Werona to idealny one-day-trip z Wenecji czy Padwy. A Castelvecchio to klasyka dobrego gatunku muzealniczego.
Mieszkając przez pół roku w Veneto w każdą sobotę jeździłam we Wzgórza Euganejskie, a w niedzielę wyruszałam pociągiem na eksplorację miast. W pewien grudniowy w’end przyszła pora, by powiedzieć: Werona. Mój romantyzm nie sięga Szekspira, zatem nie ciągnęło mnie na balkon Julii (choć tam wpadłam). Darzę za to wielką miłością geometryczną architekturę i dobrze oświetlone zabytki, więc głównym celem mojej wizyty w Weronie było muzeum Castelvecchio. Ponieważ muzeum jest duże, a ja mam przywarę dociekania, wizyta w Weronie została zdominowana przez ten przybytek.
Castelvecchio historia.
Olbrzymi zamek mieszczący jedno z najlepszych muzeów w Veneto został zbudowany przez Cangrande II w połowie XIVw. Wiele części średniowiecznego kompleksu zgrabnie połączył pasażami, korytarzami i schodami wirtuoz architektury Carlo Scarpa na przełomie lat 50. i 60. XXw. Artysta znany jest z tego, iż przebudowuje obiekty przeszłości całkowicie zachowując ich styl i eksponując przywary.
Na parterze mieści się galeria rzeźb, ustawionych przy oknach w taki sposób, iż w słoneczny dzień są tworzą idealną ferie cieni. Znajdują się tu również inne obiekty rzymskie i wczesnochrześcijańskie.
Następnie przechodzimy do wystaw malarstwa, ceramiki, zbrojowni i biżuterii. Przejścia między salami są symetryczne względem siebie, światło już sztuczne.
Najbardziej rozpoznawalnym elementem muzeum jest czternastowieczny pomnik konny Cangrande, niegdyś zdobiący jego nagrobek. Scarpa zaprojektował pod niego klatkę schodową i ustawił w taki sposób, by zwiedzający mogli go obejrzeć z każdej strony. W znalezieniu idealnej perpektywy pomogło mu wykonanie 635 rysunków.
Oddechem od wystaw są liczne tarasy i balkony, zadaszone i nie korytarze, mury, baszty i wieże z których podziwiać można rzekę Adygę oraz panoramę miasta.
Po obejrzeniu każdego kąta w Castelvecchio i zagadywaniu pracowników (którzy są historykami sztuki i archeologami, a nie pracownikami firmy ochroniarskiej) starczyło mi dnia jedynie na przejście po centrum Werony.
Werona – na co starczyło mi dnia?
Wspięłam się na Torre dei Lamberti, która ma 84 metry wysokości. Jej lokalizacja jest bardzo centralna, przy piazza Erbe, antycznym Forum Romanum. Na wieży zainstalowane są dwa dzwony. Marangona sygnalizujący pożary, oraz Rengo używany do mobilizacji wojskowej lub zwoływania na zebranie Rady Miejskiej.
Pobiegałam na około trzeciej największej (po Rzymie i Kapui) rzymskiej Areny, wybudowanej w 30r. Zmieścić się tu mogła w czasach rzymskich cała Werona, a na tutejsze walki gladiatorów ściągali widzowie z całego Wenecji Euganejskiej. W późniejszych czasach odbywały się tu publiczne egzekucje, walki byków, targi. Sztuki teatralne i opery wystawiane są również w dzisiejszych czasach.
Zajrzałam do starej gospody z XIIIw., w której zorganizowano muzeum Casa di Giuletta. Historia kochanków z Werony została spisana przez Luigiego da Porto z Vicenzy w latach 20. XVIw., na jej kanwie powstały liczne opery, dramaty i poematy. Turyści zrobili sobie ścianę płaczu i wtykają miłosne żale w mur na dziedzińcu.
Dogoniła mnie godzina pociągu powrotnego do Padwy, który oczywiście był opóźniony.
Artykuł ukazał się początkowo na blogu Podróżująca rodzina.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.