Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Wenecja bez tłumów. Jak zwiedzać najsłynniejsze miasto Europy

Będzie to historia dawna. Sprzed założenia bloga, a nawet nowej ery pod hasłem rodzina. Jest to jednak temat tak bliski memu sercu, że trudno mi go w końcu jakoś tu nie wpleść, tym bardziej, że kombinuję tak, by najsłynniejsze miasto Europy ugryźć niedługo z dziećmi na pokładzie. Pod koniec studiów przez pół roku szlajałam się po Veneto, a Wenecja była obowiązkowym punktem do odwiedzenia co około dwa dni. W moich spacerach po mieście nie było żadnej systematyki, ani przewodnika w ręku. Oglądałam, wąchałam, błądziłam, podziwiałam. Starałam się jak najczęściej iść nie tam, gdzie wskazywały drogowskazy RIALTO, SAN MARCO, bo interesowała mnie Wenecja bez tłumów.

Zobacz też: Jedziesz do Włoch? Kup program podróży!

Wenecja: kiedy jechać, by zwiedzać bez tłumów.

Mam na dysku wiele kadrów, gdzie gdyby nie wiszące pranie, miałoby się wrażenie, że to zupełnie wymarłe miasto. Kiedy więc przyjechać? Wenecja bez tłumów to na pewno styczeń, po Trzech Króli, ale przed karnawałem. Jest trasa, na której turyści będą ZAWSZE. Czyli główna ścieżka na plac św. Marka (przed dworcem w lewo i zaraz w prawo, na most). Jeśli chce się dojść na plac to najlepiej przed dworcem skręcić w prawo na Ponte della Costituzione i dalej zachwycać się campi.

Wenecja rano. Miasto (jeszcze) żyje normalnym życiem.

W Wenecji jest tylko jeden plac (św.Marka), pozostałe skwery (a jest ich niepoliczalnie dużo) nazywają się campi. Życie tam toczy się rytmem mieszkańców. Rankiem na ławce staruszek będzie czytał gazetę. W porze obiadowej okoliczne knajpy wypełnią się tymi, którzy zjedzą pranzo przy kieliszku wina. Po południu spotkamy matki rozmawiające ze sobą, z siatkami zakupowymi w ręku i dzieci grające w piłkę przy niezabezpieczonym brzegu kanału (jakimś cudem do wody nie wpadają ani piłki, ani dzieci). W piątki o zmierzchu na Campo Ghetto Nuovo zobaczymy śpieszących się na szabat Żydów. A po zmroku pojawią się studenci przed barem ze szklanką szprycera w ręku (we Włoszech pije się na zewnątrz i na stojąco).

Cannaregio, ślad po Żydach.

Od dworca w lewo. Pięć minut i już. Tu przychodziłam, kiedy wpadałam do Wenecji na godzinę. Wiele cukierni z napisami “dolce ebraici” bardzo pomagały w tym wyborze. Ta część miasta, jest nie tyle najstarsza, ale najbardziej zaniedbana, nie wiele jest tu odnowionych budynków, mało muzeów, ale za to dużo starych drewnianych mostów, na które wchodząc dobrze odmawiać zdrowaśki w celach zapewniania sobie bezpieczeństwa.

Z klimatycznych obrazków można tu trafić jeszcze na powiew Bliskiego Wschodu, panów w luźnych spodniach, kipie na potylicy i z koralikami w ręku. Znaczy to zapewne że błądząc z zadartymi głowami dotarliśmy na Campo Ghetto Nuovo. Tak, tak, najsłynniejsze miasto Europy mieściło najstarsze getto, tu też odkryjemy etymologię tego słowa. „Gettare” z włoskiego znaczy „odlewać” i jest związane z cechem dzielnicy. W 1516 roku wyodrębniono to miejsce dla Żydów. Wydano nakaz przeprowadzki wszystkich wyznawców mojżeszowych mieszkających na wyspach laguny na wyspę nazwaną na potrzebę tego wydarzenia Ghetto Nuovo. Żydów zamieszkało tu wielu, również ofiar  dekretów z 1492 roku w Hiszpanii i 1497 w Portugalii, nakazującym im opuszczeniu Półwyspu Iberyjskiego.

Mieszkańcy getta mogli uczestniczyć w życiu Wenecji, ale z żółtymi opaskami na lewym przedramieniu (mężczyźni) lub żółtych chustach (kobiety). Wyznawanie religii mojżeszowej nie było zakazane, ale nie było możliwości budowy synagogi, dlatego lokalizowano je tam, gdzie było miejsce, w mieszkaniach, na ostatnich piętrach, po to by nikt nie chodził po suficie domu modlitwy. Synagog było pięć, każda gromadząca inną narodowość: włoska, hiszpańska, niemiecka, lewantyńska oraz synagoga Canton, jedni chcą by jej nazwa pochodziła od rodziny Canton, inni uważają że od słowa canton, które w dialekcie Veneto oznacza róg, w tym wypadku róg getta, w którym znajduje się budynek mieszczący synagogę. Wszystkie pięć synagog można zwiedzić za symboliczne parę euro z przewodnikiem (mówią w językach różnych, najlepiej jest jednak mówić po włosku. Zwiększa to prawdopodobieństwo wyłączności osoby oprowadzającej.

Arsenał w Wenecji, czyli dawna stocznia.

Kolejnym miejscem, gdzie Wenecja bez tłumu się pokazuje, jest dzielnica Arsenał. Tu była stocznia, w której produkowano okręty wojenne i statki handlowe dla Republiki Weneckiej. Dziś w dawnych magazynach organizowane są wystawy przy okazji Biennale. Jest to doskonała przestrzeń ekspozycyjna, zupełnie inna od kanałów i wąskich przestrzeni.

Po części mieszkalnej uwielbiałam spacerować w zalane słońcem styczniowe poranki, kiedy nie było tu (dosłownie) nikogo.

Wenecja. Najsłynniejsze miasto Europy.

Uwielbiam odkrywać Wenecję ze wspomnieniami Josifa Brodskiego w ręku, czy szukać  zakamarków rodem ze “Śmierci w Wenecji” Tomasz Manna. To moje ukochane tematy literackie w mieście, bardzo dobrze opisujące co tam i jak tam. Na przykład w “Znaku Wodnym”:

“Jak to miasto wygląda w zimie? Chciałem im opowiedzieć o acqua alta; o rozmaitych odcieniach szarości za oknem, gdy siedzi się przy śniadaniu w hotelu, mając wokół ciszę i poranną kredową bladość twarzy par w podróży poślubnej; o gołębiach, których ukryte ciągoty architektoniczne każą im nadawać dodatkowy akcent każdemu łukowi i gzymsowi miejscowego baroku, o samotnym pomniku Francesco Queriniego i jego dwóch psów eskimoskich, rzeźbionych w kamieniu z Istrii o bieli podobnej pewniej do tej, którą widział tuż przed skonaniem w czasie swojej feralnej wyprawy do bieguna północnego, a teraz słuchającym szumu zawsze zielonych drzew w Giardini w towarzystwie Wagnera i Carducciego; o wróblu śmiałku, przycupniętym na kołyszącym się falach ostrzu gondoli, ze zmąconą przez sirocco, mokrą nieskończonością w tle. Nie – pomyślałem sobie, patrząc na ich zblazowane, choć w tej chwili zaciekawione twarze – to nic nie da”.

Generalnie jest tak, że jeśli nie będziesz podążać za wskazówkami dojścia na plac to najpewniej trafisz w niejedną ślepą uliczkę lub przesmyk tak niski, że będziesz się musiał pokłonić się Wenecji w pas by przejść. Nie poleca się więc chodzenia po takich dróżkach z wiecznie zadartą głową.

Ale Oczywiście, że nie da się inaczej, trzeba zobaczyć plac św. Marka, to niesamowite wrażenie że jest się jakby na dziedzińcu Meczetu Omajjadów w Damaszku, do którego najsłynniejszy plac północnych Włoch jest bardzo podobny. Zrobić zdjęcie gondoli zacumowanych przy tymże placu z widokiem na San Giorgio Maggiore na drugim planie,  wystać swoje w kolejce, by chłonąć złoto we wnętrzu bazyliki. Wenecja bez tłumów nawet tam jest możliwa.

Zobacz też:

Artykuł ukazał się początkowo na blogu Podróżująca rodzina.

Exit mobile version