Spis treści
1. Zaduma w parku
2. Asyż we Włoszech – miasto św. Franciszka
3. Erem w Carceri – św. Franciszek asceta
4. Czy św. Franciszek może być idolem?
5. Szlak św. Franciszka – Via di San Francesco
6. La Verna – początek szlaku
7. Gubbio – historia o wilku św. Franciszka
8. Z Gubbio do Asyżu – ostatnie kroki do celu
9. Przekraczamy granicę regionów – klasztor w Greccio
10. Zakończenie w Rzymie
Jeśli mam opisać to miejsce w jednym słowie, nie mam wątpliwości. Jest spokojne. Z dala od miasta, droga dojeżdża tylko do sanktuarium, które skutecznie zatrzymuje na sobie ewentualne hałasy. Przechodzący obok pielgrzymi nie rozmawiają ze sobą. Pogrążeni są w w modlitwie. Niektórzy zatrzymują się i opierają o barierkę na wzgórzu, inni siadają na ławeczkach, jeszcze inni kładą się na nich i w ten sposób medytują. Zabronione jest spożywanie posiłków i robienie zdjęć. Zabronione jest też przebywanie tu psów, choć Franciszkanie tłumaczą się, że jest to spowodowane wpisaniem konwentu na listę zabytków UNESCO – oni sami kochają zwierzęta i cieszyliby się z ich obecności.
Zakonnik pogrążony jest w lekturze, drzewa dają przyjemny cień. Ścieżek spacerowych jest tyle, że dałoby się schować na kilka godzin. Ptaszki śpiewają, a ja myślę, że tak wygląda kościół, który do mnie przemawia. W którym medytacja sama mi wchodzi.
Asyż we Włoszech – miasto św. Franciszka
Opisane wyżej miejsce znajduje się kilka kilometrów od Asyżu, miasta urodzenia św. Franciszka i największego miejsca kultu świętego. Zaprowadził mnie tutaj pieszy szlak z centrum, część wspaniałego szlaku św. Franciszka, który prowadzi z północnej Toskanii aż do Rzymu.
Asyż jest jego najważniejszym punktem. Część pielgrzymów tutaj kończy swoją wyprawę. Część dopiero tutaj zaczyna swój marsz i przez kolejne dni kieruje się do stolicy Włoch. Niewątpliwie jednak jest to miejsce obowiązkowe.
Zresztą powiedzmy sobie szczerze – jakie znacie miasta w Umbrii? Żadnego? Jedno? Bo jeśli jedno, to na pewno jest to Asyż. A jeśli przeglądacie wycieczkę „Włochy w 10 dni”, to jakie miejsce w Umbrii tam jest? No na bank Asyż. Tutaj jedzie każdy zaliczacz Włoch. Jadą tu też kościelne wycieczki. Każdy chce zobaczyć bazylikę w Asyżu.
Erem w Carceri – św. Franciszek asceta
Erem w Carceri, w którym teraz jestem jest przeciwieństwem zatłoczonej bazyliki. Tutaj docierają już nieliczni, ci którzy do Asyżu przyjechali na dłużej, lub ci głęboko wyznający filozofię św. Franciszka.
Pustelnia znajduje się na zboczach góry Subasio, na wysokości niemal 800 metrów. Franciszek przybył tu po raz pierwszy w 1205 roku, kiedy nie było tu nic, prócz małego oratorium. Lubił tu przebywać. Miejsce zapewniało ucieczkę od gwarnego miasta i kontakt z naturą, którą Franciszek, miłośnik przyrody, tak cenił. Dziś erem, wraz z miastem Asyż, znajduje się na UNESCO, a sam zakon osiągnął całkiem spore rozmiary. Nie zmieniło się jednak to, że Franciszkanie ciągle modlą się, spacerując po ogrodzie.
Czy św. Franciszek może być idolem?
Nie jestem katoliczką. Moi rodzice nigdy nie wychowywali mnie w duchu religijnym. Raz na jakiś czas mojej mamie się przypominało, że może warto iść ze mną do kościoła, ale jej zapał raczej należał do tych słomianych. Zwyczaje religijne były traktowane w kategoriach tradycji. Chodzę raz w roku na mszę we Wszystkich Świętych, ale bardziej po to, by oddać hołd zmarłym, niż by się za nich modlić. Za każdym razem gdy jestem w Paryżu, zapalam w Notre Dame świeczkę za dziadka, ale tylko dlatego, że kiedyś zapaliłam ją tam razem z nim i wiem, że by mu się to spodobało.
A jednak mam wrażenie, że całkiem nieźle u mnie z wykształceniem katolickim. Biblia dla dzieci została przeczytana pewnie z milion razy. Biblia prawdziwa raz, a poszczególne księgi i ewangelie po kilka razy. Regularnie można mnie zobaczyć z Tygodnikiem Powszechnym. No i nieodmiennie wyznaję szkolną zasadę, że kulturę mam od Greków, prawo od Rzymian, a etykę z Palestyny.
A i uwielbiam papieża!
Poważnie, słowa Jorga Maria Bergoglia czytam i słucham z największym zainteresowaniem i niemal co chwilę krzyczę „tak!”, „dokładnie!”. Nie zgadzam się co prawda ze wszystkim, ale zwracanie uwagi na ekologię, pomoc biednym, zachętę do modlenia się (czy w moim przypadku – medytacji) w czasie niedzielnych spacerów, wezwania do korzystania z radości życia czy prośba o wybaczenie, z jaką zwrócił się do osób innych wyznań są po prostu rewelacyjne.
No i absolutnie się nie dziwię, że jako patrona wybrał św. Franciszka. Oboje są moimi idolami. Św. Franciszek uznawany jest za wielkiego ekologa. Franciszkanie do dziś znani są ze swojego świetnego poczucia humoru, miłości do zwierząt i pomocy biednym. Miałam okazję porozmawiać z kilkoma zakonnikami w czasie tej wycieczki. Byli świetni!
Szlak św. Franciszka – Via di San Francesco
O szlaku św. Franciszka, po raz pierwszy usłyszałam kilka lat temu. Zainteresował mnie przede wszystkim dlatego, że był to pieszy szlak (uwielbiam chodzić) po miejscach związanych z kulturą (odwiedzanie małych miasteczek – jami!) po Włoszech (no czy muszę wam mówić o mojej miłości do nich?). Następnie, rok temu, zwiedzałam sanktuarium w Alwerni w północnej Toskanii, gdzie opowiedziano mi więcej o szlaku poświęconym świętemu. Opowiedziano też więcej o samym świętym i przypomniano legendy o nim, które już dawno zapomniałam. Wreszcie byłam już pewna. Chcę ten szlak przejść!
Możecie więc wyobrazić sobie moje szczęście, gdy rok później osoby odpowiedzialne za projekt Italian Wonder Ways, które zajmują się promocją szlaków długodystansowych we Włoszech, zaprosiły mnie na wycieczkę dziennikarską, bym poznała szlak św. Franciszka bliżej. Oczywiście, że tak!
Via di San Francesco to niedawno wytyczony szlak, który prowadzi z sanktuarium w Alwerni (wł. La Verna) przez Asyż do Rzymu. Wersja, która robi się coraz popularniejsza, to rozpoczęcie szlaku we Florencji, a to dlatego, by turyści lepiej kojarzyli miejsce startu. Całość ma 550 km (z Florencji). Idąc po oznakowanej drodze, po której powstało już kilka przewodników, trafiamy do małych miasteczek, klasztorów franciszkańskich, ale też idziemy przez parki krajobrazowe i miejsca, w których każdy turysta jest wciąż niespodzianką. Ja sama uznaję szlak przede wszystkim za świetny sposób przyglądania się wiejskiemu życiu środkowych Włoch.
La Verna – początek szlaku
Dojeżdżamy do La Verny, znanej w Polsce, jako Alwernia. Przeor wypowiada słowa modlitwy, po której ruszamy w drogę. La Verna to najbardziej położone na północ miejsce na szlaku – tutaj wielokrotnie przebywał św. Franciszek i tutaj według legendy otrzymał stygmaty (więcej napisałam w osobnym wpisie). La Verna była idealnym miejscem na modlitwę Franciszka i jego uczniów. Położona w środku prehistorycznego lasu Casentino, który dzisiaj jest parkiem narodowym, była dokładnie tym, co Franciszek-ekolog lubił. My zakładamy na plecy plecaki, bierzemy nasze paszporty pielgrzyma i idziemy na szlak. Pierwszy etap to wędrówka przez las do Pieve santo Stefano.
Gubbio – historia o wilku św. Franciszka
Szóstego dnia pielgrzym przychodzi do Gubbio. To jedno z najpiękniejszych miast Umbrii. Na jego położonej na wzgórzu starówce wyróżnia się nietypowy rynek, który jest nadbudowanym tarasem, który nie opiera się na skale, a na sztucznie wybudowanych murach. Nad nim dominuje piękny pałac, w którym obecnie mieści się muzeum i z którego rozpościera się znakomity widok na miasto.
Gubbio nazywane jest miastem szaleńców. Jego mieszkańcy znani są z oryginalnego myślenia i nie poddawania się manipulacjom.
Według legendy opisanej w „Kwiatkach św. Franciszka” miasto nawiedzał okrutny wilk. Każdy, kto próbował go zabić, był zjadany przez bestię. Mieszkańcy poprosili o pomoc przebywającego tu Franciszka. Ten poszedł do wilka i od tego czasu zwierzę zachowywało się, jak potulny psiak. Mieszkańcy tak przywiązali się do wilka, że gdy zmarł, pochowali go w sarkofagu, który dziś – nie przestaje mnie to bawić – znajduje się w kościele św. Franciszka od pokoju.
Z Gubbio do Asyżu – ostatnie kroki do celu
Być może większość pielgrzymów robi trasę z La Verny do Asyżu i na tym poprzestaje. Po Gubbio jest uwielbiająca pielgrzymów Valfabbrica. Stąd już tylko 14 km do Asyżu.
To piękny etap wędrówki! Szlak prowadzi przez łagodne rolnicze wzgórza. W oddali widać położony na wzgórzu Asyż, który przybliża się do nas coraz bardziej. Wreszcie czeka nas odpoczynek pod bramami miasta, w lesie św. Franciszka (Bosco di San Francesco), przez który przejście ostatecznie dzieli nas przed dotarciem do bram Asyżu.
Przekraczamy granicę regionów – klasztor w Greccio
Ten poranek był zimny. Po wczorajszej uczcie w Spello miałam lekkiego kaca i marzyłam tylko o łyku orzeźwiającej coli. Niełatwo o nią było w Stroncone – miasteczku średniowiecznej twierdzy, ostatnim, jakie odwiedzam w Umbrii.
Pamiętacie, jak niedawno pisałam o najpiękniejszych miasteczkach we Włoszech? Zdziwiłam się wtedy, że widziałam ich tak mało. Wycieczka szlakiem św. Franciszka przyniosła kolejne trzy – kwieciste Spello, kamienne Stroncone i relaksujące Greccio, do którego idę moje ostatnie kilkanaście kilometrów.
Granica między miasteczkami jest wspaniała. Znowu trafiliśmy do lasu na zboczach góry, na szczycie której znajduje się granica Umbrii i Lacjum. Stąd też rozpościera się świetny widok na malutkie Greccio, do którego teraz idziemy. Tam, w dolinie rzeki Rieti, zwanej też świętą doliną, czeka nas ostatni zwiedzany przez nas klasztor.
Nie przewijajcie tej części! Obiecuję, że zaskoczę ciekawostką z Greccio!
To był rok 1223, zbliżało się Boże Narodzenie. Franciszek postanowił świętować je w Greccio, gdzie od właściciela tych ziem, Jana Velity, otrzymał zalesione wzgórze.
Franciszek poprosił Jana, by ten w dzień Bożego Narodzenia, przyprowadził do groty woła i osła. By dostarczył też do niej siana i by mogli się tam zgromadzić i w ten sposób wspominać stajenkę w Betlejem – odtwarzając jej klimat.
Dziś Greccio znane jest na całym świecie nie z powodu swojego niepodważalnego uroku, a właśnie dlatego, że to stąd pochodzą bożonarodzeniowe szopki. We wiosce mieści się nawet muzeum szopek.
Zakończenie w Rzymie
W Greccio wsiedliśmy w autobus i ruszyliśmy do Rzymu. To już był koniec podróży szlakiem Franciszka. Dwudziestodniową trasę zrobiłam w tydzień. Czy poznałam życie na szlaku? Nie.
W grupie wesołych dziennikarzy i blogerów nie mogłam się nudzić. Przegadałam każdy metr, który przeszłam z nimi na szlaku. Słuchałam opowieści z Holandii, Australii, Niemiec, Hiszpanii i z samych Włoch. Ze mną był między innymi Fabrizio Ardito, znany we Włoszech pisarz podróżniczy. Jak tu nie rozmawiać?
Ani razu się nie zmęczyłam. Zapomniałam jednak kijków trekkingowych, przez co przypomniałam sobie, jak bolesne potrafi być chodzenie. Nie na tyle jednak, by naprawdę doświadczyć trudów i nudy długich marszów.
I nie żałuję że pojechałam na ten wyjazd. Dowiedziałam się wiele o szlaku i utwierdziłam w przekonaniu, że chcę na niego wrócić. Tym razem sumiennie przejdę od wioski do wioski. Nie będę spała w hotelach dla dziennikarzy, a w schroniskach dla pielgrzymów. I w każdej jednej mieścinie wypiję kawę. Bo – przepraszam Franciszku – jej nie odpuszczę.
Podobał Ci się ten tekst? Bardzo się cieszę! Zajrzyj też do innych artykułów o Włoszech. Wszystkie zebrałam tutaj. A jeśli jeszcze tego nie robisz, to zacznij śledzić bloga na Facebooku. Tam na żywo zdjęcia, relacje z wycieczek i info o najnowszych tekstach.
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂