważne. Dzisiaj 87% czytelników bloga wchodzi na niego właśnie z Google’a.

9. Bądź sumienna. Tego czasu nikt Ci nie odda.

Wiesz co zrobisz po powrocie z Azji?

Olejesz bloga na kilka miesięcy. I dopiero wiosną siądziesz do niego na poważnie. Tak się nie robi! Jeśli planujesz sukces (albo chociaż o nim marzysz), to musisz sumiennie nad nim pracować. Codziennie! Publikuj co najmniej 1 tekst w tygodniu (ja w szczytowej formie publikowałam 3), stale się dokształcaj w temacie nie tylko blogowania, ale też wiedzy kulturoznawczej i krajoznawczej. W fotografii i sztuce pisania. W marketingu i sprzedaży (bo może będziesz sprzedawać swoje książki czy zdjęcia przez bloga?). Może w video? Mnie nie kręci, ale może gdybym wcześniej się zainteresowała? Wszak na Youtubie jest niesamowity potencjał.

No i czytaj, czytaj, czytaj. Co? Inne blogi! Szalenie często słyszę od blogerów podróżniczych „Ja nie czytam blogów”. Aha. A pokaż mi jakąkolwiek dobrze funkcjonującą branżę, która nie obserwuje i nie inspiruje się konkurencją? Jako społeczność wszyscy sobie jesteśmy potrzebni i warto się czytać!

10. I przede wszystkim: podróżuj jeszcze więcej! I dalej!

Wreszcie ostatni punkt. Agnieszko, w chwili pisania tego tekstu jesteś w zaawansowanej ciąży. Cieszysz się? Bardzo! Ale jednocześnie musiałaś odwołać w tym roku 6 wyjazdów. W tym jeden do Chin i jeden do Meksyku.

Od 30 tygodnia ciąży nie można latać samolotem. To już za miesiąc. Ale szczerze powiedziawszy ty już nawet teraz nie chcesz za bardzo latać, bo masz wydatki związane z ginekologami i łóżeczkami dla dzieci, a i Twoja forma nie pozwala na przenoszenie gór. I oczywiście planujesz wrócić do aktywnego podróżowania po urodzeniu, ale wiesz, że będzie ono już inne. Nie będzie takiego dzikiego stopowania i jeżdżenia na super lekko. A jak prowadzić blog podróżniczy? Dużo jeżdżąc! Dlatego jedź! Na tydzień, na miesiąc, na pół roku. Jeszcze tego nie wiesz, ale jak wrócisz za dwa miesiące z Azji, to nie będziesz miała dosyć. Przeciwnie! Będziesz chciała dużo więcej! Po studiach jeszcze wyjedziesz na dwa miesiące do Gruzji, Armenii i Turcji, a potem na Sycylię. Super! Ale potem osiądziesz bardziej na stałe. Może szkoda? Może warto jednak kupić bilet do Ameryki? Wrócić na dłużej do Azji południowo-wschodniej? Twoi przyjaciele ponad półtora roku temu wyjechali w podróż poślubną dookoła świata. Jeszcze nie wrócili i nie zapowiada się na szybki powrót. Szalenie im zazdrościsz, a przecież mogłabyś tak samo. Przy okazji – Bartek ma dzisiaj urodziny. Sto lat!
Pieniądze? Zarobisz.

Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę Ci, byś zawsze kochała to, co robisz. No i kolejnych pięciu lat udanego blogowania!
Agnieszka

Jeśli chcesz mi towarzyszyć w kolejnych pięciu latach blogowania, to dołącz do czytelników bloga na Facebooku. Mam jakieś plany? Na pewno nadal będzie dużo Włoch. Na bank pojawią się wątki dziecka w podróży i na bank nie będą dominujące. I może w końcu spełni się marzenie o podróży do Ameryki. Aha. I o książce! Może napiszę w końcu beletrystyczną książkę! Zdj. obrazujące tekst wykonał Wiktor z Nordtrip. Dzięki!

Exit mobile version