Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Sylwester: 10 miejsc w Polsce, gdzie warto się schować

Grudzień na dobre rozsiadł się na progu mojej kamienicy. Z przechyloną na bok czapką Mikołaja, chwiejącą się panną pod pachą i z papierosem w ustach, przygarbił się wygodnie, rozkładając przy tym nogi na boki. Klnąc po angielsku, otworzył ruskiego szampana, po czym odpalił petardę i rzucił pod nogi, akurat przechodzącej z psem, dziewczynki.

Przypomniał mi, że trzeba spadać z Krakowa!

Dobrze wiecie z bloga, a pewnie tym bardziej ze Snapchata i Facebooka, że nie stronię od imprez. Uwielbiam przysiąść przy (a czasem i na) barze przy wesołej rozmowie, wychylić kilka kieliszków, a potem tańczyć do rana na parkiecie w rytm najbardziej kiczowatych przebojów.

Ale sylwestra nie trawię. Darmowe zwykle imprezy nagle kosztują niebagatelną sumę, przez Rynek nie da się przejść, rodzinne psy są faszerowane środkami nasennymi, znajomi urządzają prywatki, które wychodzą tylko średnio, a w ulubionych klubach nie da się stopy postawić. O nie, proszę państwa. Ja odmawiam! Nigdzie się w sylwestra nie bawię!

Zamiast tego zaczęłam pytać znajomych o ich odskocznie. Przeglądam propozycje agroturystyk, domków na wynajem, z utęsknieniem patrzę w kierunku gór, wiosek i samotni w Polsce. W końcu postanowiłam poprosić o radę tych, którzy się na miejscach noclegowych znają najlepiej – blogerów podróżniczych. Ci niepoprawni romantycy z pewnością zeszli z turystycznego szlaku i raz na jakiś czas jadą tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Oni na pewno wymyślą, gdzie na sylwestra można pojechać i przy tym nie zwariować. Postanowiłam podzielić się z wami ich poradami, bo są wspaniałe! Może uda się jeszcze coś szybko zarezerwować i uciec przed tym całym zgiełkiem!

***

1. Magda z bloga Italia poza szlakiem poleca Stare Juchy na Mazurach

Drobna blondynka przepełniona wewnętrznym uśmiechem to Eleonora – artystka i w życiu i w kuchni, która stworzyła niezwykłe miejsce pełne slow food & slow life. Moje największe odkrycie mazurskich wakacji 2015, które znalazłam w Starych Juchach, przy Mazurskiej 26.

Co Was tu czeka? To pora lunchu, więc na stole pojawiają się kolejno kiełbasa z dzika, świeżutki chleb na zakwasie i delikatny chrzan z żurawiną. Całość doskonale dopełniała się smakiem i kolorem. Ten zestaw powstał dzięki współpracy okolicznych gospodarzy – zaprzyjaźnione sąsiadki pieką chleb, znajomy myśliwy dostarcza mięso na kiełbasę, a reszta rośnie w ogródku samej Eleonory.

Znacie babkę ziemniaczaną? Nawet jeśli jedliście, przygotujcie się na zupełnie nowe doznanie. Ta, w mistrzowskim wykonaniu mamy Eleonory, nie ma sobie równych, jest warta jest każdego przejechanego kilometra.

Rodzice Eleonory są także mistrzami w lepieniu pierogów. Na wiosnę lepią ze szczupakiem, to już tradycja. Latem – wykorzystują wszystkie możliwe owoce, a jesienią królują grzyby. Byłam tu pod koniec lipca, w sam raz na jagodową ucztę.

“Na Wzgórzu” można odpocząć łowiąc ryby ze stawu albo wspiąć się na wieżę widokową, która stoi tuż przy gościńcu. Widoki z góry wynagrodzą wspinaczkę na wysokość 35 m. Jest plac zabaw, a przy odrobinie szczęścia spotkacie tu dwa rude koty, psa, a może i konie właścicielki. Eleonora jest trenerem jazdy konnej, ale obecnie uczy jedynie przyjaciół i znajomych.

Są także pokoje do wynajęcia.

Jedzenie jest tu ekologiczne, gospodarze stosują jedynie opryski naturalne. W soboty zjecie tu kartacze, a w piątki ryby i gołąbki. Wszystkie produkty mleczne pochodzą z okolicy, od sąsiadów, a jagody i kurki od lokalnych zbieraczy. Mąż Eleonory specjalizuje się w wędzeniu wędlin i ryb. Polecam to miejsce każdemu smakoszowi, wielbicielom zdrowego jedzenia, ciekawskim smaków i świeżego powietrza! Ceny bardzo przystępne, świetna atmosfera. Nie wahajcie się tu przyjechać i spróbować prawdziwych smaków mazurskiej ziemi.

2. Marcin z bloga Wojażer poleca Czorsztyn w Pieninach

W Polsce sporo jest miejsc z dala od cywilizacji, do których można uciekać, by naładować baterie. Najbardziej cenię sobie jednak te, które znajdują się stosunkowo blisko mojego miasta (Krakowa). Miejsca, do których mogę uciec, ale nie muszę spędzać kilkunastu godzin na dojeździe. 

Czorsztyn, mała miejscowość w województwie małopolskim, nie jest zwykle wyborem oczywistym, bo wokół pełno miejsc, które ściągają wielką masę weekendowych uciekinierów z miast oraz wakacyjnych urlopowiczów. Szczawnica, Niedzica, Krościenko nad Dunajcem – to tam koncentruje się największy ruch i większość atrakcji. A jednak Czorsztyn to wybór idealny, szczególnie dla tych, którzy szukają spokoju i prawdziwego odpoczynku. Z jednej strony położony na styku Pienin i Gorców, z drugiej jakby odrobinę zapomniany.

Główną atrakcją tej miejscowości, oprócz wspaniałego widoku na Tatry, jest przede wszystkim czorsztyński zamek, który posiada piękną i długą historię. Zdecydowanie młodszą, ale jakże dominującą nad krajobrazem okolic atrakcją, jest jezioro czorsztyńskie. Jego budowa, która rozpoczęła się w połowie lat siedemdziesiątych i trwała prawie do końca lat 90., zakończyła pewien okres w historii wsi. Od tego momentu rozpoczęła się rozbudowa górnej części miejscowości, powstała infrastruktura turystyczna, choć znacznie skromniejsza w porównaniu do okolicznych, bardziej znanych miast i miejscowości. 

Idealną miejscówką do ucieczki od wszystkiego jest Willa Jasna, pensjonat z okresu międzywojennego, położony na wysokości 670 metrów nad poziomem morza. Bardzo szybko uznaliśmy go za swoje nowe miejsce na ziemi, cel naszych wypadów, gdy zapragniemy ucieczki od wielkiego miasta. Niezwykle mili właściciele, piękna działka, miejsce na ognisko, stół do ping ponga, a w ogrodzie masa ziół, które pachną na całą okolicę. To wszystko sprawia, że do tego miejsca chce się wracać. Podobnie jak okolica, także Willa Jasna ma za sobą historie, których warto posłuchać. Właścicielka, pani Barbara Mikołajewicz, wróciła niedawno z wyprawy pociągiem do Chin, w swoim życiu odwiedziła niejedno ciekawe miejsce na ziemi. Jej mąż, pan Andrzej, słynie zaś ze swoich nalewek, które powstają z wszystkiego, co wyrośnie w ich ekologicznym ogrodzie. 

Najciekawsze są miejsca, które mają za sobą niejedną historię. Takim miejscem jest Czorsztyn i Willa Jasna.

3. Justyna z bloga With Love poleca Nieznajową w Beskidzie Niskim

Beskid Niski. Jeden z tych zakątków Polski, który albo się od razu kocha, albo pobyt w nim kwituje wzruszeniem ramion. Nie powala widokami. Nie ma tutaj wysokich szczytów. Nie ma rozległych panoram. Jednak intryguje. Skrywa w sobie liczne tajemnice. Chowają się w dziwnych nazwach zapisanych cyrylicą, nieistotnych na pozór szczegółach, historiach żyjących tu jeszcze ludzi, którzy powrócili z wygnania. Rzadko uczęszczane ścieżki i puste szlaki pokryte są kurzem. Jeżeli ktoś tutaj przyjeżdża, doskonale wie, po co. To właśnie tutaj całkowicie można oderwać się od cywilizacji, zrobić sobie informacyjny detoks, wrócić do tego, co pierwotne, naturalne.

Największe wrażenie robią na mnie opuszczone, łemkowskie wioski.

Nieznajowa. Mijam stare, owocowe sady i wyobrażam sobie, jak kilkadziesiąt lat temu tętniło tu życie. Dojmujące uczucie pustki jest tym silniejsze, im dłużej wpatruję się w nieruchomy krajobraz. Dzisiaj nie ma już tutaj nikogo. Mieszkańcy w ’46 spakowali swój dobytek i ruszyli na wschód w poszukiwaniu lepszego jutra. Wieś zniknęła ze świata. Do dzisiaj pozostało po niej niewiele śladów. Natalia Hładyk, autorka projektu „Drzwi do zaginionego świata”, postawiła tutaj jedną z futryn będących symbolem miejsc, gdzie niegdyś stały łemkowskie chyże. Prosty i wymowny symbol, zaproszenie do wejścia w świat, który przestał istnieć. Klamka ustępuje z cichym skrzypnięciem.

A może na narty? Zobacz moje ulubione regiony narciarskie Europy. Trochę ich już w swoim krótkim życiu zjechałam. 😉

Gdzie spać?

Chatka w Nieznajowej pod opieką Stowarzyszenia Miłośników Nieznajowej. Jej drzwi są otwarte w okresie od kwietnia do października (lipiec/sierpień – bez przerw, inne terminy – na podstawie wcześniejszych ustaleń z Gospodarzami Chaty). Chatka przyjmuje gości indywidualnych (zawsze), a także grupy zorganizowane (w miarę wystarczającej ilości wolnego miejsca). Nocleg w Chatce jest bezpłatny – w zamian za drobne prace na jej rzecz np. rąbanie drewna czy noszenie wody lub uzupełnienie zapasów świec. Władzę absolutną w Chatce sprawuje Chatkowy.

4. Szymon ze Znajkraj poleca Teremiski na Podlasiu

Do gospodarstwa agroturystycznego Orlik w Teremiskach trafiliśmy zimą, podczas krótkiego wypadu do Puszczy Białowieskiej na narty biegowe. Zima w tamtym sezonie zupełnie nie dopisywała, jednak właśnie Puszcza Białowieska była wskazywana przez serwis internetowy IMGW jako jedno z niewielu miejsc w Polsce o pokrywie śnieżnej wystarczającej do turystycznej wędrówki na biegówkach.

Do naszych gospodarzy jechaliśmy oczekując jeszcze jednej przeciętnej kwatery agroturystycznej. W końcu ani specjalnie nie przyłożyłem się do szukania, ani internetowa wizytówka miejsca nie zapowiadała specjalnych atrakcji. Jednak ilość wrażeń z jakimi je opuszczaliśmy, przerosła nasze najśmielsze oczekiwania.

Wszystko zaczęło się zaraz po przyjeździe od niewinnej, jak wtedy sądziłem, rozmowy z gospodarzem o łowiectwie. Będąc wychowanym w wielopokoleniowej łowieckiej rodzinie i wspominając o byciu świadkiem wielu myśliwskich obyczajów, stałem się reprezentantem środowiska, którego gorącym przeciwnikiem był nasz gospodarz. Od słowa do słowa doszliśmy do momentu, w którym  gospodarz zapragnął nam pokazać, co naprawdę znaczy dbanie o leśną zwierzynę: zostaliśmy zaproszeni na poranny rytuał karmienia jeleni. Nasz gospodarz hoduje jelenie? – pomyśleliśmy. Prawie.

Następnego dnia, niedługo po świcie, wyposażeni w wiadra z kukurydzą, stanęliśmy za płotem oddalonej od wsi zagrody. W porannym białowieskim mrozie, w zacinającym na ostrym wietrze śniegu, nagle wybiegły do nas z puszczy jelenie. Klika pięknych, dorodnych byków, wzywanych przez gospodarza charakterystycznym zawołaniem, biegło wprost na nas. Absolutnie magiczna chwila! Byki zatrzymały się po chwili, zaskoczone większą niż co dnia obsługą śniadaniowego bufetu. Przez chwilę nieufne, zaraz zajęły się kukurydzianym posiłkiem. Olę dzieliło wtedy od nich zaledwie 5-7 metrów. I tak przez dwa kolejne poranki białowieskie “bysie” wybiegały z ostępów jednego z najdzikszych zakątków Europy, jedząc prawie z ręki Oli.

Podczas naszego pobytu widzieliśmy również żubry, udało mi się nawet podczas samotnej narciarskiej wycieczki po Puszczy Białowieskiej spotkać Adama Wajraka. A jednak to niesamowity fakt oswojenia przez białowieskiego gospodarza jeleni, tak dzikich i płochliwych zwierząt, przyćmił wszystko inne, czego doświadczyliśmy w ten weekend i podczas wielu pozostałych naszych agroturystycznych noclegów.

5. Oliwia z The Ollie poleca Wolimierz przy Górach Izerskich

W województwie dolnośląskim, w gminie Leśna znajduje się magiczna wieś…

Kiedy zaproponowano mi pierwszy raz wyjazd do Wolimierza, pomyślałam, że trafię do jakiejś maleńkiej wioski, będzie swojsko, spokojnie i zielono. I faktycznie było. Jednak to miejsce kryje w sobie o wiele więcej, w Wolimierzu dzieje się naprawdę dużo. Z jednej strony możemy liczyć na ukrycie się przed miastem, hałasem, pośpiechem, z drugiej czeka na nas sporo ciekawych miejsc i wydarzeń. Okolicę opanowały noclegi typu agroturystyka (czternaście do wyboru!), a sztuki nie trzeba długo tu szukać. Najpierw trafiłam do Przydębia stworzonego i prowadzonego przez parę artystów z córką, dom jest piękny i spokojny. Jednak najczęściej wspomnieniami wracam do Alchemika, który jest miejscem nietypowym, z pyszną kuchnią i nietuzinkowymi właścicielami. Ma swój urok i charakter, a to właśnie lubię. Co chwilę dzieje się tam coś ciekawego: albo warsztaty rękodzielnicze albo jogi albo jeszcze coś innego. A pomiędzy nimi można sobie znaleźć cichy kąt w tym przybytku, pilnowanym przez papugę, psa i cztery koty.

W wolnej chwili fajnie wyskoczyć na rowery, narty, poszwendać się po okolicy, zapisać na jogę czy wyskoczyć na basen do Świeradowa, na piwko do Czech lub odwiedzić koło gospodyń wiejskich w Pobiednej. Można zapisać się na kurs obróbki szkła w Szklanej Kuźni i tworzyć własne, szklane dzieła sztuki lub pójść pobawić się wieczorem w squotowej knajpce Atelier Wolimierz. Można zajść do Stacji Wolimierz, gdzie odbywają się ciekawe spotkania, imprezy i festiwale, jak na przykład „Festiwal Alternatywnych Społeczności”, który przyciąga już około dwóch tysięcy uczestników oraz wolontariuszy z tak odległych miejsc jak Japonia. Ale w Wolimierzu nikogo to nie dziwi, mają już nawet swoich Japończyków, bo postanowiła zamieszkać tam na stałe przemiła para z Japonii. Ich też urzekła magia tego miejsca.

6. Piotr z bloga Podróże Pana Szpaka poleca Pasterkę w Górach Stołowych

Moje miejsce? Nie muszę się długo zastanawiać, Pasterka! Zdecydowanie Pasterka. To malutka miejscowość w malowniczych Górach Stołowych, do której prowadzi tylko jedna schowana droga. Zresztą tak naprawdę łatwiej i przyjemniej dostać się tam szlakiem, a tych jest naprawdę sporo. W tej maleńkiej wsi znajduje się moje ulubione schronisko górskie, w którym panuje zawsze świetna atmosfera.

Ze schroniska PTTK “Pasterka” znakomicie widać najwyższy szczyt Gór Stołowych, czyli Szczeliniec Wielki (919m n.p.m.), na którym znajduje się kolejne PTTKowskie schronisko. Miejsce idealne żeby wyłączyć się i zresetować. Zasięgu telefonicznego próżno szukać, ale to nie dziwi na tym końcu świata. Dla tych, którzy nie potrafią się całkowicie wyłączyć, schronisko oferuje bezpłatny dostęp do Wi-Fi, więc można fotografować piękno przyrody i od razu wrzucać na portale społecznościowe, niech zazdroszczą. Jeśli mamy chęć na rozbicie namiotu, z tym także nie ma problemu. Na terenie schroniska można go rozbić i cieszyć się z bliskości gór. Ostatnio moje miejsce zdecydowanie się zmienia. Zmieniła się kadra zarządzająca schroniskiem, patrzę na to z pewną dozą niepewności, ale trzeba dać nowej władzy kredyt zaufania. Ufam, obserwuję i patrzę na ręce. Wam drodzy czytelnicy polecam to miejsce, bo warto się urwać od świata choć na chwilę. A jak będziecie dreptać w tamtym kierunku szlakiem, nie zapomnijcie mówić dzień dobry mijanym turystom, jednym z nich mogę być ja. 🙂

7. Karolina z bloga Ethno-passion poleca Łutowiec na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej

Kiedy mam wymienić miejsce w Polsce, które mnie zachwyciło, ale o którym wie niewiele osób, od razu moje myśli kieruję w stronę Łutowca. Jura Krakowsko-Częstochowska. Wąska droga między Żarkami a Lelowem. Białe skały wystające monumentalnie z ziemi, lasy i pola. Około 50 domów, niewiele ponad 200 mieszkańców, jeden sklep. Łutowiec, to urocza wioska, w której znajduje się jedna z najmniejszych szkół w Polsce. Kiedy miałam 10 lat po raz pierwszy pojechałam tam na kolonie fantasy i wciąż wracam tam z przyjemnością. Jest magicznie, bo z dala od zgiełku miast życie płynie innym tempem. Cisza, spokój i piękny krajobraz zupełnie wystarczą, żeby wyłączyć się i odpocząć.

Na Jurze warto spędzić kilka dni, bo chociaż w samym Łutowcu atrakcji jest niewiele, to okolica oferuje wiele możliwości spędzania wolnego czasu. O nocleg warto zapytać w szkole prowadzonej przez Fundację Elementarz z Katowic, albo w jedynym Gospodarstwie Agroturystycznym w Łutowcu. We wsi znajdują się pozostałości strażnicy (zachował się tylko fragment kamiennego muru), a okoliczne skałki są miejscem lubianym przez wspinaczy. Z kolei w położonym rzut beretem Mirowie, a trochę dalej w Bobolicach, znajdują się ruiny średniowiecznych zamków obronnych, leżące na Szlaku Orlich Gniazd. Ciekawym miejscem na nocleg jest również hotel znajdujący się u podnóża odrestaurowanego Zamku Bobolice. Między Mirowem a Bobolicami jest wiele grot oraz jaskiń wartych odwiedzenia. Długie spacery, przejażdżki rowerowe, aktywny wypoczynek na skałkach – Jura to idealne miejsce na weekendowy wypad i odkrycie uroków polskich wsi, bo jak to mówią „Cudze chwalicie, swego nie znacie…”.

 

8. Przemek i Magda z bloga TroPIMy polecają Mikłaszewo przy Białowieskim Parku Narodowym

Naszą odskocznią od wielkomiejskiego gwaru, którym jesteśmy na co dzień otoczeni są okolice Białowieskiego Parku Narodowego. Cały czas odnoszę wrażenie, że te tereny są wciąż trochę dzikie i nieodkryte. Szczególnie te oddalone od Białowieży, która jest centrum życia w tamtych okolicach. Ostatnio odkrywaliśmy północną część Białowieskiego Parku Narodowego i zatrzymaliśmy się we wsi Mikłaszewo, niedaleko Narewki. W tamtym rejonie nietrudno znaleźć dom do wynajęcia, który pozwoli odciąć się od wszystkiego.

Zatrzymaliśmy się w Wiejskiej Zagrodzie Podlasie – pięknym odnowionym domu położonym na uboczu, zaledwie kilkaset metrów od granic Parku. W domu jest bardzo przyjemnie urządzony salon z kominkiem i… hamakami, kuchnia z jadalnią dla 6 osób, 3 sypialnie i łazienka z… sauną. Na miejscu do dyspozycji są rowery, kijki do nordic walkingu i wiele innych atrakcji. Można poczuć się jak w domu i o to chodzi, prawda? W Zagrodzie można wypoczywać, ale warunki są odpowiednie także do pracy zdalnej (jeśli ktoś ma taką możliwość) – na miejscu jest bezprzewodowy internet. To naprawdę jedno z miejsc, do którego można wracać, w dodatku o każdej porze roku. Północny region Białowieskiego Parku Narodowego to świetny punkt wypadowy do miejsc obserwacji żubrów i zwierzyny leśnej. W okolicy są licznie wytyczone ścieżki rowerowe i piesze, ale także takie do nordic-walkingu i nart biegowych. Na pewno będziemy tam jeszcze wracać, Puszcza Białowieska jest wspaniała, to jedne z naszych ulubionych leśnych terenów w Polsce.

9. Basia z bloga Podróże Hani poleca Trójwieś w Beskidzie Śląskim

Beskidy, niby zdeptane, zatłoczone, w końcu… oklepane, bo właśnie tam znajduje się wiele popularnych polskich szlaków. Jednak i tam znajdziecie miejsca, w których jest cisza i spokój. Wystarczy po prostu zboczyć z głównego turystycznego szlaku i… już! Ja swoje miejsce znalazłam w Trójwsi, czyli Istebnej, Jaworzynce i Koniakowie (w zasadzie znaleźli je moi rodzice, bo jeździłam taj już za bajta). To jedno z niewielu miejsc w Beskidzie Śląskim, w którym wciąż żywy jest prawdziwy góralski folklor. I nie chodzi tylko o słynne koronki z Koniakowa (w tym największa na świecie, o średnicy 5 m, którą można zobaczyć w Gminnym Ośrodku Kultury w… Istebnej), czy zabytkową Chatę Kawuloka (którą koniecznie trzeba oglądać z audioprzewodnikiem na uszach), ale o ogólną atmosferę i mieszkańców, którzy naprawdę żyją “góralszczyzną”.

Warto wybrać się na Trójstyk ­ kiedy ostatni raz w ciągu 2-­3 minut mieliście okazję być w trzech państwach? W Trójwsi, a dokładnie w Jaworzynce, zbiegają się granice Polski, Czech i Słowacji.

W magicznym miejscu można też się zatrzymać. Do gospodarstwa Na Połomiu, choć położonego w granicach Istebnej, dostać się wcale nie jest łatwo, zimą najprawdopodobniej nie obędzie się bez łańcuchów na oponach. Z jednej strony utrudnienie, z drugiej ­ gwarancja spokoju. Chatka jest na odludziu, ale w razie godziny “W” do cywilizacji wraca się w kilka (no może kilkanaście) minut. Z pokoi roztacza się piękny widok na góry, a przed agroturystyką pasą się… szkockie krowy. Do tego pyszne domowe jedzenie (najlepszy swojski twaróg!) i nadająca miejscu magii gospodyni, Pani Renata. Wprost z Połomia pójść można w kierunku Kubalonki i dalej, gdzie nogi poniosą.

10. Janek z nagniatamy.pl poleca Droszków

Droszków. Malowniczo położona wieś na skraju Kotliny Kłodzkiej i Gór Złotych. To idealne miejsce, w którym choć przez weekend możecie odciąć się od świata. My decydujemy się pobuszować w tej okolicy na rowerach. Na początek czeka nas krótka wspinaczka na Przełęcz Droszkowską. Wszystkie problemy i stresy zostawiamy za nią i mkniemy w dół. Droszków wita nas w klimacie naszego środka transportu. Pod znakiem z nazwą miejscowości zaparkował klasyczny “mieszczuch” w holenderskim stylu, wymalowany na biało i ozdobiony koszykami z biało-niebieskimi kwiatami.

 
Już w samej miejscowości stoi drugi taki rower, ale tym razem ozdobiony soczyście czerwonymi kwiatami. Do tego zadbane domy, przystrzyżona trawa, drewniane rzeźbione szyldy, czy przepiękny przystanek autobusowy. Każdy najmniejszy detal w Droszkowie ujmuje swoją estetyką. To naprawdę fantastyczne jak 60 zamieszkujących tę wieś osób dogadało się ze sobą, aby swoje najbliższe otoczenie zamienić w małe dzieło sztuki użytkowej. Jest w tym też trochę zewnętrznej motywacji. Województwo Śląskie już od pięciu lat organizuje konkurs na najpiękniejszą wieś z niemałymi nagrodami pieniężnymi. Droszków co prawda jeszcze głównej nagrody nie wygrał, ale przy determinacji mieszkańców, to tylko kwestia czasu. Jeśli polską wieś cały czas kojarzycie z mrocznymi czasami PGR-ów, koniecznie musicie odwiedzić to miejsce, aby przekonać się jak wiele w ostatnich latach się zmieniło.
 
Niestety trudno tutaj cały czas o nocleg pod dachem i amatorom agroturystyki pozostaje pobliska Jaszkowa Górna. Dla rowerzystów z sakwami to jednak żaden problem. Zaraz za Droszkowem przez kilka kilometrów na południe ciągnie się górska dolina. A w niej – cisza jak makiem zasiał! Wieczór spędzamy pod wiśniowym drzewem na szczycie malowniczego wzniesienia. Pobliską drogą przejeżdżają w tym czasie  dwa samochody, a my przy akompaniamencie wieczornego koncertu ptaków zasypiamy pod namiotem.
  • w Droszkowie może noclegów i nie ma, ale 4 kilometry od niego już tak. Znajdziecie je tutaj.

Jak wam się podobają blogowe propozycje? Skusiła was któraś? A wy gdzie polecacie jechać na sylwestra, by odciąć się od świata? A jeśli interesują was inne teksty o Polsce, zajrzyjcie do spisu treści. Jest ich na blogu już kilkadziesiąt!

Exit mobile version