Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

W XII wieku szedł tędy pielgrzym – wędrówki po Szlaku Piastowskim

Naszą historię zacznijmy na ostrowie.

Ten niewielki, zadziwiająco urokliwy, obszar pagórkowatej ziemi to jedna z pięciu wysp na jeziorze. By się na niego dostać wsiadamy na mały prom i już po kilku minutach stawiamy stopę na nim. Na słynnym Ostrowie Lednickim.

Na miejscu niemal słyszę serce historii. Rozglądam się z nostalgią naokoło. Ostatnio byłam tu jako dziesięcioletnie dziecko, jednak zadziwiająco dobrze pamiętam topografię wyspy. Zapominając o towarzyszach, prawie biegnę w lewo – tam gdzie są ruiny palatium Mieszka I. Dwadzieścia lat temu przewodnik opowiadał nam, że to właśnie tutaj w 966 roku miał miejsce chrzest Polski. A ja – na świeżo po rewelacyjnych i barwnych lekcjach historii – miałam głowę pełną rycerzy i białogłów.

Czytelniku, bierz swoje dzieci na Ostrów! Daj im szczęście zanurzenia się w świecie wyobraźni.

Ostrów Lednicki – początek Państwa Polskiego

Stoję nad ruinami palatium i uważnie im się przyglądam. Wyobraźnia dziecka gdzieś się ulotniła i zamiast niej mam potrzebę czytania przewodnika. Nie jest łatwo z tysiącletnich ruin odczytać ich przeznaczenie. Zwłaszcza, że są to PRAWDZIWE ruiny. Nie zrekonstruowane zamki z osiemnastego wieku, ale faktyczny pałac sprzed tysiąclecia – najstarszy, jaki możemy zobaczyć w Polsce.

Co wiemy?

-> Wiemy, że mamy przed sobą siedzibę władcy, która od innych budynków na wyspie różni się tym, że była budynkiem kamiennym. Co więcej – piętrowym – jak na owe czasy luksus, jakich mało.

-> Wiemy, że była tu kaplica – dowód chrystianizacji wyspy i tego, że odbywały się tutaj regularne liturgie w obrządku rzymskim. To w niej Bolesław modlił się z niemieckim cesarzem Ottonem III.
Tu zresztą prawdopodobnie mieszkała Dobrawa, żona Mieszka i tutaj urodził się Bolesław – pierwszy król Polski.

-> I w końcu to co najważniejsze – było tu też baptysterium. Pochodzące z X wieku baseny, w których być może stało się to, co stało się historią założycielską Polski. Mieszko I przyjął chrzest, a wraz z nim ziemie Polan zrobiły krok w stronę Zachodu. Raz na zawsze oznaczył nas na mapie świata.

 

Muszla z Ostrowa Lednickiego

Przechodzimy się dalej po wyspie. W jej jednym kącie zostały odtworzone średniowieczne chaty. Na dominującym na wyspie pagórku mieścił się gród. Zadziwiające jest dla mnie, że jeden z najważniejszych grodów państwa pierwszych Piastów powstał właśnie tutaj – na wyspie, na wcale nie wielkim jeziorze, ale wystarczającym, by wrogowie spotkali się z naturalną przeszkodą, w postaci wody w Lednicy.

Inne ważne grody oddalone były o kilkadziesiąt kilometrów: to Poznań, Giecz, Grzybowo czy Gniezno, do którego zaraz pojedziemy.

Ale nas interesuje głównie jedno miejsce, położone tak blisko pałacu. To zilustrowana na kamieniu muszla przegrzebka, małży które występują na wybrzeżu Atlantyku. Jej dzisiejszy pomnik upamiętnia muszlę, która została tu znaleziona, a która prawdopodobnie pochodzi z XII wieku!

Co ona tu robi? Odpowiedź może być tylko jedna. Zgubił ją pielgrzym. Pielgrzym, który w latach tysiąc-setnych szedł do grobu świętego Jakuba. Do oddalonego o 3500 km Santiago de Compostela.

Osobny artykuł o Ostrowie Lednickim.

Co robimy na Ostrowie Lednickim?

Dokładnie to samo co zapominalski pielgrzym! Idziemy szlakiem św. Jakuba, a konkretnie jego wielkopolskim fragmentem z Gniezna do Leszna.

200 km urokliwych ścieżek i historycznych dróg pokonuję na piechotę, razem z moją mamą Małgorzatą i półtoraroczną córką Korą. Przed sobą pchamy wózek, na plecach mamy nosidło, a w rękach kijki. I w ten sposób, na piechotę, poznajemy piękne wielkopolskie ziemie pierwszych Piastów.

Nasza wędrówka trwa 10 dni, a po drodze odwiedzamy historyczne krainy: pierwszych Piastów, Puszczy Zielonki, stołecznego Poznania, posiadłości ziemskich, a w końcu kończymy na Pojezierzu Leszczyńskim.

Relację z już ukończonej wędrówki znajdziecie tutaj!

Wielkopolska droga św. Jakuba ma 900 lat!

Lednicka muszla św. Jakuba jest najstarszą muszlą pielgrzymkową znalezioną na ziemiach Polski. To niezbity dowód, że już na początku państwa polskiego chrześcijanie pielgrzymowali stąd do Hiszpanii. Średniowieczni wędrowcy szli głównymi szlakami handlowymi, odwiedzali po drodze sanktuaria św. Jakuba.

Tradycja przetrwała do dziś, a szlak swój renesans miał nie tak dawno temu, bo w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Od tego czasu mamy prawdziwy bum odnawiania kultury pielgrzymowania. W Polsce pierwsze znakowanie szlaków miało miejsce 15 lat temu. Wtedy to Włodzimierz Antkowiak zaproponował wytyczenie Drogi Polskiej – Camino Polaco – od Ogrodników na granicy z Litwą, przez Olsztyn, Gniezno, Poznań, aż do Słubic na granicy niemieckiej. Od tego czasu więcej i więcej tras jest świetnie znakowanych, opisywanych w przewodnikach, a na trasie powstają wiaty i miejsca odpoczynku.

Wielkopolska Droga św. Jakuba na Way Marked Trails

Ostrów Lednicki jest miejscem szczególnie ważnym dla polskich pielgrzymów. Powodów jest aż zbyt dużo, by móc je zamknąć w jednym akapicie. Nie dość, że tu znaleziono najstarszą muszlę, nie dość, że to kolebka polskiego chrześcijaństwa, to jeszcze łączy się tutaj z innymi ważnymi szlakami: szlakiem św. Wojciecha – patrona Polski i szlakiem piastowskim. Tym drugim wędrujemy przez dwa dni i za nim jedziemy do Gniezna, by w tamtejszym muzeum zobaczyć słynną muszlę, a przede wszystkim, by przed słynną katedrą gnieźnieńską zacząć naszą wielką wielkopolską przygodę.


Przyborowo 11 – pani Karolina mieszka przy Camino

Zanim jednak ruszymy chcemy się wyspać i rankiem – pełne energii – wyjść na szlak. W internecie wyszukałam małe wyjątkowe miejsce pod lasem. To Przyborowo 11.

Pani Karolina wiele lat mieszkała w Hiszpanii zaraz przy szlaku św. Jakuba. Wielokrotnie widziała i rozmawiała z pielgrzymami, a z camino zaczęła utożsamiać się na tyle, że po powrocie do Polski zaangażowała się w znakowanie fragmentów szlaku w Powiecie Gnieźnieńskim. Sama w 2020 roku zamierza wrócić na Półwysep Iberyjski i przejść Portugalską Drogę św. Jakuba.

Tymczasem mieszka tutaj, w środku lasu w Przyborowie, gdzie zorganizowała jedną i drugą imprezę. Raz był to wieczór panieński, kiedy indziej wesele. W końcu razem z dziećmi rozwinęli biznes i dziś cały teren przystosowany jest do podejmowania gości tak na wydarzenia, jak i na wypoczynek w środku lasu.

Camino sprawia, że człowiek znajduje swoje miejsce we wszechświecie. Ale co, jeśli ja znalazłam je jeszcze przed pierwszym dniem wędrówki? Tu w środku lasu ktoś wystawił mi łóżka, kanapy i hamaki. Postawił stoliki w ogrodzie i rozpalił ognisko. A żeby nie zabrakło mi tego, co lubię najbardziej – udostępnił pokój wspólny, gdzie na dumnym miejscu stoi ekspres do kawy i pilnuje, by nigdy nie zabrakło mi cappuccino.


I wiecie, co było najlepsze? Teren jest na tyle duży i na tyle ciekawy, że mogę odpoczywać z książką, a Kora biega dookoła i się bawi. Ja tymczasem mogę spokojnie odpoczywać bez obaw, że coś jej się stanie. Ona też mnie nie potrzebuje – tu jest na tyle ciekawie, że pobawi się sama.

Nazajutrz jedziemy do Gniezna i na poważnie zaczynamy Szlak św. Jakuba.

Gniezno – Pierwsza stolica Polski

Muszla św. Jakuba znajduje się w jednym z najważniejszych polskich muzeów, czyli Muzeum Początków Państwa Polskiego. Weszłyśmy do niego, by zobaczyć symbol naszego szlaku, a następnie, wzdłuż malowniczego Jeziora Jelonek poszłyśmy do centrum, by tutaj – przed samą katedrą – rozpocząć szlak.

W czasach Mieszka I i Bolesława Chrobrego Gniezno było jednym z najważniejszych grodów w państwie Piastów. Trudno tak naprawdę nazwać je siedzibą władców. Książęcy dwór objeżdżał podległe ziemie, a administracja była rozsiana po kilku ważniejszych miejscach – Poznaniu, Ostrowie Lednickim, Gieczu czy właśnie Gnieźnie. Władcy często faworyzowali poszczególne miasta – Mieszko I miał słabość do Poznania, a z kolei jego syna Bolesława znacznie łatwiej identyfikować z Ostrowem i Gnieznem.

I to właśnie tutaj w roku 1000 miał miejsce słynny Zjazd Gnieźnieński, podczas którego Otton III symbolicznie umieścił na głowie Bolesława koronę, zapowiadając oficjalną koronację.

Wtedy też utworzono w Gnieźnie pierwsze w Polsce arcybiskupstwo, co przypieczętowało coraz aktywniejszą chrystianizację kraju.

Gniezno w średniowieczu

Katedra na Wzgórzu Lecha i Drzwi Gnieźnieńskie

Przed Katedrą stoi tablica informująca, że tędy prowadzi szlak św. Jakuba. Tu też zostawiamy ojca i samochód i dalej idziemy na piechotę. Jednak zanim na poważnie wejdziemy na szlak, chcemy zobaczyć Gniezno. Takie jest jedno z głównych założeń naszej wędrówki – chcemy dzięki niej dokładnie zwiedzić naszą Małą Wielkopolską Ojczyznę.

Swoje kroki oczywiście prowadzimy do wnętrza katedry, gdzie dzisiaj – w niedzielę – zostały otwarte słynne drzwi gnieźnieńskie, na których przedstawiono życie i śmierć św. Wojciecha. To bez wątpienia najważniejszy zabytek sztuki romańskiej w Polsce – pochodzi z XII wieku, a każda z 18 scen to prawdziwa opowieść, pełna szczegółów i historycznych dowodów.

 

Drugim ważnym dziełem w katedrze jest barokowa konfesja św. Wojciecha, w której umieszczono relikwie patrona Polski.
Katedra znajduje się na Wzgórzu Lecha, w miejscu gdzie dawniej znajdował się piastowski grud. I niech to będzie przyczółkiem do opowiedzenia wam o wspaniałym festiwalu, który latem odbywa się u stóp katedry. To Koronacja królewska – festiwal kultury słowiańskiej.

 

Koronacja królewska w Gnieźnie – festiwal kultury słowiańskiej

Co roku przez jeden weekend mamy okazję cofnąć się w czasie i znaleźć się w sercu średniowiecznej Polski.
Koronacja królewska to dwudniowe widowisko plenerowe, które co roku ma inny motyw przewodni. W tym roku były to królewskie zaślubiny Mieszka i Dobrawy.

Przez dwa dni można rozmawiać z wojami, znawcami średniowiecznej medycyny czy kulinariów. Na terenie placu św. Wojciecha rozstawiono kilkadziesiąt namiotów, w tym stworzono całą wioskę dla dzieci. Ilość przebranych osób jest imponująca – wielokrotnie złapałam się na tym, że widzę więcej osób w średniowiecznych strojach, niż we współczesnych ubraniach.

Mieliśmy okazję zobaczyć idący przez miasto korowód, zostaliśmy zaproszeni do średniowiecznych tańców i oglądaliśmy bitwę Gniew wojewody.

Współczesne Gniezno na talerzu

W czasie spaceru po Gnieźnie całą rodzinę zaskakuje przede wszystkim jedno.

Ilość restauracji i kawiarń.

Mimo, że jesteśmy w niespełna siedemdziesięciotysięcznym mieście, Gniezno jest miejscowością turystyczną, w którą gastronomia ma okazję pokazać co umie. Obok tradycyjnych staropolskich i włoskich restauracji, znajdziemy tutaj propozycje kuchni indyjskiej, meksykańskiej i przede wszystkim najnowsze interpretacje kuchni fusion. Nie będę oryginalna, jak polecę wam Misz Masz – bistro na Rynku, w którym spróbujecie wyjątkowych smaków. Sama wzięłam krem marchewkowy z curry i makaron z krewetkami na mleku kokosowym. Zwłaszcza ten pierwszy okazał się majstersztykiem.
Na uwagę zasługuje Dobry Browar – browar restauracyjny, w którym warzone jest gnieźnieńskie piwo i którego wnętrza nie powstydziłaby się żadna europejska stolica.
Z kolei lody – oj, w naszej rodzinie muszą być lody – jemy w Wytwórni Lodów Prawdziwych. Pyszne.

 

 

Jak indywidualnie zwiedzać Gniezno?

Spacerując po Gnieźnie raz na jakiś czas potkniecie się o królika. Innym razem ukłoni się wam prawdziwy król. Kto zbierze wszystkie?
Podobnie jak Wrocław, Gniezno ma swoje mini rzeźby. To 15 królików, które możemy gonić po mieście. Każdy królik opowiada gnieźnieńską historię, którą możemy odczytać w bezpłatnym przewodniku (dostaniemy go w informacji turystycznej – idźcie tam koniecznie, bo jest dobra!), lub w aplikacji o genialnej nazwie „Królika goń”! My jednak zdążyłyśmy złowić trzy króliki, gdy stwierdziłyśmy, że w Gnieźnie można by zabawić kilka długich dni. Tymczasem camino wzywa.

 

Wędrówka przez ziemię gnieźnieńską.

Schodzimy ze Wzgórza Lecha (kilometr 0), by minąć jezioro i już po pół godzinie wyjść z miasta. Od tej chwili idziemy kilkanaście kilometrów przez pola i wsie. Mijamy Braciszewo (6) i Rzegnowo (9), dochodzimy do ciekawie położonego Żydówka (12), a stamtąd, malowniczą polną drogą, dostajemy się nad Jezioro Lednica (16). Jeziora, nad którym jest chyba wszystko.

Jeszcze przez wiele kilometrów czuwa nad nami katedra

 

Gospodarstwo Kózka – z wizytą u rolnika

Zanim dojdziemy nad Lednicę, zapadnie zmrok. To chwila, by wypocząć i poszukać pierwszego noclegu na szlaku. Trafiamy do oddalonego o 2 kilometry od Żydówka Łubowa, gdzie gospodarstwo rolne prowadzą państwo Brudzińscy.
Wśród deszczu, który akurat zatańczył nad naszymi głowami, podwórze w Łubowie wydało się straszliwe. Gospodarzom nie zależy, by ich miejsce było wylizane. To przede wszystkim gospodarstwo, na którym hoduje się kozy. Jeśli ktoś przyjedzie do starej chaty – dobrze. Jeśli nie – najważniejsze są zwierzęta.

obrazek jak sprzed wieków

A zwierząt tu dużo. W ekologicznym gospodarstwie prócz kóz są konie, ptactwo i psy. Gdy siadamy na ławie przed wejściem do chaty, gospodarz podchodzi do nas i zagaduje:
-Jak w „Ptakach” Hitchcocka, prawda?
Prawda. Szybko zaczynamy rozmowę o filmie, która gładko przechodzi na literaturę i to, co tu robimy – Szlak św. Jakuba. Pan Brudziński z zainteresowaniem słucha o naszej dwustukilometrowej wędrówce z dzieckiem, po czym sam opowiada o swoim powołaniu – robieniu kozich serów.
Kozie sery Brudzińskich to jakość sama w sobie. W niewielkiej piwniczce pod domem leżakują te młode i te dojrzałe, które lada moment mają trafić do najlepszych delikatesów w Poznaniu. Obok nich stoją pyszne kozie jogurty, na które od razu się rzucam. Na drugi dzień śniadanie będzie pod znakiem Kózki.

 

Wielkopolski Park Etnograficzny

Na początku tekstu opowiedziałam o Ostrowie Lednickim, na który warto – jeśli nie NALEŻY – zejść ze szlaku. A skoro już tu jesteśmy, to trudno nie zajrzeć też do Wielkopolskiego Parku Etnograficznego – skansenu poświęconego architekturze wielkopolskiej.

W parku znajduje się kilkadziesiąt urokliwych domów i zagród, które zostały tu przeniesione z różnych zakątków Wielkopolski. Po obejściu całości chcę wam podpowiedzieć cztery najlepsze miejsca, w tym jedną wybijającą się na prowadzenie.

Po pierwsze kościół. Po wejściu do parku od razu widzimy umieszczony w centrum wsi kościół przeniesiony tutaj z Wartkowic.

Nieco za nim, na wzgórzu znajdują się wiatraki koźlaki – dla mnie jeden z symboli Wielkopolski, który na szlaku miniemy jeszcze kilkukrotnie.

W pobliżu wiatraków znajduje się galeria rzeźby ludowej – niestety, nie dane nam będzie zabrać któregoś z cacuszek do domu.

I w końcu to co najpiękniejsze, czyli kopia osiemnastowiecznego dworu ze Studzieńca. Niezwykle malownicze miejsce, które aż woła, o wykorzystanie go do instazdjęć.
W kasie skansenu znajduje się mały sklepik, w którym kupicie wydawnictwa związane ze szlakiem św. Jakuba. Oczywiście nie polecam wam nosić ich ze sobą do samego Santiago, ale jeśli zwiedzacie park z kimś zmotoryzowanym (jak my), to warto skorzystać z okazji i podrzucić mu kilka książek.

 

Wędrówka brzegiem Jeziora Lednica

Wracamy na szlak, by dalej pchać nasz wózek w stronę Santiago. Wchodzimy do Waliszewa, by tam zobaczyć Lednicę, od innej – tej wypoczynkowej strony.

Waliszewo to mała miejscowość wypoczynkowa, w której znajduje się kilka agroturystyk i pole namiotowe i plac zabaw. Tylko one dzielą nas od tafli jeziora. Mimo że to niedziela, nie ma tu tłumów, jak nad Jeziorem Dominickim. Tu w Waliszewie jest spokojnie, tylko raz na jakiś czas mija nas para rowerzystów.

Tutaj znajduje się też pierwszy – nie licząc skansenu – drewniany kościół na naszym szlaku – Kościół św. Katarzyny. Przez następne dni zobaczymy podobnych kościołów kilka, a ja nie wyjdę szybko ze zdumienia, że Wielkopolska obsiana jest nie tylko kościołami ceglanymi czy z kamienia. Drewna ci u nas też dostatek.

Dzień dobry Bramo Rybo – z wizytą na Polach Lednickich

Cały czas wędrując po Lednickim Parku Krajobrazowym, obeszłyśmy jezioro, by dojść na jego północną stronę. Czy wiecie, że na terenie parku jest 350 stanowisk archeologicznych? Historia sama wchodzi mi do głowy, napierając z każdej strony. Każdy krok coś oznacza, każdy może prowadzić po kamieniach, po których tysiąc lat temu jechała Dobrawa z Mieszkiem.
Ale historia dzieje się nad Lednicą do tej pory. Przed nami już widać Pola Lednickie. A na nich słynna Brama Ryba.
Tak, to Lednica 2000!

Każdy słyszał o Lednicy 2000. To coroczne ogólnopolskie spotkanie młodzieży, które ma miejsce na Polach Lednickich. Jego pomysłodawcą był zmarły kilka lat temu dominikanin Jan Góra.
Wstyd się przyznać, ale nigdy nie połączyłam faktów i nie sądziłam, że Ostrów Lednicki i Lednica 2000, to to samo jezioro.

Jesteś religijny? Ja niespecjalnie. Szlak św. Jakuba traktuję jako szlak kulturowy, okazję do poznania swojej okolicy i pretekst do medytacji. Nie jest to dla mnie pielgrzymka religijna.
Nic więc dziwnego, że na Pola Lednickie weszłam z nieufnością wymieszaną z ciekawością. Ta druga szybko zwyciężyła i pomogła mi zagłębić się w lekturę tutejszych książek, kosztowanie ciast i słuchanie piosenek, które śpiewała biwakująca tu młodzież.

Ośrodek robi wrażenie. Olbrzymie pole spokojnie może pomieścić kilkadziesiąt tysięcy osób, a umieszczone w różnych miejscach ornamenty – Brama Ryba, głaz „Stąd nasz ród” czy Droga Krzyżowa, zostały tak pomyślane, żebyśmy na polach odbyli kilkukilometrowy spacer.

To miejsce całym sobą zachęca do wędrowania. Do przejścia przez bramę, do podejścia nad jezioro czy po prostu do wędrowania po pięknym terenie. Zaraz przy bramie rzeźba Muszli św. Jakuba życzy nam Buen Camino. Idziemy dalej wędrowcze. Przed nami kraina Puszczy Zielonki.


Materiał powstał we współpracy z Wielkopolską Organizacją Turystyczną i powstał w ramach Mistrzostw Blogerów. Podoba wam się? Możecie zagłosować! Wejdźcie na stronę mistrzostw i oddajcie na mnie głos. Możecie to robić codziennie!
Exit mobile version