Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Konkurs na bloga roku jak spacer po linie

Drodzy,

Jak co roku o tej porze zaczyna się najważniejszy konkurs w polskiej blogosferze. Konkurs na bloga roku. W konkursie jest kategoria blogów podróżniczych – i to właśnie jej się przyglądam.

Co roku się waham – walczyć czy nie walczyć?

Zagłosujesz na mnie poprzez wysłanie smsa o treści C11122 na nr 7124? Koszt smsa to 1,23 zł. Wielkie dzięki! 

Nie walczyć, bo to jest męczące. Pierwszy etap konkursu będzie trwał tydzień. To będzie 7 dni nerwowego spoglądania na wyniki. 7 dni zastanawiania się czy powinnam was prosić o głosy jeszcze raz czy może już nadwyrężam waszą cierpliwość i kolejne „zagłosuj na mnie” jest już niegodnym błaganiem. Nie walczyć, bo – powiedzmy sobie szczerze – ja nie jestem typem wyścigowca. Owszem lubię rywalizację w grze planszowej, ale organizowanie kampanii wyborczej? Wychodzić na ulicę i rozdawać kawę w kubeczkach z logiem zależnej? Obiecać, że jak na mnie zagłosujecie, to będę walczyć o tańsze bilety lotnicze? W sumie mam kilkadziesiąt książek do rozdania – to co, książka za głos?

Rozumiecie o co chodzi prawda? Brzydzimy się kampaniami wyborczymi. Mamy dosyć oglądania tych samych twarzy na każdym płotku. W każdej gazecie, w każdej audycji radiowej. A jak już jest po wszystkim, plakaty na płotkach zaczynają się brudzić i gnić. I tak tkwią i zaśmiecają nam osiedle, i dobre samopoczucie.

Przerzucając to na język internetów: na blogach zobaczycie wpisy „biorę udział w blogu roku”. Na Facebooku będziecie nałogowo odlajkowywać fanpage’e, bo będą zaśmiecały wam ścianę. I broń Boże nie próbujcie się przed nimi chować na instagramach, twitterach i snapchatach. Tam to też będzie! Jeszcze więcej, bo tam łatwiej o waszą uwagę.

Wreszcie, ostatnie lata pokazały, że ten wyścig o największą ilość głosów nie zawsze jest czysty. W zeszłym roku na Allegro można było kupić głosy. 5 złotych za głos. Rozumiecie? Czyli w zasadzie mogłabym w ogóle tego tekstu nie pisać, w ogóle nie wołać do was z poziomu Facebooka. Wystarczyłoby wyłożyć dwa tysiące i już – obecność w złotej dziesiątce mam w kieszeni. Czaicie to? Jaki jest sens, jaka przyjemność z walki z kimś, kto walczy nieczysto? Nawet jeśli nie z punktu widzenia prawa, to z punktu widzenia poczucia etyki (i estetyki też) na pewno.

Z drugiej strony mamy biorących udział w kampaniach wyborczych, którzy są tak pewni siebie, że palcem nie kiwną. Nie wyjdą do was, nie napiszą, nie wykażą dobrej woli. Bije arogancją. Tkwią w swojej idealności i tylko z daleka obserwują tych, którzy dla nich się starają. Ich też nie lubimy. Wspólnie sprowadzamy ich na ziemię. Wręcz zrzucamy z wysokości. To na pewno boli, ała.

Więc może jednak walczyć! Bo zobaczy mnie więcej osób. Walczyć, bo ciekawi mnie czy na mnie zagłosujecie, ciekawi mnie ilu z was we mnie wierzy i – być może – uważa to miejsce za bloga roku. Bo nie będę udawać, że wyróżnienie, może wygrana, mnie nie interesują. Interesują mnie niesamowicie! To byłby wielki sukces, z którego cieszyłabym się, jak małe dziecko. Albo jak podróżniczka, która po wielu dniach autostopowania w końcu dociera do wyznaczonego celu. Powiem to wyraźnie – tak, chciałabym wygrać! Tak szczerze, jak wygrywać się chce.

Walczyć, bo głosowanie jeszcze się nie zaczęło, a ja już widzę u siebie zmiany. Myślę o blogu i zastanawiam się czy ja bym na niego zagłosowała czy może mój głos poszedłby na kogoś innego. A jak na innego to dlaczego? Już teraz samokrytyka jest tak olbrzymia, że stworzyłam osobny plik, w którym zapisuję rzeczy, które muszę w swoim blogowaniu zmienić. Super! Tylko z tego powodu dobrze, że ten konkurs istnieje.

Wreszcie – i pewnie przede wszystkim – walczyć, bo takie współzawodnictwo to dobra szkoła życia.

Rozwinę tę ostatnią myśl. Współzawodniczyć nie lubię. Zbierając głosy, będę rywalizować z moimi bliskimi znajomymi. Być może będzie sytuacja, że albo oni, albo ja. Mi ktoś powie „Jesteś od nich lepsza. Załatwili sobie po znajomości”, im ktoś powie „załatwiła sobie, bo się sprzedaje – idzie na ilość, a nie jakość”. Muszę więc uważać, by nie tracić przyjaciół (tu mrugam do kilku osób, a oni wiedzą, że to do nich). Muszę uważać, by nie stracić szacunku do samej siebie i uważać by nie prosić was o głosy na kolanach. W końcu muszę uważać, by ten temat mnie nie pochłonął całkowicie. Mam kilka maili na które muszę odpisać. Kilka niezałatwionych spraw. Za 4 dni lecę do Izraela. Na pustyni będę świętować swoje, odbywające się raz na 4 lata, urodziny. To nie mają być urodziny z nosem w ekranie komórki, na której co minutę odświeżam wyniki głosowania. A mam skłonność do namiętnego obserwowania swoich statystyk, oj mam.

Na to wszystko muszę uważać i uważać zamierzam. Ten konkurs będzie dla mnie stąpaniem po linie. Wychodzę ze swojej sfery komfortu i ruszam w rzeczywistość, która mnie przeraża. Dokładnie tak samo, jak wtedy gdy zaczynałam pierwszą większą podróż. Czuję reisefieber – strach przed podróżą. Jak tę, o której pisałam wam przed wylotem do Kazachstanu. Zaczynam przygodę z blogiem roku!

Więc proszę was o głos na mojego bloga. By zagłosować, należy chwycić za komórkę lub tablet i wysłać smsa na numer 7124. W treści smsa wpiszcie C11122 (to mój kod, ładny, co nie? 🙂 ).

Sms kosztuje was 1,23 zł. Dochód idzie na Fundację Dziecięca Fantazja, która angażuje się w spełnianie marzeń nieuleczalnie chorych dzieci. Piękny cel! Jeśli nie chcecie głosować na mnie, zagłosujcie na kogoś innego i przekażcie tę złotówkę. Albo po prostu wpłaćcie ją bezpośrednio przez stronę fundacji. Siedzę na niej już kilkanaście minut i przeglądam marzenia dzieciaków. Jest co spełniać!

A jeśli uważacie, że należy mi się wygrana, to będzie mi bardzo miło, jeśli zachęcicie do głosowania swoich znajomych. Potrzebuję waszej pomocy. 🙂

Exit mobile version