Koszmar Riwiery Adriatyckiej
Wyjeżdżam z Rawenny i niespiesznym tempem kieruję się na północ. Po prawej stronie mijam dziesiątki turystycznych osad, kempingi, resorty, domki letniskowe. Dalej rozpościera się piaszczysta plaża z milionem leżaków. Jeszcze dalej morze, które jest przyczyną tego całego zamieszania.
Nie lubię Riwiery Adriatyckiej. Tysiące hoteli, zero prywatności, kiczowate pamiątki na promenadach, obozy z całego świata posiadające ten sam komercyjny program, który można by realizować w każdym miejscu na świecie. Głośne imprezy na plaży i zabijanie świadomości o lokalnym kolorycie. Od Cattolici, przez Riccione, Rimini, Casenatico, Ravennę, Comacchio, omijając Wenecję aż po Bibione i Grado wszystko wygląda podobnie. Pamiętam, że w wieku 12 lat przyjechałam tu na dwutygodniowy obóz.
Tu czyli gdzie? Nie wiem! Każda kolejna miejscowość jest tak do siebie podobna, że dzisiaj po 15 latach nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie byłam. Wiem, że w ramach wycieczek jednodniowych odwiedziłam Mirabilandię i Wenecję. Ale to też mi nic nie podpowiada, bo mogłabym je mieć z każdego z wyżej wymienionych miejsc. Niestety – miejscowości-kurorty nadmorskie zlały się w nieciekawą jedność.
Ale czy to znaczy, że nie polecam? No właśnie nie. Polecam i to bardzo. Bo co prawda po prawej mam morze i zapchaną plażę, ale po lewej dzieje się coś niesamowitego.
Rimini ma przepiękne stare miasto, Ravenna lśni mozaikami. Bibione znakomicie nadaje się do obserwowania ptactwa, a pomiędzy – i tu tym razem zatrzymam się na dłużej – pomiędzy znajduje się delta rzeki Pad.
Pierwsze zetknięcie z deltą i miasteczko Comacchio
To było w ubiegłym roku, kiedy samochodem jeździłam po Emilii Romanii. Tego dnia jechałam z Ravenny do Ferrary. Już wcześniej słyszałam, że nie powinnam wybrać najkrótszej drogi i zamiast tego podążać wybrzeżem.
[wp_geo_map]
Po 20 kilometrach zobaczyłam po swojej lewej ogromne przestrzenie wody. Był to Park Regionalny Delty Padu (Parco Regionale del Delta del Po).
Pamiętam, że jechałam autem i zachwycałam się, jak znakomite jest to miejsce na rower. Dziesiątki kilometrów dróżek wzdłuż i pomiędzy akwenami wodnymi z ptactwem, z domkami rybaków i z trzcinami wodnymi.
Czas mnie gonił, roweru przy sobie nie miałam. Zatrzymałam się jednak w najważniejszym, najbardziej urokliwym miasteczku delty Padu – w Comacchio.
O Comacchio pisałam już kiedyś, jako o jednym z pięciu najśliczniejszych miasteczek Emilii Romanii spoza turystycznego szlaku. Mimo że określenie jest oklepane, naturalnym było jego użycie – Comacchio to mała Wenecja. Wenecja bez turystów. Zamiast dróg w centrum miasta mamy kanały. Na barkach mieszczą się tanie kawiarnie, raczej puste restauracje położone są przy samej wodzie. Spacerowałam po miasteczku zachwycona mostami, kościołami i przede wszystkim ciszą.
Rok później
W tym roku, gdy stało się jasne, że wracam do Emilii Romanii, Nick – znajomy z organizacji turystycznej regionu – spytał mnie, gdzie bym chciała pojechać. Nie miałam żadnych wątpliwości – chciałam zwiedzić deltę Padu.
Nick zaryzykował i poprosił nieznanego sobie wcześniej faceta posiadającego firmę Delta Adventures, by ten swoim jeepem pokazał mi okolicę. Ten drugi podjechał po nas do Ferrary i zaczęła się przygoda.
Antonio i jego obrońcy ptaków
Wiecie jak to działa – jeśli pasjonat guzików ma dar opowieści i przemawia przez niego miłość, to przez pięć godzin będziecie wpatrzeni słuchać o guzikach i będzie to dla was prawdziwie pasjonujące. Antonio jest osobowością samą w sobie. Z zawodu fotograf, przez dłuższy czas pracował w branży modowej. W końcu, jak sam mówi, wkurzyły go kaprysy modelek i rzucił to, by poświęcić się temu, co lubi najbardziej – naturze. A zwłaszcza ptactwu.
Dwa lata temu Antonio znalazł maleńkie pisklę odrzucone przez matkę. Zabrał je do domu i czule się nim zajmując, ocalił małemu życie. Nazwał go Birdy i od tego momentu są swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Antonio opowiadał, że Birdy bierze z nim prysznic, naśladuje go przy wycieraniu się ręcznikiem, je w podobnym czasie – traktuje Antonia jak swoją matkę.
A. poszedł dalej. Napisał pierwszą we Włoszech książkę o birdgardeningu, czyli o zarządzaniu ogrodem w taki sposób, by zagościło w nim ptactwo. Jako wolontariusz prowadzi też zajęcia w lokalnej szkole z dziećmi. Nazwali się Birdy Rangers (ochroniarzami ptaków) i razem chodzą obserwować ptaki, pilnować czy wszystko z nimi w porządku, budować karmniki. Poprzez atrakcyjną zabawę w bycie bohaterem, uczy młodych zainteresowania naturą. Jak widzicie facet sam w sobie jest materiałem na długi artykuł.
Zaczynamy przygodę!
I taki pasjonat bierze nas w ptasie królestwo. To się nie mogło nie udać! Zaczęliśmy wycieczkę brzegiem kanału, który oddziela region Emilii-Romanii od regionu Wenecji. Minęliśmy zamek w Mesoli, a dojeżdżając do morza przekroczyliśmy kanał mostem na barkach!
Mostem na barkach! Na wodzie zostały umieszczone łodzie, na których został położony most w taki sposób, byśmy mogli po nim przejechać na drugą stronę. Po chwili dojechaliśmy do łodzi, która miała nas zabrać na wyspę z latarnią morską.
Isola dell’Amore – wyspa hipisów
Marzycie dziś lub marzyliście kiedyś, by oddać się naturze? By przepłynąć rzekę i znaleźć się w innym świecie z białą latarnią morską i rozległą plażą? I na tej plaży z innymi wielbicielami przyrody mieszkać przez wszystkie ciepłe dni w domkach na plaży? No. Tak w teorii wygląda wyspa… Niestety praktyka wie swoje i zamiast obcowania z przyrodą, enklawa hipisów stała się miejscem kilkumiesięcznej imprezy z alkoholem, narkotykami i wolnym seksem. Gdy przybyliśmy na wyspę, romantycznie nazywaną wyspą miłości, było jeszcze przed sezonem i żadnego ze wspomnianych hipisów nie spotkałam, jednak bałagan, jaki na niej panował mówił sam za siebie – tu nie ma raju. Ale jest historia z pieprzykiem.
Rezerwat dzikich zwierząt
Po chwilowej wizycie w rejonie Wenecja, wracamy na południe i wjeżdżamy do rezerwatu dzikich zwierząt. Na dość dużej, ale jednak zamkniętej przestrzeni, pasą się dzikie konie i czarne byki. Spacerujemy między tymi pierwszymi, jeździmy samochodem wokół tych drugich. Patrzą na nas ciekawsko, nie mogąc się zdecydować czy jesteśmy intruzami czy pasjonującymi innymi, z którymi nawet można się zaprzyjaźnić. Jako, że są za płotem, nieczęsto zdarza im się widzieć ludzi. Antonio jest jedną z kilku osób w rejonie, który ma pozwolenie wjazdu do rezerwatu.
Zachód słońca nad deltą Padu
Wycieczka trwa już kilka długich godzin. Wjeżdżamy do miejsca, o którym marzyłam od roku – w okolice największych basenów wodnych. Rozmawiamy i robimy sobie zdjęcia z rybakami, wchodzimy do domków rybackich, przy których wiszą rozłożone sieci. Dawniej były tu też saliny – przetwórnie soli. Tu w końcu są miejsca wymarzone do zatrzymania się na dłużej z lornetką i obserwację ptaków.
Zostaliśmy na noc w ekoturystycznym, ale jednak olbrzymim i komercyjnym resorcie. Były w nim już pierwsze kolonie. Napisy polskie uświadamiały mnie, że „nasi tu bywają”. Kamperowcy, rodziny w domkach, większe wycieczki. Przyjeżdżają tu na weekend, na tydzień, na trzy tygodnie. I naprawdę szkoda, że tak mało z nich wie, że w okolicy znajduje się takie cudo, jak Delta Padu.
PS. Jeśli wam mało i nie wierzycie, że delta Padu jest taka super, to jeszcze dodam, że została umieszczona na UNESCO. Jeśli nie uwierzyliście mi, to może uwierzycie komisji 😉
Być może zainteresuje Cię też
- 8 rzeczy, które musisz zrobić w Ferrarze
- Rimini spoza szlaku, albo jak się niespodziewanie zakochałam
- 5 miasteczek Emilii Romanii, w których warto schować się przed światem
Jedziesz do Emilii Romanii? A wiesz, że na blogu jest 20 artykułów o tym regionie? Wszystkie znajdziesz tutaj. A może podobał Ci się ten tekst? Kolejne będą jeszcze fajniejsze! Dołącz do czytelników bloga na Facebooku i bądź już zawsze na bieżąco.
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂
Solorz Memy
17 czerwca, 2022Przyznam szczerze, że miło i przyjemnie się czyta Twój Portal. Masz wielki talent, ambicję i lekkie pióro… gratuluję 🙂
~polakogruzin
28 października, 2015Od dawna nie jeżdżę na zachód Europy ale jestem pewien, że pod warstwą tej lukrowanej turystozy jest wspaniała historia, krajobrazy, miejsca i dziękuję, że mogłem u Ciebie o nich przeczytać 🙂
~polakogruzin
28 października, 2015Od dawna nie jeżdżę na zachód Europy ale jestem pewien, że pod warstwą tej lukrowanej turystozy jest wspaniała historia, krajobrazy, miejsca i dziękuję, że mogłem u Ciebie o nich przeczytać 🙂
~Oliwia | The Ollie
27 października, 2015Bardzo się cieszę, że mam teraz bliżej do Włoch i zamierzam je reguralnie odwiedzać, tam chyba nie ma miejsc, których nie można nazwać świetnymi, a pięknych jest mnóstwo.
~Oliwia | The Ollie
27 października, 2015Bardzo się cieszę, że mam teraz bliżej do Włoch i zamierzam je reguralnie odwiedzać, tam chyba nie ma miejsc, których nie można nazwać świetnymi, a pięknych jest mnóstwo.
~Marcin W
27 października, 2015Piękny opis nieznanej mi części Włoch! Jak na razie, odwiedzam głównie miasta, te większe, bo na ich punkcie mam bzika, ale podoba mi się to zjeżdżanie na inne szlaki! Pozdrawiam!
~Marcin W
27 października, 2015Piękny opis nieznanej mi części Włoch! Jak na razie, odwiedzam głównie miasta, te większe, bo na ich punkcie mam bzika, ale podoba mi się to zjeżdżanie na inne szlaki! Pozdrawiam!
~Kinga
26 października, 2015bird gardening! o tym nie słyszałam. Wiedziałam jedynie, że dość popularne jest teraz arażowanie ogródów tak, aby zagościły w nich…. pszczoły. 😉 których niestety jest coraz mniej, a jeżeli ich jeszcze ubędzie, to może dojść do katastrofy ekologicznej.
~Bartek
26 października, 2015Myślę, że do podobnej katastrofy może dojść, jeśli zanikać będą motyle. Kto by pomyślał, że działalność człowieka doprowadzi do takiej sytuacji, że bardzo wiele gatunków tych pięknych owadów będzie można oglądać tylko w rezerwatach, parkach krajobrazowych lub farmach motyli…
~Kinga
26 października, 2015bird gardening! o tym nie słyszałam. Wiedziałam jedynie, że dość popularne jest teraz arażowanie ogródów tak, aby zagościły w nich…. pszczoły. 😉 których niestety jest coraz mniej, a jeżeli ich jeszcze ubędzie, to może dojść do katastrofy ekologicznej.
~Bartek
26 października, 2015Myślę, że do podobnej katastrofy może dojść, jeśli zanikać będą motyle. Kto by pomyślał, że działalność człowieka doprowadzi do takiej sytuacji, że bardzo wiele gatunków tych pięknych owadów będzie można oglądać tylko w rezerwatach, parkach krajobrazowych lub farmach motyli…
~Basia || Podróże Hani
25 października, 2015Włochy pamiętam z wakacji z rodzicami, ale wtedy było właśnie tak dość oklepanie – Wenecja i okolice z plażą. Super, że coraz więcej zamieszczasz informacji praktycznych, jak się zdecydujemy na ten kierunek to z pewnością wrócę po informacje.
~Basia || Podróże Hani
25 października, 2015Włochy pamiętam z wakacji z rodzicami, ale wtedy było właśnie tak dość oklepanie – Wenecja i okolice z plażą. Super, że coraz więcej zamieszczasz informacji praktycznych, jak się zdecydujemy na ten kierunek to z pewnością wrócę po informacje.
~Darek | Przedeptane.pl
25 października, 2015Najbardziej zaintrygowały mnie te konstrukcje do rozwieszania sieci. Nie chciałbym być rybą w tym miejscu 🙂
~Darek | Przedeptane.pl
25 października, 2015Najbardziej zaintrygowały mnie te konstrukcje do rozwieszania sieci. Nie chciałbym być rybą w tym miejscu 🙂
~Hey Adventure
20 października, 2015Intrygujące zdjęcia i opis. Co do UNESCO to komisji nie ma co wierzyć, warto na własnej skórze się tam wybrać i samemu zdanie wyrobić. 🙂
~Hey Adventure
20 października, 2015Intrygujące zdjęcia i opis. Co do UNESCO to komisji nie ma co wierzyć, warto na własnej skórze się tam wybrać i samemu zdanie wyrobić. 🙂
~Bartek
18 października, 2015Pięknie opisana Delta Padu spoza szlaku turystycznego. Ja co prawda jeżdżę w miejsca bardziej znane na terenie Włoch, ale kiedy je odwiedzam, zawsze sie przekonuję, jak mało o nich dotąd wiedziałem i ile wiadomości mam do zdobycia i przekazania na moim blogu. A w tym (2015) roku po raz pierwszy w planach podróży do Italii znalazły się – oprócz zabytków architektury i dzieł sztuki oraz taboru kolejowego – to moje trzy wielkie pasje – także, byc może o tym już pisałem, motyle dzienne. Jakoś pasja napotkanego przez Ciebie Antonio wobec cudów natury wydaje mi się zadziwiająco pokrewna wobec mojej motylkowej pasji. Niestety, poszukiwania tych najpiękniejszych owadów świata zaplanowałem w ogrodzie renesansowej Villa Rotonda w Vicenzy. To prawda, ten budynek znajduje się na przedmieściach Vicenzy i w bliskości naturze, nawet na trawniku w samym ogrodzie latały liczne motyle, najpewniej z rodziny bielinkowatych i modraszkowatych. Ale upał był taki, że niewiele z nich przysiadało gdziekolwiek, wolały na ochłodę intensywnie trzepotać skrzydełkami i latać. Tylko dwa osobniki spoczęły na wyłaniających się z trawy kwiatachi – nawet dały się uwiecznić w obiektywie. Ale nie mam się za bardzo czym chwalić, oba dadzą się napotkać i w Polsce. Jednego z nich z entuzjazmem identyfikowałem jako “egzotyczny” – tzn. nie występujący w Polsce gatunek modraszka, mianowicie Polyommatus escheri, jednak teraz – po konsutlacji z portalami lepidopterologicznymi i innymi internetowymi źródłami wiedzy mam 100% pewności, że to nie był ten gatunek. Najpewniej Polyommatus eroides – po naszemu modraszek eros – rzadko w naszym kraju spotykany, za to w krajach śródziemnomorskich doś pospolity. To też jakaś tam zdobycz, nie zaprzeczę. A drugi uwieczniony przeze mnie osobnik – też przez chwilę wierzyłem – że to “egzotyczny” Lycaena thersamon – czerwończyk tersamon, jednak znacznie wcześniej upewniłem się, że to nie on, lecz znany i pospolity także w naszym kraju Lycaena phlaeas – czerwończyk żarek. Skoro więc łowy nie do końca się powiodły pozostało mi jedynie mieć nadzieję, że wszystko jeszcze przede mną, że może w przysłorocznej wyprawie do Italii będzie okazja na uwiecznienie w kadrach fotograficznych jakichś bardziej typowych motyli dla strefy śródziemnomorskiej.
Raz jeszcze gratuluję opisu podróżyi czekam na kolejne wpisy!
~Bartek
18 października, 2015Pięknie opisana Delta Padu spoza szlaku turystycznego. Ja co prawda jeżdżę w miejsca bardziej znane na terenie Włoch, ale kiedy je odwiedzam, zawsze sie przekonuję, jak mało o nich dotąd wiedziałem i ile wiadomości mam do zdobycia i przekazania na moim blogu. A w tym (2015) roku po raz pierwszy w planach podróży do Italii znalazły się – oprócz zabytków architektury i dzieł sztuki oraz taboru kolejowego – to moje trzy wielkie pasje – także, byc może o tym już pisałem, motyle dzienne. Jakoś pasja napotkanego przez Ciebie Antonio wobec cudów natury wydaje mi się zadziwiająco pokrewna wobec mojej motylkowej pasji. Niestety, poszukiwania tych najpiękniejszych owadów świata zaplanowałem w ogrodzie renesansowej Villa Rotonda w Vicenzy. To prawda, ten budynek znajduje się na przedmieściach Vicenzy i w bliskości naturze, nawet na trawniku w samym ogrodzie latały liczne motyle, najpewniej z rodziny bielinkowatych i modraszkowatych. Ale upał był taki, że niewiele z nich przysiadało gdziekolwiek, wolały na ochłodę intensywnie trzepotać skrzydełkami i latać. Tylko dwa osobniki spoczęły na wyłaniających się z trawy kwiatachi – nawet dały się uwiecznić w obiektywie. Ale nie mam się za bardzo czym chwalić, oba dadzą się napotkać i w Polsce. Jednego z nich z entuzjazmem identyfikowałem jako “egzotyczny” – tzn. nie występujący w Polsce gatunek modraszka, mianowicie Polyommatus escheri, jednak teraz – po konsutlacji z portalami lepidopterologicznymi i innymi internetowymi źródłami wiedzy mam 100% pewności, że to nie był ten gatunek. Najpewniej Polyommatus eroides – po naszemu modraszek eros – rzadko w naszym kraju spotykany, za to w krajach śródziemnomorskich doś pospolity. To też jakaś tam zdobycz, nie zaprzeczę. A drugi uwieczniony przeze mnie osobnik – też przez chwilę wierzyłem – że to “egzotyczny” Lycaena thersamon – czerwończyk tersamon, jednak znacznie wcześniej upewniłem się, że to nie on, lecz znany i pospolity także w naszym kraju Lycaena phlaeas – czerwończyk żarek. Skoro więc łowy nie do końca się powiodły pozostało mi jedynie mieć nadzieję, że wszystko jeszcze przede mną, że może w przysłorocznej wyprawie do Italii będzie okazja na uwiecznienie w kadrach fotograficznych jakichś bardziej typowych motyli dla strefy śródziemnomorskiej.
Raz jeszcze gratuluję opisu podróżyi czekam na kolejne wpisy!