Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Kłodzko w jeden dzień

Zdradzę wam tajemnicę.

Słabo znam nasz własny kraj. Mało wiem o jego geografii, miastach, zabytkach. Nigdy nie byłam w województwie lubelskim, a przez świętokrzyskie, łódzkie i kujawsko-pomorskie co najwyżej przejeżdżałam.

I to nawet nie jest tak, że nigdzie z rodzicami nie jeździłam. Owszem, do ósmego roku życia wybieraliśmy się na krajowe wyjazdy dość często. Ale potem odkryli zagranicę i wyszło na to, że zwiedziłam większą część Włoch i Francji niż Polski. Ba, nawet jeśli gdzieś byłam, to niewiele z tego miejsca pamiętam. Bardziej mnie interesowało czy wieczorem ktoś ze mną się pobawi, niż to po jakich chodzę górach i jakie odwiedzam miasto.

Dopiero niedawno zaczęłam Polskę odkrywać na nowo i to właściwie na waszych oczach. Mogliście już czytać o Słowińskim Parku Narodowym, ostatnio napisałam o moim pierwszym wyjeździe na Podlasie, o którym będzie jeszcze dużo. Ale dzisiaj chcę powiedzieć co nieco o miasteczku, które mnie zauroczyło – Kłodzku.

Do Kłodzka trafiłam przy okazji weekendu w Długopolu-Zdrój. Tak jak w sobotę poszłyśmy z przyjaciółką Natalką na Śnieżnik, tak niedzielę postanowiłyśmy poświęcić zwiedzaniu bardziej kulturalnemu. Kłodzko było po drodze do naszych domów, a zachwyciło nas już gdy mijałyśmy jej w drodze z Wrocławia. Pięknie się prezentowało na tle olbrzymiej twierdzy na wzgórzu. Weszłyśmy więc w Długopolu do pociągu i dwadzieścia minut później na dworcu w Kłodzku poprosiłyśmy ochroniarza, by przechował nam bagaże. Same poszłyśmy na zwiedzanie.

W Kłodzku już kiedyś byłam. Pamiętam, że zwiedzałam tutejszą słynną twierdzę i że wrażenie na mnie zrobiły ciasne korytarze, które dla mnie zresztą wtedy nie były aż tak ciasne. Ale by być zupełnie szczerą, to nie do końca wiedziałam czy te korytarze były w Kłodzku czy w Wałbrzychu.

Nie spodziewałam się jednak zobaczyć tak urokliwe miasteczko. Pobyt rozpoczęłyśmy od zapiekanki na przyjemnym Rynku, gdzie zresztą spotkałyśmy osoby, które dzień wcześniej mijałyśmy w górach. Przyglądałyśmy się kamienicom z ciekawymi zdobnikami, a gdy czekałam na jedzenie, Natalka wybrała się w boczną uliczkę, by chwilę później mi oznajmić, że tam w dole znajduje się praski Most Karola. Zaciekawiona zerknęłam i faktycznie! Most św. Jana nad kanałem Młynówka łączy stare miasto z Wyspą Piasek. Znajduje się na nim 6 figur, a wszystko razem prezentuje się naprawdę nieźle.

Posilone rozpoczęłyśmy zwiedzanie właściwe. Kłodzko, jak się okazało, to nie tylko twierdza. Znajduje się tu również bardzo ciekawa podziemna trasa podziemna, w której w przystępny multimedialny sposób dowiedzieć się można co nieco o historii miasta, która jest naprawdę bogata. Pod miastem już od średniowiecza istniał wielokondygnacyjny labirynt korytarzy służących do obrony i handlu (były magazynami). Dziś do zwiedzania udostępnionych zostało jedynie 700 metrów, ale i one robią wrażenie.

Po niespodziewanej godzinie w podziemiach, której nie planowałyśmy wcześniej, pognałyśmy na twierdzę, gdzie spędziłyśmy kolejne trzy godziny zwiedzając jej potęgę. Okazało się, że nie był to byle jaki tam zameczek, ale olbrzym z pięcioma bastionami, który służył przez stulecia, rzadko zresztą Polsce.

Największą atrakcją są oczywiście chodniki minerskie, które zapamiętałam z dzieciństwa, a które dziś okazały się być wąskie, niskie, ciemne i mokre. Minerzy w tych okolicznościach jawią się jak krasnoludki z Królewny Śnieżki i być może słusznie. Mieszkający kilkadziesiąt lat pod ziemią z pewnością nie wyglądali jak postawni, opaleni i zdrowi mężczyźni.

Zdziwiła mnie ilość turystów w twierdzy. Było pełne obłożenie i kilkudziesięcioosobowe grupy. Dziwne zwłaszcza dlatego, że pamiętam, iż z rodzicami wzięliśmy swego czasu prywatnego przewodnika i byliśmy jedynymi zwiedzającymi. Jednak turystyka lat 90 XX wieku bardzo się różni od tej z drugiej dekady wieku XXI.

 

Po zwiedzaniu twierdzy poszłyśmy na Wyspę Piasek, która mnie delikatnie zauroczyła. Już kilka razy wspominałam, że uwielbiam połączenie miast i kanałów. A tu i gondola, i promenada na kanałem, i w końcu placyk, na którym za godzinę miał się odbyć pokaz filmów. Do tego kilka urokliwych kamienic, które świadczą o świetności miasta w przeszłości.

Po tym jak w podziemnej trasie turystycznej dowiedziałam się o wielkiej tradycji browarnictwa miasta (pochłaniano tu więcej piwa niż wody), miałam wielką nadzieję na spróbowanie jakiegoś lokalnego specjału. Niestety, okazało się, że wszystkie browary zostały zamknięte, a ja skończyłam na włoskim makaronie i Warce z sokiem. Być może miasto lub jego przedsiębiorczy mieszkaniec wpadnie na to, by odkopać starodawne przepisy i reaktywować zwyczaj. Byłaby kolejna atrakcja, której nie można sobie odmówić.

 

Mało pamiętam. Po dniu intensywnego zwiedzania i dziesiątkach przyswojonych informacji, które dostałam tak z tablic informacyjnych, jak i od dwóch przewodników, miałam dla was olbrzymią dawkę wiedzy. Niestety, zwiedzałam Kłodzko 2 miesiące temu. Jednak trzeba robić sobie notatki, albo chociaż pisać teksty na bloga od razu.

—>> zarezerwuj nocleg w Kłodzku

Garść praktycznych porad: Jadąc tu pociągiem nie wychodźcie na stacji Kłodzko Główne. Zamiast tego wybierzcie Kłodzko Miasto, która to stacja jest dużo bliżej centrum. Postarajcie się zostać na noc, zwłaszcza jeśli przyjeżdżacie tu latem. Na placu na wyspie odbywają się fajne imprezy, np. kino na otwartym powietrzu w bardzo przyjemnych okolicznościach. 

Dużo więcej o Kotlinie Kłodzkiej przeczytacie na blogu Wolnym Krokiem. Zajrzyjcie do ich zakładki “Dolny Śląsk – zwiedzanie“. To kopalnia wiedzy!

 

Podobał Ci się tekst? Polub fanpage bloga na Facebooku. Inspirujemy do wyjazdów, robimy konkursy i dyskutujemy o niezwykłości świata.

Exit mobile version