Spis treści
Włoska prowincja jest bardzo specyficzna. I piękna. Wyobraźcie sobie życie w najbardziej popularnym kraju na świecie, gdzie miliony turystów każdego dnia starają się o stolik w restauracjach, miejsce przy barze i powolnie spacerują po ulicach, którymi Wy podążacie do szkoły, pracy, czy na zakupy. Sklepy z marżami dla turystów, wysokie opłaty za nakrycie do stołu. Nie brzmi zachęcająco, i choć wiemy jakie są Włochy, to wciąż tam wracamy, bo nie bez powodu dla wielu jest to ukochane miejsce na naszej planecie. Doskonała kuchnia, wspaniała architektura, imponujące dzieła sztuki, nieodkryta jeszcze przyroda, urok małych miasteczek. To wszystko brzmi jak przepis na wakacje idealne. Co jednak zrobić, by nie poruszać się z tłumem, a poczuć trochę tej lokalności? Pokażemy Wam dziś nasz sposób na jedzenie w Italii, konkretnie na tapetę pójdzie kuchnia górnej Lombardii. Sprawdźcie gdzie zjeść w Colico i okolicy.
W artykule:
Zobacz też: Jezioro Como. Każdy zasługuje na jezioro marzeń!
Colico – ostatnia wioska nad Jeziorem Como.
Kiedy jechaliśmy pociągiem na północ z Mediolanu większość ludzi wysypała się w Varennie. Trochę nam kamień spadł z serca, ale wcale to nie znaczyło, że w Colico będziemy jedyni. Mało kto jest tak bardzo #slow w podróży jak my, jednak większość wybiera opcję jeden dzień jedno miasteczko. Gdybyśmy trafili do Colico na parę godzin, odwiedzilibyśmy forty, plażę miejską, port. Zjedlibyśmy w jednej z restauracji na placu otwartym na morze i pewnie byśmy byli trochę zawiedzeni, że znaleźliśmy w karcie (średniej jakości) burgery.
Co zjeść w Lombardii, czyli kuchnia w Colico
Trochę przewrotnie polecimy Wam parę miejsc zupełnie nie w Colico, ale w bliskiej okolicy. Wszędzie dojedziecie samochodem w 10 minut, a pieszo dojdziecie w nie więcej niż w godzinę. Okoliczności przyrody będą piękne, a smaki zaspokojone. Obiecujemy. Ważne – (tu, jak na caaaałej włoskiej prowincji od Sycylii po Turyn i Triest) działa zasada serwowania posiłków w określonych godzinach. Pranzo, czyli obiad je się od południa przez około dwie godziny, i potem restauracja otwierają swoje podwoje DOPIERO o 19 lub 19.30. To ważne. Co byście nie umarli z głodu. Bo ta przerwa również działa w sklepach, choć tylko do 16. Czasem też niektóre restauracje w jakiś dzień tygodnia są zamknięte. Wszystkie szczegóły podam niżej.
Kuchnia Lombardii górnej jest w wydaniu lokalnym mięsna i rybia. Liczne głębokie, czyste jeziora oraz dziewicze lasy dają mnóstwo dobra, którymi można się posilić. Klimat jest tu łagodny, ale zima jest zimą, szczególnie w wyższych partiach. Jest tu więc syto i trochę tłusto. Tak górsko. Wszędzie rosną orzechy i kasztany (ta wersja jadalna) i też o te produkty często opiera się jadłospis.
Trattoria Posallo. Polenta, dziczyzna i ragu
Nasz wybór numer jeden. Ścieżka dojścia jest dość prosta – można zrobić nawet kółko, by nie wracać tą samą drogą. W opcji na górę przez Villatico i dalej na Posallo, z powrotem przez uroczą wioskę Fumiarga. Google pokazuje, że z dołu na górę idzie się 35 minut, myślę jednak, że raczej liczcie około godziny, okolica jest tak piękna, że nie da się jej przebiec. Trattoria Posallo to super opcja dla rodzin – jest tu pokaźny plac zabaw, piękny taras, ładny widok.
Jest ogrodzony zagonek z własnymi uprawami, w karcie ciekawe pozycje z dziczyzną. Klasyczna dla tej okolicy jest polenta, czyli taka trochę kasza z mąki kasztanowej, często zastępowana kukurydzianą. Kasztany (jadalne) rosną tu wszędzie i są maniakalnie zbierane przez miejscowych. Przepis jest dość prosty – po umyciu praży się na patelni przez 20 minut, na koniec można zalać czerwonym winem. Są również do zrobienia w piekarniku, lub na ognisku. A polenta to po prostu ugotowana na gęsto mąka, którą się kroi jak mamałygę. Jest idealnym dodatkiem do warzyw lub mięsa, koniecznie z sosikiem.
W karcie trattorii jest polenta na wiele sposobów, właściwie z każdym rodzajem mięs. Tu króluje dziczyzna, my wybraliśmy opcję z jelenia (carne do cervo). Ja wiem, że teraz jest moda na wege, szacunek do zwierząt przyjaciół i w ogóle, i może jestem niepoprawna politycznie, ale takiemu mięsu odmówić nie umiem. Może dlatego, że jestem archeologiem i znam historię ludzkości. Mięso jemy rzadko, ale to jest właśnie to wydanie, które nas powala, tym bardziej, że kuchnia górnej Lombardii jest właśnie tu. Spróbujcie koniecznie.
Drugim daniem, które zamówiliśmy, była włoska zupa, czyli pasta. Bo tu na primo piatto je się właśnie kluchy. Sania już zna się trochę na kuchni, więc przerwał panu recytację co można zjeść, gdy usłyszał słówko RAGU. Bo on tą opcję uwielbia. I właściwie wybrał świetnie. Bo nawet jeśli to dla Włochów przekąska, to umieją robić makaron bardzo smacznie.
Trattoria Posallo działa nawet krócej niż inne lokale, w godzinach 12-14 i potem 19-21.
Trattoria Bel Sit. Jagnięcina i biała ryba
Nasza druga opcja to Trattoria Bel Sit właściwie położona na tym samym szlaku, tylko trochę niżej. Według mapy spacer powinien zająć jedyne 30 minut. Na przeciwko restauracji znajduje się sklep z lokalnymi wyrobami – serami i wędlinami. Miejsce (jedno i drugie) położone jest przy stromej jezdni z pięknym widokiem na hale i jezioro. Trattoria Bel Sit otwarta jest od 12 do 14.30 i od 19 do 21.30, gości nie przyjmuje w środy. To opcja, która zostanie Wam na bank polecona, jeśli zapytacie miejscowych gdzie zjeść w Colico. Parę minut po dwunastej nagle pojawia się chmara lokalsów. Wszyscy jak jeden mąż biorą pranzo lavoro, czyli danie dnia. Kosztuje ono 11 euro. My trochę chyba przekombinowaliśmy i wzięliśmy dania z karty.
Wzięliśmy lokalne piwo, ja nie przepadam za tymi trunkami we Włoszech i Hiszpanii. Są one dla mnie bez wyrazu i za jasne. Piwne zaufanie mam raczej do Anglików i Irlandczyków.
Ja wzięłam rybę, określaną przez kelnera uparcie jako pesce bianco, czyli biała ryba. Nie dał się z siebie wydusić konkretnego gatunku. Białoryby to są słodkowodne, karpiowate stwory. Zwykle może to być ukleja, płoć, krąp lub leszcz, czyli te “gorszego sortu”. Jako dodatek była brejka szpinakowa, bardzo smaczna. Kuchnia górnej Lombardii to jednak są właśnie ryby, z Jeziora Como i innych. Musiałam się więc choć trochę nad nim pochylić. Ryba była świetna, właściwie tylko ją spróbowałam, bo bardzo zasmakowała też dzieciom, które prawie się biły o kolejne kąski.
Drugie danie na naszym stole to była jagnięcina, również dość typowa w kuchni górnej Lombardii. W towarzystwie tej samej papki, co nas odrobinę zawiodło. W tym momencie właśnie żałowaliśmy, że nie wzięliśmy pranzo, bo to jest właśnie to co pochłaniają miejscowi i co najlepiej schodzi w ciągu dnia. Jagnięcina było bardzo medium, jeśli chodzi o stopień wysmażenia.
Ristorante Osteria Robustello.
Tu trafiliśmy, ale nie zjedliśmy. Do tych włoskich godzin funkcjonowania sami nie umiemy się dostosować. Miejsce jest polecane w wielu miejscach, ale ma mało dzieciowe godziny otwarcia – w tygodniu 19-22.30, w poniedziałek zamknięte, w soboty 12-14.30 i wieczorem, a w niedzielę tylko wieczorem. To nam mocno pokrzyżowało plany, bo wieczorem kura Ida pada wcześnie, a też ciężko iść po ciemku pod górę z dziećmi. Z samochodem byłoby inaczej. Mapa pokazuje spacer na 40 minut. Jest ostro pod górę.
W samym Colico zjedliśmy jeden posiłek w restauracji Blue River w porcie, w dniu przyjazdu z braku laku i w dziwnej porze. Jest to jakaś opcja jeśli będziecie umierać z głodu, bo w długiej przerwie dostaniecie tam hamburgera i pizzę. Bardzo nietypowych przedstawicieli rozdziału “Kuchnia górnej Lombardii”
Zobacz też:
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca rodzina.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.