Jeśli obserwujcie Podróżującą Rodzinę na facebooku, to na pewno już wiecie, że napisałam przewodnik “Kazimierz Dolny, Lublin i okolice”. Ponieważ pisanie przewodników jest spełnieniem moich nastoletnich marzeń, chciałabym trochę to szczęście rozciągnąć i napisać o okolicznościach tej pracy.
Jak to się zaczęło.
Współpracę z Bezdrożami rozpoczęłam parę lat temu, gdy Sania miał niecały rok. Podróżowaliśmy po Mołdawii, byliśmy odcięci od internetu, a ja nie pisałam jeszcze bloga. Kiedy po paru dniach ściągnęłam pocztę dostałam złotą propozycję. Redaktorka najbardziej lubianego przeze mnie wydawnictwa podróżniczego napisała do mnie z ofertą pracy. Aktualizacja i dopisanie tras rowerowych po Bornholmie. Wyzwanie oczywiście podjęłam i po paru tygodniach siedzieliśmy już pod namiotem na bałtyckiej wyspie – ja, Sania i rodzice chrzestni potworka numer jeden.
Lubelszczyzna po raz pierwszy.
Kiedy Sania miał dwa lata Bezdroża się do mnie nie odezwały, ale znalazłam inne zlecenie przewodnikowe – napisałam o peregrynacjach po Ziemi Lubelskiej śladami kard. Stefana Wyszyńskiego. Współpracowałam z katolicką fundacją z Lublina. Co było bardzo nowym i ciekawym doświadczeniem. Tęskniłam jednak za przejrzystością pracy w profesjonalnych warunkach.
Przewodnik Kazimierz Dolny, Lublin i okolice.
Gdy Ida powoli rosła w brzuchu, a ja byłam przekonana, że następną pracę podejmę co najmniej za rok, znowu dostałam mejla ze znajomego adresu. I nawet nikt w wydawnictwie nie przestraszył się mojego stanu. Mało tego, dostałam własny tytuł, więc weszłam już na wyżyny spełnień. Nie mogłam nie wziąć. Bardzo mi też pasowało, że przewodnik miał obejmować zasięgiem Kazimierz Dolny, Lublin i okolice. Znam ten teren szalenie dobrze, z przyjemnością się tam ponownie wybraliśmy. Byliśmy przygotowani. Obczaiłam porodówki zarówno w Lublinie, jak i Puławach i Opolu Lubelskim. Choć z tej wiedzy nie skorzystałam, to niewiele brakowało – w wąwozie Korzeniowy Dół odeszły mi częściowo wody. Na lipiec skończyliśmy, w czwartek byliśmy w domu, w niedzielę urodziłam Idę. Parę tygodni wcześniej. Jednak na pewno nie intensywne życie się przyczyniło do przedwczesnego przyjścia na świat naszej córki. Byłą to cukrzyca ciążowa, która mnie męczyła od ósmego tygodnia. Kiedy Ida się “donosiła” mój organizm po prostu się jej pozbył (w ciąży przytyłam jedynie trzy kilo, Ida też była gabarytowo maleńka).
Pracę nad przewodnikiem oczywiście kontynuowałam, w październiku pojechaliśmy do Lublina, Ida wspaniale się sprawdziła (i nadal sprawdza) jako podróżniczka.
Niech nikt mi nie mówi, że z dziećmi się nie da. 🙂
A jaki jest sam przewodnik?
Bardzo starałam się, by przewodnik był dokładnie taki, z jakiego sama chciałabym korzystać przy podróżowaniu. By poruszał mało dotykane tematy – w ramkach znajdziecie takie zagadnienia jak “modernizm w Lublinie”, “street art w Lublinie”, “Arianie” czy “kawy przelewowe”. Przejdziemy się z Wami po przemysłowych dzielnicach, żydowskich śladach. Dam wam wskazówki co do zwiedzania szlakiem winnic Małopolskiego Przełomu Wisły. Starałam się również jak najwięcej wspomnieć o możliwościach jakie stoją przed rodzinami z dziećmi.
Bardzo Wam przewodnik polecam. Na zakończenie zachęcam również byście go kupili wchodząc przez odnośnik na naszym blogu (po prawej stronie pod menu głównym), wpadnie nam wtedy grosz na kolejne wyprawy.
Artykuł początkowo był opublikowany na blogu Podróżująca rodzina.
Zobacz też: Kazimierz Dolny – atrakcje na weekend i Lublin: atrakcje dla dzieci na weekend
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.