Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Przeszłyśmy 200 km po Wielkopolskiej Drodze św. Jakuba

Zrobiłyśmy to! Ja, moja mama i niespełna dwuletnia córka przeszłyśmy niemal 200 kilometrowy szlak z Gniezna, przez Poznań do Leszna. To Wielkopolska Droga św. Jakuba, na którą wybrałyśmy się przy okazji konkursu Mistrzostwa Blogerów (i na którą codziennie możecie oddawać głosy).

Dlaczego to zrobiłyśmy? Jak nam się szło, gdzie spałyśmy i co widziałyśmy?

O tym wszystkim przeczytacie dzisiaj w obszernej relacji z #wielkopolskiecamino. A ja już myślę o kontynuacji i przejściu trasy z Leszna do Wschowy i dalej do Głogowa. Bo przecież nie ma życia po szlaku.

Dlaczego poszłyśmy na Wielkopolską Drogę św. Jakuba?

Szlak św. Jakuba od dawna siedział mi w głowie. Właściwie zaczęło się w gimnazjum, gdy pierwszy raz o nim czytałam. Rozmarzyłam się i przez lata obserwowałam zdjęcia i relacje z tego i innych długodystansowych szlaków.

W międzyczasie – na początku XXI wieku – zaczęto odtwarzać polskie fragmenty średniowiecznego szlaku św. Jakuba. Pierwsze były trasy dolnośląska i właśnie wielkopolska, którą otwarto w 2006 roku. Mniej więcej wtedy na Pojezierzu Leszczyńskim zobaczyłam pierwsze naklejki i tabliczki informujące, że tędy przebiega szlak.

Jak wiecie jestem młodą matką. Rok temu, mieszkając z półrocznym dzieckiem na Os. Wieniawa w Lesznie, codziennie spacerowałam z wózkiem po alejce za blokami. W czerwcu 2018 roku zauważyłam poruszenie. Tego dnia uroczyście odsłonięto słupek i tabliczkę informacyjną, a alejka dostała nazwę „Droga św. Jakuba”.

Obok stoją ławeczki, na których często siadałam z książką. W takim otoczeniu, ze śpiącym w wózku dzieckiem i głową pełną marzeń zadecydowałam: przejdę wielkopolskie camino.

Mistrzostwa blogerów i fakt, że w ich ramach mam napisać 3 teksty o Wielkopolsce były dobrym pretekstem.

Czym jest i jak przebiega Wielkopolska Droga św. Jakuba

Wielkopolska droga św. Jakuba to próba odtworzenia średniowiecznych szlaków pielgrzymkowo-handlowych. Szlak rozpoczyna się w Gnieźnie, prowadzi wokół Jeziora Lednickiego, przez Puszczę Zielonkę, Poznań, Rogalinek i Manieczki, a potem przez klasztor w Lubiniu, Osiecznę, Leszno. Za Lesznem mija granicę z Województwem lubuskim i idzie dalej aż do Głogowa. Razem ma 232 km.

Główną wytyczną dla przebiegu szlaku były kościoły św. Jakuba. Jeśli jakiś znajduje się w okolicy, to wiadomo, że należy do niego wstąpić. Na trasie z Gniezna do Leszna było ich trzy: w Murowanej Goślinie, w Głuszynie w Poznaniu i w Żabnie.

wnętrze kościoła św. Jakuba w Murowanej Goślinie

Oprócz tego dla twórców ważne było odtworzenie starych szlaków pielgrzymkowych. Osoby zaangażowane w odtworzenie szlaku szukały dróg – dziś często będących drogami polnymi – historycznych, wytyczonych i używanych przed wiekami.

Wielokrotnie camino wykorzystuje też inne wytyczone szlaki – biegnie Cysterskim Szlakiem Rowerowym, a na południu województwa dobrze mi znanym Ziemiańskim Szlakiem Rowerowym.

Szlak przebiega przede wszystkim przez drogi polne i rzadko uczęszczane drogi między wioskami. Zdarzają się momenty, że biegnie po głównej drodze do miasteczka, ale należy to raczej do rzadkości. Widać, że twórcy bardzo się starali, by szlak był spokojny. Wszędzie dałyśmy radę przejechać z wózkiem dziecięcym i tylko dwukrotnie był to problem – w lesie było powalone drzewo, kiedy indziej ścieżka była tak rzadko uczęszczana, że zarosła i trzeba było się przepychać.

jeden z trudniejszych fragmentów szlaku – między Braciszewem i Rzegnowem

Informacje praktyczne na temat pokonywanych odcinków i miejsc noclegowych, oraz o tym jak się wędruje z dwulatką znajdziecie pod koniec artykułu. Ja jednak nie mogę się doczekać, aż napiszę wam o radości, jaką jest odkrywanie wielkopolskich – tak mi samej bliskich – ziem. O zaglądaniu do kościołów i pałaców, które mijało się setki razy, a których nigdy się nie widziało. I o Puszczy Zielonce, którą – mimo że mieszkałam trzy lata w Poznaniu – odwiedziłam dopiero drugi raz.

W myślach podzieliłam sobie nasz szlak na tematyczne krainy. Każda zasługuje na osobny artykuł, dwa z nich już te artykuły mają. Poczytajcie o wielkopolskich krainach.

Kraina pierwsza: Gniezno, Lednica i ziemie pierwszych Piastów

Dojeżdżamy do Gniezna i z niepokojem patrzymy na zachmurzone deszczowe niebo. Trochę się chyba boimy. Byle chmurka łatwo może stać się pretekstem by jednak odpuścić. By zwiedzić miasto pierwszych Piastów i wracać do domu. Bardzo łatwo byłoby nas wtedy zmanipulować. Powiedzieć: dajcie spokój i my byśmy dały. Tym samym zrobiłybyśmy największy błąd tego roku.

Wędrówkę zaczęłyśmy w bardzo symbolicznym miejscu, jakim jest Wzgórze Lecha w Gnieźnie i bazylika św. Wojciecha. Zrobiłyśmy pamiątkowe zdjęcie i ruszyłyśmy w trasę przez ziemie zamieszkane już dwanaście wieków temu.

Gdzie zaczyna się Wielkopolska Droga św. Jakuba?

W rozmowach z osobami, które zajmują się szlakiem jakubowym wynikło nieporozumienie

– gdzie rozpoczyna się Wielkopolska Droga św. Jakuba? W Gnieźnie – tak jak idę czy może już wcześniej w Mogilnie, gdzie zresztą znajduje się kościół św. Jakuba.

To prawda – szlak św. Jakuba w Wielkopolsce rozpoczyna się w Mogilnie. Jednak odcinek camino z Mogilna do Gniezna nazywa się Szlak Piastowski wytyczony został niezależnie od Wielkopolskiej drogi św. Jakuba, która rozpoczyna się w Gnieźnie. Innymi słowy – idąc z Torunia najpierw idziecie Szlakiem Piastowskim, a potem Wielkopolską Drogą św. Jakuba. W informacji turystycznej w Gnieźnie dostaniecie świetny folder o szlaku w Powiecie Gniezno.

Minęłyśmy Jezioro Jelonek, cmentarz i przez osiedle domków jednorodzinnych bardzo szybko wyszłyśmy z miasta, by polami iść w stronę Jeziora Lednickiego. To było nasze pierwsze zetknięcie z gnieźnieńską spokojną wsią, która w ten weekend sprawiała wrażenie wymarłej. W Braciszewie weszłyśmy do wiejskiego sklepu, przed którym urządziłyśmy piknik. Stąd malowniczą polną drogą szłyśmy do Rzegnowa, a następnie do Żydówka.

pierwsza przerwa na szlaku i typowy obiad pielgrzymek

Kury! Jeśli spytacie mnie, co mi się kojarzy z tymi wioskami, to przede wszystkim gospodarstwa ze stadami kur. Było ich pięćdziesiąt, sto, może nawet dwieście – ilości, których do samego Leszna już nie spotykałyśmy. Te dzióbały w ziemi, wchodziły na drogę i uciekały przed kogutami. Kora przyglądała im się ciekawie, a potem sama uciekała, powtarzając samej sobie „nie bój się, nie bój się”.

Z Żydówka trasa zaprowadziła nas nad jedno z najsłynniejszych polskich jezior. To Jezioro Lednickie, na którego wyspie znajduje się Ostrów Lednicki – prawdopodobne miejsce chrztu Mieszka I. To miejsce jest ważne dla samych pielgrzymów – została tu odnaleziona najstarsza na ziemiach polskich muszla św. Jakuba, o czym przeczytacie w osobnym artykule.

Nad Jeziorem Lednickim rozgościły się restauracje i atrakcje turystyczne, przede wszystkim Wielkopolski Park Etnograficzny. W jego sklepiku kupicie wydawnictwa o jakubowym szlaku.

Z kolei Waliszewo – wioska nad samym brzegiem – okazała się niezwykle przyjemną miejscowością wypoczynkową. Dumnie stojący tu drewniany kościół pilnuje miejscowego placu zabaw, na którym szalała Kora.

Szlak okrąża jezioro i prowadzi do nieciekawych Imiołek, gdzie ogródki działkowe wchodzą do samego jeziora, skutecznie psując ekosystem, a następnie na Pola Lednickie, gdzie znajduje się słynna Brama Ryba i gdzie odbywa się coroczny zjazd Lednica 2000. Pola Lednickie to najmniejsza wieś w Wielkopolsce. Są tutaj zameldowane dwie osoby.

Kilka godzin spędziłyśmy na Polach Lednickich, zajadając ciasto, przeglądając książki w księgarni i spacerując po terenie. To tu nasz pierwszy raz. Stąd wędrujemy dalej. Przez małe miejscowości Skrzetuszewo (jest sklep!), Głębokie, gdzie znaleziono bullę Krzywoustego, Charzewo, Sroczyn i Turostowo, gdzie w jeziorze moczymy stopy. Tu żegnamy pierwszą krainę i wchodzimy do Puszczy Zielonki – na najpiękniejszy fragment wielkopolskiego camino. Przeszłyśmy 40 km.

Pałac w Głębokim

Więcej o związkach Wielkopolskiej drogi św. Jakuba i Szlaku piastowskiego przeczytacie po kliknięciu poniższego linku.

Kraina druga: Puszcza Zielonka i drewniane kościoły

W końcu las – najprzyjemniejszy etap wędrówki. Tu roznosi się kojący zapach drzew, na drodze spotykamy sarny, a gdzieniegdzie rosną grzyby.

Puszcza Zielonka, to najwspanialsze, co Poznań ma u swoich wrót. To największy i najbardziej dziewiczy las w okolicy miasta. Mieszany, głównie liściasty, kładzie piękne cienie na leśnej ściółce. Nic dziwnego, że jest źródłem legend i opowieści.

Kora sprawdza jakich opowieści

Warto zacząć opowieść od Dąbrówki Kościelnej – urokliwej wioski, gdzie spędziłyśmy noc i gdzie centralny punkt stanowi Sanktuarium Matki Bożej Dąbrowieckiej. Wokół kościoła na wzgórzu usytuowała się cała miejscowość, zupełnie jakby domy kłaniały się świątyni. Przed wejściem stoi on – św. Jakub Apostoł z psem i obowiązkową muszlą. U stóp kościoła jest też przyjemna wiata i punkt odpoczynku.

Przez puszczę idziemy starą zabytkową drogą. Przechodzimy przez wieś Głęboczek – najpiękniejszą wioskę na szlaku i po kilku godzinach dochodzimy do Murowanej Gośliny. Bez dwóch zdań ten spacer był najlepszy fragment!

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że Murowana Goślina należy do urokliwych miasteczek Wielkopolski. Ma jednak dwa miejsca, które zasługują na podkreślenie.

Po pierwsze – to tu znajduje się pierwszy na szlaku kościół św. Jakuba. I to nie byle gdzie, bo na samym Rynku.

Po drugie – jeśli będziecie tu w weekend z dziećmi, to zajrzyjcie do Parku Dzieje. Jest to park widowisk, w którym możemy obejrzeć przedstawienia dotyczące historii Polski. Póki co park jest niewielki, ale dowiedziałam się w nim niesamowitej rzeczy – moja niespełna dwuletnia córka jest gotowa na pójście do teatru! Patrzyła, jak oczarowana.

Szlak biegnie dalej do małej, ale pełnej opowieści miejscowości, jaką są Owińska. Nie dość, że jest tu duży zabytkowy pałac z ogrodem, to jeszcze po przeciwnej stronie ulicy znajduje się klasztor pocysterski, a przy nim pierwszy w Polsce Park Orientacji Przestrzennej i Ogród Zabaw dla niewidomych dzieci.

Park w wakacje otwarty jest dla osób z zewnątrz i jest najlepszym, największym placem zabaw, jaki kiedykolwiek widziałam. Nie dość, że jest tu mnóstwo tradycyjnych zabawek, to jeszcze są równoważnie, zabawki dźwiękowe, tory przeszkód – wspaniałe miejsce, które służą niewidomym, ale zdecydowanie rozwijają też motorykę pozostałych dzieci.

Owińska są tak fascynującą miejscowością, że na pewno do niej wrócę na dokładniejsze zwiedzanie. Tymczasem wracamy do puszczy.

Kolejną atrakcją jest zdobycie najwyższego szczytu Puszczy Zielonki. To Dziewicza Góra, wokół której powstała nowoczesna infrastruktura służąca do wypoczynku i lekcji w terenie. Na szczycie góry znajduje się wysoka wieża widokowa z widokiem na cały Poznań i przede wszystkim – na piękny las.

Puszcza Zielonka znana jest ze swojego szlaku kościołów. Szlak Kościołów Drewnianych wokół Puszczy Zielonki to 12 kościołów, z których dwa znajdują się na Camino – w Kicinie i Wierzenicy. Od zawsze mam słabość do drewnianych kościołów. Do niedawna kojarzyłam je przede wszystkim z Małopolską. Tymczasem w czasie przejścia wielkopolskiego camino ze zdziwieniem odkryłam, jak wiele drewnianych kościołów jest w Wielkopolsce. Widzieliśmy już trzy. Przed nami kolejne.

Przeszłyśmy 85 kilometrów.

Kraina trzecia: Poznań – tysiącletnia stolica

Ciekawiło mnie to. Jak szlak wchodzi do dużego miasta. Czy prowadzi nieciekawą drogą między hurtowniami? Czy może szuka bocznych ścieżek i małych uliczek?

Szlak św. Jakuba wchodzi do Poznania wyśmienicie, bo jeziorami.

Wpierw lasem prowadzi na brzeg Jeziora Swarzędzkiego, potem stawami Antoninek i Młyńskim idzie tyłami zoo nad Jezioro Maltańskie.

Uwielbiam Poznań. Mieszkałam tu trzy lata podczas studiów i jak typowa włóczykijka odkrywałam jego uliczki, kamienice i knajpy. Dziś – dziesięć lat później – trudno mi poznać miasto. Jest rewelacyjnie hipstersko-nowoczesno-świadome, a zmiany widoczne są z miesiąca na miesiąc. W Poznaniu jest niesamowita energia do działania. Czy to spuścizna zaboru pruskiego czy po prostu „Wielkopolanie tak mają” – nie wiem. Widzę jednak, że miasto żyje i jest w tym życiu szczęśliwe.

O wejściu średniowiecznego Poznania w XXI wiek napisałam osobny długi tekst, do którego was zapraszam. Na blogu znajdziecie też artykuł “Poznań: atrakcje dla dzieci“, który jak najbardziej warto przeczytać. Tymczasem wróćmy na szlak.

Po przejściu lewego brzegu Malty dochodzimy do romańskiego kościoła św. Jana – jednego z najstarszych kościołów w Polsce. Tam skręcamy na południe i przez 8 kilometrów idziemy brzegiem Warty.

Nie rozumiem tego fragmentu. Gdyby to zależało ode mnie, to dodałabym te trzy kilometry i skręciła na Ostrów Tumski do katedry, a potem na Rynek i poznańskiej Fary. Tak zresztą zrobiłam ja, wykorzystując pobyt w Poznaniu do zwiedzenia miasta. Jeśli nie jesteście z Poznania, to ominięcie jednego z najpiękniejszych polskich rynków, byłoby wielką szkodą.

Brzegiem Warty, mijając blokowiska prawego brzegu Warty, dochodzimy do Głuszyny – dziś dzielnicy Poznania, ale ciągle z bardzo wyraźną atmosferą wsi. Wyraźnie widać, że wieś długo należała do kościoła – na środku głównego placu stoi XIII-wieczny kościół św. Jakuba.

Za Głuszyną skręcamy w pole i na polnych ścieżkach i z rzadka uczęszczanych szosach zostajemy do końca dnia. Weszłyśmy do krainy czwartej.

Przeszłyśmy 100 km!

Kraina czwarta: Ziemiańskie posiadłości południowej Wielkopolski

Jeśli spytacie mnie, co znajduje się na południe od Poznania, to odpowiem, że Wielkopolski Park Narodowy.

A jeszcze bardziej na południe? To kraina wielkich posiadłości ziemskich.

Większość terenu zajmują pola uprawne, a we wsiach nie witają nas już tylko kościoły. Tu na pierwszy plan wysuwają się posiadłości. Te zamieszkałe w czasach nam współczesnych, jak pałac w Sowińcu (obecnie wystawiony na sprzedaż za 50 mln złotych!), jak i te historyczne. Przyjrzyjmy im się lepiej.

Pałac w Rogalinie – najwspanialszy z podpoznańskich pałaców

Polami dochodzimy do Rogalinka, gdzie znajduje się urokliwy drewniany kościół. Warto by ci, którzy nie znają okolicy, zboczyli w tym miejscu z trasy, by zobaczyć najsłynniejszy i najpiękniejszy z wielkopolskich pałaców – Pałac w Rogalinie.

Rogalin to perła naszego województwa, w którym nie dość że znajduje się piękny pałac, nie dość że ma fantastyczny kościół wybudowany na wzór starożytnej świątyni, to jeszcze znajduje się tutaj znakomita galeria polskiego malarstwa i najstarszy polski dąb.

Po powrocie na szlak idziemy przez rogatki Mosiny i wspomniany już Sowiniec do Żabna. Tu ponownie czeka na nas drewniany kościół – trzeci i ostatni kościół św. Jakuba na naszej trasie. Wyczerpane wbiegamy do restauracji, a zwykła zupa pomidorowa okazuje się najwspanialszym posiłkiem.

Z Żabna piękny szlak prowadzi przy starym protestanckim cmentarzu za murami, wchodzi do lasu, a dalej prowadzi starymi malowniczymi alejami. Pewnie niedługo przygotuję materiał o najpiękniejszych miejscach na jakubowym szlaku i te aleje zdecydowanie się tam znajdą. Dochodzimy nimi do Przylepek, gdzie znajduje się kolejny pałac – tym razem opuszczona własność Kazimierza Chłapowskiego – syna wielkopolskiego bohatera, o którym więcej napiszę za chwilę. Stąd blisko już do Manieczek.

Słyszeliście o Manieczkach? To wioska muzyki – tu znajduje się swego czasu najpopularniejsza w Wielkopolsce dyskoteka. Ale dla historii ważniejszy jest tutejszy dwór, który należał do Józefa Wybickiego, twórcy hymnu polskiego. Dziś niestety mieszczące się tu kiedyś muzeum jest zamknięte. My idziemy dalej.

Szlak prowadzi przez Krzyżanowo (jest pałac), Błociszewo (pałac i to piękny! A do tego drewniany kościół) i Rąbiń, w którym znajduje się nekropolia rodziny Chłapowskich, w tym Dezyderego Chłapowskiego – jednego z najważniejszych Wielkopolan, którzy przyczynili się do rozwoju regionu, reformy rolnictwa, a jednocześnie czynnie walczył o odzyskanie przez Polski niepodległości. Stąd polami dochodzimy do Dalewa i Mościszek, w których jest – zgadnijcie – pałac.

Mościszki są dla mnie granicą ziemiańskiej krainy czwartej i krainy piątej, która jawi mi się pod znakiem jezior. Jesteśmy już w końcu na Pojezierzu Leszczyńskim, a pałac w Mościszkach leży nad Jeziorem Mórka. Jednak zanim skoczę do kolejnego punktu, wspomnę, że blisko jest miejsce, do którego warto odbić ze szlaku i brzegiem jeziora przejść się do Cichowa. Nie dość, że czeka tam na nas strawa i miejsca noclegowe (Cichowo to miejscowość wypoczynkowa), to jeszcze znajduje się tutaj pierwszy w Polsce skansen filmowy, w którym zostały umieszczone budynki, które grały w filmie „Pan Tadeusz”. Tym pięknym akcentem zamykam rozdział o Wielkopolsce ziemiańskiej.

Przeszłyśmy 145 km.

Kraina piąta: Jeziora i klasztory Pojezierza Leszczyńskiego

Nie musimy z Cichowa wracać do Mościszek. Wioska znajduje się tylko trzy kilometry od kolejnej miejscowości na szlaku – Bieżynia, gdzie spałyśmy i gdzie przywitał nas najwspanialszy wschód słońca w tej podróży.

Nie było jeszcze siódmej rano, gdy doszłyśmy do bram Opactwa Benedyktynów w Lubiniu – jednego z dwóch klasztorów, które miałyśmy odwiedzić tego dnia.

Bardzo dobrze znam klasztor w Lubiniu. Nie wspomniałam wcześniej, ale jestem tu „u siebie”. W mijanych dzień wcześniej Mościszkach moja rodzina miała dom letniskowy – swoistą hygge z kominkiem. Tu biegałam jako dzieciak, a w niedziele jeździłam na mszę do Lubinia.

Klasztor w Lubiniu jest zresztą jednym z najważniejszych i najcenniejszych opactw w Wielkopolsce. Tutaj prawdopodobnie swoją kronikę pisał Gall Anonim. Między innymi ten fakt sprawia, że klasztor znajduje się na Szlaku Piastowskim. Jest też na Szlaku Zabytków Romańskich, Szlaku Adama Mickiewicza i oczywiście na naszym – Wielkopolskim Szlaku św. Jakuba.

Lasem wędrujemy do miasteczka Krzywiń, które przez wieki było miastem prywatnym zakonu benedyktynów, których ślad można dojrzeć w kościele św. Michała z XV wieku. Tu na niewielkim placu rozłożyła się budka z lodami, co pomogło mi przypomnieć Korci, że fajnie jest z mamą na camino.

Z Krzywinia skręcamy do Miąskowa i Świerczyny. To niestety najmniej ciekawa, najbardziej żmudna część szlaku. Tak jak wcześniej prowadził on głównie po bocznych drogach i leśnych ścieżkach, tak tu niestety musimy iść przez środek wsi. Mijamy oczywiście jeziora – Świerczyńskie Wielkie i Małe, dwa mniejsze zbiorniki wodne. Wrażenie robi na nas piękny drewniany kościół ze znakomitym polichromowanym wnętrzem. Świerczyna znajduje się tylko 10 km od Leszna, a nigdy wcześniej w nim nie byłam. Zapewniam, że jest przepiękny i od dziś będę go promować przy każdej okazji.

Ze Świerczyny do Osiecznej wiedzie kręta, dość niebezpieczna droga. Po półtora godzinie dochodzimy do miasteczka.

Osieczna to najpiękniejsze miasteczko, które odwiedzamy na wielkopolskim camino. Oczywiście jest tu ładne jezioro, na którego brzegu rozgościł się zamek – dziś wykorzystywany jako sanatorium.

Nieopodal urokliwego Rynku stoi klasztor franciszkanów, z gustownym wnętrzem z drewnianymi ołtarzami i amboną.

Ale dziś najbardziej promowaną atrakcją Osiecznej są trzy wiatraki koźlaki i Muzeum Młynarstwa i Rolnictwa. Słusznie. Miejsce jest niezwykle urokliwe, a dodając wszystkie pozostałe atrakcje, okazuje się, że Osieczna jest jednym z najciekawszych miasteczek w Polsce. Oczywiście musiałam dożyć trzydziestki, by ją docenić.

O Osiecznej, Lubiniu, Cichowie i innych rewelacjach południowej Wielkopolski pisałam w zeszłym roku osobny tekst. Zajrzyjcie do niego i zaplanujcie weekendową wycieczkę.

Z Osiecznej idziemy lasem osiem kilometrów. I stało się. Zobaczyłyśmy Leszno. Doszłyśmy!

Kraina szósta: Leszno po królewsku. I co dalej

Nie zatrzymałyśmy się na rogatkach. Przeszłyśmy obok bloku moich rodziców i obok ławki, na której urodził się pomysł przejścia Wielkopolskiej Drogi św. Jakuba. To jedyne miejsce na całej trasie, gdzie aleja dostała oficjalną nazwę „Droga św. Jakuba”.

Przeszłyśmy obok mojego bloku, który też widoczny jest ze szlaku. I doszłyśmy na Rynek. Tam, na przepięknym leszczyńskim placu z barokowym ratuszem, ogródkami i parasolkami, usiadłyśmy na obiad i Aperol Spritzem uczciłyśmy przejście.

Zrobiłyśmy to! Przeszłyśmy 190 km z Gniezna do Leszna. Razem ze zwiedzaniem i zbaczaniem ze szlaku to prawie 250 km! Na piechotę, z niespełna dwuletnią dziewczynką!

Pytacie mnie co dalej. Wrzuciłam pielgrzymi strój do pralki, a plecak rozpakowałam. Jednak ostrzegają mnie, że nie ma czegoś takiego, jak „życie po szlaku”. Camino już teraz mnie woła, a ja spoglądam na mapy i zastanawiam się, ile czasu potrzebuję, by dojść do Wschowy, do Głogowa, gdzie oficjalnie kończy się wielkopolska część szlaku i jak długo bym szła po Dolnośląskiej Drodze św. Jakuba.

Planuję wrócić na szlak. Jego przejście to najwspanialsza podróżnicza przygoda tego roku, a przecież byłam np. w Omanie. Camino jest rewelacyjnym dowodem na to, że nie trzeba za miliony monet jechać na koniec świata, by coś przeżyć. Czasem wystarczy wziąć kijki i dziecko pod pachę i wyjść z domu. Na camino!

A co z dzieckiem? Jak Korze się szło po drodze św. Jakuba?

Kora budzi się rano i krzyczy „na camino!”, a ja muszę jej odpowiedzieć, że nie. Że dzisiaj już nie idziemy.

Znajduje w kącie pokoju kijki i zaczyna z nimi chodzić. Do plecaka pakuje swoje tubki i chrupki do przegryzania. Chce nalać wodę.

Dwuletnie dziecko po kilku dniach jest przyzwyczajone do życia na szlaku. Kora zresztą od urodzenia przyzwyczajana jest do częstych podróży. Zauważyłam, że co prawda najdłużej i najgłębiej śpi w domu, ale nie wiąże się to z nieprzespanymi nocami w podróży: po prostu zamiast 12 godzin, śpi 10 godzin, a odsypia potem w wózku na szlaku. Ewentualnie budzi nas przed piątą, dzięki czemu nasz szlak wygląda tak:

Ze względu na Korę zdecydowałyśmy się na pokonywanie 20 km dziennie i to był dobry wybór. Dłuższa trasa sprawiłaby, że Kora byłaby znudzona i marudna.

W czasie spaceru Kora na zmianę: jest w wózku, w nosidle lub po prostu chodzi na własnych nóżkach. Ta ostatnia opcja sprawia, że poruszamy się z szybkością 500 metrów na godzinę, ale jest niezwykle ważna. Kora chce chodzić! Naśladuje nas i macha kijkami. Szuka na drzewach muszli – znaków Camino – i szczęśliwa je pokazuje. Czasem pcha też wózek.

Staramy się zapewnić jej rozrywkę, zwłaszcza gdy jedzie w wózku. Śpiewamy wtedy piosenki, pokazujemy książeczki, uczymy „kocha-nie kocha” na liściach akacji i zabawiamy zabawkami. Mamy mnóstwo przekąsek, które służą nie tyle napełnieniu brzuszka, co zajęciu czasu. Świetnie sprawdzają się lizaki bez cukru, które potrafią zająć Młodą na kilkanaście minut. Można wtedy zrobić nawet półtora kilometra :D.

Oczywiście niezmiernie ważne są place zabaw, zwierzęta wiejskie i przerwy na lody. To one umilają dziecku czas i pozwalają zaspokoić energię.

W dużych miastach szukamy kawiarń i restauracji z kącikami dla dzieci. Korzystamy z basenów, a w muzeach szukamy dziecięcych tematów. Te ostatnie mnie ciągle zadziwiają i zaskakują, o czym możecie przeczytać np. w tekście o Poznaniu.

sala zabaw dla dzieci w Bramie Poznania

Kora najczęściej i najszybciej zasypia w nosidle ergonomicznym. Wtedy przenosimy ją do wózka, gdzie potrafi spać nawet dwie godziny. To wtedy pokonujemy większość wyznaczonej na dany dzień trasy.

Zapraszam też do artykułu o tym, co spakować dwuletniemu dziecku na wycieczkę. Tak na szlak, jak i na jakikolwiek inny wyjazd.

Ile dziennie przechodziłyśmy i dla kogo jest Wielkopolska Droga św. Jakuba?

My robiłyśmy małe fragmenty. 20 km dziennie to tempo raczej dziecięce lub dla osób starszych. Zdecydowałyśmy się na nie po pierwsze dlatego, że tyle znosiła Kora, która często szła na swoich nóżkach, a po drugie byłyśmy nastawione na zwiedzanie i odwiedzanie tak kościołów, jak i innych atrakcji na szlaku. Był to powód dlaczego Jezioro Lednicę robiłyśmy w dwa dni.

I wam to polecam. Nie musicie iść na całą trasę. Możecie wyjść w weekend i przejść tylko 40 km, a do samochodu wrócić pociągiem lub autobusem. Wędrowanie po szlaku to wspaniały sposób na dokładne poznanie Polski. Mnie wzięło. Ja na camino wrócę!

Wielkopolskie camino bierze udział w Mistrzostwach blogerów!

Podoba Ci się nasz szlak i jego opisanie? Zamiast gratulować, możesz coś dla mnie zrobić. Wejdź proszę na stronę Mistrzostw Blogerów i zagłosuj na mnie i Wielkopolskę w prestiżowym konkursie organizowanym przez Polską Organizację Turystyczną.

Pomoże to promować spędzanie czasu na camino, jak i samą Wielkopolskę.

I nie zapomnij podzielić się tekstem ze swoimi znajomymi. Zwłaszcza tym, którym idea wędrowania jest bliska.  Link do konkursu tutaj. Możesz głosować raz dziennie codziennie!

Noclegi i wyżywienie na Wielkopolskiej drodze św. Jakuba – informacje praktyczne

Już kilka osób mnie pytało o najważniejsze praktykalia – gdzie śpimy i co jemy na szlaku.

Nie wzięłyśmy namiotu. Szlak zaplanowałyśmy na dziesięć dni i potraktowałyśmy jako wycieczkę, na której śpimy w agroturystykach i hotelach. Kilka razy spotkałyśmy się z moim tatą, który pracuje na terenie Wielkopolski i ten nas zabrał samochodem na obiad czy podwiózł na nocleg do oddalonego od szlaku miejsca. Raz z powrotem na szlak podwiózł nas pracownik hotelu. W okolicy Poznania brałam też pod uwagę korzystanie z Ubera, ale nie było takiej potrzeby.

Nie ma problemu z bazą noclegową. W dużej części mijanych miejscowości są pokoje na wynajem, a niekiedy zdarzają się lepsze agroturystyki i hotele. Przy wyborze korzystałam z mapy polecanych agroturystyk na stronie Wielkopolska.travel.

Opisane miejsca są na super różnym poziomie: od luksusowego SPA, po brudny pokój bez łazienki. Zróbmy więc tak, jak portale rezerwacyjne i nadajmy kolejnym miejscom noclegowym gwiazdki jakości. Od * do *****. Przy czym gwiazdkuję nie luksus, a ogólny klimat i wygodę

Podaję wszystkie odwiedzone przez nas miejsca noclegowe. Obok krótka recenzja:

Muszę przyznać, że dziwi mnie podobieństwo cen agroturystyk. W Bieżyniu płaciłyśmy 40 zł za osobę w bardzo słabych warunkach. Tymczasem za 60 zł w Dąbrówce Kościelnej miałyśmy luksusy. 20 zł to niewiele, a różni miejsce, z którego chce się uciekać, od takiego, gdzie chętnie spędziłoby się kilka dni z rowerami.

! Lesznie spałam już we własnym mieszkaniu, ale mogę wam polecić nocleg w hotelu Antonińska, albo taniej w Wieniawa B&B. Pielgrzymów zapraszam też do siebie na couchsurfing. Napiszcie do mnie na Instagramie lub Facebooku i jeśli tylko będę, to przenocuję.

Nie spałam w Manieczkach, gdzie normalnie przypadłby nam nocleg, bo wtedy zrobiłyśmy przerwę na szlaku i wróciłyśmy do Leszna.

Nie nosiłyśmy dużej ilości jedzenia, słusznie wnioskując że każda knajpa na trasie będzie miłym pretekstem do odpoczynku. Zaznaczam jednak, że przy tempie 20 km dziennie, możecie przez całe godziny nie spotkać sklepu. Dla przykładu: po wyjściu z Gniezna pierwszy sklep spotkałyśmy po 7 kilometrach. Dwukrotnie zdarzyło się, że przez cały dzień nie było żadnego baru czy restauracji i musieliśmy do nich podejść 2-3 km.

Pamiętajcie, by zawsze mieć przy sobie butelkę wody i przynajmniej kilka batoników musli czy inną przekąskę.

I co wy na to? Podobał wam się szlak? Wybierzecie się teraz wy? Gorąco do tego zachęcam. Ja tymczasem kontynuuję pisanie i opowieści o camino. Mam tyle do opowiedzenia.

Materiał powstał w ramach konkursu #Mistrzostwablogerow #visitpoland. Za współpracę dziękuję Wielkopolskiej Organizacji Turystycznej, która poratowała noclegami, poradami. Szczególnie dziękuję Jackowi, który na co dzień wspierał mnie i dopingował. Mamie i Korze dziękuję za to, że były tak wspaniałymi towarzyszkami podróży. Głosujcie na nas w Mistrzostwach blogerów. A tekst pokażcie znajomym. 🙂

Exit mobile version