Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Dawid Garedża, Gruzja: autostop na końcu świata

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Przyszedł ten moment, gdy wjeżdżamy do Kachetii i odwiedzamy opisany w każdym przewodniku, polecany na każdej liście największych atrakcji Gruzji, nazwany obowiązkowym MUST SEE, klasztor Dawid Garedża (Davit Gareja).

Oczywiście, że się na nim zawiodłam.

Dojazd do klasztoru Dawid Garedża w Gruzji

Spędziłyśmy cały dzień w drodze. Rano wyjechałyśmy z Tbilisi, po południu byłyśmy przy klasztorze, wieczorem dotarłyśmy do Signaghi. W tak zwanym międzyczasie głównie jeździłyśmy samochodami. Można by powiedzieć, że cały dzień w drodze. Można by powiedzieć, że bez sensu.

Absolutnie nie. Ten dzień był jednym z najlepiej wspominanych przeze mnie dni naszej bliskowschodniej eskapady. Dlaczego? Bo podróżowanie to niekoniecznie miejsca. Podróżowanie, a zwłaszcza podróżowanie stopem, to też ludzie. A tego dnia do stopa miałyśmy szczęście.

Początek nie wyglądał wesoło. Ludzie pukali się w głowy i wskazywali nam postój taksówek. Powtarzali, że nie ma opcji, by dostać się do Dawid Garedży na stopa. Tam po prostu nic nie jedzie. Może 50 turystów dziennie, ale i oni głównie pchają się tam zapełnionymi autami, albo właśnie taksówkami. Szkoda czasu, szkoda energii i w ogóle uważajcie na węże.

Uważałam! Naprawdę na nie uważałam. Uważałam też na palące słońce i pierwszy taki nieznośny upał. Siedziałyśmy na środku stepu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. W końcu stop za stopem dotarłyśmy do wioski na końcu świata – Udabno. Wiozący nas tu kierowca powiedział coś niezwykle ciekawego: mieści się tu restauracja prowadzona przez Polaków.

Oasis Club w Udabno – Polacy zamieszkali w Gruzji

Nie mogłyśmy tu nie wpaść. Już na drodze powitał nas mężczyzna z przystawkami i serdecznie zaprosił do środka. Niezbyt się przed tym broniłyśmy. Nazwa miejsca jest w pełni adekwatna do panującej tu atmosfery – w przeciągu minuty z rzeczywistości gruzińskiej wsi przeniosłyśmy się w świat śmiechu i dobrej zabawy. Nagle Dawid Garedża zrobił się nieistotny – to Oasis Club powinno być celem turystycznych wypadów.

Oasis Club wygląda niepozornie. Ale wewnątrz magia!

Właściciele lokalu, Ania i Ksawery, sprawiają wrażenie ludzi, którzy urodzili się z uśmiechem na twarzy. Już po chwili stoisz przy barze z kuflem piwa, który w sposób naturalny wpadł w rękę i gadacie jak starzy kumple. Jak się tu znaleźli? Jak wielu innych Polaków zakochali się w Gruzji. Kupili budynek na odludziu, przekształcili go w lokal i zostali.

Równie szybko na stole pojawia się przepyszny obiad, który zajadasz w stylowym wnętrzu, zrobionym dosłownie z niczego. Ot niedokończony barak, który nie wiadomo jak nabrał atmosfery klimatycznej kawiarni. Na drzwiach naklejki podróżników, a na półce książki i przewodniki o Gruzji.

Żałuję, że nie spędziłyśmy tam nocy. Możliwe jest rozłożenie namiotu w ogródku, a w najbliższej przyszłości właściciele obiecują pokoje gościnne.

Autostop w Gruzji: o Niemcach, którzy jadą do Kirgistanu

Z Oasis Club wyszło dwóch młodych mężczyzn o europejskim wyglądzie. Widząc w nich naszą szansę, spytałyśmy czy jadą do Dawid Garedży. Jechali.

I słuchajcie opowieści: mamy do czynienia z dwoma młodymi Niemcami z Berlina. Jeden z nich jest fotografem, drugi producentem filmowym. Przemieszczali się średniej wielkości busem, który zaadoptowali na minimieszkanko (na wstępie przeprosili nas, że nie mają siedzeń – mają za to łóżko).

Nie tylko łóżko. Mają też wino, kawiarkę i młynek do kawy i wiele innych przyrządów, które pozwalają cieszyć się drobiazgami. Gdzie tak dzielnie podróżują? Otóż Mario – producent – zdecydował się zamrozić swoje życie w Berlinie i pojechać do Kirgistanu. Po co? Po miłość.

Romantycznie? Żebyście wiedzieli! Do tego trzeba odwagi, szaleństwa i wyobraźni. Facet nie wsiadł po prostu w samolot i nie poleciał do ukochanej. On do niej jedzie. Jedzie kilka miesięcy, zwiedzając po drodze wszystkie mijane przez siebie kraje. Sam mówi, że nie wie, jak to się skończy. Nie ma pojęcia czy związek będzie udany czy nie. Ale próbuje. Nawet jeśli w październiku będzie wracał, to i tak ma przygodę życia.

Autostop w Gruzji: chłopaki z Black Sea Challenge

Niemcy dowieźli nas do klasztoru Dawid Garedża, gdzie wspólnie wypiliśmy przepyszne espresso ze świeżo zmielonej kawy. W dalszą drogę wybrałyśmy się z kolejną wspaniałą ekipą: Black Sea Challenge.

Kim są? 7 mężczyznami, z których najmłodszy nie ma jeszcze nastu lat. Skąd są? Z Warszawy. Dokąd jadą? Dookoła Morza Czarnego. Jak się przemieszczają? Dwoma autami 4×4.

To dopiero była jazda! Jeden młodzieniec wskoczył do bagażnika, drugi usiadł na oknie, trzeci dzielnie wdrapywał się na dach. Błyskawicznie zjechaliśmy z tak zwanej “drogi głównej” i znaleźliśmy się w szczerym polu. Ostatni raz w tego typu aucie byłam jakieś 12 lat temu. Teraz z oszałamiającą prędkością jechaliśmy po zboczach południowogruzińskich pól, których w przeciwnym razie w życiu bym nie zobaczyła. Chłopacy byli rewelacyjni! Do wyprawy przeczytali kilka książek podróżniczych, ze swobodą majstrowali przy GPSie i żonglowali opowieściami z poprzedniej wyprawy nad Bajkał i znajomością blogów podróżniczych. To się nazywa zarażenie pasją od najmłodszego!

I jak tu nie podróżować stopem?

Do rzeczy: Czy warto jechać do klasztoru Dawid Garedża?

Dawid Garedża (Davit Gareja) to klasztor na środku stepu, przy granicy Gruzji z Azerbejdżanem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że szalenie mi się tam podobało. Jednak to nie sam klasztor podbił moje serce. To raczej miłość do stepu i pięknych złotych barw, które mnie otoczyły. Sam wykuty w skałach klasztor mnie zawiódł, choć być może byłoby inaczej, gdybym była lepiej przygotowana merytorycznie, lub miała na miejscu przewodnika. Często tak się kończy, że miejsce by zachwycić, musi zostać dobrze poznane. Pamiętajcie o tym i nie popełniajcie moich błędów!

Informacje praktyczne

Dojazd do klasztoru Dawid Garedża: Jak mogliście przeczytać we wpisie – Dawid Garedża jest na końcu świata. By dojechać tu z Tbilisi, złapcie w centrum miasta marszrutkę do Sagaredżo. Stąd najłatwiej wam będzie pogadać z taksówkarzem i w taki sposób dojechać do monastyru. Jeśli was to nie satysfakcjonuje, to zostaje autostop. Przy czym uwaga: tam jeździ naprawdę niewiele osób.

Nocleg: Dawid Garedża odwiedziłam “po drodze” z Tbilisi do Sighnaghi, turystycznej stolicy Kachetii. W Sighnaghi spałam w pensjonacie Maia Guesthouse. Niestety nie polecam. Ale inne noclegi (wybór naprawdę spory) znajdziecie tutaj.

Dalsza lektura: Na blogu znajdziecie jeszcze dwa teksty o Kachetii. Jeden ogólny, o atrakcjach regionu, drugi konkretnie o zwiedzaniu winnicy i winie Kachetii. Polecam!

Jedziecie do Gruzji? Tutaj poczytacie o niej więcej. A jeśli jesteście na blogu po raz pierwszy i wam się spodobało, to dołączcie do czytelników na Facebooku. Wtedy zawsze będziecie na bieżąco. 🙂

Exit mobile version